Zwykłe "pomożesz mi?" może być początkiem przyjaźni, które trwają przez lata

fot. Paweł Trystuła
Ania

"Klika pokazała mi, że wózek i niepełnosprawność nie przekreślają robienia szalonych rzeczy, takich jak wybranie się na Ekstremalną Drogę Krzyżową, czy wyjście w Tatry Wysokie" - pisze Ania, która od piętnastu lat należy do Kliki, Katolickiego Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół.

Moja historia zaczyna się bardzo zwyczajnie, jak wiele innych „klikowych” opowieści. Przynajmniej pozornie, bo myślę, że każda historia jest inna.

Pewnego dnia wybrałam się razem z mamą do dominikanów na mszę. Usłyszałam na niej ogłoszenie, że „jakaś klika” szuka wolontariuszy na obóz wakacyjny. Normalnie na nazwę „Katolickie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół” powinnam uciec w te pędy. Nie akceptowałam swojej niepełnosprawności, a „katolickie stowarzyszenie” kojarzyło mi się z użalającymi się nade mną starszymi paniami. „Jaka ona biedna” – już prawie słyszałam te słowa . Nie wiedzieć czemu, tym razem pomyślałam: „Ech, znów ominie mnie coś fajnego”. Może stało się tak dlatego, że ktoś bardzo zachęcająco opowiadał o kajakach, jeziorze, ogniskach…

Na początku lipca pojawiłam się z mamą na dworcu (miałam piętnaście lat, nie mogłam jechać sama). Prawie uciekłam z peronu. Nigdy nie widziałam naraz tylu wózkowiczów (osób poruszających się na wózkach), a w dodatku wszyscy byli dużo starsi ode mnie. Wsiadłam jednak do pociągu i była to najlepsza decyzja w moim życiu. Okazało się, że fizyczni (osoby pełnosprawne, które pomagają wózkowiczom) są moim wieku. Kajaki, przyjaciele, wspólne przesiadywanie przy ognisku (często do rana), oglądanie wschodów słońca, przygotowywanie kanapek, obieranie ziemniaków, a także pierwsze w życiu wakacje bez mamy, która zajmowała się na wyjeździe kimś innym (widziałyśmy się tylko na posiłkach i wspólnych imprezach). To wszystko było wspaniałym doświadczeniem.

DEON.PL POLECA

Dwa tygodnie z Kliką, nie wiedzieć kiedy, zmieniły się w piętnaście lat. I wiecie co? Wciąż nie mam dość! Wypady do beskidzkiej chatki, rekolekcje na Jamnej, sylwestry, wakacyjne obozy, pielgrzymki… Częściowo zawdzięczam to moim rodzicom, którzy od zawsze gdzieś mnie ze sobą zabierali; dzięki nim nabrałam otwartości i chęci bycia w różnych miejscach, a w Klice - czułam się jak ryba w wodzie.

Dzięki Klice dowiedziałam się, że ja też mogę komuś pomóc, a wózek nie przeszkadza w przyjaźniach; wręcz przeciwnie – czasem jeśli czegoś potrzebuję, muszę poprosić o pomoc (pytanie „Pomożesz mi?” może być początkiem przyjaźni, które trwają przez lata).

Klika pokazała mi, że wózek i niepełnosprawność nie przekreślają robienia szalonych rzeczy, takich jak wybranie się na Ekstremalną Drogę Krzyżową, czy wyjście w Tatry Wysokie. Potrzeba jednak do tego „pozytywnie zakręconych”, dobrych i na dodatek silnych ludzi. Tych na szczęście w Klice nie brakuje.

Jedną z najbardziej szalonych rzeczy, jakie zrobiłam w Klice było pokonanie Camino. Od dawna bardzo chciałam to zrobić. Kiedyś nawet była taka okazja ale nic z niej nie wyszło. Bóg jednak miał inny pomysł. Pewien dominikanin w czasie ogłoszeń tak zachęcająco opowiadał o Fatimie, że bardzo zapragnęłam tam pojechać. Nie wiedziałam jednak, jak to zrobić. Odpowiedź przyszła dwa dni później. Klikowy kolega zadzwonił z pytaniem: „Ania, nie chcesz iść z nami na Camino de Fatima?”. Oczywiście, że chciałam i w lipcu 2019 roku klikowa reprezentacja (dziesięć osób, w tym dwoje wózkowiczów) wyruszyła na „pokojowy podbój” Portugalii, by w ciągu trzech tygodni dojść do Fatimy – oczywiście z przygodami, np. drugiego dnia złamał się podnóżek w moim wózku i musieliśmy w Porto szukać spawacza, żeby móc kontynuować wędrówkę (zdążyliśmy za to zobaczyć ocean z bliska). Nie było to pierwsze Camino w Klice. Rok wcześniej wózkowicze i fizyczni z Kliki byli na Camino del Norte, które prowadzi przez góry Hiszpanii do Santiago de Compostela. Dla tych, którzy szli tą trasą, nasz szlak był łatwy i przyjemny.

Moja koleżanka mówi, że „nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudniejsze do zrobienia”. Idealnie pasuje to do Kliki. Dała mi ona potężnego „kopa”, dzięki niej mogę teraz robić rzeczy, które pozornie nie są dla wózkowiczów (także poza Kliką). Mogę żyć z pasją i cieszyć się każdym dniem. Czy ta opowieść kiedyś się skończy? Mam nadzieję, że nie.

Anna skończyła polonistykę i pracuje jako korektorka. Lubi podróże, ostatnio pojechała żukiem w Bieszczady. Kocha ludzi i spędza z nimi prawie każdą wolną chwilę.

Klika to działające w Krakowie Katolickie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół. Jak znaleźć się w Klice? Poniżej znajdziesz praktyczne informacje, adresy i linki:

Katolickie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół - "Klika"
ul. Stolarska 12
31-043 Kraków
tel. 12 633 64 81
e-mail: klika.krakow@gmail.com

Strona www i info o różnych możliwościach wsparcia: www.klikakrakow.pl

Fanpage na Facebooku: @klika.kraków

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zwykłe "pomożesz mi?" może być początkiem przyjaźni, które trwają przez lata
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.