Kolos na glinianych nogach
Kościół Katolicki w Polsce to kolos. Należy do niego znaczna większość obywateli. Tak też było w latach 80-tych i wcześniej. Wtedy jednak nikt nie powiedział, że kolos ma gliniane nogi. Teraz mówi to wielu publicystów choć nie wszyscy wprost. Dlaczego?
Aby odpowiedzieć na tak postawione pytanie, należy cofnąć się do lat stalinowskiego terroru czy wręcz okupacji. Kto tych czasów nie pamięta, nie umie ich sobie wyobrazić. Wtedy Kościół w Polsce zapisał piękną kartę swej historii. Postawa kardynała Wyszyńskiego stała się wzorem bycia katolikiem w nieludzkim systemie i źródłem męstwa dla wielu wiernych. Do tego doszła później osoba pierwszego Polaka na tronie św. Piotra, któremu tłum Rzymian podczas pogrzebu skandował „święty natychmiast”.
Wszystko to działo się w okresie, gdy Polska była poniżona, a rządziła nią władza z nadania ZSRR. Ci dwaj wielcy ludzie nie byli sami, opisał to ks. Isakowicz-Zaleski. Nieliczne wyjątki (gdzie ich nie ma) nie potrafiły zniszczyć tego dzieła.
Przyszedł rok 1989. Polska zaczynała budzić się do całkowicie niepodległego bytu. Po kilku latach nasz kraj opuścił ostatni żołnierz armii ZSRR. Czy jednak minęły wszystkie zagrożenia, a Polacy na prawdę stali się wolni i szczęśliwi? Kiedyś narodem rządziło skrycie lub otwarcie PZPR lub różnie nazywane służby specjalne. Teraz Polacy stali się zakładnikami rzeczy reprezentowanych przez pieniądz. Zamiast społecznej solidarności dzięki której powstała „Solidarność” dotarł do nas „wyścig szczurów”. Kiedyś Polacy pomimo karnych sankcji słuchali bardziej Boga niż ludzi, dzisiaj w demokratycznym państwie coraz więcej aktów prawnych jawnie lub ukrycie prawa Boga neguje. Dlaczego?
Uważam, że rok 1989 był początkiem nowych wyzwań. Wielkie oczekiwania kierowano pod adresem Kościoła Katolickiego który był wtedy autorytetem niepodważalnym. Wyzwanie było olbrzymie. Ludzie „zza żelaznej kurtyny” nie znali świata wolnego rynku, nie potrafili zrozumieć konkurencji. Zasady funkcjonowania tego społeczeństwa dopiero tworzyły się. Niestety, zamiast wzorców opartych o silne wtedy chrześcijaństwo użyto zlepka XIX wiecznego liberalizmu z wybiórczym importem wzorów z Zachodu.
Nie można mówić, że Kościół nie protestował, ale nie mogę też niestety pokazać poważnej alternatywy, którą by zaprezentował. Nie myślę tu tylko o klerze ale o społeczności polskich katolików jako całości. Reakcja na to wyzwanie była tak marna, że wkrótce do władzy wróciła lewica która tak niedawno nie potrafiła wprowadzić do „sejmu kontraktowego” ani jednego posła wybieranego. Po prostu elity katolicyzmu polskiego nie tylko nie spełniły rozbudzonych nadziei ale nawet nie rozwiązały wielu bieżących problemów.
Słychać było głównie spory. Kościół utracił rolę niepodważalnego autorytetu. Przyszedł czas, że nawet Jan Paweł II przestawał rozumieć Polskę. Ów najwierniejszy syn naszej ojczyzny przez kilka lat nie mógł zdobyć się na odwiedzenie ukochanej Ojczyzny, która nagle zaczęła wyliczać każdy grosz na jego wizytę. Te grosze na wizytę Papieża Polaka to data punktu zwrotnego w historii. Zamiast dostarczania kolejnych dowodów prymatu ducha nad materią, zaczęło się dziać odwrotnie. Taki był skutek marnego podjęcia wyzwania roku 1989. Uważam wręcz, że w tamtych czasach ów katolicki olbrzym upajał się zwycięstwem i walczył wzajemnie zamiast walczyć o swe ideały. Chlubna postawa wyjątkowych jednostek nie potrafi zmienić obrazu całości.
Potem było już tylko gorzej. Coraz więcej ludzi postrzegało Kościół jako narzędzie, a nie cel wysiłków. Zamiast posługi, wytykanie błędów innym. Uważam, że obecnie do manipulowania ludźmi kościoła posuwa się wręcz biznes średniej wielkości nie mówiąc o różnych grupach polityków.
Uzyskanie w społeczeństwie wrażenia, że kogoś lub coś popiera Kościół jest warte tyle, ile decyzje ludzi podjęte w oparciu o to przekonanie. Wciąż jest o co zabiegać. Problem niszczenia autorytetu Kościoła czy wręcz zgorszenia wielu ludzi nie interesuje. Nie zawsze jest to świadomie złośliwa działalność. Często ludzie odreagowują jakieś wewnętrzne kompleksy z okresu „wielkości” tej instytucji z lat 80-tych. Niestety, nie poprawia to sytuacji lecz zaciemnia obraz. Nie potrafię mieć nawet pretensji do niektórych osób skoro zamiast przykładu kardynała Wyszyńskiego, który wolał więzienie niż zdradę ideałów, mamy przykład odwołanego ingresu hierarchy, który zamierzał usiąść na tronie Prymasa Tysiąclecia. Uważam, że w obecnej chwili katolicy polscy w dalszym ciągu nie potrafią przedstawić sensownej alternatywy organizowania społeczeństwa, choć niektórzy się starają.
Cóż może jeden człowiek? Po co piszę ten artykuł? Po prostu wierzę, że Kościoła bramy piekielne nie przemogą. Nie można więc opuszczać rąk, ale nie wolno też wykorzystywać Kościoła jako narzędzia. Niektórzy twierdzą, że tak właśnie postąpił Judasz mniemając że i tak Bogu nic się nie stanie, bo przecież ma wojsko aniołów. Stało się inaczej. Ufam, że wystarczy wykorzystywać dane sobie talenty, ufając Bogu, a On sam wystarczy. Do tego wszystkich namawiam. Może jeszcze wróci czas wielkości i Bóg ześle kolejnego Karola Wojtyłę dla którego pracowało przecież tylu „zwykłych” ludzi.
Skomentuj artykuł