Zamieszkaliśmy razem przed ślubem - świadectwo

Zamieszkaliśmy razem przed ślubem - świadectwo
(fot. shutterstock.com)
Marta

Mam wspaniałą rodzinę. Męża w którym jestem zakochana do szaleństwa. Malutką córeczkę... Ale przede wszystkim, mam ogromne szczęście żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Wiem, jak wielkim jest to szczęściem, ponieważ doświadczyłam też tej "drugiej strony".

Bardzo chciałam zaczekać ze współżyciem do ślubu, nigdy nie planowałam inaczej. Niestety, nie udało nam się. Trudno szukać winnych, oboje byliśmy szalenie w sobie zakochani. Już po tygodniu naszego związku wiedziałam, że to będzie problemem.

Znaliśmy się bardzo długo (10 lat). Mój mąż miał już za sobą pierwsze doświadczenia seksualne. Szukałam pomocy w spowiedzi, u znajomych księży, przyjaciół. Oczywiście, w związku to kobieta wyznacza granicę i to ja je źle wyznaczyłam.

DEON.PL POLECA

Decyzję o współżyciu podjęłam pod presją (po nieco ponad pół roku związku), co nie zmienia faktu, że szalenie tego chciałam (każdy kto czeka, wie jak bardzo "szalenie").

Początkowo było to wygodne, nagle przestaliśmy się tak męczyć. W pewnym sensie było to oczywiste i naturalne, przecież się kochaliśmy, to czemu mielibyśmy się nie kochać? Stopniowo zaczęłam mieć coraz większe problemy ze sobą. Mimo satysfakcjonującego współżycia drastycznie spadła moja samoocena, czułam się osamotniona (również w związku), ze względu na tajemnicę, którą było nasze współżycie (przed moimi rodzicami, bliskimi) stałam się bardziej zamknięta w sobie, zdystansowana.

Bardzo się bałam, że nasza tajemnica wyjdzie na jaw, wariowałam ze strachu. Stałam się bardzo zaborcza, mąż był jedyną osobą przed którą mogłam być w pełni szczera, dlatego nie chciałam by zostawiał mnie samą choć na chwilę. Zostając sama ze sobą, starałam się nie myśleć o niczym, ponieważ bałam się siebie. Najbardziej bałam się być ze sobą szczera. Zaprzepaściłam ówczesne studia, ówczesne przyjaźnie, zamieszkałam z mężem przed ślubem, oczywiście w tajemnicy przed najbliższymi.

Nasze życie seksualne rozwijało się, w miarę trwania związku przekraczaliśmy kolejne granice nieczystości. Myślę, że gdyby nie wiara najbliższych w nas i naszą czystość, trwalibyśmy w grzechu nadal. To, że inni wierzyli w naszą czystość, sprawiało, że chciałam by to, było prawdą.

Po roku związku zaczęliśmy podejmować próby pracy nad naprawą wcześniejszych błędów. Kilkakrotnie podejmowaliśmy próby zamieszkania oddzielnie, bardzo pomagała nam w tym czasie spowiedź u ojców dominikanów. Każdorazowo spowiedź kończyła się z mojej strony zalewaniem łzami, postanowieniami, a później też kłótniami w związku. Przeszliśmy przez bardzo duży kryzys w naszym związku.

Teraz gdy o tym myślę, uważam, że problem z nieczystością sumienia wpłynął w tym okresie na każdą sferę mojego życia. Stałam się zupełnie inną osobą. Po 1,5 roku bycia parą, spontanicznie, w nieco lepszym okresie naszego związku, mój mąż zaproponował abyśmy wzięli ślub w najbliższe wakacje. Słyszałam już podobne propozycje z jego ust, szczególnie na początku związku, gdy staraliśmy się jeszcze wytrwać w czystości, ale nigdy nie traktowałam ich dość poważnie. Nie wiem czym ta propozycja różniła się od wcześniejszych, ale potraktowałam ją poważnie. Podzieliliśmy się nią z rodziną i zanim się obejrzeliśmy mieliśmy już termin.

Wierzyłam, że w tym momencie uda nam się podjąć kolejną próbę zawalczenia o czystość naszego związku. Szczególnie, że bardzo zależało mi na tym, aby po ślubie żyć w zgodzie z własnym sumieniem, w czystości małżeńskiej. Wiązało się to z dokładną obserwacją cyklu miesięcznego, zgodnie z Naturalnymi Metodami Planowania Rodziny. To również nam się nie udało. Było mi wstyd.

Czekałam dnia ślubu jak wybawienia. Była to granica po której przekroczeniu wszystko miało stać się dobre, a przede wszystkim ja miałam stać się wtedy "tą idealną żoną". Niezaborczą, nierozhisteryzowaną, nie wiszącą na ramieniu... Miałam być wreszcie sobą.

Nasz ślub był piękny, dzięki naszym rodzicom mieliśmy też wspaniałe wesele. Pierwsze tygodnie naszego małżeństwa wspominam jako coś wspaniałego. Byłam w stanie Łaski Uświęcającej, po raz pierwszy od dawna dłużej niż trzy dni. Trwanie w czystości małżeńskiej przy wcześniejszym braku doświadczenia w jakiejkolwiek wstrzemięźliwości sprawiło, że piątego dnia po ślubie spłodziliśmy naszą córeczkę. Byliśmy zaskoczeni, przerażeni, a później już tylko szczęśliwi (ciąża była zagrożona, każdy jej kolejny dzień był dla nas radością).

Nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego okresu ciąży nie wykorzystaliśmy na trwanie w wierze i Łasce Uświęcającej. Być może nie da się "na hura" zmienić swojego życia i przyzwyczajeń. Mieliśmy wątpliwości w kwestii antykoncepcji po ciąży. Jesteśmy młodzi, bardzo młodzi jak na ślub i dziecko. Mimo to, staramy się trwać w czystości małżeńskiej, codziennie rano i wieczorem błogosławimy siebie wzajemnie i naszą córkę znakiem krzyża. Wspólnie się modlimy, trwamy w wierze. Wierzymy, że Bóg wie, co jest dla nas najlepsze, a jeżeli da nam kolejne dziecko, to tak samo jak wcześniej da nam siły i możliwości by zapewnić mu jak najlepszą przyszłość.

Staramy się naprawić wcześniejsze błędy teraz, w małżeństwie. Myślę, że nasza miłość jest wyjątkowo silna, skoro była w stanie przetrwać tak wiele naszych błędów i słabości, jednocześnie pozostając tak nieskalaną.

Najtrudniej jednak jest wybaczyć samemu sobie. Ciężar moich grzechów i kłamstw, będę nosić już chyba do końca życia. I gdy myślę o zmarnowanym czasie, który mogliśmy poświęcić na budowanie naszego związku i nas samych... dziękuję Bogu, że dał nam drugą szansę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zamieszkaliśmy razem przed ślubem - świadectwo
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.