Słońce rodziny

(fot. pixel pro photography south africa/flickr.com/CC)
s. Ines Krawczyk MChR

Dziecko jest nie tylko przyszłością szczęśliwych rodzin, społeczeństw i państw, ale także jest przyszłością Kościoła. W jaki sposób Kościół spogląda na dziecko? Rozmowa z bp. Antonim Długoszem o prawie do szczęścia, o dzieciach i rodzinie.

s. Ines Krawczyk MChr: Dziecko jest nie tylko przyszłością szczęśliwych rodzin, społeczeństw i państw, ale także jest przyszłością Kościoła. W jaki sposób Kościół spogląda na dziecko?

DEON.PL POLECA

Bp. Antoni Długosz: O tym, że dziecko jest przyszłością Kościoła, przypominał św. Jan Paweł II, mówiąc do młodzieży ale także i do nas wszystkich "Wy jesteście moją nadzieją, wy jesteście nadzieją Kościoła". Jako pierwszy papież napisał też List do dzieci, w którym używa wobec nich pięknych określeń, takich jak "nadzieja rodziny", "słońce rodziny".

I tak właśnie Kościół patrzy na dziecko, chcąc, by czuło się w Kościele, w rodzinie i w społeczeństwie jak wyjątkowy dar od Pana Boga. Dziecko ma prawo czuć się bezpieczne i kochane. Ma także prawo do tego, by rodzice mieli dla niego czas, by uczestniczyli w jego radościach i smutkach i by pomagali mu w rozwoju wiary. Ponadto, by rodzice właściwie przygotowali go do czekających na niego zadań życiowych.

Szczęście w rozumieniu i oczekiwaniach dziecka różni się od obiektywnego pojęcia szczęścia…

Musimy pamiętać, że inną postawę szczęścia prezentuje człowiek dorosły, a inną dziecko. Do doświadczenia autentycznego szczęścia u dziecka potrzebna jest właściwa opieka i prowadzenie go przez rodziców i wychowawców. Dlatego musimy w tym momencie zwrócić się do sumienia. W pierwszej fazie rozwoju dziecka jest ono sumieniem anomicznym, prymitywnym. Specyfiką takiego sumienia jest kierowanie się w życiu tym, co jest przyjemne i daje radość. Na tym etapie rozwoju sumienie nie potrafi dokonać oceny konsekwencji takich zachowań.

Dziecko zatem odrzuca wszystko, co wymaga wysiłku i podjęcia trudu. Przyjmuje więc za dobre to, co jest łatwe i przyjemne. Natomiast to, co jest związane z trudem, uważa za złe.

Dlatego od samego początku potrzebna jest jasna informacja ze strony rodziców, a także ich autentyczne świadectwo, by dziecko zrozumiało, czym jest prawdziwe szczęście w znaczeniu fizycznym i duchowym. Stąd bardzo łatwo zobaczyć, że każde dziecko jest nie tylko darem dla rodziny, ale także i wielkim zadaniem. Rodzice są dla dziecka pierwszymi zwiastunami wiary, pierwszymi nauczycielami i katechetami. I jeśli mądrze nim pokierują, dziecko zrozumie, na czym polega autentyczne szczęście.

Mówiąc o szczęściu, wyczuwa się czasami rodzaj napięcia, dysonansu między szczęściem duchowym a fizycznym.

Samo pojęcie szczęścia jest tylko jakimś teoretycznym określeniem, które zawsze się wiąże z życiem człowieka, z jego egzystencją. Dlatego rozróżniamy sprawę szczęścia w znaczeniu duchowym i fizycznym. Fizyczne szczęście wiąże się z tym, by człowiek nie cierpiał, by mógł się odpowiednio rozwijać i zaspokajać swoje potrzeby związane z rozwojem fizycznym. A szczęście duchowe to jest to, o czym mówi nam Pan Jezus, nazywając w Kazaniu na górze szczęśliwymi, czyli błogosławionymi, tych, którzy po ludzku sądząc, przegrywają życie. To są cierpiący, prześladowani i ci, którym pozornie nic się w życiu nie udało. Jednak kiedy się jest przyjacielem Jezusa, to nawet te trudne momenty życia można pięknie przeżyć i odnaleźć w nich szczęście. Niemniej dziecko nie jest jeszcze na takim etapie rozwoju, by właściwie zrozumiało te zawiłości. Na etapie sumienia dziecka, czyli sumienia anomicznego, dzieci nie rozumieją, że autentyczne doświadczenie szczęścia wymaga wysiłku, a nawet też pewnej ofiary.

Dzieci bez pomocy rodziców nie rozumieją, że aby być naprawdę szczęśliwym, trzeba się napracować, że do szczęścia czasami idzie się pod górę…

Dlatego tak istotna jest jasna postawa rodziców. Rodzice dobrze wiedzą, że dzieci buntują się, kiedy zaczyna się od nich wymagać. Ale mimo tych buntów dziecko jest bardzo otwarte na wszystkie prawdy, jakie przekazują mu rodzice i wychowawcy. Obdarza ich też ogromnym zaufaniem. Dlatego, by dziecko autentycznie odkryło obiektywną prawdę o szczęściu, potrzebny jest nie tylko słowny przekaz, ale również świadectwo rodziców. Tak jasne i jednoznaczne, by dziecko patrząc na nich, mogło ich naśladować.

Ważny jest więc etap właściwego formowania sumienia rodziców, wychowawców i wszystkich osób, które mają wpływ na wychowywanie dzieci.

Tak, bo przy formowaniu sumienia heteronomicznego, które jest kolejnym etapem rozwoju sumienia anomicznego, jeśli rodzice są antyświadectwem w przeżywaniu szczęścia, a szczególnie w doświadczeniu wiary wtedy dziecko automatycznie przejmuje ich postawy. Dopiero kiedy dziecko wejdzie w wiek dojrzewania i przechodzi w fazę sumienia autonomicznego, zauważa mankamenty rodziców, które potrafi właściwie ocenić, a następnie wyciągnąć wnioski z tego, co jest obiektywną prawdą o ile tylko ma możliwość poznania tej prawdy. W takich sytuacjach olbrzymią rolę do odegrania mają wychowawcy i katecheci. Nawet jeśli rodzina nie staje na wysokości zadania, to o ile wychowawcy i katecheci potrafią być dla dziecka autorytetem, istnieje ogromna szansa, że przejmie ono te postawy, które właśnie oni mu przekazują.

Sporo miejsca poświęciliśmy prawom dziecka, ale dziecko oprócz praw ma także obowiązki, które powinno znać i wypełniać, by się właściwie mogło rozwijać.

Oczywiście! Praw, które mają dzieci, jest bardzo dużo i oczywiście musimy je wszyscy z uwagą respektować. Niemniej w czasie formacji dziecka należy przypomnieć mu, że ma nie tylko prawa, ale także i obowiązki o czym nierzadko zapominamy w chwilach, kiedy stajemy w obronie dziecka. Musimy dbać o to, by dziecko, jako istota rozumna i wolna, znało zarówno swoje prawa, jak i obowiązki, i by je także respektowało.

Dziecko musi być więc objęte niejako "dwoma ramionami" prawami i obowiązkami. Dopiero wtedy jest szansa na osiągnięcie autentycznego szczęścia?

Tak. Dopiero kiedy połączymy te dwa ramiona, czyli przywileje dziecka z obowiązkami, będziemy mogli formować dziecko w sposób właściwy i zdrowy, wierząc, że będzie ono w pełni szczęśliwe.

À propos obowiązków. Na które Ksiądz Biskup zwróciłby szczególną uwagę?

Moim zdaniem podstawowym obowiązkiem dziecka jest otwierać się na propozycje, jakie przedkładają mu rodzice, nauczyciele i wychowawcy. Posłuszeństwo wobec rodziców i wychowawców to nic innego jak wypełnianie czwartego przykazania "Czcij ojca swego i matkę swoją". Mowa tu oczywiście nie tylko o rodzicach, ale także o nauczycielach i wychowawcach. Jest to niezwykle ważne we właściwym rozwoju dziecka.

Chodzi więc o pewną równowagę między prawem a obowiązkiem. Zatem kiedy już ona nastąpi, można mówić o szczęściu?

Tak, właśnie wtedy! Bo jeśli będzie wszystko oparte tylko na prawach, dziecko stanie się snobem. W naturalny sposób się je osłabi i dziecko zamknie się w sobie. Wprowadzenie równowagi między prawami a obowiązkami może w sposób autentyczny i obiektywny formować człowieka i prowadzić w kierunku prawdziwego szczęścia.

Pozostajemy więc w atmosferze wymagań, które nie zawsze są łatwe i przyjemne. W sposób naturalny wywołują pewien rodzaj lęku czy obawy. Papież Jan Paweł II zachęca jednak, byśmy się nie bali wymagań.

Tak. Mówił do nas: "Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali". Słowa te były skierowanie nie tylko do młodzieży, ale do nas wszystkich, także do dzieci i rodziców. Dlatego rodzice muszą pamiętać, do czego się zobowiązywali w sakramencie małżeństwa. Zaprosili do swojego życia Jezusa, by z Nim rozwiązywać wszystkie problemy życiowe, a także te związane z obiektywną formacją swoich dzieci. Muszą też pamiętać o tym, że są pierwszymi zwiastunami wiary w życiu swoich dzieci, pierwszymi katechetami i pierwszymi kapłanami małego domowego Kościoła. Kościół i szkoła spełniają wobec rodziny rolę tylko służebną o tym rodzice powinni pamiętać.

Nierzadko zdarza się, że rodzice mając problemy z dziećmi, chętnie posyłają je do szkół prowadzonych przez zakony bądź parafie, oczekując, że księża bądź zakonnicy odpowiednio wychowają dziecko, a sami zwalniają się z realizacji tego zadania. A to przecież rodzice są najważniejsi w życiu i wychowaniu dziecka i powinni być największym autorytetem dla dzieci.

Przypominamy więc o zasadzie "być", a nie "mieć"?

Oczywiście! Rodzice dbają, by zapewnić dziecku byt materialny, dziecko ma "mieć". Jednocześnie zapominają, że na pierwszym miejscu dziecko ma "być". Ma być odpowiedzialnym człowiekiem za siebie i za innych. A jeśli dziecko ma coś "mieć", to przede wszystkim czas i miłość rodziców. Bo jest to największy dar obecność rodzica w radościach i zmartwieniach dziecka.

Jaka według Księdza Biskupa jest największa bieda naszych dzieci?

Największą biedą dzieci jest panująca w ich życiu "schizofrenia". Otóż w szkole i na katechezie spotykają się z wieloma prawdami, natomiast nierzadko w domu postawa rodziców jest antykatechezą. Wtedy dziecko stoi na rozdrożu, pytając, kto tak naprawdę ma rację? Do pewnego wieku dziecko zawsze pójdzie za rodzicami. Dopiero kiedy zaczyna dojrzewać, analizuje ich postawy i zaczyna obiektywnie oceniać odmienne stanowiska.

Nierzadko okazuje się, że nie zawsze rodzice mieli rację, bo prawdy, z którymi dziecko się spotykało na katechezie czy w kościele, okazują się obiektywnymi prawdami.

Ale do takich wniosków może dojść dopiero wtedy, kiedy ma możliwość wyższej oceny swojego życia i życia rodziców.

Katecheci i wychowawcy stają się czasami bezradni wobec takiej rzeczywistości…

Tak, ale nie wolno zapominać o tym, że przede wszystkim jesteśmy świadkami tych prawd, które głosimy. Dziecko bezbłędnie wyczuwa granice prawdy i fałszu. Jan Paweł II mówił, że "jeśli chcesz być nauczycielem jakichś prawd, po pierwsze musisz być świadkiem tej prawdy".

Pracuje Ksiądz Biskup wiele lat z dziećmi i dla dzieci. Co Księdzu Biskupowi daje kontakt z dziećmi?

Przede wszystkim uczą mnie szczerości i otwartości na to, co się im przekazuje. Niemniej na pierwszym miejscu zachwycają mnie tym, że nie mają podwójnego oblicza, ale są autentyczne. Tak jak odbierają poszczególne wydarzenia czy treści, tak je oceniają choćby nie zawsze miały rację. Ale nie ma w nich obłudy i to mi się podoba. Dopiero dorośli manierują dzieci i od dorosłych dziecko uczy się czasami skrajnych postaw. Podziwiam ich autentyczną niewinność jeśli oczywiście nie są wcześniej zmanierowane przez świat dorosłych. Dzieci mają jedną twarz i to jest piękne.

Czego życzyłby Ksiądz Biskup dzieciom z okazji Dnia Dziecka?

Życzę, by były autentycznym prezentem dla rodziców przez miłość ale nie tylko tę słowną, lecz także wyrażającą się w czynach. Rodzicom natomiast życzę, by byli darem obecności w życiu swoich dzieci, by przeżywali razem z dziećmi wszystkie radości i smutki, jakie są udziałem ich życia.

Niech dzieci będą prawdziwym darem i prezentem dla swoich rodziców.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Słońce rodziny
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.