Czy w Polsce skończy się chrześcijaństwo? Znany dominikanin przewidywał to niemal 30 lat temu
"Nabraliśmy pobożności «od jelit», nie tej «od mózgu». To nie jest zabawne" - mówił w rozmowie opublikowanej w paryskiej "Kulturze".
116 lat temu urodził się Józef Maria Bocheński OP, filozof specjalizujący się w logice, sowietolog, weteran II wojny światowej i arystokrata. W 1989 roku udzielił wywiadu, w którym odpowiadał na pytanie o to czy Polska pozostanie krajem katolickim.
Z dominikaninem rozmawiał wtedy Radosław Januszewski, który pytał go o specyfikę polskiego Kościoła i religijności Polaków. Bocheński opisywał ówczesne realia, ale dokonywał też przewidywań co do możliwej przyszłości.
Zdaniem dominikanina żyć po chrześcijańsku to tyle, co "zachowywać przykazania", lecz elementem i problemem polskiej tradycji jest życie wbrew nim.
"Taka to historia: w XII wieku w całym świecie był przełom, zmiana epoki, a w Polsce - katastrofa tatarska. Odnowa w Kościele niesiona jest później głównie przez dwa zakony - franciszkanów i dominikanów. (…) franciszkanie mają znacznie większy wpływ na masy. Otóż u nich nacisk położony jest na uczucie. (…) wydaje mi się, że ich kaznodziejstwo zostało zrozumiane jako sentymentalne i stało się przyczyną powstania w Polsce religijności skrajnie sentymentalnej, uczuciowej" - oceniał Bocheński, krytykując zbyt rozbudowany element emocjonalny religijności Polaków.
Drugą katastrofą jego zdaniem była reformacja. Polska stała się niemal krajem protestanckim przez liczne konwersje elit. Sytuację powstrzymało przybycie jezuitów.
"Przyjrzeli się temu, co w Polsce było, zobaczyli, że to takie sentymentalne. Co robią w obliczu katastrofy? Dmą w surmę sentymentalizmu. Skutek jest taki, że nabraliśmy pobożności «od jelit», nie tej «od mózgu». To nie jest zabawne" - diagnozuje Bocheński. Swoją diagnozę rozciągnął na końcówkę lat 80.
"Jeśliby przypadkiem była wolność, co się może zdarzyć - daj Boże - to obawiam się, co z tym chrześcijaństwem będzie. W każdym razie nie będzie to jedyny światopogląd" - podkreśla.
Bocheński dokonywał uchwycenia sytuacji przełomu dekad, ale jego słowa są bardzo aktualne. Dominikanin podkreśla, że obok chrześcijaństwa będą inne światopoglądy i przez sam fakt ich wolnego istnienia Kościół dużo utraci.
"Obok kościoła - do ostatnich czasów nie było miejsca, gdzie można by się zebrać. W Polsce można było pyszczyć tylko w instytucjach kościelnych. Kościół był dotąd jedyną podporą wszystkiego co polskie. Jeśli teraz będzie wolność, znajdą się inne" - punktuje i następnie podkreśla: "Obawiam się że to będzie (…) spadek podobny do Niagary".
Uważał, że Polska już wtedy zaledwie zdawała się być krajem katolickim, bo wielu Polaków uczestniczy w praktykach religijnych, "modli się pod figurę, a ma diabła za skórą". W kraju pozostanie tradycja, ale wyrażana wyłącznie przez chodzenie na mszę, a nie żywą wiarę.
"Ale co to znaczy być chrześcijaninem? Być ochrzczonym? Chodzić do kościoła? Wierzyć? Żyć według przykazań?" - pytał retorycznie duchowny. "Są różne możliwe definicje. Kościół, w swej mądrości, jak długo może trzymać tych wszystkich ludzi, to ich trzyma".
Skomentuj artykuł