Czy Ewangelia potępia bogatych?

(fot. youtube.com)
Józef Puciłowski OP

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, nie wystarczy zatrzymać się na jednym fragmencie, jak choćby ten przytoczony na początku rozdziału. Ewangelię trzeba czytać w całości. Przyjrzyjmy się temu, co ten Jezus "wyprawiał".

Gościł u różnych ludzi, także bogatych. Nie tylko nie wyrzucał im tego bogactwa, ale i sam korzystał z tego, że bogate niewiasty sponsorowały Jego misję. Kiedy Jezus mówi o błogosławieństwie przynależnym ubogim w duchu, to wskazuje na właściwą im otwartość na wartości, nie tylko materialne zresztą.

Jestem ubogi, a zatem czegoś potrzebuję. Tu chodzi także o głód wiedzy, głód mądrości, głód dobra i piękna. Gdy jestem syty, nie potrzebuję niczego.

DEON.PL POLECA

Jak w anegdocie o dwóch rabinach podróżujących wspólnie pociągiem w całkowitym milczeniu. Do przedziału wchodzi goj i po pewnym czasie nie wytrzymuje i pyta ich, dlaczego się do siebie nie odzywają. W odpowiedzi słyszy: "On jest mądrym rabinem i wszystko wie, ja jestem mądrym rabinem i wszystko wiem, więc po co mamy ze sobą rozmawiać?". Cały wic polega na tym, że my jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.

Pytanie, w czym pokładam nadzieję. To nie muszą być pieniądze, to może być sława, sukcesy naukowe, przeróżne wartości. W pewnym momencie dla każdego, czy będzie to właściciel banku, uczony, czy poeta, przychodzi kres, którym jest śmierć. Jeśli ktoś gromadzi tylko dla siebie, gromadzi do dziurawego mieszka.

Ale jeśli przekaże innym swoje naukowe teorie, utwory, zgromadzone pieniądze, mogą się jeszcze komuś przydać. To zdanie już w naszej książce wybrzmiało, ale powtórzę je: "Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu" (Dz 20,35). O tym się trzeba przekonać na własnej skórze. Pewna moja znajoma nie miała swoich dzieci, więc przysposobiła sobie córkę. Z czasem ta córka dorobiła się dziecka z nieprawego łoża, później miała wnuki.

Jej matka kochała je, poświęcała się dla nich, chociaż nie musiała. Umarła szczęśliwa. Nie trzeba wcale dawać Bóg wie czego, nieraz wystarczy być z kimś, wysłuchać go. Dzieci często potrzebują nam po prostu coś opowiedzieć, podzielić się czymś, co jest dla nich ważne. Nie można pozwolić, żeby pieniądze czy inne materialne dobra przeszkadzały mi i innym we wzrastaniu, zamiast temu służyć. Pieniądze nie mogą przesłaniać istotnych wartości, one powinny do nich prowadzić. Ja to przekładam na kupowanie książek. One czynią mnie lepszym. Daję je też innym do przeczytania i nie wszystkie do mnie wracają, ale nie szkodzi...

Pieniędzmi trzeba umieć się dzielić. Jak to robić? Czy dawać je na ulicy napotkanemu żebrakowi? To na ogół nie jest pomocą. Pomoc potrafią okazać ci, którzy jej udzielają. Wspominałem już o kuchni pań Sawickich, jednej z kilku krakowskich jadłodajni. Podobno żarcie jest niezłe, a warunek skorzystania z udzielanej pomocy tylko jeden: trzeba być trzeźwym. Nie każdy na to przystaje.

Są tacy, którzy zamiast kupić sobie coś do zjedzenia, wolą wydać pieniądze na alkohol najgorszego sortu. Dając pieniądze na ulicy, podtrzymuję taką sytuację. Bieda zawsze była i zawsze będzie, a człowiek ma prawo wybrać sobie na przykład życie na ulicy. Można to zrozumieć tylko, jeśli weźmie się pod uwagę wolność.

Natomiast po to mamy rozum, by zastanowić się, jak najlepiej pomóc. Co zrobić z taką sytuacją? Papież Franciszek wzywa do tego, by nie udawać, że się nie widzi biedy wokół siebie, i wyjść ku potrzebującym. Już na ten temat mówiliśmy w poprzednim rozdziale, wskazując na rozmach, z jakim zrobił to Samarytanin.

Co jeszcze warto robić z pieniędzmi? Inwestowanie nie jest głupie. Skoro mam pomysły, jak dzięki posiadanemu majątkowi czynić dobro, to pomnażanie ich będzie równoznaczne z pomnażaniem dobra. Warto wychowywać swoje sumienie, żeby się nie bać nowych rzeczy. Dzisiaj są nowe sposoby na inwestowanie i nie wolno nam ich z marszu odrzucać. Poprzednie pokolenia raczej pieniądze odkładały, bo inwestowanie wiąże się z ryzykiem. Ale ono dotyczy nie tylko pieniędzy. Kiedy ktoś ma dzieci, to też ryzykuje, bo nie wiadomo, co z nich wyrośnie. Przypowieść o talentach uczy także ryzyka. Mogę wszystko stracić, ale mogę też wiele zyskać. Dobrze jest umieć podejmować ryzyko.

Nie oznacza to jednak, by w gospodarowaniu swoimi pieniędzmi być bezmyślnym. Broniłbym babć, które kierują się klanową solidarnością i inwestują swój czas, pieniądze czy zaangażowanie w swoich bliskich. Na przykład zakładają swoim wnukom książeczki mieszkaniowe. Niezależnie od tego, jaki zysk to przyniesie, sam gest pokazuje, że one potrafią myśleć o innych, a nie tylko o sobie. Rozum podpowiada, by pomaganie zacząć od swoich, choć niekoniecznie w sensie biologicznym. Chodzi o to, żeby dawać dobro tym, którzy to docenią, nie rzucając pereł przed wieprze. Rozrzucanie dobra na prawo i lewo może okazać się bezmyślnością.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy Ewangelia potępia bogatych?
Komentarze (5)
D
Dariusz
6 maja 2017, 22:29
Świat systematycznie gra o większe zarobki, większe mieszkania, piękniejsze domy, dobre samochody, lepsze szkoły dla dzieci, ciekawe wakacje itd. Wiele osób (także w Polsce) marzy i pragnie to osiągnąć i aby to mieć poświęca wiele czasu, energii, myślenia, zdrowia. Tych, którzy ograniczają się w swoich dążeniach materialnych, jest - w mojej ocenie - niewielu. Kiedy widzę, jak bardzo ludzie z bliższej i dalszej rodziny, z bliższego i dalszego otoczenia zabiegają o domy, samochody, ..., to zastanawiam się, jakie są "limity bogactwa" dla np. czteroosobowej rodziny (= z dwójką dzieci). A może nie ma takich 'limitów"? A co, jeżeli mam tak mało, że z bardzo wielu rzeczy muszę zrezygnować i w glębi serca wstydzę się, że mam tak niewiele? Przecież wtedy presja w głowie, aby zarobić, jest duża. Można być biednym i myśleć głównie o bogactwie, a wtedy Bóg też schodzi na dalszy plan. Mieć za mało - źle, mieć za dużo - źle. A ile jest mało, a ile dużo? A jak żyć, gdy wielu w otoczeniu (także dzieci własne i inne) wyznacza wysokie standardy posiadania? Jak nie czuć się gorszą osobą, nawet gdy swoją wartość wiąże sie z czymś innym niż bogactwo? Uważam, że wcale nie jest łatwo żyć w zgodzie z Ewangelią, jeżeli chodzi o bogactwo. I uważam, że mało jest nauki ze strony duchownych w tych sprawach. Abstrahuję od tego, jak oni sami w tej materii dokonują wyborów i postępują.
MR
Maciej Roszkowski
5 maja 2017, 18:45
Bogactwo, pieniądze same w  sobie nie są grzeszne. Grzeszne lub chwalebne może być i ch używanie.
WS
Werset Skryba
5 maja 2017, 18:41
(1 Tymoteusza 6:9, 10) Jednakże ci, którzy są zdecydowani być bogaci, wpadają w pokusę i sidło oraz wiele nierozumnych i szkodliwych pragnień, pogrążających ludzi w zagładę i ruinę. 10 Albowiem korzeniem wszelkich szkodliwych rzeczy jest umiłowanie pieniędzy, a zabiegając o to umiłowanie, niektórzy dali się odwieść od wiary na manowce i sami się poprzebijali wieloma boleściami. (Filipian 3:8) Jeśli już o to chodzi, doprawdy też wszystko za stratę uznaję z uwagi na niezrównaną wartość poznania Chrystusa Jezusa, mojego Pana. Ze względu na niego zniosłem stratę wszystkiego i uznaję to wszystko za stertę śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa.
DS
Dariusz Siodłak
5 maja 2017, 16:02
Parę miesięcy temu biskup Ryś sugerował, że Jezus czerpał korzyści z nierządu. [url]http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2947,z-jakich-pieniedzy-utrzymywal-sie-jezus.html[/url]
5 maja 2017, 15:26
Czyli nie mają racji ci, którzy twierdzą że pieniądze nie dają szczęścia. Pieniądze jak najbardziej dają szczęście, bez nich nie dałoby się żyć.