Trzy najlepsze wspomnienia ze szkoły i trzy sytuacje, które nigdy nie powinny się wydarzyć
Dziś, w dniu rozpoczęcia roku szkolnego, odżywa we mnie kilka ciepłych, budujących wspomnień. Oraz kilka szkolnych koszmarów. Do rodziców i nauczycieli natomiast zwracam się z prośbą, aby nie fundowali dzieciakom takich przeżyć.
Mam głęboko zakorzenione przekonanie, że rozpoczęcie roku szkolnego jest istotne niemal dla wszystkich ludzi, których znam.
Z przyczyn osobistych jest to ważny moment w życiu 4,6 miliona uczniów, którzy dzisiaj zakładają białe bluzki i ciemne spódnice albo spodnie i wyruszają na szkolne apele motywacyjne, podczas których wysłuchają przemów dyrektorów i nauczycieli na temat wartości nauki. Często od samych dzieci całą sytuację jeszcze bardziej przezywają rodzice - zwłaszcza ci, których pociechy dopiero zaczynają naukę w podstawówce albo które w tym roku będą pisały maturę. Nauczycielom kończy się wolne, którego mają przecież od groma (i którego istnienie sprawia, że absolutnie nie należy im się wyższa wypłata ani szacunek ze strony społeczeństwa).
Ale osoby, które szkołę ukończyły dawno temu, nie pracują w oświacie i nie mają dzieci w wieku szkolnym, tego dnia często myślą o dawnych latach. 1. (albo 2. września) wielu z nas towarzyszą flashbacki z czasów podstawówki, gimnazjum i liceum - i wiele z nich powoduje naprawdę silne emocje. Ja nie jestem wyjątkiem. Dziś, w dniu rozpoczęcia roku szkolnego, odżywa we mnie kilka ciepłych, budujących wspomnień. Oraz kilka szkolnych koszmarów.
Gdybym miała kapsułę czasu i mogła wrócić do wybranych momentów z życia szkolnego, z pewnością byłyby to te chwile:
- "Sprzątanie świata" w podstawówce. Był to rodzaj "pracy pożytecznej", którą razem z klasą wykonywaliśmy co roku podczas wczesnej jesieni. "Impreza" polegała na tym, że spędzaliśmy parę godzin w pobliskim lesie i… po prostu zbieraliśmy śmieci. Oczywiście, było to wydarzenie atrakcyjne również towarzysko - po oczyszczeniu lasu budowaliśmy szałasy i organizowaliśmy walki na kije (nie twierdzę, że było to bezpieczne!). Dzięki temu działaniu byliśmy chyba choć trochę bardziej świadomi ekologicznie - widzieliśmy, jak bardzo śmieci psują krajobraz i konfrontowaliśmy się z wiedzą, że rzucone na miękki mech opakowanie po chipsach samo się nie wyrzuci. Myślę, że takie akcje są szczególnie potrzebne dziś, gdy coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że stoimy na krawędzi ekologicznej katastrofy.
- Lekcje polskiego w gimnazjum. Jednym z głównych grzechów polskiej szkoły jest to, że funkcjonuje ona wciąż w modelu pruskim - nauczyciel przekazuje dzieciom wiedzę, a potem weryfikuje stopień jej opanowania. Tymczasem dziś wiedza jest dostępna na wyciągnięcie ręki - mamy przecież internet. Ważna jest zatem raczej umiejętność krytycznego myślenia, porównywania różnych źródeł i samodzielnego myślenia. I tego właśnie na lekcjach polskiego uczyła nas pani Grajek. Był to nauczyciel z rodzaju tych, którzy zawsze dopytywali "a skąd to wiesz?" oraz "dlaczego tak myślisz?". Rozmawiała z nami także o Kościele czy historii polskich Żydów. Nawet ci, którzy polskiego nie lubili i "jechali" na opracowaniach lektur, wynosili z tych lekcji coś ważnego.
- Czas przygotowań do studniówki i - jakże by inaczej! - sama studniówka. Próby poloneza na sali gimnastycznej, rozważania, kto z kim pójdzie oraz wybieranie dekoracji i strojów, to były - wcale nie będzie to określenie na wyrost! - magiczne chwile. Przygotowania do studniówki dawały nam poczucie, że jako ludzie bądź co bądź dorośli, podejmujemy jakieś decyzje i działamy razem. Poza tym, wszystko co działo się wokół tej imprezy pozwalało nie myśleć o zbliżającej się maturze.
Ale, niestety, podczas mojej drogi edukacyjnej wydarzyło się również to:
- Spotkania z przemocowymi nauczycielami. Pani S., która potrafiła rozpoczynać lekcje od machania ręką, stanowiącego komendę, że wszyscy mają się położyć na ławkach, aby ona mogła policzyć uczniów, lubiła też wyrzucać część klasy za drzwi i wyśmiewać uczniów odpowiadających przy tablicy. Budziła taki lęk, że część klasy, próbującej dać sobie z tym radę, wychwalała ją pod niebiosa, mówiąc, że ma… poczucie humoru. Z pewnością miała - tyle, że sadystyczne. Bo osobie odpowiadającej przy tablicy z pewnością do śmiechu nie było. Inna nauczycielka rzuciła nam kiedyś tekstem, że "do Media Markt" to by nas nie wpuścili. I nie widziała w tym nic niestosownego. Ta sama osoba uderzyła kiedyś mojego kolegę zeszytem, bo nie uważał na lekcji. Za to zachowanie przeprosiła - ale nie przestała traktować nas jak wrogów.
- Patologiczna rywalizacja o oceny. Trochę rywalizacji zawsze będzie obecne w życiu szkolnym - to rzecz zupełnie naturalna. Kiedy jednak przypominam sobie twarze zapłakanych uczennic, które dostały złe oceny z wypracowań, albo osoby mające biegunki przed klasówkami, to wiem, że tak nie powinno być. Czasami bycia "najlepszymi" wymagali rodzice - zwykle ci z mnóstwem kompleksów i rysami narcystycznymi. Ale wielu nauczycieli traktowało podsycanie tych mechanizmów jako wspaniałe narzędzie motywacyjne - zestawienia, rankingi i publicznie wyrażana "troska" o uczniów z najniższą średnią ocen były skuteczne… w zabijaniu poczucia własnej wartości i skuteczności.
- Odrzucanie dzieci słabiej uczących się i pochodzących z uboższych rodzin. Te wydarzenia miały miejsce w szkole podstawowej. Dzieciaki, które wyglądały na biedniejsze, nie miały absolutnie żadnych szans na to, aby znaleźć się w bardziej "prestiżowych" paczkach. Były też obiektami drwin i obrzydliwych żartów - pamietam, że z jednej z dziewczyn "żartowano", że z pewnością ma wszy. Nie pamiętam, bym osobiscie dokuczała tym dzieciom - ale też wiem, że nie protestowałam stanowczo przeciwko takim działaniom. Wstyd mi z tego powodu. I chyba powinno być wstyd części nauczycieli, którzy wiedzieli, ale nic z tym nie robili.
Wszystkim uczniom, którzy rozpoczynają dziś rok szkolny, chciałabym życzyć jak najwięcej chwil podobnych do tych, które opisałam w pierwszym segmencie tekstu. Do rodziców i nauczycieli natomiast zwracam się z prośbą, aby nie fundowali dzieciakom przeżyć z grupy numer dwa. A także przypominam o tym, że na patologiczne sytuacje możemy - i musimy! - jako ludzie dorośli reagować. Nie jesteśmy już przecież bezbronnymi (i często bezradnymi) uczniami.
Tekst pochodzi z bloga katolwica.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł