Abp Hoser: Kościół zdradził Jana Pawła II

Abp Hoser: Kościół zdradził Jana Pawła II
(fot. shutterstock)
Alina Petrowa-Wasilewicz i o. Jacek Szymczak OP / KAI

Kościół zdradził Jana Pawła II, bo praktyka duszpasterska dotycząca małżeństwa i rodziny nie poszła za głosem papieża, a nawet nie zapoznał się z jego nauczaniem.

Alina Petrowa-Wasilewicz, o. Jacek Szymczak OP (KAI): Pierwszą część obrad Synodu, poświęconego rodzinie mamy za sobą. Jak będzie wyglądać kolejna?

DEON.PL POLECA

Abp Henryk Hoser: Na Synodzie będzie konfrontacja z delegatami z krajów, gdzie jest już większościowa patologia rodzinna - rozpad rodzin, rodziny patchworkowe, niewielki procent trwałych, nierozerwalnych małżeństw. I postulat udzielania Komunii św. dla rozwiedzionych. Tkwi w tym błędne założenie, bo jest to postulat miłosierdzia Bożego bez sprawiedliwości, gdy tymczasem trzeba zacząć od tego, że w życiu małżeńskim i rodzinnym musi być zagwarantowana sprawiedliwość, czego zupełnie nie bierzemy pod uwagę.

Często cytuję słowa Jana Chrzciciela, który powiedział do cudzołożnego króla Heroda: "Nie masz prawa brać żony twojego brata". To wymóg sprawiedliwości i za to też oddał życie. Pisze o tym Jan Paweł II - że miłość ma być sprawiedliwa, a my mamy być sprawiedliwi wobec Boga. Gdyż drugą stroną braku sprawiedliwości jest czyjaś krzywda. A o krzywdzie się nie mówi. O krzywdzie słabych się nie mówi, gdyż nastała epoka darwinizmu społecznego.

To cyfrowe zdjęcie rodziny - tak powiedział Ksiądz Arcybiskup o odpowiedziach na ankietę, rozesłaną przed Synodem o rodzinie. Co widać na tym zdjęciu?

Ankieta miała zakres światowy, to zdjęcie zbiorowe. Na tym polega jej wielka wartość, choć była nieprecyzyjna, nie uwzględniała metodologii badań socjologicznych. Pytania były otwarte, a odpowiedziami były subiektywne poglądy, jakieś przybliżenie stanowisk. Jest w tym brak precyzji, pewne problemy zostały albo niedowartościowane, albo przewartościowane. Tak to tłumaczył sekretarz Synodu, kard. Lorenzo Baldisseri.

W naszej diecezji rozesłaliśmy ankiety, ale wcześniej, w roku 2010, zrobiliśmy badania socjologiczne. I co się okazało? Że są stałe tendencje destabilizacji życia rodzinnego. Polska pod tym względem jest przesunięta w fazie w stosunku do Zachodu, różnica wynosi 20-30 lat, ale wpływy kultury liberalnej stają się u nas coraz bardziej akceptowane nawet w tradycyjnych środowiskach. Potwierdza to kolęda, czyli wizyty duszpasterskie w domach; nie ma wątpliwości, że narasta zjawisko kohabitacji młodych. To zjawisko jest dość szerokie, ponieważ spotyka się ze zgodą rodziców i dziadków.

Czym to można tłumaczyć?

Sceptycyzmem wobec możliwości realizacji projektu rodziny sakramentalnej. Starsze pokolenie nie zakłada już imperatywu wierności, nawet przy zawieraniu małżeństwa sakramentalnego, gdyż zanika świadomość czy znajomość czym jest sakrament małżeństwa. Mówi się "ślub w Kościele" i wiadomo, że to ładnie wygląda, jest piękna oprawa, muzyka, wzruszenie, rodzice się cieszą. Ale jak nam nie wyjdzie, to się rozstaniemy, z góry tak zakładamy. Nie ma też sprzeciwu starszego pokolenia, które też nieraz żyło według wartości dalekich od chrześcijaństwa, choć rodziców łączył sakrament.

Trzeba jeszcze pamiętać, że nasze społeczeństwo jest społeczeństwem postaborcyjnym. Jest w nim ogromna trauma, zakodowana w pamięci somatycznej setek tysięcy osób, kobiet i mężczyzn. Po 1956 r., w wyniku ustawy legalizującej aborcję, wykonywano ok. 800 tys. aborcji rocznie. To przerażająca liczba. Owa trauma nadal funkcjonuje. W tygodniku "Idziemy" z listopada ub. roku ukazał się wstrząsający wywiad z prof. Philipem Neyem, kanadyjskim psychiatrą, o skutkach, jakim jest syndrom postaborcyjny w wymiarze społecznym, jako syndrom "ocaleńców". Jednym z jego objawów jest agresja wobec kobiet w ciąży, a także matek z małymi dziećmi, zwłaszcza wielodzietnych.

Długo sączona była propaganda przeciw rodzinom wielodzietnym, uważano je za patologię, zajmowały się nimi kabarety, które wykpiwały tych ludzi, śpiewały szydercze piosenki "Co rok to prorok". Teraz, gdy jest już za późno, pojawia się refleksja i podejmuje działania, żeby myślenie o dzietności odwrócić, ale wszystkie działania są w Europie podejmowane za późno.

W Polsce rozpada się około 30 proc. małżeństw i tendencja jest wzrostowa. Do tej nowej sytuacji ogromnie przyczyniła się emigracja. Odkryłem to jeszcze w latach 90., gdy spowiadałem w pewnej miejscowości, w której mieściły się obozy dla polskich uchodźców. W co drugiej spowiedzi była mowa o zdradzie małżeńskiej, bo współmałżonek został w Polsce. Te skutki istnieją i choć proces destabilizacji małżeństw postępuje powoli, jest on bardzo wyraźny. Mamy tu mechanizm błędnego koła życia rodzinnego - dzieci, na oczach których rozpada się małżeństwo rodziców, mają osłabioną zdolność do stworzenia stałej, stabilnej rodziny, gdyż nie miały osobowego wzorca. A dla dziecka rozwód rodziców to najstraszniejsze trzęsienie ziemi, o czym nie chce się już pamiętać.

Migracja, ubóstwo, upadek komunizmu, rozbijają małżeństwa. Ksiądz Arcybiskup stwierdził też, że "małżeństwo i rodzina są celem nieprzyjaznej polityki, która ogarnia cały świat".

Od czasów industrializacji całe ludzkie życie zostało podporządkowane produkcji. Społeczeństwa podporządkowane są produkcji, efektywności, maksymalizacji zysku. Jednostka jest trybikiem w tym procesie, a optymalizacja zysku została dziś doprowadzona do absolutnej perfekcji, do bezwzględnego drenażu społeczeństwa. Liberalizm redukuje interwencję państwową w tym zakresie. Należałoby osłabić te mechanizmy i stworzyć osłonę społeczną, ekonomiczną, również dla rodziny i jej przyszłości. Marketing uważa, że rodzina zmniejsza i osłabia produkcję, odciąga od niej.

Jeden z analityków, ekspert banku watykańskiego, który pracował w Kalifornii, mówił, że analitycy marketingu uznali, iż rozwody są korzystne dla handlu detalicznego, gdyż wymuszają rekonstrukcję gospodarstw domowych. Po rozstaniu trzeba kupić nową lodówkę, pralkę, mieszkanie. Z drugiej strony konsumpcja staje się swoistą konsolacją po traumie, ma być pociechą po poniesionej porażce życiowej. Podobnie jest u singli - pustkę także ma wypełnić konsumpcja. W związku z tym działania prorozwodowe są perspektywą na uzyskanie konsumentów, a Polska nie jest wyjątkiem, organizuje się specjalne targi rozwodowe, kancelarie adwokackie i niektóre media zamieszczają porady prawne jak skutecznie przeprowadzić rozwód.

A jest to coraz bardziej akceptowana droga, stawiana niejako za wzór. Na licznych portalach internetowych i w tabloidach odbiorcy tumanieni są życiem gwiazd, w którym jest wiele patologii. Aktor lub polityk, którzy porzucili żony z kilkorgiem dzieci, kreowani są na bohaterów. Cały czas społeczeństwo epatowane jest negatywnymi bohaterami, stawianymi na piedestale. Ludzie to widzą, chłoną, są całkowicie bezkrytyczni wobec przekazu medialnego.

Ten brak krytycyzmu rzucił mi się najbardziej w oczy, gdy wróciłem do Polski po 34 latach. Gdy wyjeżdżałem za czasów środkowego Gierka, ludzie byli bardzo uodpornieni na propagandę, umieli czytać między wierszami, w 1968 r. demonstrowaliśmy pod hasłem "Prasa kłamie". Dziś nikt nie powie, że "prasa kłamie", to "Kościół kłamie". Przy tym zależność od mediów jest całkowita, to media rządzą światem, o czym "trzymający władzę" doskonale wiedzą. Wybory wygrywa się w mediach, zwłaszcza w telewizji. Jeżdżenie po wsiach i gminach nie przynosi efektów, bo na takie spotkania i tak przychodzą przekonani.

To media, a nie rodzina, kształtują normy, wizję świata, podsuwają wzorce.

Wszystkie relacje osobowe zostały zerotyzowane, a to niesłychanie groźne zjawisko. Erotyzacja przyjaźni zniszczyła przyjaźń męską i kobiecą. Wszyscy są podejrzani o seksualne kontakty, także osoby z przeszłości, na przykład Maria Konopnicka i Maria Dulębianka. Mistrzowie podejrzeń - Karol Marks, Zygmunt Freud, Fryderyk Nietzsche, zbierają obfite żniwa. Genderyzm przeszedł w queer. Gdyby wczytać się w teksty rozmaitych teoretyków tego nurtu okaże się, że światem rządzi satysfakcja seksualna, a człowiek istnieje dla orgazmu. A jedna z najważniejszych autorek geneder, Judith Butler, dostała tytuł doktora honoris causa na uniwersytecie we Fryburgu, na uczelni, która określa się, jako katolicka! Genderyzm nie jest walką o równouprawnienie kobiet i mężczyzn: to walka ze wszystkimi konstytutywnymi strukturami społecznymi, określanymi jako stereotypy, na pierwszym miejscu z "tradycyjną rodziną". Ma powstać społeczeństwo niezależnych osobników. Społeczeństwo zarazem aseksualne i panseksualne.

Tak więc na owym cyfrowym zdjęciu widzimy słabą i osamotnioną rodzinę lub jej przegranych członków, a jeszcze tło niepokoi - klimat kulturowy jej nie sprzyja. Pora zapytać o nadzieję na wyjście z kryzysu.

Nadzieja nigdy nie umiera. Jak we francuskiej kulturze słownej dwa odcienie nadziei - espoir i espérance. Ta pierwsza to nadzieja, związana z ludzkim spojrzeniem na zjawiska, ale też espérance, to ta związana z faktem, że Bóg istnieje i do Niego należy ostatnie słowo. Człowiek nie jest w stanie żyć w perspektywie zbiorowego samobójstwa. W związku z tym oczekuje nadziei tak jak straże nocne świtania czy spragniony wody na pustyni.

Gdzie na świecie są zdrowe odruchy społeczne? Od trzech lat obserwujemy we Francji narastający ruch sprzeciwu wobec krajowego zapateryzmu. W obronie małżeństwa i rodziny wychodzi na ulice milion osób, ale władza nie reaguje na protesty i dalej realizuje swój plan wprowadzenia jednopłciowych "małżeństw". Gdy za rządów François Miterranda spróbowano zlikwidować szkoły katolickie, wówczas także wyszło na ulicę milion protestujących, a władza wycofała się z tego pomysłu. Dziś rządzący Francją politycy nie reagują już na sprzeciw społeczny. W Polsce jest tak samo.

Mimo wszystko wierzę w zdrowy rozsądek rodzaju ludzkiego, a dokładniej - że przezwycięży opór polityków. Gołym okiem widać, że idziemy "na ścianę", w kierunku totalnego absurdu, realizujemy absurd. Tracimy poczucie sensu. Ale w pewnym momencie zwycięży instynkt samozachowawczy; jestem o tym przekonany.

Espérance - to francuskie słowo, oznaczające nadzieję - cnotę teologalną. Moje hasło biskupie brzmi: "Bóg jest większy" - zaczerpnięte z 1 Listu św. Jana Apostoła. Bóg jest większy i to jest naszą nadzieją i ostoją, że nas z ciemnej doliny wyprowadzi.

Kościół jest jedyną instytucją, która tak kategorycznie broni małżeństwa...

Kościół jest głosem prorockim w tym świecie. Nie w zrozumieniu wróżbity przepowiadającego przyszłość. Funkcja proroka to przepowiadanie konsekwencji postaw, to oświecenie sytuacji z Bożej perspektywy, lektura znaków czasu.

Małżeństwo i rodzina są tak atakowane, gdyż są najpełniejszym znakiem, odzwierciedleniem właściwości Boga?

Rodzina jest ikoną Trójcy Przenajświętszej na ziemi. Jest ikoną, dlatego też powstała, zaistniała. Jest jedyną instytucją, którą Bóg stworzył i zaplanował stwarzając różnicę między płciami. Ludzie nie są monadami, nie powstają w efekcie klonowania osobników, tylko w efekcie spotkania, dzięki najwyższej ludzkiej miłości, ludzi nawet z odległych systemów wartości i horyzontów. Mężczyzna i kobieta się poznają, mają za sobą dwie różne rodziny, dwie różne historie, tradycje, drogę do dorosłości, a ich miłość scala ich i tworzy z nich jedno. Czy nie jest to fascynujące zjawisko? Jan Paweł II był zafascynowany ludzką miłością. On sam mówił, że całe swoje życie poświęcił ludzkiej miłości. Najwięcej nauczyłem się w tym względzie od Jana Pawła II.

Tu dochodzimy do przekazu Kościoła o małżeństwie. Nauczanie papieża Wojtyły jest chyba przełomowe w porównaniu z poprzednim nauczaniem.

Yves Semen, założyciel i dyrektor Instytutu Antropologii Philantropos we Fryburgu szwajcarskim i autor książek o seksualności, duchowości małżeńskiej oraz przygotowania do małżeństwa według Jana Pawła II twierdzi, że to rewolucja kopernikańska, bomba z opóźnionym zapłonem, jak uważa biograf papieski George Weigel.

W tradycji Kościoła małżeństwo, acz zalecane i szanowane, było jednak uważane za bardziej ryzykowną drogę do zbawienia. Św. Tomasz twierdził, że jego celem jest przedłużenie gatunku i zaspokojenie popędu. To znacznie zubaża obraz owego przymierza między mężczyzną i kobietą.

Cytowany już Yves Semen ubolewa, że św. Tomasz umarł za wcześnie i nie napisał specjalnego traktatu o małżeństwie. Nie zdążył, bo pisał o innych sakramentach, a o małżeństwie - niewiele.

Może dlatego, że najmniej ceniony zostawił na koniec? Ale wracając do Jana Pawła II, jak przekazać jego nauczanie? Ankieta socjologiczna, badająca aspiracje polskiej młodzieży, wykazała, że wbrew kulturze masowej ogromny procent młodych ludzi marzy o szczęśliwym i trwałym małżeństwie, więc jest do czego się odwoływać.

Powiem brutalne: Kościół zdradził Jana Pawła II. Nie Kościół jako oblubienica Chrystusa, Kościół naszego Credo, bo Jan Paweł II był wyrazem, głosem autentycznego Kościoła, ale praktyka duszpasterska zdradziła Jana Pawła II. To jest teza, pod którą się podpisuję, gdyż 40 lat mojego kapłaństwa poświęciłem małżeństwu i rodzinie i w tym czasie wypromowałem hasło "ewangelizacji intymności małżeńskiej". W Polsce jest i było lepiej pod tym względem. W wielu innych krajach, po kontestacji nauczania Kościoła, wyrażonego przez bł. Pawła VI, zaprzestano praktyki duszpasterstwa rodzin.

To mocne słowa.

Duszpasterska praktyka zdradziła również papieża Jana Pawła II, ponieważ nie poszła za jego głosem, nie zapoznała się nawet z jego nauczaniem. Wszyscy mówią, że jest ono za trudne, nawet duszpasterze i częściej świeccy mówią, że dokumenty Kościoła są za trudne, że "my ich nie rozumiemy". Katechezy środowe "Mężczyzną i niewiastą stworzył ich" rzeczywiście są trudne, trzeba skupienia, bo rozumowanie jest spiralne, wątki nie są w nich linearnie rozwijane, lecz snują się poprzez kolejne odcinki w liczbie 129, wygłaszane przez cztery lata, by dojść do konkluzji i wniosków końcowych. Istnieją już liczne publikacje uprzystępniające nauczanie Papieża o miłości, małżeństwie i rodzinie.

Jak to trudne nauczanie powinno być przekazywane przez duszpasterzy?

Wszystkie wskazania, zapisane przez papieża w rewelacyjnej adhortacji "Familiaris Consortio" nie były realizowane. Papież sformułował w nich m.in. cztery zadania rodziny. Proszę poprosić konfratrów żeby je wymienili. Duszpasterze nie wymienią, bo nie czytali albo nie pamiętają, a wierni, żeby coś zrealizować, muszą wiedzieć konkretnie, co. Formatorki z Parafialnych Ośrodków Formacji Rodziny, które powołałem w diecezji mówią, że gdy wyliczają narzeczonym te zdania, robią oni okrągłe oczy. W ogóle nie mają pojęcia, że jakieś zadania przed nimi stoją.

Bo w małżeństwie ma być fajnie. Ale trzeba zacząć od aktualizacji programu kursów przedmałżeńskich.

To pilne, bo programy były opracowane w latach 60. Taki program musi być zaktualizowany i kulturowo osadzony. Trzeba wiedzieć jakie są mielizny i rafy, o które możemy się rozbić. Jest nią rewolucja kulturowa, ale najważniejsza jest nasza odpowiedź, czyli pozytywny wykład o miłości małżeńskiej i przede wszystkim nie wprowadzać idolatrii miłości cielesnej, ale odkrywać element sakralny, który w niej tkwi.

Skoro miłość małżeńska jest komunikacją miłości i transmisją życia, no to są to najbardziej sakralne obszary ludzkich działań. I na tym polega ewangelizacja intymności małżeńskiej. Jan Paweł II mówiąc o czystości małżeńskiej stwierdził, że to jest energia duchowa, która jest zdolna ochronić małżonków przed agresją i egoizmem, również w ich intymnych relacjach. To trzeba ludziom uświadomić, a tylu uważa, że są to rzeczy nieprzyzwoite, o których nie należy mówić. Tego typu pedagogii i katechezy domaga się komplementarności ról duszpasterskich, bo ksiądz na kazaniu nie będzie opowiadał o intymności małżeńskiej, ale po to są wierni świeccy - żeby to robili.

W programie mojej diecezji formatorami w Ośrodkach Formacji Rodziny mogą być wyłącznie osoby w wieku prokreacyjnym, które same mają doskonałą znajomość ustalenia okresów płodności. I potrafią czynnik płodności zakodować we wzajemnych relacjach. Odkrywają płodność jako dar, jako szansę otrzymaną od Boga. Stworzeniu człowieka towarzyszy błogosławieństwo żeby byli płodni. Po potopie jest jakby drugie stworzenie, reset i powtarza się błogosławieństwo płodności. Płodność, prokreacja, nie reprodukcja.

Czy mówi się o tym klerykom w trakcie wykładów w seminarium? Czy pracują z rodzinami?

Staram się poruszać te treści w trakcie moich wykładów z bioetyki. Od przyszłego roku chcemy wprowadzić staże w Ośrodkach Formacji Rodziny. Ale wcześniej trzeba przekonać księży do takich działań. Ociężałość i inercja w Kościele jest ogromna, nawet sobie nie zdajemy sprawę jak wielka. Przyzwyczajenia, przeświadczenie, że było dobrze, więc po co coś zmieniać, że trzeba się ruszyć.

Tymczasem potrzebne jest ogromne przyspieszenie, dotrzymanie kroku w odpowiedzi na zmiany. Ale ludzie Kościoła są też dziećmi tego pokolenia.

Są już nadgryzieni przez indywidualistyczną filozofię życiową, mentalność, izolację, niezdolność do tworzenia głębokich więzi osobowych, przebywając w wirtualnym świecie. To bardzo trudny problem młodego pokolenia dzisiaj.

Jednak w diecezjach jest sporo inicjatyw prorodzinnych.

W Polsce jest wielka liczba oddolnych inicjatyw ludzi świeckich, nie ma tygodnia żeby się ktoś z jakimś pomysłem nie zgłosił. Czasem te pomysły są nietrafione, czasem znakomite. W naszej diecezji świetnie się rozwija Domowy Kościół. Zatacza coraz szersze kręgi, mają mnóstwo pomysłów, Są Ekipy Notre-Dame, założone przez o. Henri Caffarela. Zwracał on uwagę, jak ważne jest żeby codziennie małżonkowie siadali i rozmawiali ze sobą, żeby mieli czas dla siebie, wyłącznie dla siebie. Jak Państwo widzą, mam i optymistyczną wypowiedź.

Świeccy zaangażowani w apostolstwo, to droga wyjścia z impasu. Ale co ma Kościół do zaoferowania ludziom, którzy są całkowicie poza Kościołem, gdy nie ma już wspólnego języka, odniesień?

Pytano muzułmanów we Francji, jak widzą chrześcijan. A oni odpowiedzieli: chrześcijanie są nierozpoznawalni. W starożytnym Liście do Diogeneta pisanym przez nieznanego autora czytamy piękny fragment: "Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem", ale jedynie wartościami, według których żyją. Po prostu trzeba dawać świadectwo.

Pytanie, ilu katolików spotkali muzułmanie w zlaicyzowanej Francji. Jakim językiem mówić do tego zlaicyzowanego świata?

W mojej diecezji wydałem polecenie, aby ilekroć jestem na wizytacji, witała mnie wielodzietna rodzina. Tak się dzieje i te wielodzietne rodziny dają piękne świadectwo, bo mają piękne, kochane dzieci. Trzeba znaleźć język świadectwa, a liczna rodzina jest widoczna. I gdy ludzie widzą, jak wspaniałe są te dzieci - grzeczne, kulturalne, że nie ma w nich strachu "ocaleńców", których rodzice dokonali kiedyś aborcji, łatwo nawiązują kontakty. Lubię porównywać dzieci z rodzin wielodzietnych do otoczaków. Tak się ocierają o siebie, że stają się okrągłe, przyjazne, oplata je sieć relacji, czują się bezpieczne.

Jak warszawska Praga i cała diecezja odpowiada na te trudności?

Warszawska Praga ma swój klimat. Prawie na każdym podwórku jest kapliczka, ludzie nie zawsze zamożni, bywa, że z problemami, ale szanują się nawzajem i czują się zawiązani z Kościołem. Tu więzy międzyludzkie są bardzo mocne. W nowych dzielnicach natomiast, od niedawna zasiedlonych, małżeństwa i rodziny czują się bardzo osamotnione, zanurzone w anonimowym środowisku. I borykające się z mnóstwem codziennych problemów. Będę starał się żeby w każdym mieście diecezji i ważniejszych dekanatach był choć jeden Ośrodek Formacji Rodziny. One później tworzą się przez pączkowanie.

Czym konkretnie się zajmują?

Integralną formacją rodziny we wszystkich etapach wiekowych. Jan Paweł II wyróżniał trzy etapy przygotowania do życia małżeńskiego - doświadczenia dziecka w rodzinie, które obserwuje swoich rodziców. Najważniejszą szkołą jest dzieciństwo, gdy człowiek obserwuje swoich rodziców, a później będzie ich naśladował. Drugi etap to okres dojrzewania, niezwykle trudny dla wychowanków i wychowawców, a trzeci - to bezpośrednie przygotowanie do zawarcia małżeństwa, do ceremonii zawarcia sakramentu. I jest etap czwarty, duszpasterski, postmatrymonialny, bo trzeba towarzyszyć małżeństwu - w jego kryzysach, zmianach faz życia, we wszystkich wyzwaniach, aż dojdzie do szczęśliwej starości. Towarzyszenie małżeństwu we wszystkich fazach i sytuacjach - na tym polega duszpasterstwo rodziny.

Ale do założenia i budowania trwałego małżeństwa potrzebne jest odpowiednie wychowanie.

Paweł VI w "Humanae vitae" pisze, że prawdziwa małżeńska miłość ma być miłością pełną, to znaczy, że ma być specjalną formą przyjaźni. Tego bardzo brakuje we współczesnych małżeństwach - współmałżonek nie jest przyjacielem.

W diecezji działa też wiele stowarzyszeń pracujących z rodzinami.

Staram się podlewać wszystko, co rośnie. Chyba, że zobaczę suchą gałąź. Rośnie więc pięknie Kościół Domowy, który wyrósł z ruchu oazowego ks. Blachnickiego, specjalnie zaprosiłem Chemin Neuf, to z kolei utworzony we Francji ruch, który angażuje małżeństwa i organizuje rodzinne rekolekcje - Kana. A także Spotkania Małżeńskie państwa Ireny i Jerzego Grzybowskich oraz wspomniany już i zadomowiony Equipes Notre-Dame. Bardzo zachęcam do aktywności, a rolą biskupa między innymi jest otwieranie wszystkich tam i ułatwianie ludziom życia. Przyszłością Kościoła są niewątpliwie świeccy - odważni świadkowie wiary.

Czy widzi Ksiądz Arcybiskup efekty?

Najcenniejsze jest, że jest do kogo się zwrócić z problemami, a gdy ludzie nawiążą kontakty, autentycznie chłoną nauczanie Kościoła.

Czyli sianie, zaś efekty to już nie nasza sprawa?

Liczę na skuteczność Słowa Bożego. Wszystkie moje homilie są kerygamtyczne, nic lepszego nie można dać wiernym. Tylko Słowo Boże jest stwórcze, ludzkie ma efekt, ale ograniczony. Bóg powiedział i stało się. Co do efektów, św. Paweł napisał: ja sieję, Apollos podlewał, a Pan Bóg daje wzrost.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Abp Hoser: Kościół zdradził Jana Pawła II
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.