Dorosłość nie jest do bani!

(fot. David D / flickr.com / CC BY 2.0)
Teresa Ciecior

Jestem studentką V roku budownictwa na Politechnice Krakowskiej. Chciałabym się z Tobą podzielić, drogi Czytelniku, swoim doświadczeniem rozmowy kwalifikacyjnej. Nie znajdziesz tutaj żadnych wskazówek, jak odbyć taką rozmowę poprawnie, bo nie jestem osobą kompetentną w tej dziedzinie. Podzielę się po prostu tym, jak to wyglądało u mnie. Będę pisać w drugiej osobie, bo to pomaga mi zachować dystans.

23. kwietnia ok. godz. 1 w nocy: idziesz spać, choć nie zasypiasz od razu

23. kwietnia ok. godz. 7 rano nie możesz już spać, choć wstawać jeszcze nie masz zamiaru

7:30 modlisz się "My Lord God…" (15 sekundowa modlitwa Thomasa Mertona)

DEON.PL POLECA

8:10 w końcu wstajesz

Idziesz umyć zęby i wykąpać się - w głowie komentujesz to, co właśnie robisz, potem tłumaczysz to na angielski i jeszcze dodatkowo trenujesz po niemiecku.

W głowie przechodzą Ci myśli, że pochodzisz ze wsi, z wielodzietnej rodziny, że w domu się gołdało a nie mówiło, że poszłaś do żłobka prowadzonego przez siostry zakonne w wieku, kiedy jeszcze robiłaś pod siebie i że nie wszystko było idealne. I to wszystko nie ma znaczenia, bo czujesz, że jesteś wyjątkowa. Czujesz się kochana przez Kogoś, kto to wszystko dla ciebie zaaranżował właśnie w taki sposób.

Robisz sobie wypaśne śniadanie - kanapka z masłem, białym serkiem, szynką, pomidorem + duża kawa z mlekiem bez cukru. Jedząc, próbujesz jeszcze załatwić jak najwięcej spraw i piszesz 10 wiadomości przez maila, fb i inne komunikatory. Po jednej połówce kanapki stwierdzasz, że już nie chce Ci się jeść. Wtedy z pomocą przychodzi współlokatorka, która z chęcią wchłonie to, co Ty już nie możesz.

Prasujesz koszulę.

Idziesz do łazienki z wyżej wspomnianą dużą kawą, laptopem (tak - i kubek na kawę i laptop są już skażone!), pudełkiem z kosmetykami i niewyspaną twarzą. Włączasz prostownicę i z największym opanowniem starasz się wyprostować włosy najdokładniej jak się tylko da po to, żeby potem je spiąć. W międzyczasie włączają się piosenki, których wcześniej nie słyszałaś a w okienku skrzynki pocztowej widzisz jak wzrasta Ci liczba nowych wiadomości. Ty jednak ze spokojem kończysz sprawę swojej fryzury i zabierasz się do ogarnięcia twarzy.

Robiłaś te rzeczy już tysiąc razy, makijaż dnia codziennego mogłabyś zrobić jednym palcem bez lusterka. Norma. Jednak jakoś inaczej…

W przelocie Twoja współlokatorka życzy Ci wszystkiego dobrego i rzuca: "będzie, co ma być". I ze spokojem przyznajesz jej rację i przyjmujesz jej słowa z wdzięcznością. Wpadasz na pomysł, by napisać do Taty (piszę z dużej, bo on zawsze tak mi się podpisuje pod mailami) i pierwszy raz w życiu, w jednym zdaniu, prosisz go o "trzepnięcie zdrowaśki" w twojej intencji.

Przed wyjściem puszczasz sobie jeszcze jednak piosenkę, którą dobrze znasz, która cię uspokoi. Wyciągasz swoje styrane, zamszowe buciki (nawet w rozmiarze 41 wyglądają jak buciki) i próbujesz je doczyścić. Swój sportowy stanik chowasz do szafy i zakładasz ten mniej wygodny, ale bardziej efektowny. Ubierasz świeżo wyprasowaną koszulę pomimo tego, że jeszcze jest mnóstwo okazji, by ją zmiąć. W końcu wciskasz na nogi buty, które już nie wyglądają jak od starszej siostry, zakładasz swój ulubiony zegarek, choć ostatnio kupiłaś sobie nowy, bardziej hipsterski. Do portfela wkładasz kartkę z dokładnym adresem i telefonem firmy, godziną pociągów i nazwiskiem sekretarki, z którą rozmawiałaś. Wychodzisz grubo przed czasem, bo masz nadzieję, że na krakowskim świeżym powietrzu będzie ci się lepiej oddychało…

Resztę szczegółów oszczędzę Ci, drogi Czytelniku. Choć musisz wiedzieć, że potem czas wcale nie mijał szybciej pomimo różańca w ręku, dobrego kryminału w torbie i bardzo uprzejmego pana portiera. Są one dla mnie bardzo ważne. Ciebie jednak zanudziłyby na śmierć i zamazały przekaz tej wypowiedzi.

Rozmowa przebiegła bardzo sympatycznie. Życzę sobie i Tobie samych takich rozmów rekrutacyjnych w życiu! Mimo to nie była ona na pełnym luzie i bez stresu.

Gdybym miała teraz zebrać wszystkie uczucia, jakie towarzyszyły mi podczas tego dnia, to wymieniałabym: stres, lęk, zniecierpliwienie, pokój, ciekawość, niepewność, radość, poczucie opieki, miłości, zabieganie, smutek, entuzjazm, opanowanie i wiele innych…

Pisząc to nie wiem czy mnie zatrudnią czy nie. To, jak możesz się domyślać, nie jest ważne. Dzięki takiemu dniowi jak ten uświadamiam sobie, że to wszystko ma sens. Przestaję udawać, że moje świeckie życie nie ma nic wspólnego z moją wiarą! Nie przeżyłam nigdy obłóczyn, nie przysięgałam nigdy, że za Ignacym będę "szukać i znajdować Boga we wszystkim". Powiedziałam jedynie Jezusowi: TAK, chciałabym Cię widzieć i żyć:

przez Chrystusa - przez to, co robię, czym się zajmuję i interesuję

z Chrystusem - z tymi ludźmi, jakich spotykam w duszpasterstwie, na studiach, na mieszkaniu, w pociągu czy na chodniku

i w Chrystusie - w tym wszystkim, co przeżywam jako człowiek, jako kobieta, jako osoba świecka, jako córka swojego Ojca.

PS Tekst ten dedykuję mojemu szanownemu znajomemu, który na wiadomość, że idę na rozmowę kwalifikacyjną, odpowiedział: "Dorosłość jest do bani!". Dzięki za szpilę prosto w serce!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dorosłość nie jest do bani!
Komentarze (1)
Lucja
10 października 2016, 21:06
Świetny artykuł, życze powodzenia w dalszej karierze, pozdrawiam!