Zabiliśmy Boga
A nawet więcej - wciąż Go zabijamy. I nie robią tego "źli ludzie" i wrogowie Kościoła. To my Go zdradzamy. To my jesteśmy Jego nieprzyjaciółmi. Na nasze szczęście - On jest inny.
To nie jest jakiś heretycki wymysł ani próba przeprowadzenia terapii szokowej. Nie chodzi też o strasznie piekłem. Są to myśli zaczerpnięte z najnowszej książki biskupa Grzegorza Rysia. Książki, którą przeczytałem z zapartym tchem.
Są takie książki, które trzeba przeczytać. Nie dlatego, że ktoś nam tak mówi, ale dlatego by nie przegapić czegoś ważnego, czegoś, co może zmienić nasz sposób myślenia i życia. Moim zdaniem, jedną z takich książek jest właśnie "Skandal Miłosierdzia".
Zła wiadomość
Bez znieczulenia, prosto z mostu, bez owijania w bawełnę - to pierwsze określenia, jakie przychodziły mi na myśl podczas lektury tej książki. Krakowski biskup nie stara się przedstawić uładzonej wizji świata. Nie chce zagłaskać czytelnika i powiedzieć mu, że jest dobrze, że Pan Bóg jest milutki i nie ma się czym przejmować.
Już na pierwszych stronach padają bardzo mocne słowa: "Jesteśmy zniewoleni. Jesteśmy mordercami. Jesteśmy kłamcami i gorszycielami. Zabijając Chrystusa, zabijamy samych siebie. To jest naprawdę zła nowina". I dalej: "Nie jesteśmy ziomkami Pana Boga. Jesteśmy Jego nieprzyjaciółmi. Jesteśmy wrogami, nad których ranami On się pochyla".
Autor nie zgadza się z - jakże częstym - szukaniem winnych wszędzie indziej, tylko nie w nas samych: "Za wszelkie zło gotowi jesteśmy momentalnie obciążyć świat. To świat jest zły, zgniły, złowrogi. Winni są politycy, media, masoni i cykliści", pisze biskup Ryś, a dalej dodaje: "Biada wam, obłudni nauczyciele Pisma i faryzeusze - mówił przecież Jezus do ludzi pyszniących się własna wiarą - bo jesteście podobni do pobielanych grobów, które z zewnątrz wyglądają pięknie, ale wewnątrz są pełne trupich kości i zgnilizny (Mt 23,27). Taka jest prawda o tobie, o mnie, o nas, o Kościele". I jeszcze: "Żeby odejść od Boga wcale nie trzeba opuszczać Kościoła. Można tkwić w samym jego sercu, ale nie znać Chrystusa. Można zgubić się we własnym domu".
Dobra wiadomość
Na szczęście Bóg jest inny. On nie myśli i nie działa tak jak człowiek: "Miłosierdzie pozostaje wielką tajemnicą Boga i wielkim skandalem w oczach ludzi. Zawiera w sobie to, z czym mamy największe trudności: współczucie, przebaczenie, nawrócenie. Nie stawia warunków, nie zna żadnych granic. Jest darmowe".
Pisząc o Bożym Miłosierdziu, biskup Ryś wielokrotnie podkreśla, że człowiek nie zasłużył na nie, ale też dodaje, że nie jest ono adresowane tylko dla tych "dobrych, pobożnych i nawróconych". Przecież, gdyby tak było, nie nazywalibyśmy go miłosierdziem.
"Bóg nie ma żadnych złudzeń co do naszej kondycji i stosunku, jaki do Niego żywimy. Pomimo tego przychodzi pielęgnować rany swoich wrogów. Przepaść nienawiści może zostać zasypana wyłącznie przez osobiście przeżyty moment, w którym otwierasz oczy i widzisz, że zachowałeś swoje życie tylko dzięki pomocy tego, któremu się sprzeciwiałeś, tego, którego wziąłeś za swojego wroga. Dzieje się tak bez żadnej własnej zasługi z naszej strony, a nawet bez prośby lub błagania".
Dlaczego skandal?
O Bożym Miłosierdziu mówi się w ostatnich latach bardzo dużo. Niektórzy twierdzą, że nawet za dużo. Są tacy, którzy uważają, że, kładąc tak mocny nacisk na miłosierdzie, zapomina się o sprawiedliwości. Przecież nie może być tak, że Bóg traktuje tak samo dobrych i złych. To znowu jest nasz ludzki, ograniczony sposób myślenia.
"Na tym właśnie polega miłosierdzie ze strony Boga, że w swojej hojnej miłości przyjmuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Bóg wychodzi do nas, nie pytając się, czy najpierw się nawróciliśmy. Chrystus umarł za wszystkich ludzi na krzyżu nie w efekcie masowych nawróceń, lecz dlatego, że wszyscy jesteśmy grzesznikami. Między człowiekiem a Bogiem nie ma relacji sprawiedliwości, jest przymierze, zgodnie z którym ojciec kocha syna nie z powodu jego zasług, ale pomimo tego, że dziecko żadnych zasług wobec niego nie ma".
Dlaczego biskup Ryś pisze o skandalu? Dobrze obrazuje to przytoczona przez niego historia o świętym Mikołaju, który, jeszcze zanim został biskupem, wręczył trzem prostytutkom po bryłce złota. I to wcale nie dlatego, że były grzecznymi dziewczynkami. Nie czekał aż się nawrócą i wejdą na dobrą drogę. Święty wiedział, że tylko pomagając tym dziewczynom - takim, jakimi są - da im szanse na to, aby się zmieniły.
Takich historii w "Skandalu Miłosierdzia" jest wiele. W książce znajdziemy bardzo ciekawe interpretacje opowieści biblijnych : m.in. Abrahama i Izaaka, Kaina i Abla, Jonasza i św. Piotra oraz przypowieści o synu marnotrawnym (albo raczej - jak proponuje krakowski hierarcha - o miłosiernym ojcu i dwóch synach).
To dopiero początek
Boże Miłosierdzie jest nie tylko faktem dającym wszystkim wielką nadzieję, ale również wezwaniem do przemiany naszego życia i przemiany naszego nastawienia do innych. "Jeżeli przed nawróceniem miłość może ci się wydawać tylko prawem, to po spotkaniu z wydarzeniem Miłości w doświadczeniu Bożego miłosierdzia, miłość staje się naturalną odpowiedzią na to, co darmo otrzymałeś wcześniej."
Jesteśmy wezwani do naśladowania Boga - czyli do bycia miłosiernymi. Często nie mieści się nam to w głowach. Jak można kochać nieprzyjaciół, wybaczać tym, którzy nas skrzywdzili? Jak można chcieć pomagać wrogowi? Ale do tego właśnie jesteśmy zaproszeni.
Nie możemy tego zrobić sami, bo "w niewoli trzyma nas szatan. Z jego pęt, które zacisnęły się na nas szczelnie, musimy się oswobodzić, a mówiąc ściślej: musimy zostać wyswobodzeni!". Autor wielokrotnie podkreśla, że Bóg sam przywraca nas do życia, że to nie nasza zasługa.
A to wszystko po to, by zacząć żyć naprawdę, by przestać oceniać innych, bo znamy przecież tylko małe fragmenty ich historii i problemów. Chodzi po prostu o to, byśmy się nawrócili. A co to znaczy według autora "Skandalu Miłosierdzia"? "Wyzwolenie człowieka do miłości - oto nawrócenie".
Skomentuj artykuł