Nie bójmy się islamu
Obecnie obserwujemy wzrost liczby muzułmanów w Afryce, Azji, ale też w Europie. Ma on dwie przyczyny. Pierwszą jest przyrost naturalny. Drugą - korzystanie z wolności religijnej.
W Afryce nowością jest to, że od kilkunastu lat muzułmanie zakładają szkoły i prowadzą też działalność charytatywną. Można dodać, że w niektórych krajach Afryki islamowi sprzyja zwyczaj wielożeństwa, którego chrześcijanie nie mogą zaakceptować. Dodatkowo istnieje rygoryzm związany z opuszczaniem islamu. Wszyscy słyszeliśmy o skazanej na śmierć Meriam Ibrahim z Sudanu; dzięki mediom jej sprawa zakończyła się uwolnieniem jej, ale takich przypadków jest więcej, a stanowią one przestrogę dla tych, którzy chcieliby się wyrzec islamu. Nawet w takim kraju jak Ghana, gdzie nie ma miejsca przemoc religijna, muzułmanki nie mogą wyjść za chrześcijanina. Muzułmanin może ożenić się z chrześcijanką, z tym że jego dzieci powinny być muzułmanami. Trzeba tu dodać, że niektóre kraje mają zapisy prawne zakazujące swoim obywatelom porzucania islamu.
W krajach muzułmańskich regułą jest ścisłe powiązanie religii i państwa. Nie może być wtedy mowy o wolności religijnej. Dziś dla nas to może być coś dziwnego, ale przecież jeszcze kilka wieków temu w Europie obowiązywała sprzeczna z Ewangelią zasada: cuius regio, eius religio. Zasady wolności wyznania zostały wypracowane dzięki chrześcijaństwu, dzięki podstawowemu przekonaniu, że do wiary nie można nikogo zmusić. Zresztą liberalizm, który przeciwstawiał się Kościołowi i powstał przeciwko niemu swe podłoże bierze z chrześcijańskiej koncepcji. Podobnie zresztą rzecz się ma z abolicjonizmem - ale to odmienny temat. Tutaj wystarczy nadmienić, że samo chrześcijaństwo było długo przywiązane do państwa - przez co zawsze traciła wiara. I trzeba dodać, że w historii brak wolności był normą i należy sobie z tego zdawać sprawę.
W Europie wzrasta ilość muzułmanów nie tylko ze względu na emigrantów. Normą np. w Niemczech jest to, że to właśnie chrześcijanka lub chrześcijanin przechodzi na islam. Jest to całkowicie zrozumiałe - bo dla większości Europejczyków chrześcijaństwo stało się bardziej przyzwyczajeniem i nie ma w ich życiu większego znaczenia. Ponadto procentowo w Europie rośnie ilość muzułmanów także dlatego że wolność religijna sprawiła, że mamy mniej chrześcijan. Czy taka wolność jest możliwa w krajach islamskich i czy ewentualnie będzie ona powodem mniejszej liczby muzułmanów? Trudno odpowiedzieć na to pytanie; nie mamy do tej pory państwa wysoko rozwiniętego ekonomicznie, z zagwarantowaną wolnością religijną i jednocześnie z przewagą muzułmanów.
Warto jednak wskazać na zasadniczą rzecz - chrześcijaństwo wiąże się z wiarą. W tym przypadku nie chodzi tylko o wiarę, że Bóg jest. Twierdzimy przecież, że to wiedzą np. złe duchy i drżą przed Nim. Wiara w Boga w naszym przypadku to pewność, że jest On tym, który się o nas troszczy i kocha nas najbardziej na świecie. Pewność, że możemy na Nim polegać i że to On kieruje światem tak, by mimo przeciwności Szatana dobro zwyciężało. Liczy się więc przede wszystkim serce, które tylko Bóg zna. Co więcej, chrześcijanin, wierząc wie, że Bóg jest logosem - czyli sensem jego życia, ale też sensem świata. Dla nas istotny jest więc również rozum, który uzasadnia wiarę. Z wiarą nie są związane inne religie. Przykładowo dla starożytnych Izraelitów miała ona coraz większe znaczenie, ale bardziej istotne było dla Starego Testamentu przestrzeganie Tory niż wiara. W przypadku starożytnych Rzymian religia była elementem związanym z dbałością o ład państwowy, czego wyrazem było składanie ofiar za imperium i cesarza. To, że składający ofiarę mógł być przekonany, że bogowie nie istnieją, nie miało żadnego znaczenia.
Jak jest z islamem? Tu wiara w znaczeniu chrześcijańskim w niektórych przypadkach (np. mistycyzmu) dochodzi do głosu. Jednak nie jest najważniejsza. Dlatego nie ma dużego znaczenia, że ktoś wypowie pod przymusem: "Nie ma Boga, prócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem". Liczy się, że te słowa zostaną wypowiedziane i w ten sposób wypowiadający je zostaje muzułmaninem. Nie szuka się przy tym usprawiedliwienia Koranu. Chrześcijan stara się konfrontować Biblię z naukami przyrodniczymi. Mówi, że jest (lub, jeśli jest fundamentalistą), że nie jest zgodna z nią np. teoria ewolucji. Badanie rzeczywistości i dialog z nauką jest tu istotny. Bada się Pismo święte wskazując, że np. w opowiadaniu o stworzeniu świata widzimy reminiscencję sumeryjskiego mitu. W ten sposób nie postępuje muzułmanin.
Wiara jest czymś wymagającym ze swej natury. Konieczny jest wysiłek woli i rozumu. Byłoby naiwnością myślenie, że nowoczesność nie będzie sprzyjała religiom negującym rozum. Raczej będzie odwrotnie. A islam będzie się szerzyć tam, gdzie panuje wolność religijna (bo liberalne środowiska będą odchodzić od wiary) i tam, gdzie jej brak (bo tam nikomu nie przeszkadza zmuszanie do islamu - po prostu tak jest). Arabia Saudyjska to przykład, że można zbudować nowoczesne państwo zarządzane autorytarnie, w którym prześladuje się z powodów religijnych, prawnie zabrania się odprawiania mszy, posiadania Biblii. Ponieważ władca państwa ma pieniądze i wpływy, jest największym sojusznikiem krajów zachodnich. Oczywiście nikt z przywódców tych krajów nie troszczy się np. o wolność religijną u swojego partnera. Czy takim państwem jak Arabia Saudyjska może za sto lat stać się np. Francja lub Włochy albo Wielka Brytania? Być może. Ale na pewno to nie chrześcijanie muszą obawiać się islamizacji Europy. Prześladowania zawsze wzmacniały chrześcijaństwo, więc dla Kościoła to nie jest zagrożenie. Jeśli już, to bardziej obawiać się islamizacji powinny środowiska LGBT. Jeśli Londyn będzie zislamizowany, wówczas geje będą mogli tylko żałować, że kultura chrześcijańska upadła i że ich zwolennicy wcześniej zwalczali chrześcijaństwo.
Skomentuj artykuł