Brat naszego Boga

Brat naszego Boga
Strona rękopisu dramatu "Brat naszego Boga", autorstwa Karola Wojtyły
BS_LeX

Myślałem, że tak zatytułowany tekst na zawsze pozostanie pamiątką przeszłości i talentu Karola Wojtyły. Nie potrafiłem sobie wyobrazić powtórzenia wydarzeń z XIX wiecznych krakowskich ogrzewalni. W sensie materialnym może miałem rację ale co do powrotu problemów wyborów moralnych myliłem się.

Mam na myśli scenę, w której „rewolucjonista” (komunistyczny agitator) apeluje do pozbawionych wszystkiego bywalców ogrzewalni, aby dali mu swój gniew. Czy można sobie wyobrazić analogiczną sytuacje teraz? Okazuje się, że tak.

Obserwuję otoczenie, znam (przynajmniej z widzenia) wielu ludzi, widziałem jak dorastali. Takiej nędzy materialnej jak w czasach Brata Chmielowskiego nie było tu nigdy. Agitatorzy komunistyczni w formie opisanej przez Karola Wojtyłę też dawno odeszli w przeszłość. Nie odeszło niestety w przeszłość poczucie dezorientacji, bezsensu czy zagubienia.

W okolicy mieszkali różni ludzie. Obserwowałem kilku, kiedyś chłopców, a teraz dorosłych mężczyzn. Jeden z nich (nazwijmy go pan X) jest trochę niepełnosprawny fizycznie. Poza tym ogromny, zdrowy fizycznie mężczyzna. Nie wiem, jaką szkołę skończył, ale wykształceniem nie błyszczał. Pomimo to w młodości zwracał uwagę prawością, którą emanował pomimo niezbyt prawego otoczenia. Otoczenie robiło jednak „swoje”. Pan X, jak każdy, próbował nawiązywać kontakty w swoim otoczeniu. Wyraźnie można było odczuć jego uczucie odrzucenia, być może z powodu drobnej niepełnosprawności. Jakie było to otoczenie i jakie proponowało ideały dowiedziałem się przypadkowo słuchając rozmowy prowadzonej nad rzeką (teren miejski o niezbyt dobrej sławie). Powtórzę wycinek dialogu:
Mój znajomy pan X z dumą w głosie: ”... Ja też jestem j(...) wykropkowałem słowo oznaczające klienta prostytutek.
Rozmówca pana X: „Nie, ty k(...niecenzuralne) jesteś prawiczek”
Mój znajomy wyraźnie zawstydzony: „Dlaczego lżysz mnie przy ludziach...” (usłyszałem, że jest uważany za prawiczka).

Dalszego ciągu rozmowy nie pamiętam. Po pewnym czasie miałem prawdopodobnie okazję obserwowania, w jakich okolicznościach mój znajomy zrealizował swoje marzenie, aby przestano go wreszcie „lżyć od prawiczków przy ludziach”. Przypadkowo widziałem jak jego „przyjaciele” sprowadzili do domu trochę „zawianą” panią. Nie znam się na tym typie, ale oceniając według aparycji, zajmowała się ona również uszczęśliwianiem kierowców przy drogach. Sądzę więc, że „przyjaciele” pana X zbytnio się nie wykosztowali na uszczęśliwienie kolegi. Myślę że mieli tani ubaw.

Potem były dalsze etapy realizacji ideału filmowego „maczo”. Pan X z dumą pokazywał siną pręgę na ciele. Chwalił się że „dostał kwiatkiem”. Ten wycinek żargonu – dowodu przynależności do grupy - oznaczał po prostu ślad po pałce policyjnej. Później spotkałem pana X, który z wyrzutem w głosie wypomniał mi, że rozmawiałem z policjantem „a przecież Solidarność tak pięknie biła się z policją...”. Teraz znów słyszę, że jak „się coś zmieni” to wszystkich, rozmawiających z policją IPN będzie spisywał.... Różnicy pomiędzy milicją a policją ta grupa ludzi nie widzi. Patrząc na towarzystwo pana X będzie on miał zapewne okazję do manifestowania swego stosunku do stróżów prawa również w przyszłości.

Wydaje mi się, że w tej chwili największy wpływ na pana X i grupę jego przyjaciół mają ideowi spadkobiercy komunistycznych agitatorów, o których wspominałem na początku. Obym się mylił, ale subkultury o poglądach spreparowanych, jak opisałem wyżej to idealny partner dla skandalistów wszelkiej maści ze skandalistami politycznymi na czele.

Etos Solidarności z którego pozostała w ich oczach jedynie bijatyka z milicją, którą zamieniono dodatku na bijatykę ze stróżami prawa. To przecież nic innego jak element etosu mafii. Wiedza o historii dorównuje jedynie chyba pojęciu o miłości nabytej w sposób, który również powyżej opisałem. Idolem jest „Brudny Harry” wykreowany przez Clinta Eastwooda, autorytetem ten, który najbardziej Clinta Eastwooda przypomina.

Zacząłem od sceny z „Brata naszego Boga”. Tu ludzi nie byli pozbawieni materialnych środków do życia tylko sensu tego życia. Nie prosili o chleb, tylko o pokazanie drogi na ziemi. W moim mieście były różne plany działań nakierowane na takie grupy ludzi, ale wszystko skutecznie „załatwiła” wojenka polsko – polska w gminnej skali. W powieści Karola Wojtyły propozycja komunistycznego agitatora spotkała się z kontrpropozycją. Podobnie, dzięki pracy brata Alberta Chmielowskiego było w rzeczywistych miejskich ogrzewalniach Krakowa wieku XIX-tego. Ja tej „kontrpropozycji” nie przytoczyłem, bo w opowiedzianej przeze mnie historii nikt jej odpowiednika nie przedstawił. „Brat naszego Boga” pozostał tylko z tą jedną propozycją.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Brat naszego Boga
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.