Maryja to kobieta. Jaka była naprawdę?
Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny była dla mnie jako nauczyciela w jezuickim liceum dla chłopców stałym źródłem stresu.
Poza kreowaniem wokół tego teologicznego konceptu wrażenia wielkiej tajemniczości, samo w sobie świętowanie bezgrzesznego narodzenia Maryi Dziewicy nigdy nie zachęcało mnie osobiście do głębszego przeżywania tej tajemnicy.
Mogę tylko wyobrażać sobie, co wyciąga z tej uroczystości tysiąc nastoletnich chłopaków, którzy z odpowiednim szacunkiem, ale i pod przymusem sprawdzania obecności, gromadzą się w ciemnym audytorium na mszę świętą z tej okazji. W naszej szkole energetyczna Msza Ducha Świętego z kielichami ognia na ołtarzu rozpoczyna rok szkolny, a przy mszy z okazji Święta Dziękczynienia, poprzez silnie oddziałujące obrazy biedy na świecie, uczniowie są wezwani do tego, aby być hojnymi. Tymczasem przy święcie Niepokalanego Poczęcia jest zwyczajnie… "kościelnie".
Rozmowa na temat Niepokalanego Poczęcia w męskiej klasie wiąże się z pewnymi wyzwaniami. Kobiecy głos w dyskusji jest nieobecny i ma to swoje oczywiste konsekwencje: zanim jeszcze zajęcia się rozpoczną, kobieta zostaje uznana za rażąco "odmienną". Gdy próbuję wzbudzić w uczniach współczucie dla złożoności i trudów sytuacji, której doświadczają kobiety, świętowanie duchowej czystości Maryi, która podnosi stawkę i wydaje na świat dziecko jako dziewica, w ogóle nie pomaga.
Ku mojemu zaskoczeniu przekonałem się, że sztuka maryjna jest dobrą drogą do wzbudzania w klasie dyskusji wokół tego tematu. Analizowanie obrazów - niektórych wybranych przez uczniów, a także innych wybranych przeze mnie - pomaga przebić się do wrażliwości, którą nastoletni chłopcy zazwyczaj ujawniają z dużym trudem.
Któregoś roku, podczas moich zajęć z literatury brytyjskiej, pewien uczeń ostatniej klasy wygłosił referat na temat obrazu Alice Havers pod tytułem "A Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu".
Alice Havers, "A Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu"
(fot. Norfolk Museums Service)
W tym czasie wziąłem już udział w setkach uczniowskich prezentacji na temat malarstwa, ale nigdy nie natknąłem się na prace tej artystki. Mój uczeń powiedział: "Bardzo podoba mi się to, w jaki sposób malarka prezentuje bardziej ludzkie podejście do Maryi i Jezusa. Worki pod oczami Maryi pokazują, że ona ciągle musi mierzyć się z codziennymi obowiązkami rodzicielskimi, zwłaszcza z utulaniem do snu budzącego się w środku nocy dziecka. Jestem pewien, że Pan również tego doświadczył".
W tamtym czasie rzeczywiście miałem w domu noworodka i ten obraz zmęczonej Maryi i spokojnie śpiącego przy niej dziecka chwycił mnie za serce. Komentarz mojego ucznia rozbudził we mnie świadomość i poczucie łączności z sytuacją, którą uwieczniono na obrazie. W dyskusji, która rozwinęła się w klasie po zakończeniu prezentacji, uczniowie zwrócili uwagę na to, że przedstawiona na obrazie pozwijana mata na podłodze i leżące na niej liście wskazują na to, że Dziecko biegało, wspinało się i bawiło. Połączyli rozwichrzone włosy Maryi z uczuciem frustracji, bransoletki na jej nadgarstkach - z pragnieniem poczucia się jak pożądana kobieta, a ciemne cienie na jej twarzy (w porównaniu z dzieckiem całym skąpanym w świetle) - z poczuciem niedocenienia.
Jeden z uczniów zwrócił uwagę na to, że Maryja wydaje się patrzeć wprost na podziwiających obraz, tak jakby widzowie dopiero co weszli do jej domu. Dodał także, że Maryja wydaje się mieć świadomość tego, jak tragikomiczna jest ta scena: jej Dziecko w końcu zasypia na jej kolanach, ale na czas swojej drzemki przykuwa ją do łóżka.
Te uwagi spodobały mi się tak bardzo, że postanowiłem pokazać ten obraz także w innych klasach, tym razem dołączając do niego zestaw pytań, które uczniowie powinni sobie zadać podczas analizy dzieła. Najczęstszą odpowiedzią, która padała na moje pytania, było stwierdzenie, że ten obraz "stanowi wyzwanie" dla obrazu Maryi, który chłopcy mieli w głowie do tej pory - sprawia, że Maryja staje się "bardziej ludzka". W mojej ulubionej odpowiedzi jeden z uczniów zwrócił uwagę na blady uśmiech na twarzy Matki Bożej i napisał: "Twarz Maryi sprawia wrażenie, jakby myślała: O kurczę, wygląda na to, że to będzie naprawdę trudne, ale kocham to".
Potem próbowałem zadać uczniom podobne pytania do obrazu Dantego Gabriela Rossettiego "Zwiastowanie". Tym razem jednak nie powiedziałem im, jaki jest tytuł obrazu, zanim wyświetliłem go na projektorze, myśląc, że jego temat będzie łatwo rozpoznawalny.
Dante Gabriel Rossetti, "Zwiastowanie"
Niektórzy uczniowie zgadywali od razu, co przedstawia malowidło, ale wielu nie miało pojęcia. Jedna z często pojawiających się interpretacji widziała na tym obrazie przedstawienie przeprosin. Jeden z uczniów w odpowiedzi na moje pytania napisał: "Na pierwszy rzut oka scena wygląda, jakby chłopak przepraszał dziewczynę i przynosił jej kwiaty". Drugi zobaczył na obrazie "Józefa, który próbuje prosić Maryję o przebaczenie… i Maryję, która nie chce przyjąć przeprosin". Trzeci stwierdził: "Maryja wygląda, jakby była przestraszona, ale nie miała innego wyjścia. Scena wygląda tak, jakby anioł ją uspokajał".
Chociaż przestraszony wyraz twarzy Maryi faktycznie dominuje na obrazie, sam nigdy nie pomyślałem o tym, że dzieło mogłoby przestawiać przeprosiny. "Niech mi się stanie według słowa twego" - słyszymy to zdanie tak często odczytywane z ambony z nieograniczoną pewnością i pośpiechem w głosie. Kiedy pomyślimy, że Maryja mogła potrzebować chwili na to, żeby ta informacja do niej dotarła, mógł przejść ją dreszcz przerażenia lub oferta anioła mogła odrzucić ją do tego stopnia, że sytuacja wymagała z jego strony przeprosin, dynamika obrazu radykalnie się zmienia. Zostajemy postawieni przed wyraźnie ludzką postacią, która boi się i wycofuje, a jednak wciąż zdobywa nasz szacunek. To perspektywa, którą warto przywoływać w rozmowach z młodymi mężczyznami.
Kolejnym obrazem Maryi, który wydawał mi się większym wyzwaniem, jest przypisywana Edvardowi Munchowi "Madonna".
Munch próbuje zrównoważyć napięcie pomiędzy aktywną i bierną stroną obrazu. Erotyzm widoczny na obrazie pozwala zobaczyć nam postać świadomie zaangażowaną, a także skłonną do podążania za kimś. Cała scena należy do Maryi, która łączy w sobie erotyczną ekstazę z fenomenem jej wyjątkowej pozycji w historii. Tego obrazu nie pokazałem moim uczniom, ale on także motywuje do zadawania pytań ważnych w naszej dyskusji.
Obraz przedstawia chwilę ekstazy. Maryja z pewnością miała w swoim życiu momenty, kiedy zdawała sobie sprawę z tego, że ma do spełnienia wzniosłą rolę. Ta wzniosłość jednakże w swoim centralnym punkcie skupia się na kondycji ludzkiej. Maryja Muncha jest osobą dorosłą i jest partnerem - kimś, kto nie tylko raz podejmuje decyzję, ale wciąż kontynuuje podejmowanie decyzji. Jest wrażliwa, ale chętnie dzieli się swoją wrażliwością. Dla mnie takie przedstawienie jest wartościowe i warte celebrowania. Maryja Muncha, tak samo jak te Havers i Rossettiego, spotyka się z nami w naszej drodze - święta, ale osiągalna.
Dochodzę do wniosku, że moja własna duchowa ciekawość i rozwój ciągle doszukują się człowieczeństwa w świętości. Te obrazy, chociaż to tylko trzy pośród całego morza innych potencjalnych przedstawień, dały mi i moim uczniom szansę, aby zacząć eksplorować. John Ruskin pisał, że żadne dobre dzieło nie jest doskonałe i że żądanie perfekcji jest znakiem niezrozumienia sztuki.
Ten paradoks, który autor słów zakorzenia w wierze chrześcijańskiej - według której ludzie są stworzeni na obraz i podobieństwo Boże - popycha nas do tego, aby szukać spotkania świętości z człowieczeństwem.
Ale to spotkanie wymaga od człowieka bycia - no właśnie - człowiekiem. Mam nadzieję, że nasi młodzi mężczyźni będą szukać świętości nie w ten sposób, że zaczną siebie i kobiety przyrównywać do jakichś sztucznych standardów ideału, ale będą w stanie rozpoznać piękno, które tkwi w zmaganiu.
Michael S. Neubeck jest nauczycielem języka angielskiego w liceum Uniwersytetu Marquette w Milwaukee. Tekst ukazał się pierwotnie na stronie America Magazine
Skomentuj artykuł