Co teologia ma wspólnego z piłką nożną?

(fot. Gleb Zhizhikin / Shutterstock.com)
Joanna Pakuza

Co może mieć wspólnego piłka z teologią? Najlepszą moim zdaniem odpowiedź na to pytanie dał wiele lat temu kard. Ratzinger, późniejszy papież.

Mistrzostwa Świata w piłce nożnej za nami. Gdy medale wręczone, a emocje pomału opadają, można pokusić się o kilka zdań podsumowania - teologicznego oczywiście. Roszczę sobie do tego "prawo" chyba przede wszystkim dlatego, że piłką zaczęłam się interesować, jeszcze zanim zajęłam się teologią - 20 lat temu (do dziś oczywiście). Gole Zinedine’a Zidane’a strzelone 12 lipca 1998 r. w finale z Brazylią sprawiły, że futbol na dobre skradł mi serce. Była to zdecydowanie miłość od pierwszego… obejrzenia meczu.

Można oczywiście zapytać na początek, co może mieć wspólnego piłka z teologią? Najlepszą moim zdaniem odpowiedź na to pytanie dał wiele lat temu kard. Ratzinger, późniejszy papież, pisząc:

DEON.PL POLECA

"Przyglądając się grze, ludzie identyfikują się z nią i zawodnikami i w ten sposób uczestniczą w byciu razem i przeciwko sobie, w jego powadze i wolności: zawodnicy stają się symbolem naszego życia, co z kolei oddziałuje także na nich: wiedzą, że ludzie widzą w nich i znajdują potwierdzenie siebie samych. (…). Być może - kiedy się nad tym zastanowimy - moglibyśmy z perspektywy tej gry na nowo nauczyć się życia. W niej bowiem widać rzecz podstawową: człowiek nie żyje tylko chlebem, a świat materialny jest wstępem (…) do świata wolności. Wolność ta kieruje się uczciwością, która uczy bycia razem i właściwego stawania naprzeciw siebie, niezależności od zewnętrznego sukcesu i samowoli, i tym samym staje się autentycznie wolna. Gra staje się życiem. Jeżeli pójść głębiej, fenomen zafascynowanego futbolem świata mógłby nam dostarczyć więcej niż tylko rozrywki".

I rzeczywiście - piłka jest w jakimś sensie symbolem życia, w którym każdy z nas bierze udział, zmagając się z jego przeciwnościami, ze sobą samym, starając się zwyciężać z własnymi słabościami, walcząc o codzienne, choćby małe zwycięstwa, ucząc się być "w drużynie" z innymi, a w relacjach z nimi dbając o bycie fair, uczciwość. To radość z bycia razem. To wzruszenia, cała zresztą skala emocji i przeżyć. To spotkanie z niesamowitymi biografiami graczy, którzy dla wielu stanowią inspirację do działania, do tego, by w dążeniu do celu nie poddawać się, ale walczyć do końca. To uczenie się różnorodności świata, wyjątkowości narodów, reprezentacje których mieliśmy okazję przez tych kilka tygodni oglądać - różne kultury, temperamenty, osobowości, ale wszystkie piękne i wszystkie zakochane w futbolu.

W mojej głowie jak bezcenne migawki pozostaną na długo uśmiechnięte, kolorowe twarze kibiców z 32 krajów biorących udział w Mundialu; pozostaną piękne gole, pozostaną nieoczekiwane zwycięstwa - jak choćby Korei nad Niemcami. Pozostaną waleczni Chorwaci, taktyczni Francuzi, Islandczycy grający bez kompleksów z bardziej doświadczonymi przeciwnikami, pozostaną twarze piłkarzy, których na dalszych etapach mi tak bardzo brakowało: Messiego, Suareza czy Salaha.

Oni i nie tylko oni są w końcu autorytetami dla innych, zwłaszcza młodych ludzi, bo - powtarzając jeszcze raz za Ratzingerem: "stają się symbolem naszego życia, co z kolei oddziałuje także na nich: wiedzą, że ludzie widzą w nich i znajdują potwierdzenie siebie samych". Myślę o moim synu, znającym na pamięć twarze piłkarzy, składy grup i reprezentacji. O tym, jak bardzo chciałby ich naśladować w grze. Ale też o tym, że pociesza go to, że oni także są ludźmi, którym raz się udaje, a raz nie; którzy po jednym meczu mogą stać się narodowymi bohaterami, a po innym chcieć schować się w najciemniejszym kącie szatni, np. po strzeleniu samobójczej bramki. Ale zarazem w ostatecznym rozrachunku nie poddać się zniechęceniu i walczyć dalej. Wielu z graczy i trenerów daje też świadectwo swojej wiary, mówiąc otwarcie o tym, jak wielkie znaczenie ma dla nich relacja z Jezusem oraz jaką siłę czerpią z modlitwy i wiary.

Jak żyć? Można zapytać, mając na myśli koniec Mundialu? Jak żyć, gdy nie będzie dziś żadnego meczu do obejrzenia? Cóż - jak w życiu: coś się skończyło, ale kolejne wkrótce się zacznie. Niektóre drużyny już rozpoczęły eliminacje do Ligi Mistrzów i Europejskiej, za jakiś czas rozpoczną się ligi krajowe. A zatem nowe zadania i wyzwania. Nowe emocje. Podobnie jak w życiu. Wszak "gra staje się życiem". Niech cieszy nas mecz codzienności, zarówno w obliczu zwycięstw, jak i porażek.

Tekst pochodzi z bloga teologiczna.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co teologia ma wspólnego z piłką nożną?
Komentarze (2)
MR
Małgorzata Raczek
13 sierpnia 2018, 13:32
Siatkówka czy kolarstwo to też dyscypliny zespołowe. W każdym sporcie jest też trener, koledzy z reprezentacji itp. Papież Franciszek mówił: "W kulturze zdominowanej przez indywidualizm i odrzucanie młodych pokoleń oraz osób starszych, sport jest uprzywilejowanym środowiskiem, wokół którego ludzie spotykają się niezależnie od rasy, płci, religii lub ideologii i gdzie możemy doświadczyć radości współzawodnictwa, by osiągnąć wspólny cel". To świetna definicja tego, że sport łączy a nie dzieli. A jeśli mowa o samych mistrzostwach to już trzeba na nie spojrzeć z dystansem. Niektórzy spędzali codziennie kilkanaście godzin przed telewizorem, aby obejrzeć wszystkie spotkania, niektórzy <a href="https://legalnibukmacherzy.pl/jak-obstawiac-mecze/">obstawiali mecze u bukmacherów</a>. W tych przypadkach cięzko mówić o jedności, a tym bardziej o teologii. 
SK
Sofia Kowalik
22 lipca 2018, 21:12
A co ma teologia wspólnego z siatkówką, lekkoatletyką, kolarstwem etc??? Sport to rozrywka a dodawanie teologii do niego to może po prostu racjonalizacja czasu, który poświecamy na oglądanie go w tv?