Stanisław Jaromi OFMConv: egoizm zabija nas i naszą planetę

Stanisław Jaromi OFMConv: egoizm zabija nas i naszą planetę
(fot. Michał Jóźwiak)

Myśleliśmy, że zasobów nigdy nam nie zabraknie. Dziś widzimy, że już ich brakuje. Zachłanność to grzech i także w wymiarze ekologicznym jest on bardzo szkodliwy dla zachowania równowagi na świecie – mówi o. Stanisław Jaromi OFMConv.

Michał Jóźwiak (misyjne.pl): Gdyby miał Ojciec sformułować ekologiczną diagnozę naszej planety, to jak by ona brzmiała?

DEON.PL POLECA

Stanisław Jaromi OFMConv: Mamy kryzys – tak mówią wszyscy – i ekologiczny, i klimatyczny. Czy jednak stanie się szansą dla nas czy doprowadzi do katastrofy? Trudno to określić, bo każdy region ma swoją specyfikę.

To może skoncentrujmy się na Amazonii. To jej dotyczył ostatni synod. Kościół pokazuje, że ma w tej sprawie coś do powiedzenia. Chce być głosem tych, którzy są wykluczeni i którzy cierpią na skutek bezrefleksyjnej eksploatacji zasobów. Troska o środowisko to przecież ostatecznie troska właśnie o człowieka. Czy głos Kościoła jest wystarczająco mocny i zauważalny?

Przez ten synod wszyscy zostaliśmy zaproszeni do odbycia swego rodzaju pielgrzymki do Amazonii. Dlaczego? Wiemy, że to jest ostatni tak duży naturalny, bezcenny ekosystem świata. Jest to jednocześnie teren bardzo eksploatowany i to w sposób chaotyczny, drapieżny, ale zwykle nie dla potrzeb lokalnych – tylko dla globalnego rynku, a zwłaszcza bogatego świata – Europy, Ameryki Północnej, Australii, coraz bardziej także Chin. Widzimy, że liczne międzynarodowe instytucje próbujące przeciwdziałać patologiom w tej części świata, wobec szybkiego niszczenia tamtejszych ekosystemów są bezradne. Próbuje też robić to Kościół, bo jest na miejscu i jak mało kto rozumie te problemy. Są tam misjonarze, miejscowi duchowni, liczne wspólnoty i wierni. Mamy więc relacje bezpośrednie. Znając fakty, Kościół zaprasza do działania i ochrony Amazonii według metodologii zaproponowanej w encyklice Laudato si’, zatem do przyjęcia sposobu myślenia o ziemi, jako o naszym wspólnym domu. Ten region to jego ważny fragment, niezbędny do jego właściwego funkcjonowania.

Mówi się, że Amazonia to płuca naszej planety.

Zgadza się, ale to coś znacznie więcej. To nie tylko kwestia tego, czym oddychamy. Amazonia to także największy rezerwuar pitnej wody i olbrzymi obszar różnorodności biologicznej, często jeszcze nieodkrytej. Dzisiaj wiemy, że jeśli jakiś gatunek występuje, to jest on po coś, jest wartościowy. Nic nie jest niepotrzebne i niechciane przez Stwórcę. Bóg każde życie tworzy po coś, zarówno w warstwie przyrodniczej, jak i społecznej. Patrząc na wyzwania ekologiczne oraz klimatyczne widać, że z coraz większym trudem dogadujemy się w sprawach kluczowych. Ostatnie szczyty klimatyczne są raczej porażką. Umiarkowany sukces był w Paryżu i Katowicach, ale ostatni szczyt w Madrycie był absolutną klapą. Trzydzieści tysięcy ludzi z pierwszego, drugiego i trzeciego sektora pracuje, aby wypracować wspólne porozumienie, ale ostatecznie wygrywają interesy największych graczy, a nie dobro wspólne. A bez perspektywy dobra wspólnego, świata jako naszego wspólnego domu, nie będzie wspólnej odpowiedzialności i właściwych działań.

Ale daleko nam do realizacji tej idei. Mamy świat podzielony na globalną Północ i globalne Południe. Bogatą i biedną część. Wyzyskującą i wyzyskiwaną.

My w Polsce jeszcze tego nie widzimy, albo sobie tego do końca nie uświadamiamy, ale właśnie globalne Południe to są te regiony, w których Kościół się dynamicznie rozwija. A u nas się… zwija. Żyjemy w czasach, kiedy nasi liderzy również pochodzą z globalnego Południa: papież Franciszek, kardynał Tagle, kardynał Turkson. To są liderzy w tych tematach. Oni na południu jeszcze mają naturalną więź z przyrodą, z ziemią. Dla nich powiedzieć „matka ziemia”, to jest coś oczywistego, a u nas trzeba udowadniać, że to nie jest pogaństwo, tylko przesłanie św. Franciszka z Asyżu. Osiemset lat po św. Franciszku trzeba udowadniać, że to myślenie jest nasze, katolickie. To o czymś świadczy. Bo dla nas na północy środowiskiem naturalnym nie jest przyroda, tylko cywilizacja. Zatem głównym problemem jest zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego, zdrowotnego i politycznego. To nam spędza sen z powiek, a nie troska o Boże stworzenie. Musimy przecież gdzieś naładować smartfony, jakoś zasilić komputery czy oświetlenie. Próżno szukać wsłuchiwania się w dramaty ekosystemu, ale także dramaty społeczne – bo przecież zmiany klimatyczne dotykają konkretnych ludzi. Diagnoza, o którą pytał pan na początku, nie jest więc optymistyczna, ale jako chrześcijanie nie możemy się dołować, tylko powinniśmy szukać nadziei. Mamy wszystkie narzędzia – ekonomiczne, polityczne, gospodarcze – by dać radę, by zmierzyć się z tymi wyzwaniami. Ale najczęściej zwycięża egoizm i zachłanna konsumpcja, która straszliwie wyniszcza nas i naszą planetę.

Są jakieś promyki tej nadziei?

Jest ich wiele. Nawet w Polsce udało nam się już przekonać spore rzesze ludzi, że powietrze jest dobrem wspólnym. Walka ze smogiem jest już w zasadzie oczywistością. Trzeba teraz tylko nadrabiać wieloletnie zaległości. Jeszcze nie za bardzo się udaje z troską o wodę. Nie gromadzimy deszczówki do podlewania ogródków, a w wielu krajach już to funkcjonuje. Z żywnością też jest coraz lepiej. Rozumiemy już, że najbardziej ekologiczne są te produkty, które są na miejscu, a nie te które przyjeżdżają z daleka. Ale wciąż sporo jedzenia marnujemy. Odpady to kolejny obszar do poprawy. Widzimy przecież, ile śmieci ląduje w lasach. A ilości plastiku, które trafiają na wysypiska, są zatrważające. Ważne są tutaj nasze codzienne wybory, choć uważam, że batalia będzie się toczyć o systemowe rozwiązania, które wzmocnią odpowiedzialność producentów za rzeczy, które produkują i które w pewnym momencie stają się odpadami. W niektórych krajach prawo już wymusza na nich ekologiczne rozwiązania.

I nawet staje się to modne. Producenci coraz chętniej się chwalą, że są „eko”.

Tak, powoli się to dzieje. Jednak tych obszarów, w których musimy się zmienić, jest całkiem sporo. Jest bardzo dużo bolesnych pęknięć na świecie, a tym najgorszym są nierówności społeczne. Z tortu zasobów niektórzy zabierają za dużo i dla innych nie wystarcza. Kiedyś nie widzieliśmy granic. Myśleliśmy, że zasobów nigdy nam nie zabraknie. Dziś widzimy, że już ich brakuje. Zachłanność to grzech i także w tym wymiarze jest on bardzo szkodliwy dla zachowania równowagi na świecie.

Mówi się o wprowadzeniu do Katechizmu Kościoła Katolickiego grzechu ekologicznego. Franciszek dość często zwraca uwagę na temat ekologii, ale przecież nie jako pierwszy papież. Benedykt XVI oraz Jan Paweł II również podejmowali to zagadnienie. Ale to właśnie Franciszkowi zarzuca się, że ulega modzie, trendom, a nawet ideologii.

Ekologię katolicką ustawił Jan Paweł II czterdzieści lat temu, gdy ustanowił św. Franciszka patronem ekologów. A kwestia grzechu ekologicznego jest poprzedzona rachunkiem sumienia. Powinniśmy zadawać sobie pytania o to, czym zawiniłem względem Boga, bliźniego, siebie samego i świata. Pod koniec lat osiemdziesiątych pisaliśmy już takie rachunki sumienia. Ciekawe, że dopiero teraz, w kontekście Amazonii, ta sugestia wprowadzenia grzechu ekologicznego się pojawia. Niektórym nie jest to na rękę. Wygodnie byłoby tylko koncentrować się na tym, aby się bogacić i mieć coraz więcej, za wszelką cenę. Nawet za cenę wyzysku. Niektórzy mają takie podejście, że liczy się tylko to, co jest jego.

Takiej osoby nie interesują palące się lasy czy zmiany klimatyczne.

Skądże! Liczy się tylko to, co najbliżej jego domu. Las za miastem jest już na tyle daleko, że można tam wyrzucać swoje śmieci. Ojczyzna liczy się dla nas, ale tylko w niektórych tematach. Dbanie o to, żeby odpady trafiały w swoje miejsce już się w tym nie mieści. Wystarczy zobaczyć, co pozostaje po weekendzie na popularnych drogach leśnych czy szlakach kajakowych w polskich rzekach. Dobrze byłoby, żebyśmy jako katolicy potrafili objąć odpowiedzialnością trochę większy kawałek świata. Uczą nas tego misjonarze. To jest niezwykle ważny element katechezy misyjnej, który często pomijamy, że oni ukazują nam różnorodność świata. Chodzi oczywiście przede wszystkim o różnorodność kościelną i społeczną, ale także też tę kulturową i przyrodniczą. Warto korzystać z tej inspiracji.

Jak zacząć swoje ekologiczne nawrócenie?

Encyklika Laudato si’ wyznacza nam te cztery obszary, o których już wspomnieliśmy. Relacja do Boga, bliźniego, samego siebie i świata przyrody, szczególnie do zwierząt. Tych zwierząt, które z nami mieszkają i nam towarzyszą i tych, które hodujemy na pokarm i zwierząt dzikich. Już wstępny rachunek sumienia w tym zakresie może nam pokazać, ile mamy do zrobienia. Zmienia się nasza wiedza o świecie przyrody, zmienia się nasza wrażliwość. Nowym zadaniem jest ustawienie sobie na nowo tych relacji.

Czy wobec tego katolik powinien być wegetarianinem?

To źle postawione pytanie (śmiech). Jedzenie mięsa póki co grzechem nie jest. Tak samo jak niejedzenie mięsa też nie jest grzechem. Ale jest też różne mięso. Jest takie, które pochodzi z gospodarstw rodzinnych czy ekologicznych hodowli, i jest tanie mięso z ogromnych hodowli, w których zwierzęta są przetrzymywane w okropnych warunkach. Przy takich rozwiązaniach trzeba, delikatnie mówiąc, postawić etyczny znak zapytania, żeby nie powiedzieć wprost, że jest to naganne. Ale to efekt konsumpcyjnej cywilizacji, która dla zoptymalizowania zysków zrobi wszystko. Ofiarami są często również pracownicy tych wielkich zakładów. Są trybikami w systemie, a kiedy ciężko o pracę, to muszą chwytać się każdego zajęcia. Ofiarami jesteśmy także my wszyscy, jako konsumenci, bo takie mięso jest często po prostu toksyczne. Zdarzają się protesty konsumenckie, ale dla wielu ludzi wciąż najważniejszym czynnikiem decydującym o wyborze produktu jest cena. Ale czy to jest argument decydujący, to już każdy musi sobie odpowiedzieć sam.

Wróćmy jeszcze do Amazonii, a właściwie do posynodalnej adhortacji Querida Amazonia. Media, a nawet niektóre środowiska kościelne, próbowały przekonać opinię publiczną, że synod ma być furtką do rewolucyjnych zmian w Kościele. Mówiło się o dopuszczeniu kobiet do święceń diakonatu, czy o zezwoleniu na święcenia prezbiteratu dla diakonów stałych. Było słychać nawet głosy, że toczy się „wojna o celibat”. A papież wszystkich zaskoczył. Pokazał, że stawia na coś zupełnie innego – na misyjność. Nie ma Ojciec wrażenia, że przy okazji tego synodu dochodziło do jakiegoś zakłamania tego, jakimi problemami żyje Kościół i jakich rozwiązań szuka?

Ojciec Święty zaskoczył niezwykle literacką konstrukcją tego dokumentu, ukazując swoje cztery marzenia. Wśród nich jedno jest ekologiczne, ale najważniejsze jest to eklezjalne, o Kościele. To pytanie pokazuje, jaki mamy kłopot w polskim Kościele z mówieniem i pisaniem o tych tematach, którymi żyje Kościół powszechny. Może nie tyle w mediach stricte katolickich, ale nie brakuje „fachowców od Kościoła” w mediach świeckich. Do samego momentu publikacji adhortacji walczyli z tematami, które sami uznali za główne na synodzie. Chodzi między innymi o święcenia dla żonatych mężczyzn czy dla kobiet. To pokazuje, jaki mamy kłopot w Kościele. Nie myślimy razem z Kościołem. Tworzymy sobie swoje wyobrażenia i później krytykujemy problemy, które sami wymyśliliśmy. Środowiska takie jak pch24.pl czy „Do Rzeczy” tak to nam ukazywały i ciągle twierdzą, że nawet jeśli obawy się nie potwierdziły, to na pewno czekają nas zagrożenia w przyszłości.

W jednym z tych mediów można było spotkać się z opinią, że demontaż Kościoła został po prostu odsunięty w czasie.

Nie wiem, skąd to się bierze. Jestem co roku w Watykanie, w ubiegłym roku byłem też w Amazonii – tego myślenia tam nie ma. U nas za to jest mocno obecne. To fobie, czy dziennikarskie ekspertyzy, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistym funkcjonowaniem Kościoła. Adhortacja w dużej mierze to obnażyła. A mówiąc pozytywnie, dostajemy z tamtej części świata poprzez papieża Franciszka olbrzymią inspirację, żeby trochę przewartościować nasze priorytety – te duchowe i te duszpasterskie, ale też te związane ze stylem działania naszej instytucji.

Chociażby właśnie w kwestii ekologii?

Tak. Podczas spotkań z księżmi mówię im, że nasze myślenie ekologiczne może objawiać się na różne sposoby. Po pierwsze przez styl życia, ale też przez to, jak traktujemy zieleń dookoła naszego kościoła. Każdy proboszcz musi przemyśleć, jak wygląda efektywność energetyczna w jego parafii. Chociaż są sprawy, które nie zależą od księdza, a od parafian. Wielu nie chce pięknej zieleni tylko woli parking, bo przecież nie będą pieszo iść do kościoła cały kilometr. Nie mówiąc już o plastikowych zniczach, które w listopadzie zalewają nasze cmentarze. Aż się boję sprawdzać, jakie chmury smogu gromadzą się nad nami 1 listopada. Te tematy coraz częściej się podejmuje, jest próba podejmowania nowej odpowiedzialności w Kościele. Synod był tu jakimś impulsem.

Tylko czy w Polsce ten impuls rzeczywiście jest odbierany? Mam wrażenie, że u nas wciąż ekologia jest kojarzona z ideologią i pustym trendem lansowanym przez bandę „ekoświrów”.

Mamy różne grupy ekologiczne. Są też tacy, którzy są głośni, zaangażowani politycznie, dla których ważniejsze jest zmiana w kwestiach obyczajowych niż ochrona przyrody. Mocne postulaty zgłaszają organizacje animalistyczne. Mamy radykalne ruchy lewicowe i prawicowe. Można powiedzieć, że jedni tak bardzo kochają zwierzęta, że już im nie starcza miłości dla ludzi, a drudzy tak kochają człowieka, zwłaszcza siebie, że nie widzą potrzeb innych, w tym również innych stworzeń. Egoizm i egocentryzm nie są do pogodzenia z chrześcijaństwem. Ekologia integralna pokazuje, że oprócz relacji do zwierząt muszą być poukładane także inne relacje (do Boga, bliźniego i samego siebie). Problem jest w tym, że dajemy się bardziej przekonać tym radykalnym głosom, z jednej lub z drugiej strony, niż głosowi Kościoła. Nawet katolicy powtarzają czasem ideologiczne hasła, a nie nauczanie Kościoła.

A jak Ojciec ocenia zaangażowanie Grety Thunberg? To postać budząca kontrowersje.

Jej głos jest cenny, bo uruchamia zasoby społeczne ludzi młodych. Wybrzmiewa z niego niezgoda na niesprawiedliwy model świata. Wydaje mi się to spójne z przekazem Kościoła. Spotkałem Gretę w Katowicach na szczycie klimatycznym i dla mnie fenomenem jest to, że tam, gdzie było tylu ważnych polityków i celebrytów, to ona została gwiazdą. Według mnie świadczy to niestety o stanie naszej klasy politycznej. Zamiast załatwiać sprawy na poziomie konkretów, lansują wyłącznie swoje partykularne interesy. Jej popularność bierze się z tego, że wyraziła głos generacji, której do tej pory nikt nie chciał słuchać. Dorośli zostawiają nam świat pełen problemów – mówią młodzi. Greta chyba nie jest zbyt religijna, ale mówi to, co my, choć w inny sposób. I zachęca nastolatków, by zaczęli wyrażać swoje zaangażowanie społeczne. Wielu było przekonanych, że młodzi poza smartfonem nie widzą świata. Okazuje się, że jest inaczej. Część z nich martwi się o to, jak świat będzie wyglądał w przyszłości. I to są obawy uzasadnione. Czasy prosperity i bezpieczeństwa energetycznego się kończą, a głos, że chcemy trochę lepszego i bardziej sprawiedliwego świata jest nasz. Jest chrześcijański.

Jest szansa na trochę lepszy świat?

To od nas zależy. A najbardziej zależy od światowych liderów. Musimy więc mądrze wybierać, głosować. Nie na wszystko mamy wpływ, ale jako zbiorowość konsumentów przez nasze decyzje w sklepach możemy wpływać na kształt rynku. To, komu dajemy swoje pieniądze jest kluczowe. Wspierajmy to, co lokalne i ekologiczne.

***

Stanisław Jaromi OFMConv – ur. 1963, franciszkanin konwentualny, doktor filozofii, absolwent teologii i ochrony środowiska. Od lat zaangażowany w chrześcijańską edukację ekologiczną. Wieloletni delegat zakonu ds. sprawiedliwości, pokoju i ochrony stworzenia, przewodniczący Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu (REFA) i szef portalu chrześcijańskich ekologów www.swietostworzenia.pl. Pracował duszpastersko w Czechach oraz w międzynarodowych ośrodkach franciszkanów w Asyżu, Rzymie i Krakowie. Od 2016 r. mieszka w Radomsku.

Tekst oryginalnie ukazał się na stronie misyjne.pl i w czasopiśmie "Misyjne Drogi"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
abp Grzegorz Ryś

Bóg może swoim słowem i swoim działaniem zacząć cię kompletnie od nowa, stworzyć cię kompletnie od nowa. Nie troszeczkę poprawić, tylko na nowo stworzyć.
abp Grzegorz Ryś

Bóg każdego z nas chce uczynić kimś...

Skomentuj artykuł

Stanisław Jaromi OFMConv: egoizm zabija nas i naszą planetę
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.