Ilu skrzywdzonych poznał ojciec Rydzyk? Już nie da się ukryć naszego cierpienia
"Już nie da się ukryć naszego cierpienia. Ono powoli, ale z coraz większą siłą uderza, i demaskuje tych, którzy mają ewangeliczny obowiązek mówienia o cierpieniu pokrzywdzonych" – pisze osoba skrzywdzona.
Jest bardzo istotne, w jaki sposób media mówią o pokrzywdzonych. Myślę głównie o mediach katolickich: o gazecie i tygodnikach, o rozgłośniach radiowych i telewizji oraz o ich stronach internetowych. Bardzo istotne są strony internetowe. Staram się je regularnie odwiedzać.
W tym komentarzu najwięcej uwagi poświęcę "katolickim mediom toruńskim" oraz mediom diecezji, w której mnie skrzywdzono i w której mieszkam,. Nie mogę podać ich tytułów, gdyż mogę zostać rozpoznana. Zacznę od toruńskich.
Cóż mogę powiedzieć, o "mediach toruńskich" – które w imię troski o Kościół i kapłanów – uderzają w poranione owce? Piszę wprost nazwę owych mediów, choć czynię to z dużą obawą, bo tak łatwo przychodzi im atakowanie różnych osób. Oczywiście, każde z nich – "Nasz Dziennik", Radio Maryja i Telewizja Trwam – jest nieco inne. Na własnej skórze odczułam jednak, jakie są owoce ich edukacji. Niektórzy z moich znajomych opierają się wyłącznie na "mediach toruńskich". Z bólem słuchałam, z jaką łatwością bronią kapłanów krzywdzicieli. Nas – skrzywdzonych przez duchownych – uważają za fałszywie oskarżających, za dążących do wyłudzenia pieniędzy. Dlatego wolałam im nie ujawniać mojej historii, mimo iż bardzo ich cenię. Zaniechałam kontaktu. Znam jeszcze innych, z którymi nie da się rozmawiać. Wspomniani znajomi, na podstawie mediów uważają, że my- skrzywdzeni mamy zamiar wyprzeć duchownych z Kościoła katolickiego. Więc owe media tworzą niepotrzebną atmosferę lęku, nadto prezentują brak posłuszeństwa wobec nauczania samego Ojca Świętego.
Na własnej skórze odczułam jednak, jakie są owoce ich edukacji. Niektórzy z moich znajomych opierają się wyłącznie na "mediach toruńskich". Z bólem słuchałam, z jaką łatwością bronią kapłanów krzywdzicieli. Nas – skrzywdzonych przez duchownych – uważają za fałszywie oskarżających.
W nietypowy sposób w "mediach toruńskich" nagłośniona została inicjatywa "Zranionych w Kościele" polegająca na zaproszeniu do wywieszenia w parafiach plakatu informującego o istnieniu telefonu zaufania dla osób pokrzywdzonych w dzieciństwie lub młodości. Ogłoszono "skandal plakatowy". Użyto pokrętnego argumentu, że samo wywieszenie plakatu w parafialnej gablotce stanie się oskarżeniem księży pracujących w danej parafii, a przynajmniej rzuceniem na nich podejrzenia. Przeciwnicy plakatu poszli drogą na skróty, nie przedstawili całości, ale wyłącznie fragmenty pasujące do medialnej manipulacji. Zapomniano wspomnieć o liście tłumaczącym sens inicjatywy plakatowej, jaki skierował do proboszczów Prymas. Zapomniano podać, że telefon zaufania i akcja plakatowa to inicjatywy ludzi świeckich, którym na sercu leży troska o osoby, które doznały takiej formy przemocy we Wspólnocie Kościoła. Świadomie użyłam wielkich liter, gdyż określenie "Wspólnota Kościoła" mówi nie tylko o kapłanach. Sprawcy przemocy seksualnej w Kościele to dość szeroka grupa osób, o czym wielu zapomina. Trzeba też mieć świadomość, że przemoc seksualna na szkodę małoletnich oznacza przeróżne formy napaści, np. dotykanie części intymnych czy sms-y z treścią erotyczną.
Ciekawe, ilu skrzywdzonych poznał o. Rydzyk? Co się stało, że rozpoczął krucjatę nieposłuszeństwa wobec Ojca Świętego? Dlaczego atakuje biskupów podejmujących konkretne działania na rzecz "zero tolerancji" i przez to dzieli polski episkopat? Działania "mediów toruńskich", ich agresywną postawę, przed którą nie da się ukryć, odbieram tak jak działania krzywdziciela.
Ciekawe, ilu skrzywdzonych poznał o. Rydzyk? Co się stało, że rozpoczął krucjatę nieposłuszeństwa wobec Ojca Świętego?
Z kolei media katolickie, które uczestniczą w zmowie milczenia i ją promują, wzbudzają moje oburzenie. Podejrzewam, że wynika to z faktu, że kiedy byłam krzywdzona, nikt nie stanął w mojej obronie. Kiedy więc media katolickie milczą, wraca to poczucie pozostawienia. Wraca bezradność i szukanie sposobów, aby przetrwać. Nie rozumiem dlaczego część mediów atakuje skrzywdzonych, a inne boją się odezwać - tak jak te, z diecezji w której mnie skrzywdzono.
Dlatego dziś wołam do milczących mediów katolickich, aby przestały się bać informowania o przemocy seksualnej wobec małoletnich. By nie bały się reagować na nienawistne komentarze pod takimi artykułami. Już nie da się ukryć naszego cierpienia. Ono powoli, ale z coraz większą siłą uderza, i demaskuje tych, którzy mają ewangeliczny obowiązek mówienia o cierpieniu pokrzywdzonych. Chodzi mi o lękliwych pracowników mediów katolickich i ich przełożonych. Marginalizacja tematu, próba zaczarowania rzeczywistości w pewnym momencie obróci się przeciw rozgłośniom, pismom katolickim, telewizji katolickiej. Ludzie wierzący są cierpliwymi, ale uważnymi i krytycznymi obserwatorami. Bierność i milczenie w mediach katolickich albo pokrętna moralnie argumentacja w sprawie pokrzywdzonych, zniechęci wielu słuchaczy i czytelników, którzy w końcu odejdą, bo przestaną się czuć u siebie.
Jestem wdzięczna wszystkim, którzy stają w obronie pokrzywdzonych. Wdzięczna tym bardziej, że nie ulegają, gdy się ich atakuje z naszego powodu. Doceniam te media, które mają odwagę mówienia o nas nie tylko w dzień ekspiacji w pierwszy piątek po Środzie Popielcowej. Dziękuję, że bronicie mnie, mojej godności, która została podeptana przez osobę dorosłą w sutannie.
***
Autorka poprosiła redakcję o zachowanie anonimowości.
***
Skomentuj artykuł