Zamieszkaliśmy razem przed ślubem - świadectwo

(fot. shutterstock.com)
Marta

Mam wspaniałą rodzinę. Męża w którym jestem zakochana do szaleństwa. Malutką córeczkę... Ale przede wszystkim, mam ogromne szczęście żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Wiem, jak wielkim jest to szczęściem, ponieważ doświadczyłam też tej "drugiej strony".

Bardzo chciałam zaczekać ze współżyciem do ślubu, nigdy nie planowałam inaczej. Niestety, nie udało nam się. Trudno szukać winnych, oboje byliśmy szalenie w sobie zakochani. Już po tygodniu naszego związku wiedziałam, że to będzie problemem.

DEON.PL POLECA

Znaliśmy się bardzo długo (10 lat). Mój mąż miał już za sobą pierwsze doświadczenia seksualne. Szukałam pomocy w spowiedzi, u znajomych księży, przyjaciół. Oczywiście, w związku to kobieta wyznacza granicę i to ja je źle wyznaczyłam.

Decyzję o współżyciu podjęłam pod presją (po nieco ponad pół roku związku), co nie zmienia faktu, że szalenie tego chciałam (każdy kto czeka, wie jak bardzo "szalenie").

Początkowo było to wygodne, nagle przestaliśmy się tak męczyć. W pewnym sensie było to oczywiste i naturalne, przecież się kochaliśmy, to czemu mielibyśmy się nie kochać? Stopniowo zaczęłam mieć coraz większe problemy ze sobą. Mimo satysfakcjonującego współżycia drastycznie spadła moja samoocena, czułam się osamotniona (również w związku), ze względu na tajemnicę, którą było nasze współżycie (przed moimi rodzicami, bliskimi) stałam się bardziej zamknięta w sobie, zdystansowana.

Bardzo się bałam, że nasza tajemnica wyjdzie na jaw, wariowałam ze strachu. Stałam się bardzo zaborcza, mąż był jedyną osobą przed którą mogłam być w pełni szczera, dlatego nie chciałam by zostawiał mnie samą choć na chwilę. Zostając sama ze sobą, starałam się nie myśleć o niczym, ponieważ bałam się siebie. Najbardziej bałam się być ze sobą szczera. Zaprzepaściłam ówczesne studia, ówczesne przyjaźnie, zamieszkałam z mężem przed ślubem, oczywiście w tajemnicy przed najbliższymi.

Nasze życie seksualne rozwijało się, w miarę trwania związku przekraczaliśmy kolejne granice nieczystości. Myślę, że gdyby nie wiara najbliższych w nas i naszą czystość, trwalibyśmy w grzechu nadal. To, że inni wierzyli w naszą czystość, sprawiało, że chciałam by to, było prawdą.

Po roku związku zaczęliśmy podejmować próby pracy nad naprawą wcześniejszych błędów. Kilkakrotnie podejmowaliśmy próby zamieszkania oddzielnie, bardzo pomagała nam w tym czasie spowiedź u ojców dominikanów. Każdorazowo spowiedź kończyła się z mojej strony zalewaniem łzami, postanowieniami, a później też kłótniami w związku. Przeszliśmy przez bardzo duży kryzys w naszym związku.

Teraz gdy o tym myślę, uważam, że problem z nieczystością sumienia wpłynął w tym okresie na każdą sferę mojego życia. Stałam się zupełnie inną osobą. Po 1,5 roku bycia parą, spontanicznie, w nieco lepszym okresie naszego związku, mój mąż zaproponował abyśmy wzięli ślub w najbliższe wakacje. Słyszałam już podobne propozycje z jego ust, szczególnie na początku związku, gdy staraliśmy się jeszcze wytrwać w czystości, ale nigdy nie traktowałam ich dość poważnie. Nie wiem czym ta propozycja różniła się od wcześniejszych, ale potraktowałam ją poważnie. Podzieliliśmy się nią z rodziną i zanim się obejrzeliśmy mieliśmy już termin.

Wierzyłam, że w tym momencie uda nam się podjąć kolejną próbę zawalczenia o czystość naszego związku. Szczególnie, że bardzo zależało mi na tym, aby po ślubie żyć w zgodzie z własnym sumieniem, w czystości małżeńskiej. Wiązało się to z dokładną obserwacją cyklu miesięcznego, zgodnie z Naturalnymi Metodami Planowania Rodziny. To również nam się nie udało. Było mi wstyd.

Czekałam dnia ślubu jak wybawienia. Była to granica po której przekroczeniu wszystko miało stać się dobre, a przede wszystkim ja miałam stać się wtedy "tą idealną żoną". Niezaborczą, nierozhisteryzowaną, nie wiszącą na ramieniu... Miałam być wreszcie sobą.

Nasz ślub był piękny, dzięki naszym rodzicom mieliśmy też wspaniałe wesele. Pierwsze tygodnie naszego małżeństwa wspominam jako coś wspaniałego. Byłam w stanie Łaski Uświęcającej, po raz pierwszy od dawna dłużej niż trzy dni. Trwanie w czystości małżeńskiej przy wcześniejszym braku doświadczenia w jakiejkolwiek wstrzemięźliwości sprawiło, że piątego dnia po ślubie spłodziliśmy naszą córeczkę. Byliśmy zaskoczeni, przerażeni, a później już tylko szczęśliwi (ciąża była zagrożona, każdy jej kolejny dzień był dla nas radością).

Nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego okresu ciąży nie wykorzystaliśmy na trwanie w wierze i Łasce Uświęcającej. Być może nie da się "na hura" zmienić swojego życia i przyzwyczajeń. Mieliśmy wątpliwości w kwestii antykoncepcji po ciąży. Jesteśmy młodzi, bardzo młodzi jak na ślub i dziecko. Mimo to, staramy się trwać w czystości małżeńskiej, codziennie rano i wieczorem błogosławimy siebie wzajemnie i naszą córkę znakiem krzyża. Wspólnie się modlimy, trwamy w wierze. Wierzymy, że Bóg wie, co jest dla nas najlepsze, a jeżeli da nam kolejne dziecko, to tak samo jak wcześniej da nam siły i możliwości by zapewnić mu jak najlepszą przyszłość.

Staramy się naprawić wcześniejsze błędy teraz, w małżeństwie. Myślę, że nasza miłość jest wyjątkowo silna, skoro była w stanie przetrwać tak wiele naszych błędów i słabości, jednocześnie pozostając tak nieskalaną.

Najtrudniej jednak jest wybaczyć samemu sobie. Ciężar moich grzechów i kłamstw, będę nosić już chyba do końca życia. I gdy myślę o zmarnowanym czasie, który mogliśmy poświęcić na budowanie naszego związku i nas samych... dziękuję Bogu, że dał nam drugą szansę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zamieszkaliśmy razem przed ślubem - świadectwo
Komentarze (28)
PW
Panna Wiatr
7 stycznia 2016, 14:37
Specjalnie musiałam założyć konto by odpisać na Pani artykuł. Nie będę się tutaj zagłębiać czy się zgadzam, czy nie, bo każdy ma swoje sumienie jednak, jako osoba którą uważa się za feministkę, której zależy na równości i widzi w tekstach stwierdzenia typu: "Oczywiście, w związku to kobieta wyznacza granicę i to ja je źle wyznaczyłam." Przepraszam, ale nie? Wydaje mi się, że granice wyznaczają obydwie strony. To, że będzie pani uprawiać seks z Pani mężem bez jego zgody/woli to tak, też jest to gwałt. Pobudki jakimi kierowała się Pani w zawarciu małżeństwa tylko utwierdzają mnie w przekonaniu jak religia wysyła nam spaczony obraz związku dwójki ludz, a nie boskich istot. Seks jest potrzebą fizjologiczną, jak oddwanie moczu i to, że uprawiamy seks nie czyni nas kimś złym ani nieczystym. A branie ślubu z powodu chęci uprawiania seksu jest infantyle i nie poważne. 
A
Agnieszka
7 stycznia 2016, 21:58
Właśnie! Chciałam napisać, że zdanie: "w związku to kobieta wyznacza granicę i to ja je źle wyznaczyłam" - mnie oburzyło! A facet to co? Szturmuje wyznaczone granice? Co za bzdura!
ŻW
żyję w grzechu wg was
31 stycznia 2014, 18:45
Bóg da możliwości na wychowanie... A potem dzieci się na smietnik wyrzuca... 
P
Pączek
8 stycznia 2014, 13:52
Moralność chrześcijnska dotyczy człowieka nowego, odrodonego z wody i Ducha Świetego, więc dla niego - jarzmo Chrystusa jest słodkie a brzemię lekkie. Życie, nie tylko bez jakichkolwiek środków antykoncepcyjnych, ale przede wszystkim z sercem wolnym od mentalności antykoncepcyjnej, niestosowanie metod naturalnych jako antykoncepcji, pełnienie woli Boga w dziedzinie prokreacji nie jest dla niego ciężarem. Encyklika Humanae Vitae określa okoliczności po których rozeznaniu, małżonkowie mogą oddalić na pewien czas dłuższy lub krótszy a nawet na zawsze, poczęcie dziecka poprzez przestrzeganie rytmu biologicznego kobiety. A więc poprzez zachowanie wstrzemięźliwości w dniach płodnych, co z pewnością jest zmaganiem, ale z pomocą łaski również możliwe jest by nie upadać. Kto znajduje się w stanie łaski Bożej, posiada pomoc Ducha Świętego.  Jest podtrzymywany poprzez dary Ducha Świętego: przez dar rady, który radzi tobie dobrze; przez dar mocy, który podtrzymuje cię w trudnych momentach; przez dar pobożności, który pozwala się modlić; przez dar bojaźni Bożej, który prowadzi do bojaźni Boga, do tego, aby nie grzeszyć. Jednak jeśli ktoś czyni sam siebie bogiem, ponieważ znudził się, ponieważ według niego jest rzeczą absurdalną mieć kolejne dzieci… Problem nie polega na tym, aby mieć jeszcze jedno dziecko, czy go nie mieć; głównym punktem jest: pełnienie woli Boga albo nie - we wszystkich płaszczyznach życia. Ponieważ w pełnieniu woli Bożej leży zbawienie.
TM
Tomasz M
8 stycznia 2014, 09:19
Sam Jezus przestregał przed uczonywi w prawie, który nakładają na ludzi cięzary nie do udzwignięcia.  Jeżeli małżonkowie nie zamykaja się całkowicie na dar posiadania dzieci, nie stosuja środków antykoncepcyjnych, które uśmiercją zarodki, są sobie wierni, to współzyjąc nie popełniają żadnego grzechu. We współczesnym małżeństwie pracującym, posiadającym dzieci i wychowującym je czasu na sex jest bardzo mało i nie zawsze wtedy, kiedy wskazuje kalendarzyk. Tylko osoby, które nie podejmują tego trudu rodzicielkskiego mają chyba jakiś skrzywiony obraz niepochamowanej orgi, jaka między małżonkami się rozgrywa.  Antykoncepcja nie jest grzechem, człowiek posiada rozum i powinien świadomie decydować kiedy i ile dzieci che i może wychować. Grzeszne są tylko niektóre ze środków antykoncepcyjnych.
9
9465643120
8 stycznia 2014, 00:17
Mario, najłatwiej też oceniać innych... Najłatwiej się tlumaczyć słowami "nie udało się", antykoncepcja jest grzechem a NPR wcale nie jest takie trudne, jesli praktykuje się je od początku i zna swój cykl... Gdyby Ci naprawdę zależało, stosowałabyś te metody.. ...
M
Maria
7 stycznia 2014, 20:44
Najłatwiej się tlumaczyć słowami "nie udało się", antykoncepcja jest grzechem a NPR wcale nie jest takie trudne, jesli praktykuje się je od początku i zna swój cykl... Gdyby Ci naprawdę zależało, stosowałabyś te metody..
A
Agata
7 stycznia 2014, 18:26
Oj swiadectwo, które wyraża chyba wiele dróg ;) moją też... Pytanie dlaczego "Oczywiście, w związku to kobieta wyznacza granicę i to ja je źle wyznaczyłam."? Ja tam bym z czystym sumieniem rozłozyła to po pół 
A
Alicja
7 stycznia 2014, 17:26
Dziękuję za to świadectwo. Jest piękne. I nie ma tu przesady, bo tylko w bliskości z Bogiem można się poczuć szczęśliwym, a każdy grzech , w szczególności grzech ciężki jest rozłąką... Która czyni nas nieszczęśliwymi. Nie ważne, co chcemy sobie wmówić ani jak będziemy chcieli załatać tę dziurę.
TM
Tomasz M
7 stycznia 2014, 14:47
To jest przykład zbytniego rygoryzmu regilejnego, który ingeruje w Twoje  życie. Gdyby Kościół wprowadził zakaz spożywania słodyczy po ukończeniu 18 lat w związku z grzechem łakomstwa to wielu miałoby z tym problem.  Współżycie z kochaną osobą jest naturalnm i bardzo porzadanym zachowaniem. Sex w małżeństwie to norma, a jego brak jest oznaką problemów.  Jeszcze kilkanadziesiąt lat temu Kościół sprzeciwiał się naturalnym metodom antykoncepcji. Na pewno moralnie naganne jest stosowanie środków antykoncepcyjnych uniemożliwaiających zgnieżdzenie się zarodków w macicy ale wszystkie środki zapobiegające zapłodnieniu w tym prezerwatywa nikomu nie wyrządzają żadnego zła. Jak ma wyglądać pożycie, jeżeli małżonek pracuje poza miejscem zamieszkania a do domu wraca na weekend. Jak ma pecha to w jednym tygodniu miesiączka w natepnym okres płody w trzecim jest sznsa, ale zdazają się choroby wypadki losowe itd. i w kolejnym  4 tygodniu znowu miesiączka. 
W
wisa
7 stycznia 2014, 12:15
droga Autorko, to jakbym czytała siebie...
M
Michal
7 stycznia 2014, 10:14
Sądzę iż ten kryzys i wszelkie problemy były spowodowane przez obawy przed wyjściem sekretu na światło dzienne. Gdyby nie ta obawa, gdyby było to akceptowalne w Twojej rodzinie i wśród najbliższych, to może wszystko byłoby dobrze? Seks dopiero po ślubie do mnie nie przemawia i nie daj Boże, jak wasze łóżkowe temperamenty są zbyt różne...
W
Wojciech
7 stycznia 2014, 09:24
Przez sześć lat nasz związek był oceniany mianem kociego... Przez niektóre dogryzki znajmoych odsuneliśmy się od kościoła - oczywiście tak nam było wygodnie - a innych nie kuło w oko ze oto jednak przychodzimy do kościoła - bo ca tacy grzesznicy jak my moga tu robić... Nikogo nie chcę oceniać, ale zacząłem się zastanawiać jaka różnica jest od tego ze mieszkamy razem, a od tego jak co weekendobcuje się z inną osobą zachowując przy tym wszelkie pozory ....nie mnie oceniać teraz z czasem stwierdzam, każdy praacuje na swoje Dziekuje Bogu że postawił przed nami ludzi którzy nie wieszali kotów na naszym związku, nie tylko nas "nie odpukiwali" od kratek konfesjonału, ale potrafili tłumaczyć. Poświęcić czas. Jesteśmy małżeństwem od pół roku. Jesteśmy w 4miesiącu ciąży(nie tylko moja żona jest). Rozumiem poniekąd autorkę, skąd u niej taka pamięć o tym wszystkim - moze też miała do czynienia z podobnymi problemami i ocenami jakimi to są złymi ludźmi....
M
Magda_Łódź
7 stycznia 2014, 08:00
Co to za bzdura?!
T
tomek
6 stycznia 2014, 22:01
do D.K jak sie mijacie, to ja bym sie zaczal martwic
T
tomek
6 stycznia 2014, 21:52
Postawa osoby dajacej swiadectwo moim zdaniem jest zbyt neurotyczna. Grzech, wyznaje sie podczas spowiedzi i nie ma powodow zeby to pozniej latami rozpamietywac i sie dreczyc tym. Autorka prezentuje chyba zbyt drobiazgowe podejscie, rozkwila kazdy przypadek czy aby  nie przekroczyla przykazania, a tu moze warto wyjsc z postawy miłości do Boga i męza. Szanujemy sie nawzajem, dbamy zeby drugiego nie wganiac w grzech, kochamy i poswiecamy czas dzieciom, a nie rozkwilamy po raz setny swoje grzechy, ktore juz dawno zostaly wymazane w sakramencie pokuty i przyjmujemy w stosunku do Pana Boga postawe dzieciectwa a nie widzimy w Bogu tylko sedziego ktory z aptekarska waga bedzie wazyl i podliczal wszystkie grzechy i grzeszki.
Andrzej Su
6 stycznia 2014, 21:44
Długie chodzenie jest nie w porządku. Ludzie którzy się kochają powinni być razem i współżyć. Kościół naucza że trzeba wziąć ślub więc katolik powinien wziąć ślub i bezwstydnie uprawiać seks z własną żoną, kochać się i mieć dzieci. Ci co czekają zbyt długo sami siebie na pokusę wystawiają i krzywdzą się.
D
D.K
6 stycznia 2014, 21:42
Tak abstarchując od temtu . To nie trzeba mieszkać ze sobą ,aby się kochać i to mieszkanie ze sobą nie jest w samym sobie grzechem , bo wkońcu jak ktoś bardzo pragnie współżyć z drugim człowiekiem - zrobi to w zasadzie wszędzie . Para nie musi przecież ze sobą mieszkać , by współżyć . Więc do czego zmierzam można ze sobą mieszkać , np. Ja mieszkam ze swoim chłopakiem wjednym mieszkaniu - Ja z koleżanką . on ma swój pokój i jeszcze jedna dziewczyna . I w zasadzie każdy sobie rzepkę skrobie . On studiuje na innej uczelni , ja też na innej . Mijamy się , wyobraźcie sobie ,że nawet nie współżyjemy ;) chodź jesteśmy parą od 5 lat :)Można . Pozdrawiam
J
jewka
6 stycznia 2014, 21:38
że świadectwo, to fakt, ale czego ...., czy coś się zepsuło w związku - tak realnie w tekście nic o tym nie świadczy ... chyba, że coś zostało przemilczane .... jeśli to ma być świadectwo udręki duszy "niewinnej" dzierlatki , to coś to jest "nie teges" , można by to przełożyć na wiele "uchybień" (bo TYM JEST GRZECH - ZMARNOWANIEM DOSKONAŁOŚCI) ale człowiek nie jest doskonały ... więc nie wybrzmiewa mi ty WCALE ISTOTA problemu - bardzo przepraszam - ale jest to W DALSZYM CIĄGU  świadectwo MAŁEJ DZIEWCZYNKI a nie ZAMĘŻNEJ KOBIETY - więc problem SIĘ JESZCZE NIE SKOŃCZYŁ ....
M
Milka
6 stycznia 2014, 20:15
Tak sobie myślę po przeczytaniu tego smutnego świadectwa, że pierwszym błędem w myśleniu tej pary była pisana/niepisana umowa: "Oczywiście, w związku to kobieta wyznacza granicę". Nic bardziej mylnego. Granicę wyznacza każdy, autonomicznie, by potem wspólnie postawić znak "stop", ale to przede wszystkim mężczyzna musi być czujny, by tego znaku nie przekroczyć. Mężczyźni są mniej emocjonalni i bardziej racjonalni w sytuacjach podbramkowych. Mężczyżni też wiedzą doskonale jak podejść kobietę, by ta uległa. Zatem zrzucenie z nich tej odpowiedzialności musi skończyć się fiaskiem, jak w przypadku bohaterów tego tekstu. Rzecz ma się tak samo z praktykowaniem wiary.
4
4396564
6 stycznia 2014, 19:58
Promowanie czystości przedmałzęńskiej zamiast wczesnego wchodzenia w związek małzęński i rodzenia dzieci to jakas głupota.Znam 36 letnia panne która juz od 2 lat chodzi z chłopakiem i żyje w czystości zamiast skłonic go do ożenku.
J
JOHN
6 stycznia 2014, 17:19
Jeśli chodzi o czystośc przedmałżeńską i zamieszkanie przed slubem, to jak widzimy w historii opisanej powyżej, nie ma reguły czy małżeństwo będzie szczęśliwe czy nie. Mozna mieszkać razem i uprawiac seks przed slubem i być potem szczesliwym w małżeństwie, a można zachowywać cnote i zamieszkać po ślubie i rozwieść się. To nie działa jak magia... Najważniejsza jest miłość dwojga ludzi i ich dojrzałość emocjonalna.
JM
Jerzy Malinowski
6 stycznia 2014, 15:59
Marta,masz wspaniałą rodzinę,kochasz do szleństwa i niech tak będzie dalej. Nie ma żadnego powodu do samobiczowania - patrz w przyszłość. Miłość to nie grzech,tak przed, jak i po ślubie.
6 stycznia 2014, 15:42
Współzycie przed ślubem jest nieczystością, uznaną przez Kościół za grzech śmiertelny cudzołóstwa. Tak jak każdy grzech śmiertelny niesie za sobą konsekwencje, ale też nadzieję Sakramentu Pokuty i Pojedniania. Daje śmierć, ale tez zmartwychwstanie. Robienie ostatnio z czystosci przedmałżeńskiej swoistego bóstwa, powoduje, jak to napisała Marta, bezsensowne problemy w udanym małżenstwie. Nie można cofnąć czasu, więc powracanie do tematów z przeszłosci, szczególnie gdy zostały zamknięte Sakramentem Pokuty jest głupotą połaczoną z brakiem wiary w miłosierdzie i odpuszczenie grzechów. Ważniejszym jest sie skupić na dniu dzisiejszym i aktywnie powalczyc np z antykoncepcją. A tym, co tak usilnie wmawijaą, iz jedynie zachownaie czystości przedmałzeńskiej gwarantuje udane małżeństo polecam zastanowić sie, czemu uprawija wiarę magiczną. Jedynym gwarantem udanego małżeństwa jest Bóg i wiara Jemu.
R
Reader
6 stycznia 2014, 13:48
Trudno powiedzieć, kiedy zaczęło się nasze narzeczeństwo. Najpierw było koleżeństwo, przyjaźń, potem okazało się, że to miłość.  Oboje wiedzieliśmy, że  poczekamy... Owszem pokusy były, ale z Bożą pomocą udało się. Potem było 36 lat pięknego małżeństwa,dzieci, wnuki, każde inne, każde jednakowo kochane, bez "decyzji", bez kalkulacji, "czy nas stać". Fakt, że było łatwiej, bo dawno temu nie było całego dzisiejszego zdziczenia w tej sferze. Pomógł przykład środowiska z którego wyszliśmy, Duszpasterstwo Akademickie i wiele różnych wspólnych zainteresowań.   ... Uff... Dziękuję za ten piękny komentarz. Jesteśmy na katolickiej stronie, a tu ktoś pisze: "Jeśli się kochacie, to w porządku". Co to za podejście?? Komentarz, który cytuję jest natomiast piękny, podnoszący na duchu i zachęcający do wytrwałości. Natomiast Pani, która jest autorką świadectw, mam wrażenie, że nadal brakuje jej dojrzałości, pewności siebie, pewnej hierarchii wartości, którą by uporządkowała, uwewnętrzniła i starała się być jej wierna. Tak jaby miotała się, zalękniona, i czekała aż ktoś inny będzie podejmował decyzje. Ale każdy sam musi przecież wywalczyć swoje życie. Życie w prawdzie jest trudne i chyba dlatego takie piękne. Życzę każdemu z nas dużo odwagi do życia zgodnego z przykazaniami.
Z
Zajgol
6 stycznia 2014, 13:28
Ja to widzę tak: było pięknie, kochacie się i było/jest Wam doskonale a Ty szukasz dziury w całym. Ja też się zamartwiam rzeczami, które są wporządku, więc trochę Cię rozumiem. Moim zdaniem kochacie się - jest OK i życzę Wam samego szczęścia!
Jan Maria
6 stycznia 2014, 12:01
Podstawowy chaczyk, którego trzeba unikać: namiętność to studnia bez dna. Poprostu przyjacielu jeśli czujesz, że twoja partnerka jest dla ciebie takim źródłem namiętności, to nie oszukuj się, jeśli z nią zamieszkasz utopisz swoją duszę w grzechu namiętności, tak jak Ewa skusiła doskonałego Adama, tym bardziej kobieta skusi niedoskonałego Adama. Podobnie też nasz dzisiejsza Ewa może być skuszona przez Adama, który jest niedoskonały. Nie oszukujcie się, bez łaski czystości, którą daje Bóg nie dacie rady. Wybierzcie najpierw na drogę świętości, oczyście swoją duszę zanim podejmiecie drogę razem, aby wasze małżeństwo było trwałe, najpierw sprawdźcie czy jesteście wierni w małych rzeczach. Kto w małych rzeczach przed Bogiem jest wierny, ten będzie wierny i wielkich sprawach. A jeśli masz problem z nieczystością w różnej formie, przed ślubem, to nadal będziesz miał ten problem po ślubie, bo to najpierw w sercu zaczyna się nieczystość, a gdy idziemy za tą myślą prowadzi ona do czynu. Wiemy, że czyn ten jest wtedy bardzo pociągający, ale sztuka polega na odrzuceniu tej nieczystej myśli już na samym wstępie, przez prośbę: Jezu Tobie Ufam! No i oczywiście, jeśli już np. jesteś z kobietą w łóżku, to poprostu nie wytrwasz, w czystości, no nie ma nawet takiej opcji. Sztuka nie doprowadzić do myśli, która was doprowadzi do łóżka, przez ufność z zbawicielu, Jezusie, Bogu, dawcy wszelkiej czystności.
MR
Maciej Roszkowski
6 stycznia 2014, 11:09
Trudno powiedzieć, kiedy zaczęło się nasze narzeczeństwo. Najpierw było koleżeństwo, przyjaźń, potem okazało się, że to miłość.  Oboje wiedzieliśmy, że  poczekamy... Owszem pokusy były, ale z Bożą pomocą udało się. Potem było 36 lat pięknego małżeństwa,dzieci, wnuki, każde inne, każde jednakowo kochane, bez "decyzji", bez kalkulacji, "czy nas stać". Fakt, że było łatwiej, bo dawno temu nie było całego dzisiejszego zdziczenia w tej sferze. Pomógł przykład środowiska z którego wyszliśmy, Duszpasterstwo Akademickie i wiele różnych wspólnych zainteresowań.