Chrześcijanin na rozdrożu... czyli jaką decyzję podjąć?
Kiedy byliśmy mali, decyzje za nas podejmowali rodzice; podali nas do Chrztu Świętego, posłali do takiego a nie innego przedszkola, podstawówki, na takie a nie inne zajęcia dodatkowe. Kierowali się często swoimi obserwacjami. To oni byli odpowiedzialni za trafność tego wyboru, konsekwencje podjętej przez nich decyzji.
Rodzice, dokonując każdego wyboru, kierowali się przede wszystkim Twoim dobrem. Twoja rola kończyła się na tym, że z zaufaniem rodzicom szedłeś tam, gdzie cię posyłali. Z perspektywy czasu może ci się wydawać, że któraś z decyzji rodziców była zła, że np. zajęcia ze sportu nic ci nie dały. Mimo że tak nam się wydaje to w gruncie rzeczy krzywda nam się nie stała, wręcz rozwinęła pewne cechy, wartości. Trzeba tylko spojrzeć na to z innej strony i nie chować żalu. Często po skończeniu szkoły podstawowej rodzice pytają nas, do którego gimnazjum chcemy pójść, czy chcemy uczestniczyć w takich czy innych zajęciach dodatkowych; odpowiedzialność za te decyzje rozkłada się na dwie strony, na rodziców i osobę, której one dotyczą. Pojawiają się konfrontacje między naszymi typami a typami rodziców. Po wielu rozmowach decyzja zostaje podjęta i z czasem jest weryfikowana. W końcu dochodzimy do oczekiwanego wieku 18 lat - dowód, dorosłość, ale czy dojrzałość?
Skończone 18 lat to nie tylko przywileje - to odpowiedzialność za podejmowane czyny, odpowiadanie za siebie, podejmowanie samodzielnych decyzji. Często przyzwyczajamy się do tego, że ktoś bierze odpowiedzialność za to co robimy, kiedyś rodzice, w życiu dorosłym inne osoby. Jednak są wybory, kiedy Ty sam musisz podjąć ostateczną decyzję. Praktycznie codziennie stajemy przed wyborem: dobra - zła, dobra - większego dobra, czasem zła - mniejszego zła, dobrego uczynku - grzechu. Masz receptę na to, by nie żałować później tych wyborów? Co robisz, by były one dobre, nikogo nie krzywdziły? Chętnie bym się podzieliła tą receptą, ale szczerze powiedziawszy nie mam jej. I nie wiem czy ktokolwiek ją posiada. Zatem co robię, by wybierać te lepsze opcje? Przede wszystkim modlę się, zawierzam Panu Bogu konkretne sytuacje, opowiadam Mu co czuję, jak bardzo chciałabym, by było tak czy inaczej, mówię Mu o swoim lęku i proszę, by wypełniał Swoją wolę w moim życiu. Nie ma co się oszukiwać, że odpowiedź przychodzi z mrugnięciem oka.
Pan Bóg jest zwolennikiem procesów. Najczęściej przychodzi przez drugiego człowieka. Mnie osobiście brakuje pokory, by posłuchać tego, co ma drugi człowiek do powiedzenia, by przyznać mu rację, przyjąć poradę. Bardzo często mam swój cel i ślepo brnę, by go osiągnąć. Bardzo często Pan Bóg przychodzi do mnie w Swoim Słowie, podczas Liturgii Słowa, przez homilię czy fragment przychodzący na pocztę e-mailową. To wszystko są Boże znaki. On może przychodzić do ciebie na przeróżne sposoby, może to być myśl, a przy niej mocniejsze bicie serca, może to być obraz, który pojawił ci się w głowie, może to być wydarzenie, w którym uczestniczył twój znajomy.
Mówi się, że uczymy się na błędach, to prawda! I warto uczyć się nie tylko na swoich błędach, ale również na cudzych. To nas ustrzeże od wielu złych decyzji. Pamiętaj, że podczas bierzmowania został ci przekazany Duch Święty wraz ze swoimi darami. Stojąc przed wyborem, zapraszaj Ducha Mądrości, Ducha Rozumu a będzie cię prowadził, bo On jest jak światełko w ciemności, wskazujące drogę do wyjścia.
Skomentuj artykuł