Maska z tlenem. Komu założysz ją najpierw?

(fot. Priscilla Du Preez / Unsplash)
almadecasa.blog.deon.pl

Zajmuję się domem. To jest teraz mój "zawód" - wybrałam świadomie. Będąc w domu czuję, że to, co ważne mnie nie omija. Zastanawiałam się jednak skąd bierze się moje przekonanie, że robiąc coś dla siebie - zabieram coś innym. Wyjście z przekonania, że muszę każdą chwilę poświęcać dzieciom i ich potrzebom, do przejścia w stan "jestem równie ważna co one", zajęło mi trochę czasu.

Jakiś czas temu w moim życiu nastąpiła zmiana. Wszystko dzięki rozmowie z przyjaciółką. Wymieniałyśmy spostrzeżenia na temat macierzyństwa, związanej z nim radości, wyzwaniach i trudach. Podzieliłam się swoim marzeniem o pisaniu bloga. Opowiedziałam, że mam wiele planów i pomysłów, ale boję się je zrealizować. Zapytała, dlaczego? Odpowiedziałam, że mam głębokie przekonanie, że jeśli zacznę robić coś dla siebie, to zabiorę cenny czas swoim dzieciom i mężowi. Oni na tym stracą. Co więcej myślę, że będą przeze mnie cierpieli. Wtedy ona zadała mi jedno proste pytanie:

DEON.PL POLECA


- W razie awarii w samolocie, gdy spada ciśnienie, komu trzeba najpierw założyć maskę z tlenem, dziecku, czy sobie?
- Dziecku - odpowiedziałam
- Nie, sobie! - zaprzeczyła
- Naprawdę?
- Żeby uratować swoje dziecko, najpierw musisz pomóc sobie.
- Czyli przekładając to na moją codzienność - to nie będzie nic złego, jeśli zrobię coś dla siebie, zacznę spełniać marzenia?
Moi bliscy na tym nie stracą? Nie będą przeze mnie cierpieć?
- Przeciwnie, nauczysz swoje dzieci jak się dba o siebie. Jak się realizuje marzenia. One najlepiej uczą się przez przykład.

To skłoniło mnie do refleksji. Po powrocie do domu chciałam sprawdzić tę informację. W Internecie znalazłam artykuł:

"Dlaczego, gdy w samolocie zmieni się ciśnienie, maskę należy założyć najpierw sobie, a nie dziecku?

(…) Ważne, byś pamiętał, że właśnie ta kolejność ma kluczowe znaczenie. Okazuje się, że jeśli właśnie w takiej sytuacji zawahałbyś się choć przez chwilę, a maskę założył najpierw dziecku, objawy niedotlenienia poważnie by Cię osłabiły i wprawiły w dezorientację. Sam będąc niedotleniony, mógłbyś mieć problemy z rozpoznawaniem twarzy i kształtów. To sprawiłoby, że nie byłbyś w stanie sam sobie założyć maski, co ostatecznie doprowadziłoby do niedotlenienia i utraty przytomności. Pamiętaj - kiedy ciśnienie gwałtownie spadnie, masz kilka sekund, zanim poziom tlenu zbliży się do niebezpiecznie niskiego punktu, by założyć sobie maskę. Kiedy ty będziesz mógł normalnie oddychać, będziesz w stanie zadbać również o bezpieczeństwo twoich dzieci." (1)

Więc to prawda! To nie jest jakiś chwyt, wymysł, teoria. To czysty pragmatyzm, od którego zależy życie moje i mojego dziecka! Po tym odkryciu poczułam, że coś w sposobie myślenia o sobie, swoim miejscu w rodzinie muszę zmienić. Dużo czasu upłynęło zanim to przyswoiłam i zaczęłam wcielać w życie. Może dla wielu z was brzmi to zabawnie, ale dla mnie wyjście z przekonania, że muszę każdą chwilę poświęcać dzieciom i ich potrzebom, do przejścia w stan "jestem równie ważna co one", zajęło mi trochę czasu.

Wiem jedno, było to bardzo uwalniające doświadczenie. Mogę zrobić coś dla siebie i świat się nie zawali! Alleluja!

Też tak masz?

Zastanawiałam się skąd bierze się to moje przekonanie, że robiąc coś dla siebie - zabieram coś innym. Mam kilka tropów, podzielę się z wami jednym z nich.

Od ważnej dla mnie osoby z mojej rodziny usłyszałam kiedyś takie słowa: "Natalka, jesteś taka prawdziwa Matka Polka - nic dla siebie, wszystko dla dzieci". Moja rozmówczyni nie miała nic złego na myśli, chciała mnie pochwalić, żebym się czuła doceniona. Powiedziała to w duchu, w którym sama została wychowana, według przekonań, które wpoiła jej zapewne mama. Te słowa dały mi do myślenia. A więc wzór Matki Polki, przekazywany z pokolenia na pokolenie przez moją rodzinę, jest taki: "nic dla siebie - wszystko dla dzieci". Moje przekonanie o tym, że robiąc coś dla siebie, zabieram coś moim dzieciom, nie wzięło się z powietrza! Ucieszyłam się nawet, że te słowa padły, przynajmniej zrozumiałam skąd to mam.

Helikopter vs paznokcie noworodka

Jak wspomniałam wcześniej, zajmuję się domem. Po skończeniu studiów, kilku latach pracy, to jest teraz mój "zawód". Jest to świadoma decyzja, tak wybrałam. Będąc w domu, czuję, że to, co ważne mnie nie omija, pierwszy krok, pierwsze słowo. Mam też czas na refleksję nad swoim macierzyństwem, gdy widzę, że nie potrafię pomóc mojemu dziecku, porozumieć się z nim, gdy w jakiejś dziedzinie brakuje mi wiedzy czy umiejętności, mam czas by to przemyśleć, zasięgnąć rady, wybrać się na warsztaty dla rodziców. Mam czas, by rozmawiać o tym czym żyją, o ich problemach. Byłoby mi o wiele trudniej gdybym wracała do domu po pracy o 18 lub 19.

I tu z całą stanowczością zaznaczam, że nie czuję się lepsza od mam, które pracują! Powrót do pracy dla mam to często po prostu konieczność, a czasem właśnie praca jest "maską z tlenem", dzięki której kobieta czuje się spełniona, zrealizowana i ma więcej serca do dzieci, niż gdyby była w domu. Nie twierdzę też, że nigdy nie wrócę do pracy. Po prostu na razie nie. Mój wybór. Bycie w domu daje mi spokój i poczucie, że jestem na swoim miejscu. Nie znaczy to jednak, że jest to łatwe. Często jest po prostu frustrujące.

Dam wam pewien przykład:

Przed urodzeniem dzieci miałam przyjemność pracować w Agencji Reklamowej, którą tworzy dwóch przyjaciół. Są to ludzie, którzy żyją z pasją, kochają to, co robią. Bardzo ich polubiłam. Kilka tygodni po porodzie zadzwoniłam do nich zapytać co słychać?

- Super, właśnie wczoraj robiliśmy zdjęcia Warszawy z helikoptera do najnowszej reklamy. Było niesamowicie. Przepiękne widoki, zapierające dech w piersiach. A co u Ciebie?

Hmm, pomyślałam sobie, cóż ja? Największym moim sukcesem tego dnia było obcięcie mojemu dziecku paznokci. Byłam autentycznie dumna z siebie. To jest nie lada wyzwanie, obciąć pazurki na paluszkach o szerokości 5 mm, będących w stałym ruchu. Pochwaliłam się, a mój szef potrafi to docenić, sam ma czworo dzieci.

Jesteśmy ludźmi - mamy potrzeby

Kilka lat temu, wraz z mężem wzięliśmy udział w warsztatach TSR - Trening Skutecznego Rodzica, opracowanych na podstawie książki dr. Thomasa Gordona "Wychowanie bez porażek." Te warsztaty bardzo nam pomogły, wniosły dużo dobrego do naszej rodziny. Poznaliśmy wtedy "Piramidę Potrzeb" Abrahama Maslowa. Ludzkie potrzeby są różne, od tych najbardziej podstawowych, fizjologicznych jak jedzenie, potrzeba snu, po te wyższego rzędu jak potrzeba bezpieczeństwa, bycia kochanym, samorealizacji, potrzeba bycia docenionym.

Potrzebujemy czuć się doceniani, czuć, że to co robimy ma sens. Przykład z helikopterem i paznokciami pokazuje, jak duża może być rozbieżność między poziomem zaspokojenia potrzeby samorealizacji, sukcesu w pracy i w domu. Będąc w pracy między ludźmi masz okazję do częstszej "gratyfikacji emocjonalnej" za to co robisz.

Ile emocji, adrenaliny, zachwytu może wywołać lot helikopterem nad miastem? Ile emocji może dostarczyć obcinanie noworodkowi paznokci? Będąc w pracy, możesz miło porozmawiać z kolegą, zrealizować udany projekt, zostać pochwalony, wygrać przetarg. Będąc w domu, nikt Cię raczej nie pochwali za te obcięte paznokcie. Nawet jeśli (z moim mężem mamy zwyczaj chwalić się nawzajem za drobne rzeczy) one zaraz odrosną i za tydzień będziesz musiała zrobić to samo. Nikt nie "zaklaszcze" za dobrze przewiniętą pieluchę. Będziesz ich musiała tego dnia przewinąć jeszcze z pięć, pomnożone przez przynajmniej 365 dni. A jeszcze może przy okazji usłyszysz, że te pieluchy są złe i nieekologicznie, bo twoja koleżanka używa tetrowych i one są bardziej "eko", albo usłyszysz od Cioci, że przewijasz krzywo, od babci, że za często, a na forum w Internecie przeczytasz, żeby w ogóle zrezygnować z pieluch.

To jest temat rzeka - presja jaka dotyka współczesne mamy. Kedyś jeszcze do tego wrócę, ale nie wszystko na raz. Trudno jest z takich "czynności" czerpać satysfakcję (choć nie twierdzę, że nie jest to możliwe). Do tego dochodzi wiele innych niespełnionych potrzeb nawet fizjologicznych, jak chociażby potrzeba snu. Nie twierdzę, że bycie w domu to wyłącznie czas frustracji i niespełnienia. Życie rodzinne też może dawać wiele satysfakcji, ale chcę zainspirować te z nas, które czują się przytłoczone codziennymi obowiązkami, by szukały rzeczy, czy takich rozwiązań, które będą dla nich wsparciem, radością, czyli waszym "tlenem". Mi to bardzo pomogło.

Mój tlen

Moim tlenem są randki z mężem, kiedy tylko ktoś życzliwy popilnuje dzieci, spotkania wspólnoty, pisanie bloga, rozmowa z przyjacielem, spotkanie z koleżanką, wyjście na rower. Ale tlenem jest też fajnie spędzony czas z rodziną, wspólny wypad za miasto, do ZOO, do kina, czasem po prostu wspólne rysowanie i czytanie bajek. Odkryłam, że aplikowanie sobie "tlenu" działa! Jeśli w ciągu dnia, w ciągu tygodnia w natłoku spraw i zadań udaje mi się wygospodarować czas dla siebie, mam od razu więcej energii, czułości, wyrozumiałości do moich dzieci, do męża. Nie czuje, że poświęcam się dla nich, nie obciążam ich swoją "ofiarą" z siebie. Myślę, że im też jest lżej i radośniej.

Inspirująca refleksja Carlosa Gonzaleza

Chciałabym dodać jeszcze jedną myśl do dzisiejszych rozważań. Miałam okazję przeczytać bardzo wartościową książkę Carlosa Gonzaleza "Moje dziecko nie chce jeść". Autor porusza tematykę żywienia dzieci, ale mówi też dużo o relacjach rodzinnych i społecznych. Padają tam między innymi takie słowa: "Jakkolwiek byś nie cierpiała, pamiętaj że twoje dziecko cierpi bardziej". Pan Carlos poświęca tej myśli cały rozdział. Można ją odnieść nie tylko do kwestii żywienia, ale i do życia w ogóle. Gdy sama jestem sfrustrowana, mam mało cierpliwości dla dziecka, krzyczę, ranię je. Moje dziecko jest jeszcze małe, zależne ode mnie. Ono nie ma wpływu na to komu założę "maskę z tlenem" w pierwszej kolejności. Nie zna sąsiadek, koleżanek, a nawet gdy już zna nie może w moim imieniu poprosić o pomoc. Jeśli nie założę sobie maski - ono poniesie tego konsekwencje. Rozwijając tę myśl, to jest moje zadanie, mój obowiązek szukać wsparcia, relacji które są dla mnie "tlenem" nie "gazem łzawiącym". Szukać zajęć, pasji, szydełkowania, blogowania, pisania wierszy, wspinania na ściankę, czegokolwiek co sprawia, że jest mi lżej i czuję się radosna, bo wtedy przekazuję tą radość swoim dzieciom.

Co jest twoim tlenem?

Do pisania bloga zbierałam się dwa lata. Powstrzymywało mnie przekonanie, że nie jestem dość mądra, dość dobra, albo że zabiorę coś moim bliskim. I po co? Piszę i świat się nie zawalił. Ile naszego twórczego potencjału drogie mamy marnuje się dlatego, że nie pozwalamy sobie na radość? Żyjemy w lęku? W poczuciu, że gdy robimy coś dla siebie - odbieramy coś bliskim?

Rozmowa o tym co należy zrobić w samolocie w razie niebezpieczeństwa, zainspirowała mnie do zmiany myślenia o sobie i swoim miejscu w rodzinie. Odkryłam, że nie muszę czuć się winna, mogę pozwolić sobie na radość. Robiąc coś dla siebie - robię coś ważnego dla mojej rodziny. Gdy nachodzą mnie wątpliwości, że może to nie tak, że zaraz ktoś mnie upomni, że tylko "ofiara i poświęcenie" ma sens - przypominam sobie instrukcję zakładania maski z tlenem w samolocie. To mi pozwala złapać grunt.

Tekst pochodzi z bloga almadecasa.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Maska z tlenem. Komu założysz ją najpierw?
Komentarze (19)
no_name (PiotreN)
18 czerwca 2018, 23:29
"Absurdalny jest zarzut, że pisząc o jednym nie wspominam o drugim..." Absolutnie nie, proszę Pani! Cały powyższy artykuł odnosił się do radzenia sobie z problemami mam w trakcie wychowywania dzieci. A każde dziecko ma dwoje rodziców, bo ojciec jest także pełnoprawnym opiekunem dla własnych dzieci. Zatem jesli próbujemy rozstrzygac sprawy natury wychowawczej, winniśmy zawsze pamiętać i angażować do tego nie tylko mamę dziecka, ale oboje rodziców. Pani o tym zupełnie zapomniała i to był oczywisty błąd! PS Powiem Pani coś w zaufaniu. Ta "Maska z tlenem..." jest i tak o niebo lepiej napisana w porównaniu do poleconego przez Panią "Rozkwitu ojcostwa". Przepraszam za szczerość, ale ten najnowszy wpis to całkowita porażka.
17 czerwca 2018, 23:27
Absurdalny jest zarzut, że pisząc o jednym nie wspominam o drugim to jakby zarzucić np. K.I.Gałczyńskiemu, że napisał "Balladę o trzęsących się portkach", a o trzęsącej się spódnicy nic nie wspomniał.
no_name (PiotreN)
16 czerwca 2018, 23:59
Pani Natalio, Oriana nie stawiała żadnej diagnozy na Pani, czy też na Pani rodziny temat. Zauważyła tylko zupełnie pominięty przez Panią aspekt wychowywania dzieci przez własnych ojców. Zupełnie alogiczna jest też próba wyjaśniania przez Panią, iz na tekst o roli ojców w wychowywaniu dzieci wystarczyło "chwilę poczekać".  No chyba wystarczyło dla tych wszystkich, którzy prekognitywnie domyslili się, iż w najbliższym czasie takowy Pani popełni. Taka prawda, Pani Natalio. :-)
16 czerwca 2018, 06:49
Oriana Pochopnie mnie Pani oceniła i zagalopowała się w stawianiu mylnej diagnozy mojej rodzinie Internet sprzyja tego typu powierzchownym osądom. Myślę, że mimo wszystko warto jest wypracować styl komentowania oparty na szacunku i warto założyć, że po przeczytaniu jednego artykułu niewiele o autorze wiemy Tekst o ojcach był w trakcie pisania wystarczyło chwilę poczekać https://almadecasa.blog.deon.pl/2018/06/15/rozkwit-ojcostwa/ Jeśli chce mnie Pani lepiej poznać zapraszam do kontaktu: almadecasa03@gmail.com
BC
Bety Croix
9 czerwca 2018, 11:35
W nieodległych czasach mąż nie wiedział, gdzie leżą jego czyste majty i skarpetki, nie odstawiał do zlewu nawet szklanki po herbacie, palił szlugi bez filtra wszędzie i żył i spał z rodziną w tym zaduchu, przerabiał z przyjacielem pół świniaka na kiełbachy, wybebeszał i odzierał kury z piór. W owych, nie tak odległych czasach "dzieci i ryby głosu nie miały", chociaż "Prawo dziecka do szacunku" wydał Janusz Korczak na początku XX w. Dawniej rodzice pracowali do 15:00, a w przedszkolnych kuchniach przygotowywano posiłki dla dzieci. Sąsiad do sąsiada wpadał na pogaduszki bez specjalnego zaproszenia i było to powszechne. No, było inaczej. Współczesna mama dokonała „na ten czas” wyboru i pisze, że to zrozumiałe,że można wybrać inaczej oraz snuje różne inne rozważania o tym, co ją nurtuje. Nie wyczytałam z tekstu „dwójmyślenia”. Moim zdaniem dorosłość polega na poczuciu odpowiedzialności za podejmowane decyzje i świadomości  konsekwencji dokonanych wyborów, nie zaś na dojrzałych, mądrych decyzjach – chyba,że masz na imię Salomon, nie ma jednej mądrości na całe dorosłe życie poza tą – „kochać i przebaczać” , trzeba przejść przez różne doświadczenia. Wspiera nas w tym jedna Najwyższa Mądrość. Bez przeżycia i pokonania niektórych problemów, możemy tylko mądrować. Czepiłam się Oriany, Ona czepiła się tekstu i sobie fajnie "pogadałyśmy", a i " no_name " się włączył i też się czepił. Nie obawiam się sporów. W dyskusji poznajemy siebie nawzajem i siebie samych, a pykając lajki i gwiazdki nic o sobie nie wiemy. Kibicuję Natalii - mamie w domu i kibicuję Orianie, która z pasją opowiada o świetnych facetach- wspaniałych ojcach. Dzięki no-name, ale nie wiem do końca, co z tą prawdą? I która to prawda z tych trzech wg. Góralskiej filozofii Ks. Tischnera, jeżeli „święta prawda”, to przyjmuję bez dyskusji, a jeżeli nie.....:)
no_name (PiotreN)
10 czerwca 2018, 23:22
:-)
BC
Bety Croix
11 czerwca 2018, 13:17
;)
B
betycroix
8 czerwca 2018, 08:10
c
no_name (PiotreN)
7 czerwca 2018, 23:47
@betycrix Oriana dość poprawnie zauważyła dysonans w wypowiedzi autorki. Nie wiem, czemu się czepiasz. Przytoczony przez nią cytat dokładnie pokazuje dwójmyślenie p. Natalii: cudownie jest zostawać z dziećmi w domu i poświęcać im czas, ale nie wiadomo, czy nie fajniej samorealizowac się w pracy zawodowej. Autorka już sama nie wie, co jest lepsze dla niej i dla jej dzieci. Tylko, że w życiu nie mozna jednoczesnie mieć wszystkiego, czy być w dwóch miejscach na raz. Dorosłość polega na podejmowaniu dojrzałych i mądrych decyzji. Ale co najważniejsze takich, nad którymi nie będzie konieczności post faktum się tyle rozwodzić. Taka prawda, Pani Bety. :-) PS Swoją drogą jeszcze w nieodległych czasach mamy nie poświęcały tak dużo uwagi swoim pociechom i nie "przeżywały" tak bardzo swojego macierzyństwa. A dzieci w taki sposób wychowywane były na pewno mniej rozpieszczone. 
Oriana Bianka
7 czerwca 2018, 22:45
Wcale nie było moim zamiarem atakowanie Autorki. Oczywiście maskę należy założyć najpierw sobie, a nie dziecku. Z artykułu wynika, że Autorce brak tlenu, dlatego też poszukuje rozwiązań, które byłyby dla niej maską tlenową. Maska tlenowa poprawi jej oczywiście samopoczucie. Ale czy nie powinna raczej poszukać natlenionej przestrzeni dla siebie zamiast zakładania maski tlenowej? Czy nie możliwe jest, aby wydostała się tam, gdzie nie brakowałoby jej tlenu? Do tego chciałam zmobilizować Autorkę oraz inne kobiety. Pozdrawiam. :-)
BC
Bety Croix
7 czerwca 2018, 21:44
Zgadzam się w całej rozciągłości z tym, że  rola ojców, ich znaczenie i zaangażowanie w życie rodziny, wychowanie dzieci jest równorzędnie ważne co matki, zgadzam się z korzystnym przykładem mamy, który Pani opisuje. Z tym, że w omawianym tekście nie ma żadnej antytezy na ten temat, więc atakowanie autorki nie ma podstaw. "Maska z tlenem"  dotyczy innych problemów. Trudno jest nam czasami porozumieć się, ale to nic nowego. Najważniejsze, żeby próbować, a wiadomo, że ważne dla nas tematy wywołują emocje i to wcale nie jest żle. To , miedzy innymi,  nazywam "wojowaniem". Dziękuję za wymianę zdań. Pozdrawiam
Oriana Bianka
7 czerwca 2018, 21:31
Dodam jeszcze, że mąż powinien dbać o to, aby żona była szczęśliwa, aby nie musiała rezygnować z siebie dla rodziny. Kobiety mają nieraz skłonnośc do poświęceń. Dobry mąż powie: nie musisz rezygnować ze swoich pragnień i aspiracji, razem to rozwiążemy. Znam rodziny, które potrafią pogodzić wychowywanie dzieci i możliwość realizowania się kobiety. Mąż powinien wręcz mobilizować żonę, aby nie rezygnowała z siebie. Własnie takich fajnych facetów znam ichciałam się tym podzielić.
Oriana Bianka
7 czerwca 2018, 21:07
Mam doświadczenie z ojcami angażującymi się w wychowanie dzieci i dostrzegam bardzo pozytywny wpływ tego na dzieci oraz na budowanie silnej więzi między ojcem i dziećmi. Pisałam o tym poniżej. Gdy kobiecie brakuje tlenu, to nie jest sytuacja normalna: w samolocie maskę tlenową zakłada się, gdy jest awaria, a nie podczas normalnego lotu. 
BC
Bety Croix
7 czerwca 2018, 21:03
Autorka dość szeroko omawia problem "braku tlenu", właśnie dlatego, że nie jest O.K. jeżeli komukolwiek go brakuje. Pisze również "..kiedy zaczyna brakować mi tlenu...." więc otwarcie mówi, że ta sprawa jej też dotyczy. Proszę przeczytać końcówkę mojego komentarza. Napisałam "człowiek.......-jest dobrą matką, jest dobrym ojcem." Dobrze jest dokładnie czytać teksty przed komentarzem. W przypadku obydwu wpisów odnoszę wrażenie, że dyskutuje Pan/Pani z samym sobą i to dość emocjonalnie, co zakłóca zrozumienie tekstu. Zatem "Proszę się zastanowić, co Pani naprawdę czuje". W sprawie "nie bierzmy całych obowiazków na siebie" można np. coś przeczytać w tekście o "mitach rodzinnych". Hej! spróbujmy czytać spokojnie, ze zrozumieniem i nie oceniać innych tylko przez pryzmat własnych doświadczeń i "swojej prawdy".
O
Oriana
7 czerwca 2018, 19:30
@ betycroix Autorka nie wspomina o ojcu. No własnie. Dlaczego?  Brakuje jej tlenu, wiec nie wszystko jest OK. Dlaczego inne kobiety krzyczą: "Mój brzuch, moja sprawa"? Przeciez i w jednym i w drugim przypadku dzieci maja ojców, nie tylko matki.  "Dobry, myślący człowiek, który z miłością, nadzieją i odwagą* wojuje o wychowanie swoich dzieci na samodzielnych, wartościowych,  myślących i radosnych ludzi." nie musi byc tylko matką, może być takim człowiekiem również ojciec.  Panowie tez potrafią świetnie zajmowac się dziećmi, pozwólmy im na to. Nie bierzmy całych obowiązków związanych z wychowaniem dzieci na siebie.    
BC
Bety Croix
7 czerwca 2018, 20:11
Autorka dość szeroko omawia problem braku tlenu, właśnie dlatego, że nie jest OK. jeżeli komukolwiek, go brakuje. Pisze również.."kiedy zaczyna mi brakować tlenu..." więc jest szczera i otawarta. Proszę przeczytać końcówkę mojego komentarza. Napisałam "człowiek .......- jest dobrą matką, jest dobrym ojcem". Dobrze jest dokładnie czytać teksty, które się komentuje. W przypadku obydwu wpisów, odnoszę wrażenie, że dyskutuje pan/ pani z samym sobą i to dość emocjonalnie, co zakłóca zrozumienie tekstu. To też "Proszę się zastanowić, co Pani naprawdę czuje".W sprawie "nie bierzmy całych obowiązków na siebie" można np. przeczytać tekst o "mitach rodzinnych". Hej! spróbujmy czytać spokojnie, ze zrozumieniem i nie oceniać innych tylko według własnych doświadczeń i swojej "prawdy".
Oriana Bianka
7 czerwca 2018, 21:00
Mam doświadczenie z ojcami angażującymi się w wychowanie dzieci i dostrzegam bardzo pozytywny wpływ tego na dzieci oraz na budowanie silnej więzi między ojcem i dziećmi. Pisałam o tym poniżej. Gdy kobiecie brakuje tlenu, to nie jest sytuacja normalna: w samolocie maskę tlenową zakłada się, gdy jest awaria, a nie podczas normalnego lotu. 
B
betycroix
7 czerwca 2018, 17:32
Według mnie tekst jest wyjątkowo szczery i można z niego wyczytać, że autorka bardzo przemyślała, to o czym napisała. To nie jest tekst o ojcu, tylko o matce. Nie znalazłam nigdzie stwierdzenia, czy choćby sugestii, że " tylko matka ma pozostać z dziećmi w domu", jest to pani nadinterpretacja. Nie ma jedynych najlepszych rozwiązań i postych odpowiedzi "pozostać z dziećmi w domu? czy iść do pracy, zaprowadzić dzieci do żłobka?" (przedszkole to co innego). To - kiedy wrócić do życia zawodowego?, jak podzielić się obowiązkami w rodzinie? - zależy od wielu czynników i okoliczności. Prawdą jest, że radząca sobie zawodowo, spełniona .....matka jest korzystnym przykładem, ale przede wszystkim dobry, myślący człowiek, który z miłością, nadzieją i odwagą* wojuje o wychowanie swoich dzieci na samodzielnych, wartościowych,  myślących i radosnych ludzi. Człowiek, który dojrzewa w swym życiowym powołaniu -  jest dobrą matką, jest dobrym ojcem. Poza tym autorka nie zakłada, że nie będzie pracowala zawodowo,       a z tekstu wyczytałam,że obecnie czuje się spełniona i zaczyna realizować swoje pasje. Łojeju! sorry za ten cytat, może ma się nijak do komentarza, ale on zawsze mi się wkręca przy słowie "odwaga" *("miejcie odwagę, nie tę tchnącą szałem, która na oślep pędzi bez oręża, lecz tę co sama nieprzebytym wałem, przeciwne losy stałością zwycięża "...... /Asnyk/)
Oriana Bianka
7 czerwca 2018, 11:46
"Zajmuję się domem. To jest teraz mój "zawód" - wybrałam świadomie. Będąc w domu czuję, że to, co ważne mnie nie omija. " To co ważne nie powinno również omijać ojca! Zaangażowanie ojców w wychowanie dzieci buduje więź między nimi, ma korzystny wpływ na rozwój dziecka. "Powrót do pracy dla mam ...  jest "maską z tlenem", dzięki której kobieta czuje się spełniona, zrealizowana i ma więcej serca do dzieci. (...) Bycie w domu daje mi spokój i poczucie, że jestem na swoim miejscu. Nie znaczy to jednak, że jest to łatwe. Często jest po prostu frustrujące." Proszę się zastanowić, co Pani naprawdę czuje, czy do końca jest Pani szczera. Dla dziecka jest ważna obecnośc matki, ale ważne jest tez aby matka była radosna, spełniona. Nie tylko obecnośc matki jest ważna, ale również obecność i kontakt z ojcem. Dla trochę większych dzieci, powyżej dwóch lat ważny jest tez kontakt z innymi dziećmi. Dobre żłobki i przedszkola mają korzystny wpływ na rozwój dzieci. Zatem nie tylko matka jest potrzebna dziecku, ale również ojciec, edukacja przedszkolna, rówieśnicy. Nie należy przesadzac z tym, ze tylko matka ma pozostac w domu z dzieckiem. Wcale nie jest to najlepsze rozwiązanie. Wychowanie jest przez przykład, a więc spełniona, realizująca swe pasje i radząca sobie zawodowo i życiowo matka jest korzystnym przykładem. A ojciec - opiekując się dzieckiem - nauczy dziecko innych umiejetności niż matka, czego innego jeszcze dziecko nauczy się w przedszkolu.  ​Piszę to na podstawie moich własnych doswiadczeń życiowych.