Wyznaję to, w co wierzę – św. Karol Lwanga i męczennicy z Ugandy

Miejsce męczeństwa - http://www.jewelsafaris.com/

W Namugongo bije duchowe serce Afryki. To tam znajduje się Sanktuarium Męczenników - Karola Lwangi i Towarzyszy, 21 mężczyzn, którzy oddali życie za wiarę.  Ginęli z rąk oprawców między 26 maja 1886 a 27 stycznia 1887.  Ich wspomnienie przypada, jednakże na 3 czerwca, kiedy dla nieba narodził się Karol i 12 innych wyznawców Chrystusa.

Przebijano ich włóczniami, powoli palono na stosie, obcinano ręce i nogi i porzucano okaleczonych by skonali, wyrzynano im fragmenty ciała, skatowanych i skrwawionych pozostawiano wygłodniałym psom. Po śmierci ich ciała stawały się pokarmem dla ptaków…

Ten drastyczny opis nie dotyczy prześladowań chrześcijan w bardzo odległej przeszłości. To wydarzenia, które miały miejsce zaledwie przed ok. 150 laty w głębi Afryki, w Ugandzie, zwanej kiedyś Bugandą. Miejscem kaźni była dolina, która znajdowała się nieopodal stolicy państwa – Namugongo. Aby tam dotrzeć skazańcy wędrowali trzy dni. Byli zakuci w żelazne kajdany, które raniły ich ciała. Bito ich po plecach. Wielu nie wytrzymywało, niektórzy konali po drodze.

Dziś w tym miejscu, które obficie spłynęło krwią męczenników, bije centrum duchowe Afryki. Znajdują się tam dwa sanktuaria – katolickie i anglikańskie. Powstały, aby upamiętnić dramatyczne wydarzenia, związane z kanonizowanymi w 1964 roku Karolem Lwangą i Towarzyszami, pierwszymi świętymi Czarnego Lądu.

3 czerwca 1886 roku w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego we wspomnianym Namugongo zapłonął stos. Zawiniętych w trzcinowe maty kilkunastu mężczyzn wrzucono w płomienie. Umierali powoli w wielkich męczarniach, a pogrzebano ich pod resztkami stosów. Dlaczego do tego doszło?

Do Ugandy, chrześcijaństwo dotarło dość późno. Najpierw pojawili się anglikanie, później katolicy. Pod koniec lat siedemdziesiątych XIX w. przybyli Ojcowie Biali (dziś to Zgromadzenie Misjonarzy Afryki). Niestety po pewnym czasie misjonarzy dotknęły najpierw represje, a później krwawe prześladowania. To król Mwanga, którego poprzednik wybrał islam, bo trudno było mu się rozstać z wieloma żonami, okazał się człowiekiem, nakazującym zadawać cierpienie albo zabijać. Nie po jego myśli bowiem było szerzenie się chrześcijaństwa, a wraz z nim określonych norm moralnych, których zaakceptowanie zmusiłoby władcę do zmiany stylu życia. Król musiałby odstąpić od różnorodnych, niezgodnych z nauką Kościoła praktyk – w tym również homoseksualnych.

„Za parę chwil spotkamy się w raju”

Walka z chrześcijaństwem dotknęła nie tylko duchownych. Okrucieństwa przeniosły się na podwładnych w królewskim w pałacu. A był wśród nich wódz jednego z plemion, Karol Lwanga, pełniący funkcję przełożonego paziów.

Karol urodził się ok. 1860 roku. Chcąc spotkać misjonarzy, o których pracy słyszał, dotarł do stolicy. Został ochrzczony w 1885 r. i to on właśnie przewodził grupie młodych chrześcijan na dworze. Kiedy trafił do więzienia nawracał, a nawet w tajemnicy ochrzcił kilku współwięźniów. Za odwagę powiedzenia królowi: „Niemożliwe jest nie wyznać tego, w co z całego serca się wierzy” trafił na stos. Był pierwszy, a jego ciało palono powoli, od stóp, a on dziękował Bogu za męczeństwo i tuż przed śmiercią zawołał do tych, którzy w tym dniu mieli wraz z nim oddać życie za wiarę: „Za parę chwil spotkamy się w raju”. Do końca podtrzymywał swoich współtowarzyszy na duchu – między innymi dziewiętnastu paziów, wśród których byli zaledwie dwunastoletni chłopcy. Do dręczącego go oprawcy powiedział:  

„Wierzysz, że dręczysz mnie ogniem, podczas gdy to, co robisz, jest obmywaniem moich nóg źródlaną wodą.  Pomyśl raczej o sobie: żeby Bóg, którego obrażasz, nie wrzucił cię w ogień piekielny”. Kiedy płomienie sięgały już serca, chwilę przed śmiercią, Karol wyszeptał: „Boże mój, Boże mój”.

Dzień śmierci Karola Lwangi i pozostałych był momentem szczególnym, apogeum okrucieństwa, ale trzeba wiedzieć, że w okresie od 1885 do 1887 ogółem śmierć poniosło ok. 150 katolików i 40 anglikanów.

Kiedy płomienie sięgały już serca, chwilę przed śmiercią, Karol wyszeptał: „Boże mój, Boże mój”

Uświadamiając sobie jak dramatyczne były początki Kościoła w Ugandzie nietrudno doszukiwać się porównań do losów chrześcijan w starożytnym Rzymie. I w Ugandzie „krew męczenników” stała się „nasieniem chrześcijan”. Dziś to afrykańskie państwo jest w ponad 80 % chrześcijańskie, z czego katolicy stanowią tam ok. 40% wierzących. Patronem młodzieży i Misji Katolickiej w Afryce jest właśnie, ten, którego Kościół wspomina 3 czerwca, św. Karol Lwanga.  Natomiast Bazylika Męczenników, wzniesiona ku ich czci, jest miejscem, do którego pielgrzymują pieszo i w bardzo trudnych warunkach tysiące wiernych z rożnych afrykańskich krajów. Co ciekawe, pojawiają się tam również pątnicy z innych kontynentów – Europy czy nawet Australii.

Historyczka, bibliotekarka i nauczycielka. Absolwentka jezuickiego DA XAVERIANUM w Opolu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wyznaję to, w co wierzę – św. Karol Lwanga i męczennicy z Ugandy
Komentarze (2)
AH
~Agnieszka Henel-Brzozowska
6 czerwca 2021, 22:37
Ci swieci meczennicy zgineli w okrutnych meczarniach bo odmowili krolowi seksu homoseksualnego, uwazajac go za grzech ciezki . Czemu o tym nie piszecie wprost??? Czyzby ta prawda nie pasowala dzis komus w Kosciele?
MR
~Maciej RODO
6 czerwca 2021, 02:27
Święci męczennicy Pańscy, módlcie się za nami, amen!