Dzisiejszy świat tak bardzo nie umie czekać

Dzisiejszy świat tak bardzo nie umie czekać
(fot. unsplash.com)
Logo źródła: Blogi Katarzyna Kuricka / bam-boo.blog.deon.pl

Trzeba gonić. Trzeba zarabiać pieniądze, żeby utrzymać rodzinę. Trzeba skończyć wreszcie urządzać ten dom. Znaleźć pracę. Pracować nocami. I tak (być może bywa tak, że nie ma innej możliwości, ale czy na pewno?), i nie (naprawdę tak chcę żyć?).

Zasialiśmy dziś nasiona. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to z tych maleństw urośnie nam koper, zielona pietruszka, rzeżucha, rukola, cebulka, pomidorki… Niewiarygodne to. Od jakiegoś czasu ten obraz ziarnka, z którego wyrasta wielka roślina bardzo do mnie przemawia. Zadziwia mnie.

Często czekam na cud. Taki wiecie, spektakularny. Tymczasem, kiedy się zatrzymam nad tym ziarnkiem, które wkładam w ziemię i pomyślę o tym, co może z niego wyrosnąć, przypominam sobie, że te codzienne cuda są także niezwykłe. Dzieją się każdego dnia. W ciszy. Tak łatwo je przeoczyć…

Czas

To dzisiejsze sadzenie popchnęło mnie do refleksji. Uzmysłowiłam sobie jak bardzo dzisiejszy świat nie umie czekać. Jak bardzo ja chcę na już, na teraz. Żyjemy szybko. Z jednej strony świat na to odpowiada, chcąc na tym zarobić (ugotowane buraczki, które wystarczy pokroić, obrana i umyta marchewka, którą trzeba tylko wyjąć z woreczka).

DEON.PL POLECA

Z drugiej strony, ten „inny świat”, zmęczony biegiem zachęca do zatrzymania (różnego rodzaju coraz częściej przebijające się „slowy”- slow food, slow life, uważność, medytacja, itp.). Ja sama miotam się między tymi dwoma podejściami. Kupuję gotowe buraczki, by móc nie spiesząc się poczytać dzieciom książkę. Lub, co zdarza się coraz rzadziej, załatwić kolejną, i kolejną, i kolejną sprawę… Odhaczyć na liście, by móc biec dalej. Nie! Nie chcę tak.

Mówią, że się nie da. Trzeba gonić. Trzeba zarabiać pieniądze, żeby utrzymać rodzinę. Trzeba skończyć wreszcie urządzać ten dom. Znaleźć pracę. Pracować nocami. I tak (być może bywa tak, że nie ma innej możliwości, ale czy na pewno?), i nie (naprawdę tak chcę żyć?).

Trzeba kochać. Robić jedyną sensowną rzecz na tym świecie. I oddychać jednocześnie. Bez oddechu nie da się żyć. I kochać.

Do tego wszystkiego potrzeba czasu. „Ja nie mam czasu. Czas ma Pan Bóg. Więc ja nie władam czasem, tylko dostaję go w darze”*. Proste, ale jak bardzo zmieniające perspektywę! Czas naprawdę nie jest moją własnością. Dostałam go w dzierżawę. Mogę, a nawet mam uprawiać, coś może z niego wyjdzie, zaowocuje. Ale gdybym go nie dostała, żadnych owoców by nie było. Żadnych.

Siej, pielęgnuj, zbieraj

Niedawno (nie pamiętam już gdzie) usłyszałam słowa komentujące Ewangelię o miłosiernym Samarytaninie, że ten zapłacił za zdrowienie tego napadniętego, wskutek czego cierpiącego człowieka. Oczywista oczywistość. Ale trafiło prosto w serce. Bóg płaci za czas, który potrzebny mi jest do wyzdrowienia. Daje pieniądze na opatrywanie ran. Moich i dzieci. I to nie jakoś w przenośni. Dosłownie moje konto bankowe ciągle nie jest puste, pomimo tego, że kupiłam piękne i duże mieszkanie (którym cieszę się codziennie od pół roku), na które nie było mnie stać i jeszcze do tego nie pracuję zawodowo.

Oczywiście pieniądze wszystkiego nie załatwiają. Sam proces zdrowienia, przeżywania żałoby jest do dupy, jak kiedyś pisałam. Jestem jeszcze, mam wrażenie głęboko i daleko do wyjścia. Ale pieniądze to jeden ze środków, który pomaga w tym, żeby bez przyspieszania i dodawania niezdrowych składników, podnosić się z ziemi. Stawać na nogi. Nauczyć się żyć w innej rzeczywistości. A to trwa. Sieję i czekam na zasiew. Pielęgnuję - podlewam, czyszczę, przycinam - i otwieram się na to, by to inni mnie pielęgnowali - nie umiem tego jeszcze.

Najlepsze warzywa i owoce to te, których czas nie pogania. Te wypielęgnowane. Te wyczekane.

Czekam na zbiór. Bo czy nie lepiej smakują pomidory wygrzane w słońcu, zerwane z gałązki w momencie całkowitej dojrzałości niż te ze szklarni? Najlepsze warzywa i owoce to te, których czas nie pogania. Te wypielęgnowane. Te wyczekane. One smakują najlepiej. Musimy jednak na nie cierpliwie poczekać. Jak ja bardzo tego nie lubię! Chcę już. Ale nie ma. Albo jest niesmaczne, jakieś nie takie.

Tymczasem przyroda, świat zwierząt, to wszystko czego nie stworzył człowiek, pokazuje, że trzeba czekać. Czasem krócej, czasem niemiłosiernie długo. Kościół także przypomina o czekaniu (Adwent, Wielki Post czy choćby teraźniejsze czekanie na Zesłanie Ducha Świętego). Jeżeli się niecierpliwię to znak, że pracuje nade mną zły, którego najlepiej bez zwlekania odpędzić Sakramentami i modlitwą. I wtedy atakuje dalej. Lenistwem, niechęcią, odkładaniem na później, brakiem czasu…

Kobiety idące do grobu

„Czas leczy rany”- mówią. Czas może uleczyć rany - tak myślę ja. Sam upływ czasu jest w stanie sprawić, że rana zacznie się goić, ale to czy pojawi się czysta, bezbolesna blizna, zależy od tego, co w tym czasie się wydarzy. Rana, strup i blizna (w zależności od zranienia - od niewidocznej do potężnej, zmieniającej nasz wygląd). Tak najprościej to wygląda. Każdy z nas to zna. Tak zachowuje się rana, o którą się dba. Miejsce zranione i pielęgnowane zdrowieje. Zabliźnia się, może nie powodować bólu, ale rzecz jasna nigdy nie będzie już dokładnie takie, jakie było. Co nie znaczy, że gorsze. W ranę pozostawioną samej sobie może wdać się zakażenie będące w stanie nawet zabić.

Zwalniam (uczę się tego, daję sobie prawo, kocham), korzystając z daru czasu, który każdej sekundy otrzymuję. Zwalniam, choć ciągle jest ciemno. W ostatnim czasie niesamowicie uderzyło mnie jeszcze jedno kazanie. Tym razem pamiętam dokładnie kiedy, gdzie i przez kogo powiedziane. Wigilia Paschalna. Klasztor oo. dominikanów w Łodzi. O. Wojtek Jędrzejewski OP.

Znowu ktoś w oczywisty sposób opisał słowa Ewangelii, który okazał się równocześnie opisem mojego stanu. Uderzająco trafnie i dosłownie. Powiedział on, że kobiety idące do grobu, w którym pochowano Jezusa, żeby go namaścić PRZEDZIERAŁY SIĘ PRZEZ MROK DO MARTWEGO CIAŁA, DO KTÓREGO NIE MIAŁY DOSTĘPU**. Ale szły. Bladym świtem. Może jeszcze było ciemno. Szły, choć odsunięcie kamienia, którym przywalony był grób, było niemożliwe. Bo za ciężki, bo strażnicy pilnowali, bo… Szły do martwego ciała.

Ten obraz jest dla mnie ciągle żywy. Za dziesięć dni minie rok, kiedy zobaczyłam ostatni oddech MNM. A potem patrzyłam na jego martwe ciało. Widziałam wtedy pierwszy raz takie ciało, w którym życie ziemskie zgasło. Nie mam dostępu do tego ciała. Fizycznego dostępu, co jest źródłem tęsknoty, która boli. Czasami potwornie. I choć wierzę, że jest, że żyje, to tylko i aż wiara, a nie pewność.

Komentarz do tej Ewangelii okazał się dla mnie niezwykle kojący. To dobra droga, żeby spotkać się ze Zmartwychwstałym, bo „nie ma Go tutaj; zmartwychwstał.” (Łk 24, 6a). Nie ma Go w grobie. Nie ma Go tam!

Przedzieram się przez mrok. W takim miejscu jestem. Do Niego. Do Taty. Choć mówią, że nie żyje. Ale inni mówią, że zmartwychwstał. A On sam powiedział, że dla Ciebie. I dla mnie.

Czeka dając w darze czas.

* słowa dobrej znajomej mojej przyjaciółki

Tekst pochodzi z bloga bam-boo.blog.deon.pl. Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Maja Komasińska-Moller

Spójrz na siebie z łagodnością

Pragniesz zaakceptować siebie taką, jaką jesteś? Poczuć się kobietą spełnioną, żyjącą pełnią życia? Jak często obwiniasz się za to, że nie radzisz sobie z bólem, strachem i brakiem sił? Czy...

Skomentuj artykuł

Dzisiejszy świat tak bardzo nie umie czekać
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.