Zaufanie Bogu nadaje naszemu życiu nowego kształtu, nasze cierpienie zostaje przemienione
Chrześcijańska droga duchowa opiera się na coraz większym zaufaniu do Boga. Dzięki temu zaufaniu możliwy jest pierwszy skok w ciemność, aby spotkać Boga na głębszych poziomach naszego istnienia. To dzięki zaufaniu możliwe jest nadanie naszemu życiu nowego kształtu, przemienione zostaje nasze cierpienie, zranienia i nieuświadomione motywacje tak, by ukształtować nas jako osoby według Bożego zamysłu – pisze Thomas Keating O.C.S.O. w książce "Modlitwa głębi. Jak znaleźć wewnętrzny spokój", której fragment publikujemy.
Zaufanie odgrywa tak ważną rolę, że nasza droga duchowa może być zablokowana, jeśli tkwi w nas negatywne nastawienie do Boga wyniesione z dzieciństwa. Jeśli boimy się Boga bądź postrzegamy Go jako rozgniewanego ojca, podejrzliwego policjanta lub surowego sędziego, to będzie nam bardzo trudno odnaleźć entuzjazm wiary, a nawet zainteresowanie drogą duchową. Te negatywne obrazy Boga, które w większości zostały nam zaszczepione na wczesnym etapie wychowania religijnego, są w istocie spadkiem po poprzednich pokoleniach i rozpowszechnionych postawach religijnych, które zawierają zniekształcenia – czasem odwrócenie o sto osiemdziesiąt stopni – biblijnych i ewangelicznych wartości. Dotyczy to zarówno protestantów, jak i katolików, ale szczególnie mocno jest odczuwalne w Kościele katolickim.
Ludzka natura woli zastępcze ofiary, aby obłaskawić Boga, niż ofiarę, którą Bóg w Piśmie Świętym wyraźnie określa jako jedyną możliwą do przyjęcia, czyli dar z siebie samego. Większość praktyk religijnych podszyta jest strachem przed bogiem, który posyła do piekła i wymaga przebłagania. Jest to właściwe dla świadomości „tyfonicznej”, którą charakteryzowały się ludy prymitywne, a którą widać również u dzieci w wieku od dwóch do czterech lat.
Okładka książki Thomasa Keatinga O.C.S.O. "Modlitwa głębi. Jak znaleźć wewnętrzny spokój" (Wyd. WAM)
Takie zachowanie ma pewien wymiar magiczny: „Jeśli gorliwie uczęszczam na mszę w każdą niedzielę i wyznaję swoje grzechy, nawet jeśli nie zmieniam postaw, które do tych grzechów prowadzą, to i tak wszystko będzie w porządku”. Biblijny model duchowości, odkryty na nowo przez badaczy chrześcijańskich i stanowczo potwierdzony w dokumentach Soboru, pozwolił Kościołowi rozpoznać, odzyskać i rozpocząć odnowę chrześcijańskiego nauczania i wartości poprzez czerpanie z czystego źródła biblijnego.
Poprzez naukowe studia pierwotnego znaczenia słów i kontekstu kulturowego, w którym powstało Pismo Święte, mamy prawdopodobnie w naszych czasach lepsze zrozumienie intencji autorów biblijnych niż jakiekolwiek wcześniejsze pokolenie od czasu śmierci apostołów. Model biblijny to przeciwieństwo modelu zachodniego. Pismo uczy, że wewnętrzna motywacja jest ważniejsza od aktów zewnętrznych. Jezus przekazał to, mówiąc do faryzeuszy: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu” (Mk 2,27 – przyp. red.). Faryzeusze w Jego czasach przestrzegali ludzkiej tradycji, a nie Prawa Mojżeszowego i natchnionej tradycji proroków.
Tradycja to nie to samo, co tradycje. Tradycja chrześcijańska to żywe doświadczenie Ewangelii. Jej praktykowanie burzy system fałszywego ja, z jego nieprawdziwymi wartościami i wyolbrzymionymi aspiracjami opartymi na zranionym poczuciu tego, kim jesteśmy – poczuciu, które domaga się rekompensaty. Ten, kto żyje tradycją, wyraża ją swoim życiem, swoimi nastawieniami do życia w formie szczerej odpowiedzi wobec Jezusa Chrystusa.
Tradycje to ludzkie interpretacje, często daleko odbiegające od miłości Boga i bliźniego. Jezus był nieugięty wobec takich postaw. Mówił do faryzeuszy, że „Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. […] zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą” (Mt 23,4.13 – przyp. red.). Faryzeusze byli dobrymi moralistami i umieli sprawnie rozróżniać, ale ich motywy w praktykach religijnych, przynajmniej zgodnie z czterema ewangeliami, były pełne próżności i pychy. Wkładali ogromny wysiłek w to, by zostać zauważonymi, nawet do tego stopnia, że używali trąb, by ogłosić wszystkim, że dają jałmużnę.
Hipokryzja faryzeuszów złościła Jezusa, jednocześnie zaś okazywał niezwykłe współczucie wobec prostytutek i celników, którzy byli największymi zdziercami w tamtych czasach. To, co inicjuje dzieła prawdziwie z Bożego natchnienia, to nie „ja-poza-Bogiem” proponowane przez zachodni model, ale „ja-w-Bogu” i „Bóg-we-mnie”. W biblijnym modelu duchowości to Duch, który zamieszkuje w nas, jest aktywnym źródłem inspiracji dla wszystkich dobrych dzieł, a z naszej strony – potrzeba zgody.
Skomentuj artykuł