Katecheta powinien być otwarty nawet na najbardziej zaskakujące pytania. Jak rozmawiać z młodymi?

(fot. depositphotos.com)
Rafał Indyk

Siadali w ławkach, zakładali ręce, trochę jakby w geście obrony i patrzyli na mnie z wyrazem twarzy, która zdawała się pytać: "I co Ty masz nam w ogóle do zaoferowania?". Zapytałem ich, czy chcą ze mną rozmawiać, odpowiedzieli prawie jednocześnie, że tak. Że chcą konfrontować swoje myślenie z kimś, kto siedzi w Kościele po uszy, bo to miejsce jest dla niego tak istotne.

Może zostanę teraz nazwany idealistą - jestem tego świadomy - albo jakimś ideowcem ślepo oddanym, naiwnie wierzącym. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale wciąż nie przestaje mnie zadziwiać jak bardzo człowiek, szczególnie ten młody, potrzebuje przewodników, ponieważ gubi się sam w swoim myśleniu, które - de facto - nie jest jego, ale zostało mu przez dzisiejszy świat mocno wpojone. Wszystko to o czym chcę dzisiaj napisać, dzieje się w szkole.

Kiedy przyszedłem do klasy siedział tam tylko jeden chłopak. Zaraz potem bardzo nieufnie zaczęli wchodzić następni gimnazjaliści. Siadali w ławkach, zakładali ręce, trochę jakby w geście obrony i patrzyli na mnie z wyrazem twarzy, która zdawała się pytać: "I co Ty masz nam w ogóle do zaoferowania…?"

Jestem dobrym obserwatorem. Widzę wiele rzeczy, więc postanowiłem dać im się wypowiedzieć. A tak konkretnie zapytałem ich, czego oni sami ode mnie oczekują. Na kartkach napisali sporo tematów i zagadnień. Niektóre - oczywiste: seks, homoseksualizm, aborcja. Tego się spodziewałem - to nic dziwnego. Dorastają. Część odpowiedzi jednak bardzo mnie zdziwiła: "Rozwianie plotek o Kościele i religii" albo "Czym się różnią grzechy ciężkie od lekkich - bo w kościele w ogóle nic nie da się z tego zrozumieć", albo "Kler", albo "Bezinteresowność".

Zacząłem od filmu. Wiadomo. Powiedziałem, że go nie oglądałem, bo jestem ze wsi zabitej dechami, nie stać mnie i w ogóle nie mam w pobliżu kina, i że bardzo bym chciał, żeby mi opowiedzieli o czym on jest. Uśmiechnęli się i zaczęli rozwijać filmowe wątki. Z każdego zdania, uciekali gdzieś na bok, dotykali coraz to innych problemów, grzebali w tym, co ich denerwuje, czym są oburzeni jako młodzi ludzie, którzy w kościele są od wielkiego dzwonu. Mówili i mówili. W pewnym momencie zaczęli ze sobą fantastycznie rozmawiać. Wiecie - tak na argumenty.

"Tak. Na pewno są tacy księża. Ale też nie można ich wrzucać do jednego worka" - mówi jeden.

"Kościół jest zły, bo zamiast ludzi jednoczyć i mówić o tym, co w świecie dobre i piękne, on ludzi dzieli i kłóci. Bo polityka, bo kasa" - odzywa się jedna dziewczyna.

"Jak byłem na przygotowaniu do Pierwszej Komunii, to przez 15 minut ksiądz mówił o Bogu, a potem namawiał nas, że jak będziemy już dorośli, to żebyśmy głosowali na PiS. I najlepiej, żebyśmy już teraz namawiali do tego rodziców" - opowiada z zażenowaniem trzeci.

Możemy się zastanawiać, czy sobie coś wmówili, czy faktycznie tak postrzegają Kościół. Ale takie ich jest spojrzenie. I na chwilę obecną mówią jasno: "Nie zmienimy takiego patrzenia!"

Zaczęliśmy rozmawiać. Opowiadałem im trochę o sobie. Czym dla mnie jest wiara. Kim dla mnie jest Jezus. No i czym jest Kościół. Co chwilę jednak z tropu wybijała mnie jakaś ręka w górze, jakieś pytanie. Kiedy odpowiadałem, patrzyli na mnie jak na obrazek. Ich wielkie oczy, otwarte usta świadczyły o tym, że NIKT IM WCZEŚNIEJ NIE POWIEDZIAŁ, że Kościół ma w sobie wielki skarb, który przechowuje - o czym zdążyli się już przekonać - w glinianych naczyniach.

I wiecie czego im trzeba? Świadectwa. Nie ukrywania tego, co z naszej wspólnocie trudne, ale potrzeba im jasnego pokazania, że warto być w Kościele dla samego Jezusa, który nam w wierze przewodzi. Kiedy zapytałem ich, czy chcą tak ze mną rozmawiać, odpowiedzieli prawie jednocześnie, że tak. Że chcą konfrontować swoje myślenie z kimś, kto ma całkiem inny sposób patrzenia. Inny, bo siedzi w Kościele po uszy, bo to miejsce jest dla niego tak istotne, że za nic w świecie nie chce zmienić swojego stylu życia.

Dla Kościoła młody człowiek staje się dziś (jak i pewnie już od dawna) wielkim wyzwaniem. On nie pójdzie za czymś, w czym nie dostrzeże autentyzmu i szaleństwa wiary. Jego nie przekonają frazesy, wyświechtane zdania, utarte schematy. I jestem pewien, że tylko autentyzm ze strony chrześcijan pozwoli im odblokować swoje serca. Co ciekawe - oni nie walczyli ze mną, żeby mnie uciszyć, zatkać, przekonać. Ja też tego nie próbowałem. Mówiłem im tylko, że bardzo chciałbym, żeby przynajmniej przez chwilkę zobaczyli, że ich obraz Kościoła nie jest pełny. Być może prawdziwy, ale niepełny.

Bardzo Was proszę - Was, którzy żyjecie wśród młodych - wyjdźcie z cienia i mówcie o tym, co Jezus w Was działa! Młodzi naprawdę na to czekają!

Tekst pochodzi z bloga patrzaczgory.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Katecheta powinien być otwarty nawet na najbardziej zaskakujące pytania. Jak rozmawiać z młodymi?
Komentarze (2)
BS
Bogusław Sobótka
30 kwietnia 2019, 11:51
A w nagrodę za pracę katechety po 25 latach cofnieto mi skierowanie do szkoły - czyli praktycznie zwolniono z pracy - i nikt, ani proboszcz ani dyrektor Wydziału Katechetycznego nie uważał za stosowne poinformować mnie o tym. Dowiedziałem się na dwa dni przed rozpoczęciem zajęć w szkole od dyrektora szkoły.Na stosownym formularzu cofnięcia skierowania nie jest wymagany podpis zainteresowanego katechety świeckiego - ale katecheta - ksiądz musi potwierdzić decyzje swoim podpisem!!!
IC
Iwona czaplicka
26 kwietnia 2019, 12:43
Przypominam Szanownemu Panu ze na moje pytania sprzed kilku miesiecy nie odpowiedzial. Pytania logiczne, dotyczace sensu wiary. To jak bedzie? Czy tylko wobec dzieci, do tego zmuszonych do uleglosci, jest Pan taki madry?