Życie jest poszukiwaniem
Jednym z wielkich niebezpieczeństw współczesnych czasów jest "globalizacja powierzchowności" - uważa o. Adolfo Nicolás, przełożony generalny Towarzystwa Jezusowego. Podkreśla on, że Kościół nie powinien ulegać pokusie powrotu do dawnych form, koncepcji i słów lecz wsłuchiwać się w pytania, jakie stawia współczesny świat, zwłaszcza młode pokolenie. W rozmowie z KAI 76-letni hiszpański ksiądz mówi też o szansie jaką dla katolików jest Rok Wiary, o specyfice zakonu jezuitów oraz o spotkaniach z religiami w Azji.
Tomasz Królak, KAI: Jak ocenia Ojciec kondycję chrześcijaństwa we współczesnej Europie?
O. Adolfo Nicolás: Bardzo dużo mówi się dziś o kryzysie, w jakim pogrąża się Stary Kontynent. Ale, jako ktoś, kto wielokrotnie bywał w Azji, chcę zauważyć, że tam kryzys stanowi jednocześnie niebezpieczeństwo jak i szansę. Tak jest to traktowane w tradycji chińskiej, japońskiej czy koreańskiej.
Myślę, że europejski kryzys jest dość skomplikowany. Składają się nań czynniki ekonomiczne, demograficzne itd. Możemy mówić o kryzysie symboli, kryzysie historii (ludzie nie wierzą już w "wielką" historię przeszłości), kryzysie doktryn, a także kryzysie języka: symbole utraciły swą moc, wskutek czego język religijny staje się niezrozumiały. Uważam, że kryzys nie dotyczy tylko Europy, ale jest widoczny w bardzo wielu różnych miejscach na świecie, np. w Japonii.
Każda religia przechodzi dziś kryzys, np. buddyzm. Ludzie odchodzą do sekt czy różnych nowych grup o charakterze synkretycznym, łączącym różne elementy buddyjskie, chrześcijańskie. Młodzi ludzie idą do nich, bo tam oferują im większą wspólnotowość, odpowiedzialność.
Myślę, że w Europie też musimy dotrzeć do serc młodych ludzi. Swego czasu na Uniwersytecie Gregoriańskim zastanawialiśmy się nad przyczynami współczesnej sekularyzacji. Bardzo pomocna okazała się dla nas książka Charlesa Taylora "A secular Age" ponieważ ukazuje odmienną perspektywę, inną od powszechnej koncepcję sekularyzacji. Zwykło się bowiem uważać, że ludzie nie chcą już żadnych wartości, dlatego opuszczają Kościół. Ale to tylko jedna strona kryzysu, tymczasem uważam, że kryzys jest zjawiskiem globalnym i zdecydowanie bardziej złożonym. W istocie kryzys jest czymś, co występuje w każdej epoce, w której dokonują się przemiany społeczne.
Pewne elementy tego kryzysu dotykają także wiary. Jedną z moich modlitw zawartych w Nowym Testamencie są słowa owego człowieka z ewangelii według św. Marka: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!". W każdym bowiem tkwią elementy wiary i niewiary. Kryzys występuje więc w każdym czasie. Mam przy tym nadzieję, że Europa na nowo odnajdzie swoją duszę oraz przebrnie przez czas kryzysu i utraty horyzontów.
Tak długo jak mamy Pismo Święte, słowo Boga i możemy powrócić do punktu odniesienia - tak długo mamy nadzieję. Dlatego nie sądzę, byśmy mieli do czynienia z jakimś ostatecznym kryzysem, lecz z czymś tymczasowym: bardzo bolesnym i trudnym, ale - mam nadzieję - rozumianym przez Kościół. Możemy przyczynić się do rekonstrukcji Europy, jej odbudowy, ale korzystając z innych dróg. Nie sądzę, byśmy mieli powracać do przeszłości.
Bo było, minęło...
Tak. Musimy poszukiwać nowych dróg życia, rozumienia świata i naszej wiary. Myślę, że jest to właśnie przejaw dojrzałości. Dla Kościoła takie poszukiwania są czymś normalnym.
Niedawno przeżywaliśmy 50. rocznicę otwarcia Soboru Watykańskiego II. Które jego wskazania wydają się Ojcu szczególnie ważne dziś?
Myślę, że sobór na nowo zachęca nas do ciągłego "nasłuchiwania" świata. W Konstytucji "Gaudium et spes", Kościół deklaruje, że chce dzielić radość i nadzieję, smutek i trwogę ludzkości.
Spodobało mi się stwierdzenie Steve’a Jobsa, założyciela Apple’a: "Nie słucham tego, co mówią producenci, bo oni chcą sprzedać swój towar, interesuje mnie raczej głos klientów i to, czego oni oczekują". Myślę, że wskazanie Vaticanum II wobec Kościoła brzmi: wsłuchajcie się w głos wierzących, czego oni potrzebują, jakie są ich nowe potrzeby, czego potrzebują młodzi ludzie, żeby odbudować swoje życie.
Nie możemy więc odpowiadać na pytania z przeszłości, bo nie są to pytania dzisiejszej młodzieży. Trzeba znać te dzisiejsze i zastanowić się wspólnie nad odpowiedzią.
Podczas międzyreligijnego spotkania w Asyżu papież Benedykt XVI zwracał uwagę, że w świecie agnostycyzmu istnieje postawa poszukiwania prawdy, poszukiwania Boga. Przestrzegł przy tym wierzących, by nie zachowywali się tak, jakby wiedzieli już wszystko, jakby Bóg był ich własnością. Kard. Ravasi mawia zaś, że poszukiwanie jest częścią drogi wiary. Myślę, że żyjemy właśnie w momencie poszukiwań.
Czy przeżywany obecnie Rok Wiary nie powinien stać się dla katolików dodatkowym motywem, by dzielić się jej doświadczeniem i w świetle wiary podpowiadać innym dobre rozwiązania?
Rok Wiary to bardzo dobra okoliczność przede wszystkim do przyjrzenia się naszej własnej wierze: jak wierzymy, czym jest wiara, co to znaczy być wierzącym...
Po pobycie w Azji uważam, że musimy naprawdę podążyć w głąb, odkryć, czym jest wiara, iść dalej, poza formy. Myślę, że pokusą czasów kryzysu jest powrót do dawnych form, koncepcji i słów. Ale to jest bardzo powierzchowne. Tymczasem musimy odkryć rdzeń, odnaleźć najwłaściwszy sposób relacji z Bogiem.
Wkrótce po moim wyborze na urząd generała jezuitów udzielałem wywiadu czterem japońskim dziennikarzom (żaden z nich nie był katolikiem). Zapytano mnie: "Czy uważa ojciec, że jesteśmy w stanie wytłumaczyć, kim jest Bóg i czy możemy być z Nim w kontakcie?" Odpowiedziałem: "Nie możemy wytłumaczyć Boga, ale możemy być z Nim w kontakcie". Bo tak jest w istocie: choć przeczytaliśmy tyle ksiąg nie możemy "wyjaśnić", kim jest Bóg - to jest tajemnica tajemnic. Możliwość przyjęcia tajemnicy, jej pogłębianie jest dla nas szansą. Obecny czas jest raczej czasem pogłębiania aniżeli wyjaśniania - czasem refleksji nad tym, co to znaczy żyć w Chrystusie, wzrastać w Chrystusie. Młodzi ludzie nie chcą słuchać wywodów teologicznych. Obecny papież w jednej ze swoich książek o wierze napisał, że język teologii może mieć jedynie wartość przybliżania. I to jest prawda, ponieważ mówimy o tajemnicy. Jakże moglibyśmy ją do końca wyjaśnić?
Przed tajemnicą możemy się jedynie zatrzymać?
Możemy wskazywać kierunek. Wskazując palcem na księżyc nie możemy koncentrować się tylko na tym palcu, bo nigdy nie zobaczymy księżyca...
Jakie zadania stają w dzisiejszym świecie przed zakonem jezuitów?
Jezuici mogą służyć Kościołowi swoją pracą duszpasterską, aktywnością teologiczną, pogłębianiem formacji kulturowej. Światu zagraża zawężanie horyzontów. Jednym z wielkich niebezpieczeństw współczesnych czasów jest "globalizacja powierzchowności". Zdobywamy informacje szybko i bez wysiłku, wszystko możemy "wyguglować", a jednak utraciliśmy zdolność rozumienia. Naciskamy enter i "wyskakuje" nam prawda - z internetu, prasy, skądkolwiek. By dotrzeć do rzeczywistości, musimy jednak pójść głębiej.
By lepiej zrozumieć samych siebie?
Samych siebie, innych, społeczeństwo. My, jezuici, powinniśmy pomóc Kościołowi lepiej rozumieć rzeczywistość. Nazywam to duszpasterstwem głębi.
Podczas ostatniej kapituły generalnej papież zachęcał nas do zaangażowania na różnych, szczególnie trudnych polach, takich, na które inni nie bardzo chcą iść. Myślę, że takich obszarów mamy dziś wiele, na przykład w kulturze czy edukacji. Wymaga to nieustannej pracy, kształcenia się, dostosowywania odpowiednich środków, by odpowiedzieć na pytanie o to, jak najlepiej towarzyszyć dziś młodym ludziom. Jezuita, to człowiek, który kontynuuje studiowanie, czyta, pogłębia znajomość rzeczywistości, przeciwstawiając się współczesnemu dyktatowi powierzchowności.
Spędził Ojciec wiele lat w Azji, spotykając się tam często z wyznawcami religii niechrześcijańskich? Zapewne było to dla Ojca ważne doświadczenie osobiste...
O tak, bardzo ważne. Traktuję pobyty w Azji jako wielkie dobrodziejstwo, jakie spotkało mnie w życiu.
Jako dla chrześcijanina?
Chrześcijanina, księdza, jezuity. Azja charakteryzuje się wielkim szacunkiem wobec tajemnicy. Każdy człowiek jest dla nich wielką tajemnicą, której nigdy do końca nie zgłębimy, a jeszcze głębszą tajemnicą jest Bóg. Pobyt w Azji był dla mnie nauką, że życie jest poszukiwaniem.
Życie jako poszukiwanie?
Tak - sensu, prawdy, Boga, dobroci. W azjatyckiej różnorodności dróg myślenia odnalazłem pragnienie poszukiwania sensu, wychodzące poza czyste pojęcia. Myślę, że niebezpieczeństwem Europy jest chęć wyjaśniania wszystkiego w sposób racjonalny. Ale to nigdy nie wystarczy, bo to za mało, by "objaśnić" ludzkie serca, świat wartości i to, co w głębi człowieka.
Czy można mówić o jakichś specyficznych różnicach pomiędzy przeżywaniem chrześcijaństwa w Azji i Europie, o jakichś odmiennych "modelach" bycia chrześcijaninem?
Owszem, przy czym różnice te stają się zrozumiałe, kiedy poznamy uwarunkowania kulturowe. Odmienności wynikają z różnego spojrzenia na rzeczywistość, tajemnicę a także na Boga. Kiedy w ubiegłym roku Japonia przeżywało tsunami połączone z trzęsieniem ziemi i zagrożeniem katastrofą nuklearną, mieszkańcy tego kraju przyjęli to z typową dla nich postawą godności, zgodnie z którą akceptowali cierpienia, starali się odnaleźć w tym wszystkim nowy sens, głęboko współczując wszystkim, których spotkał ten sam los.
Dostałem swego czasu list od pewnej Australijki, która uczyła angielskiego w Fukushimie. Napisała, że po trzęsieniu ziemi przez dwa tygodnie ktoś przygotowywał dla niej pożywienie, dostarczając je każdego ranka pod drzwi. Nie wiedziała nawet, kto to robił, wiadomo, że któryś z sąsiadów. Ten ktoś pomyślał, że dla niej, jako obcokrajowca, zdobycie i przygotowanie sobie pożywienia może być w tej sytuacji trudniejsze niż dla stałych mieszkańców miasta. Autorka listu wyznała, że to doświadczenie kompletnie odmieniło jej życie...
Jeden z jezuitów pracujących na uniwersytecie w Tokio usłyszał zaś od pewnego Japończyka: "Pan Bóg posłużył się tą katastrofą, żeby poddać nas reedukacji. Do tego momentu żyliśmy konkurując ze sobą, teraz żyjemy nawzajem sobie pomagając". W japońskiej kulturze bardzo głęboko zakorzenione jest poczucie pokoju i harmonii.
We współczesnej Europie przybywa wyznawców islamu. Jaka powinna być chrześcijańska odpowiedź na ten proces?
Nie jestem ekspertem spraw islamskich, choć oczywiście widzę wiele napięć, jakie mają miejsce na całym świecie. Myślę jednak, że musimy na nowo zgłębić pytanie, co to znaczy być człowiekiem religijnym. Muzułmanie modlą się kilka razy w ciągu dnia, zaś każdy rozdział Koranu rozpoczyna się wezwaniem: "W Imię Boga Miłosiernego i Litościwego". Jeśli Bóg jest miłosierny i litościwy, to także my zawsze powinniśmy być miłosierni i litościwi, respektując swoją godność.
Jak powinniśmy wyobrażać sobie rozwój dialogu międzyreligijnego? Jaki powinien być jego ostateczny efekt? Kontakty z innymi religiami to jedna ze "specjalności" jezuitów.
To jest droga całego Kościoła. Na to, co prawdziwe, święte i dobre w innych religiach wskazywał Sobór Watykański II. Myślę, że celem powinna być znajomość religii o sobie nawzajem: znamy innych i szanujemy ich. Bardzo ważne i charakterystyczne dla jezuitów jest staranie o to, by spotykając się z drugim człowiekiem odnaleźć w nim Boga: w muzułmaninie, buddyście, szintoiście.
Jak zapewne Ojcu wiadomo, generał jezuitów nazywany bywa "czarnym papieżem". Jakie to uczucie?
Nie wiem. Ani nie jestem czarny, ani nie jestem papieżem (śmiech).
Rozmawiał Tomasz Królak
***
Adolfo Nicolás urodził się 29 kwietnia 1936 roku w Palencii w Hiszpanii. 15 września 1953 wstąpił do nowicjatu prowincji Toledo. W roku 1960 uzyskał w Madrycie licencjat z filozofii, a w latach 1964-68 studiował teologię w Tokio. Tam też, 17 marca 1967 roku, otrzymał święcenia kapłańskie. Po studiach na rzymskim Uniwersytecie Gregoriańskim, w 1971 roku podjął pracę profesora teologii na jezuickim Sophia University w Tokio. W latach 1978-84 pracował w Manili na Filipinach. Po roku 1991 był kolejno rektorem scholastykatu w Tokio i przełożonym prowincji Japonii Towarzystwa Jezusowego. Następnie pełnił funkcję moderatora konferencji jezuitów wschodniej Azji i Oceanii.
19 stycznia 2008 r. podczas 35 Kongregacji Generalnej Towarzystwa Jezusowego został wybrany na 29. następcę św. Ignacego Loyoli.
Skomentuj artykuł