To Duch Święty jest motorem Kościoła

(fot. © Mazur/catholicnews.org.uk)
Papież Franciszek / La Croix

Papież Franciszek udzielił francuskiemu dziennikowi "La Croix" trwającego ponad godzinę wywiadu, który miał miejsce na Watykanie, w Domu św. Marty, w poniedziałek 9 maja. Poruszono wiele wątków: temat chrześcijańskich korzeni Europy, migracji, islamu, świeckości, jego wizji Francji czy temat skandali związanych z pedofilią.

W swoich wystąpieniach o Europie, odnosiłeś się Ojcze Święty do "korzeni" kontynentu, nigdy nie opisując ich jako chrześcijańskich. Definiowałeś raczej "tożsamość europejską" jako "dynamiczną i wielokulturową". Czy zatem w Twojej, Ojcze Święty, opinii wyrażenie "korzenie chrześcijańskie" jest nieodpowiednie w odniesieniu do Europy?

Powinniśmy mówić o korzeniach w liczbie mnogiej, ponieważ jest ich tak wiele. Dlatego gdy słyszę, że mówi się o chrześcijańskich korzeniach Europy, obawiam się czasem tonu wypowiedzi, który mógłby wydać się triumfalistyczny lub nawet mściwy. Mielibyśmy wówczas do czynienia z kolonializmem. Jan Paweł II mówił na ten temat w sposób zrównoważony. Tak, Europa ma chrześcijańskie korzenie i chrześcijańską odpowiedzialnością jest te korzenie nawadniać, ale musi to dokonywać się w duchu służby, jak to się dzieje w geście umywania nóg. Obowiązkiem chrześcijaństwa wobec Europy jest służba. Uczy nas tego Erich Przywara, wielki mistrz Romano Guardiniego i Hansa Urs von Balthasara: wkładem chrześcijaństwa do kultury jest Chrystus umywający stopy, to znaczy służba i dar życia. To nie może być wkład kolonizujący.

16 kwietnia wykonałeś Ojcze Święty bardzo znaczący gest, zabierając ze sobą uchodźców z Lesbos do Rzymu. Czy jednak Europa ma zdolność do przyjęcia tak wielu imigrantów?

To słuszne i odpowiedzialne pytanie, ponieważ nie można otwierać szeroko bram w sposób nieracjonalny. Zasadniczym pytaniem, jakie należy jednak sobie postawić, jest: dlaczego mamy dziś tak wielu migrantów? Kiedy trzy lata temu pojechałem na Lampedusę, to zjawisko już się zaczęło. Problemem wyjściowym są wojny na Bliskim Wschodzie i w Afryce oraz niedorozwój kontynentu afrykańskiego, który jest przyczyną głodu. Jeśli istnieją wojny, to dlatego, że istnieją producenci broni - co można usprawiedliwiać względami obronnymi - a przede wszystkim handlarze bronią. Jeśli utrzymuje się tak wielkie bezrobocie, to z powodu braku inwestycji, które zapewniłyby pracę, której Afryka tak bardzo potrzebuje. To rodzi pytanie o szerszą kwestię, jaką jest światowy system ekonomiczny, który popadł w bałwochwalstwo pieniądza. Ponad 80 proc. bogactw ludzkości jest w rękach około 16 proc. populacji. Całkowicie wolny rynek nie funkcjonuje. Rynek sam w sobie jest dobrą rzeczą, ale potrzebuje jako punktu oparcia trzeciej strony - państwa, by go monitorowano i równoważono. Nazywamy to społeczną ekonomią rynkową.

Wracając do kwestii migrantów. Najgorszą formą ich przyjęcia jest ich gettoizacja [umieszczanie w getto - red.], gdy tymczasem potrzebna jest integracja. W Brukseli terrorystami byli Belgowie, dzieci migrantów, ale dorastający w getcie. W Londynie nowy burmistrz [Sadiq Khan, syn muzułmańskich Pakistańczyków - red.] złożył przysięgę w katedrze i bez wątpienia będzie przyjęty przez królową. Wskazuje to Europie wagę odnalezienia na nowo jej zdolności do integracji. Myślę tu o Grzegorzu Wielkim [papieżu w latach 590-604 - red.], który negocjował z tymi, których nazywano barbarzyńcami, a którzy w późniejszym czasie się zintegrowali. Ta integracja jest tym bardziej konieczna, że Europa w wyniku egoistycznego poszukiwania dobrobytu ma dziś wielki problem ze spadkiem liczby urodzeń. Kryzys demograficzny wzrasta. We Francji, w każdym razie, dzięki polityce prorodzinnej ta tendencja jest wyciszona.

Obawa przed przyjmowaniem imigrantów jest częściowo spowodowana strachem przed islamem. Czy zdaniem Ojca Świętego lęk, jaki wzbudza ta religia w Europie jest uzasadniony?

Nie sądzę, abyśmy mieli do czynienia z lękiem przed islamem jako takim, jest to raczej lęk przed Państwem Islamskim i jego wojennymi podbojami, które częściowo opierają się na islamie. To prawda, że idea podboju przynależy do duszy islamu. Ale w kategoriach tej samej idei podboju można by również interpretować zakończenie Ewangelii według św. Mateusza, gdzie Jezus wysyła swoich uczniów do wszystkich narodów.

W obliczu islamskiego terroryzmu, z jakim dziś mamy do czynienia, należałoby zadać sobie pytanie o sposób, w jaki eksportowano zbyt zachodni model demokracji do krajów o silnej władzy, takich jak Irak czy Libia z jej strukturą plemienną. Nie można pójść do przodu, nie biorąc pod uwagę tej kultury. Jak to powiedział jakiś czas temu pewien Libijczyk: "Dawniej mieliśmy jednego Kaddafiego, teraz mamy ich pięćdziesięciu!". W gruncie rzeczy współistnienie chrześcijan i muzułmanów jest możliwe. Pochodzę z kraju, który wyznawcy obu religii współzamieszkują, pozostając w dobrych stosunkach. Muzułmanie czczą tam Maryję i św. Jerzego. Opowiadano mi, że z racji Jubileuszowego Roku Miłosierdzia w jednym z państw afrykańskich muzułmanie stają w długiej kolejce do katedry, aby przejść przez Drzwi Święte i pomodlić się do Maryi Dziewicy. Przed wybuchem wojny, w Afryce Środkowej chrześcijanie i muzułmanie żyli razem i dziś muszą ponownie się tego nauczyć. Przykład Libanu również pokazuje, że jest to możliwe.

Znaczenie islamu w dzisiejszej Francji, jak i chrześcijańskie historycznie fundamenty tego kraju rodzą nawracające pytania o miejsce religii w przestrzeni publicznej. Jaka jest według Ojca Świętego dobra świeckość?

Państwo powinno być laickie. Państwa wyznaniowe źle kończą. To sprzeczne z historią. Myślę, że świeckość, której towarzyszy rzetelne prawo zapewniające wolność religijną, zapewnia ramy dla dalszych poczynań. Jako dzieci Boga i z naszą godnością osobistą wszyscy jesteśmy równi. Ale każdy powinien mieć wolność uzewnętrzniania swojej własnej wiary. Jeśli muzułmańska kobieta chce nosić zasłonę, powinna móc ją nosić. To samo, jeśli katolik chce nosić krzyż. Powinno się mieć możliwość wyznawania swojej wiary nie obok, ale w obrębie kultury. Pod tym względem pozwoliłbym sobie na małą krytykę wobec Francji za jej przesadną świeckość. Wynika to ze sposobu postrzegania religii jako podkultury, a nie jako kultury pełnoprawnej. Obawiam się, że to podejście, które należy definiować przez pryzmat oświeceniowego dziedzictwa, się zachowało. Francja powinna zrobić krok naprzód w tej kwestii i zaakceptować fakt, że otwarcie się na transcendencję jest prawem dla wszystkich.

Pozostając przy kwestii laickości, jak katolicy powinni bronić swoich racji w tematach społecznych takich jak eutanazja czy małżeństwa jednej płci?

To w parlamencie należy dyskutować, argumentować, wyjaśniać, przywoływać do porządku. W ten sposób wzrasta społeczeństwo. Jednak kiedy dane prawo zostało już przyjęte, państwo powinno również szanować sumienia. W każdej strukturze prawnej powinien być obecny sprzeciw sumienia, bo to jest prawo człowieka. Także urzędnika państwowego, który jest osobą ludzką. Państwo musi również szanować krytykę. Na tym polega prawdziwa świeckość. Nie można odrzucać argumentów katolików stwierdzeniem: "Mówicie jak ksiądz". Nie, oni opierają się na myśli chrześcijańskiej, którą Francja w tak znakomity sposób rozwinęła.

Co znaczy dla Ojca Świętego Francja?

(po francusku) Najstarsza córka Kościoła… ale nie najwierniejsza! (śmiech).

W latach 50. mówiło się o Francji również: "Francja - kraj misyjny". W tym sensie jest ona terenem, który trzeba ewangelizować. Ale trzeba być sprawiedliwym wobec Francji. Jej Kościół posiada zdolność twórczą. Francja jest też ziemią wielkich świętych, wielkich myślicieli: Jeana Guittona, Maurice’a Blondela, Emmanuela Levinasa - który nie był katolikiem, Jacquesa Maritaina. Myślę tu również o głębi jej literatury.

Doceniam także wkład kultury francuskiej w duchowość jezuicką bardziej ascetycznego nurtu hiszpańskiego. Nurt francuski, który rozpoczął się za sprawą Pierre’a Favre’a nadaje jej innego smaczku, utrzymując wciąż jednak kładzenie nacisku na rozeznanie duchowe. To nurt z wielkimi postaciami życia duchowego: Louisem Lallemantem, Jean-Pierre’em de Caussade; wraz z wielkimi teologami francuskimi, którzy tak bardzo pomogli Towarzystwu Jezusowemu: Henrim de Lubac i Michelem de Certeau. Bardzo lubię tych dwu ostatnich: to dwóch kreatywnych jezuitów. Oto co, ogólnie rzecz ujmując, fascynuje mnie we Francji. Z jednej strony owa przesadna świeckość, dziedzictwo Rewolucji Francuskiej, i z drugiej - tak wielu wielkich świętych.

Którego z nich Ojciec Święty lubi najbardziej?

Świętą Teresę z Lisieux.

Obiecał Ojciec Święty przybyć do Francji. Kiedy taka wizyta byłaby możliwa?

Całkiem niedawno otrzymałem list z zaproszeniem od prezydenta François Hollande’a. Również konferencja episkopatu mnie zaprosiła. Nie wiem, kiedy będzie miała miejsce ta podróż, ponieważ w przyszłym roku odbędą się we Francji wybory, a jest praktyką Stolicy Apostolskiej, by nie przeprowadzać takich wizyt w podobnym czasie. W zeszłym roku pojawiło się kilka koncepcji dotyczących takiej podróży, która objąć miałaby wizytą Paryż i jego przedmieścia, Lourdes i jakieś miasto, do którego nie udał się żaden papież, na przykład Marsylię, która stanowi otwarte na świat drzwi.

Kościół we Francji przeżywa poważny kryzys powołań kapłańskich. Jak więc dziś funkcjonować przy takiej małej liczbie księży?

Historia Korei może posłużyć za przykład. Ten kraj był ewangelizowany przez misjonarzy przybyłych z Chin, którzy potem wrócili do siebie. Następnie przez dwa stulecia Koreę ewangelizowali świeccy. Jest to ziemia świętych i męczenników, która ma dziś silny Kościół. Księża niekoniecznie są potrzebni do ewangelizowania. Chrzest daje siłę do ewangelizacji. A otrzymany na chrzcie Duch Święty popycha do tego, by wyjść i nieść chrześcijańskie przesłanie z odwagą i cierpliwością.

To Duch Święty jest inicjatorem tego, co czyni Kościół, jest Jego motorem. Zbyt wielu chrześcijan tego nie wie. Z drugiej strony niebezpieczeństwem dla Kościoła jest klerykalizm. Jest to grzech "popełniany we dwoje", jak tango! Księża chcą klerykalizować świeckich, a świeccy dla wygody chcą być sklerykalizowani. Znałem w Buenos Aires wielu dobrych proboszczów, którzy widząc zdolnego świeckiego, natychmiast wołali: "Zróbmy go diakonem!". Nie, trzeba, żeby pozostał świeckim. Klerykalizm jest szczególnie widoczny w Ameryce Łacińskiej, a jeśli ludowa pobożność jest tam silna, to właśnie dlatego, że jest ona jedyną nieklerykalną inicjatywą świeckich. Pozostaje to niezrozumiałym dla kleru.

W Kościół we Francji, szczególnie Kościół lyoński, uderzyły ostatnio skandale pedofilskie, jakie wypłynęły z przeszłości. Co Kościół powinien zrobić w tej sytuacji?

To prawda, że nie jest łatwo ocenić fakty po upływie dziesięcioleci, w innym kontekście. Jednak na tym polu w Kościele nie może być mowy o przedawnieniu. W rezultacie tych nadużyć, ksiądz, którego powołaniem jest prowadzenie dziecka do Boga, niszczy je. Szerzy zło, urazę i ból. Jak powiedział Benedykt XVI, w takich przypadkach tolerancja powinna być zerowa.

Na podstawie informacji, które posiadam, wierzę, że kard. Barbarin [arcybiskup Lyonu, który w czasie gdy dochodziło do wykorzystywania nieletnich, nie był jeszcze metropolitą - red.) przedsięwziął wszystkie konieczne środki i że poprowadził tę sprawę jak należy. Jest odważny, twórczy, to misjonarz. Trzeba poczekać na wynik postępowania prowadzonego przez wymiar sprawiedliwości.

Czy to oznacza, że kard. Barbarin nie musi składać rezygnacji?

Nie, byłoby to pewną sprzecznością, nieroztropnością. Poczekajmy na zakończenie sprawy. Taka decyzja w tym momencie oznaczałaby przyznanie się do winy.

1 kwietnia przyjął Ojciec Święty bp. Bernarda Fellaya, przełożonego generalnego Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X. Czy rozważa się ponowne przyjęcie lefebrystów do Kościoła?

W Buenos Aires często z nimi rozmawiałem. Pozdrawiali mnie, na klęczkach prosili o błogosławieństwo. Mówili, że są katolikami. Oni kochają Kościół. Bp Fellay to człowiek, z którym można prowadzić dialog. Nie jest tak w przypadku wszystkich, z bp. Williamsonem, czy innymi, którzy się zradykalizowali. Tak jak mówiłem jeszcze w Argentynie, myślę, że są to katolicy na drodze do pełnej komunii. W czasie trwania tego Roku Miłosierdzia uznałem, że powinienem zezwolić ich spowiednikom rozgrzeszać z aborcji. Podziękowali mi za ten gest. Wcześniej Benedykt XVI, którego bardzo szanują, rozszerzył możliwość odprawiania Mszy św. w rycie trydenckim. Trwa dobry dialog i wykonujemy dobrą pracę.

Czy Ojciec Święty byłby gotów przyznać im status prałatury personalnej?

Byłoby to możliwe, ale najpierw musimy zawrzeć z nimi zasadnicze porozumienie. Sobór Watykański II ma swoją wartość. Powoli i cierpliwie posuwamy się do przodu.

Zwołał Ojciec Święty dwa synody poświęcone sprawom rodziny. Czy według Ojca Świętego zmieniły one Kościół?

Proces zmian rozpoczął się podczas konsystorza [w lutym 2014 r. - red.], wywołany przez kard. Kaspera, jeszcze przed nadzwyczajnym synodem w październiku tego samego roku, po którym nastąpił rok refleksji, a następnie zwyczajny synod. Myślę, że wyszliśmy z tego doświadczenia odmienieni. Nie wyłączając mnie. W posynodalnej adhortacji [Amoris laetitia z kwietnia br. - red.] starałem się okazać jak największy szacunek synodowi. Nie znajdziecie w niej uściśleń kanonicznych mówiących, co można czy powinno się robić albo nie. To łagodna, spokojna refleksja na temat piękna miłości, tego, jak wychowywać dzieci, jak przygotować się do małżeństwa. Podkreśla odpowiedzialność, której mogłaby towarzyszyć Papieska Rada ds. Świeckich, proponując konkretne wytyczne.

Oprócz tego procesu zmian musimy pomyśleć o prawdziwej synodalności, a przynajmniej o tym, co oznacza synodalność katolicka. Biskupi są cum Petro, sub Petro [z Piotrem i pod Piotrem - z następcą Piotra i pod jego wadzą - red.]. To odmienne od synodalności Kościołów prawosławnych czy greckokatolickich, gdzie głos patriarchy jest tylko jednym z wielu. Sobór Watykański II wskazał ideał synodalnej i episkopalnej jedności. Nadal powinien być on rozwijany, także na poziomie parafii, biorąc pod uwagę to, co jest przewidziane prawem. Istnieją parafie, w których nie ma ani rad duszpasterskich, ani ekonomicznych, mimo że taki obowiązek nakłada na nie prawo kanoniczne. Również na tym polu rozgrywa się kwestia synodalności.

Wysłuchali Guillaume Goubert i Sébastien Maillard w Rzymie 9 maja 2016 r. Opublikowano w "La Croix" 17 maja 2016 r. Oryginał wywiadu w języku francuskim dostępny na stronie www.la-croix.com. Polskie tłumaczenie publikujemy dzięki uprzejmości redakcji "Przewodnika Katolickiego"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To Duch Święty jest motorem Kościoła
Komentarze (8)
MR
Maciej Roszkowski
31 maja 2016, 14:44
Jezus określa się jako Syn Boży pozostający w jedności z Ojcemi i obiecuje   zesłanie Ducha Św.  (J 10:30). Następnie mówi:  "idąc tedy nauczajcie wszystkie narody udzielając im chrztu w mię Ojca i Syna i Ducha Świętego" (Mt 28:19).Mówimy oczywiście jedynie o Nowym Testamencie. Sprawa jest o tyle trudna do zrozumienia i przyjęcia (dla mnie była też) że o ile Ojciec i Syn są zrozumiali jako osoby -  podmioty o rozumnej naturze, o tyle Duch kojarzący się nam z duchem (cokolwiek przez to rozumiemy) a więc trudniej uznać Go za byt osobowy. Jest relacją między Ojcem i Synem. Podobnie miłość możemy nazwać relacja między osobamii, jest faktycznie bytem, czyli istnieje. Tyle, żę istnie nie miłośći między ludźmi potwierdzane jest (mniej lub bardziej prawdziwymi) oświadczeniami, a istnienie Ducha (tak jak całę Objawienie) to kwestia wiary.
31 maja 2016, 16:40
J 10:30 to dokładnie słowa "Ja i Ojciec jedno jesteśmy". Potem następuje: "31 I znowu Żydzi porwali kamienie, aby Go ukamienować. 32 Odpowiedział im Jezus: «Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować?» 33 Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga». 34 Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: Ja rzekłem: Bogami jesteście?6 35 Jeżeli [Pismo] nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże - a Pisma nie można odrzucić - 36 to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: "Bluźnisz", dlatego że powiedziałem: "Jestem Synem Bożym?" 37 Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie! 38 Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu». 39 I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. 40 I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał. 41 Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. 42 I wielu tam w Niego uwierzyło." I ani słówka o jekimś duchu świętym.  MT 28:19 słowa "ducha świętego" zostały dopisane w późniejszym okresie.
MR
Maciej Roszkowski
31 maja 2016, 18:11
Co do J.10:30 to jest dziwnie. W moim wydaniu z 1955 r. Pallotinum ( z imprimatrur) jest tak jak napisałem, w wydaniu z 1975 r. (British and Foreign Bible Society (bez impritmatur, ale z udziałem kilku znanych polskich biblistów) jest tak jak Pan pisze. Czy słowa w Mt28.19 zostały dopisane wymagało by wyjaśnienie kiedy i przez kogo. Opis chrztu Chrystusa nad Jordanem (Mt 3: 13-17) zawiera opis pojawienia się Ducha Bożego w postaci gołębicy. Czy byłby on tożsamy z Duchem Św? Istotnie ustalenie Kanonu  nastąpiło nie od razu  po zażartych kłótniach, bo pierwsze kroki to była prace   Muratoriego (ok 180 n.e)były   kwestionowane, pojawiło się nawet określenie "nierządnica" a ostateczny tekst został zatwierdzony przez synod kartagińskui  (397 n.e.) Pamiętajmy, że mimo iż wiele było wysiłków u pierwszych chrześcijan w celu zachowania jedności, to wiele było tendencji odśrodkowych, "prawdziwych" chrześćijanm, "fałszywych proroków", coś jak dziś  Polsce. Dodajmy do tego różnice kultur i tłumaczenia z języków, co utrudnia ustalenie "prawdy materialnej". Nie przypuszczam aby Duch Św. jeśli istnieje, specjalnie przejmował się naszymi ustaleniami prawdy materialnej. Mnie do pojęcia trzeciej Osoby Trójcy przekonał (jak pisałem, nie od razu) fakt, że miedzy bliskim osobami jest jakaś relacja, np. ojcowsko synowska. Czy w przypadku relacji Osób boskich można jej przypisać cechy osoby, podmiotu o rozumnej naturze? To zapewne kwestia wiary.
1 czerwca 2016, 15:51
Euzebiusz z Cezarei przytaczał te slow zupełnie inaczej: "Inni wreszcie apostołowie, narażeni na tysiączne zasadzki na swe życiem, opuścili ziemie żydowską i wyruszyli na opowiadanie i nauczanie do wszystkich narodów, pełni mocy Chrystusa, który rzekł do nich: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody w imię Moje". "[Historia Kościoła, III: 5: 5] Wcześni chrześcijanie różnili się rozumieniem tego co wyznają między sobą. Z obecnego punktu widzenia te wierzenia bardzo się różnią od siebie i od tego w co wierzą obecnie katolicy. Wygrała pewna opcja wiary i dlatego dodawanie takich zapisów było ważnie. Dodane bo może w ten sposób chcieli udowodnić własną rację, a może dodali bo przecież "tak powinno być" wg, jakiegoś skryby. 
MR
Maciej Roszkowski
1 czerwca 2016, 22:16
Tu akurat zgoda, to samo innymi słowami napisałem w swoim tekście. Tyle, żę  uzupełnienia, czy wykreślenia wykonywali ludzie o niemałej wiedzy i  autorytecie. Gdyby skryba coś samowolnie zmienił pewnie by gom łamali kołęm lub wygnali na pustynię. Chyba, że ludzie o których piszemy to:skryby". A takie emocje i epitety, to zaniżnie poziomu
31 maja 2016, 11:00
Duch Świety? A co to? Bo: Większość Encyklopedii i słowników teologicznych wyjaśnia korzenie i pochodzenie tej pogańskiej nauki Terminu Trójca używa się do określenia fundamentalnej doktryny religii chrześcijańskiej” (The Catholic Encyclopedia, 1912, t. 15, s. 47). „W Nowym Testamencie nie spotykamy ani słowa Trójca, ani wyraźnego potwierdzenia tej doktryny (...) Doktryna ta kształtowała się stopniowo przez kilka stuleci wśród licznych sporów” (The New Encyclopædia Britannica, 1976, Micropædia, t. 10, s. 126). „Coraz więcej uczonych katolickich przychyla się do opinii egzegetów i teologów biblijnych, których zdaniem nie powinno się bezkrytycznie mówić o trynitarianizmie w Nowym Testamencie. Jednocześnie historycy dogmatyki i przedstawiciele teologii systematycznej przyznają, że kto bezkrytycznie wypowiada się na temat doktryny o Trójcy, przenosi się z okresu początków chrześcijaństwa do — powiedzmy — ostatniego ćwierćwiecza IV stulecia” (New Catholic) W PEWNEJ publikacji protestanckiej czytamy: „W Biblii nie ma słowa Trójca (...) Formalnie rzecz biorąc, nie było go w teologii kościoła przed IV stuleciem” (The Illustrated Bible Dictionary [Ilustrowany słownik biblijny]). Według wypowiedzi pewnego autorytetu katolickiego nauka o Trójcy „nie jest (...) bezpośrednio słowem od Boga” (New Catholic Encyclopedia).
31 maja 2016, 11:00
The Catholic Encyclopedia zamieszcza też następujący komentarz: „W Piśmie Świętym nie ma na razie ani jednego wyrażenia określającego wszystkie Trzy Osoby Boskie jednocześnie. Słowo τρίας [tri′as] (którego tłumaczeniem jest łacińskie trinitas) spotykamy po raz pierwszy u Teofila z Antiochii około A.D. 180. (...) Wkrótce potem pojawia się ono w łacińskiej formie trinitas u Tertuliana”. Jednakże samo to jeszcze nie dowodzi, iż Tertulian uczył o Trójcy. Na przykład w katolickiej Trinitas—A Theological Encyclopedia of the Holy Trinity (Teologicznej encyklopedii wiedzy o Trójcy) zwraca się uwagę na to, że niektórymi słowami użytymi przez Tertuliana inni posłużyli się później do opisania Trójcy. Potem znajdujemy tam następujące ostrzeżenie: „Stosowanie tych słów nie upoważnia jednak do wysnuwania przedwczesnych wniosków, bo [Tertulian] nie używa ich do wykładania teologii trynitarnej”.
31 maja 2016, 11:00
The Encyclopedia of Religion przyznaje: „Dzisiejsi teolodzy zgodnie oświadczają, że w Biblii Hebrajskiej nie ma doktryny o Trójcy”, zaś w New Catholic Encyclopedia czytamy: „W S[tarym] T[estamencie] nie naucza się doktryny o Trójcy Świętej”. Również jezuita Edmund Fortman przyznaje w książce The Triune God (Bóg Trójjedyny): „Stary Testament (...) ani wprost, ani pośrednio nie mówi nic o trójjedynym Bogu w postaci Ojca, Syna i Ducha Świętego. (...) Nie ma żadnego dowodu, aby którykolwiek spośród świętych pisarzy choćby domyślał się istnienia [Trójcy] w Panu Bogu. (...) Już samo dopatrywanie się w [„Starym Testamencie”] sugestii albo pierwowzorów, czyli ‛zawoalowanych oznak’ troistości osób wykracza poza granice słów i intencji świętych pisarzy” W The Encyclopedia of Religion tak czytamy na ten temat: „Teologowie zgodnie twierdzą, że również w Nowym Testamencie nie ma wyraźnie sprecyzowanej doktryny o Trójcy”.