Nie ma tego złego...

Józef i żona Potifara (obraz Murilla)
poldek34 / artykuł nadesłany

Ostatnio przerabiam z dziećmi w szkole historie biblijne. Odświeżając je, uczę się na nowo Wiary... Tym razem o Józefie.

Jakub - wnuk Abrahama, ma 12 synów. Wśród nich jest jeden, który się wyróżnia. Nie tylko wcześnie ujawnia swoje zdolności intelektualne, ale ma także ma sny, które wprowadzają w zakłopotanie jego braci, gdyż potrafi je interpretować. I to niekorzystnie dla swoich braci. Nie trudno się domyślić, że "młody" był solą w oku starych, gdyż pewnie Jakub faworyzował go i darzył specjalną estymą.

Pewnego razu bracia, gdy już mieli go dość, postanawiają go zabić. Ponieważ jednak zabójstwo to straszny grzech, jeden z braci powstrzymuje ich zapędy, wszyscy postanawiają sprzedać go karawanie kupców zdążających do Egiptu.

Józef trafia do Egiptu i zostaje kupiony na targu niewolników dla jednego z miejscowych VIP-ów.

Można powiedzieć, że Józef radzi sobie nadzwyczaj dobrze. Najpierw, jako godny zaufania zarządca domu swojego Pana, potem, więzień i przestępca - oskarżony niesłusznie przez żonę swojego Pana, a w końcu kończy jako główny zarządca na dworze Faraona - a wszystko na skutek tego, że do niewoli sprzedali go rodzeni bracia.

To, co cechuje Józefa, to brak pragnienia zemsty - owego kwasu, który zatruwa ludzkie relacje i spala samego człowieka oraz tęsknota za rodziną. Przyjmuje on od samego początku swoje trudne położenie jak wyzwanie, któremu musi sprostać. Egipcjanom daje się poznać jako człowiek uczciwy i prawy, godny zaufania, co sprzyja jego karierze na dworze faraona.

Wreszcie, potrafi tłumaczyć sny, co w Egipcie mogą czynić tylko Kapłani. A ponieważ nikt z kapłanów nie potrafił wyjaśnić snu faraonowi, zrobił to Józef, dzięki czemu został zarządcą dóbr królestwa faraona. Nie będę streszczał tej historii w całości, bo można ją przeczytać w całości w Księdze Rodzaju (Rozdziały 37 do 50).

Jednak finał opowieści jest taki, że dzięki zrozumieniu snu faraona, Egipt przygotowuje się w pełni na nadchodzące lata nieurodzaju, które będą przez 7 lat nękać tamtą część kontynentu. Za sprawą tej klęski do Egiptu przyjeżdżają mieszkańcy ościennych krajów. Skarbiec faraona pęka od złota... Po jakimś czasie do Egiptu zawitali także bracia Józefa, by kupić zboża. Wtedy zostali rozpoznani przez Józefa…

Zanim dojdzie do pojednania, zdarzy się kilka zabawnych sytuacji, których nie chcę opisywać. Historia kończy się tym, że cała rodzina Józefa zostaje sprowadzona do Egiptu i tak zostaje uratowana od głodu. Żyje dostatnio i godnie u boku Józefa

Można rzec: a wszystko to, przez postępek zazdrosnych chorobliwie braci. No nie do końca, a co z dobrym sercem Józefa i jego optymistycznym usposobieniem?

Gdy czytam tę historię, przychodzi mi na myśl przysłowie: "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło".

Przysłowie jednak to pewne uproszczenie. Bo nie zawsze historie dobrze się kończą. A ponieważ ta się dobrze kończy, należy się jej dobrze przyjrzeć.

Odpowiedzi musimy szukać u pradziadka Józefa, którym był Abraham. A warto pamiętać, że owemu pradziadkowi Bóg złożył obietnicę, że jego potomstwo będzie tak liczne jak gwiazdy na niebie. A liczne potomstwo oznacza ogromne błogosławieństwo Boga dla rodu Abrahama.

Obietnica ta nie spełniła się za jego życia, gdyż Abraham miał zaledwie dwóch synów. Jeden Izmael z niewolnicy oraz Izaak (Ojciec Jakuba, a dziadek Józefa).

Jednak Bóg, pamiętając o danej obietnicy, nie pozwala zginąć ani Józefowi, ani jego rodzinie. Można rzec, że Bóg czuwa nad realizacją tej obietnicy - zwłaszcza w sytuacjach, gdy owe potomstwo dąży do zagłady wskutek złych postępków.

Można powiedzieć, że Bóg, wykorzystał nawet przyrodę i zdolności Józefa do tego, by owa ponura historia z krnąbrnymi braćmi mogła zakończyć się pozytywnie.

Jest to bardzo krzepiąca historia dla człowieka ochrzczonego. A to dlatego że, będąc ochrzczonym, jestem częścią tej obietnicy danej Abrahamowi - stanowię dziedzictwo obietnicy danej mu przez Boga.

Tak, przez chrzest należę do tego pokolenia, które uczestnicy w obietnicy Abrahama. A to oznacza, że jestem szczególnym dzieckiem, które jest drogie w oczach Boga.

Nawet jeśli dane mi będzie w życiu doświadczyć trudnych chwil, to mogę zawsze patrzeć w przyszłość z ufnymi oczami - jak Józef. Bo Bóg czuwa nade mną, a moje zdolności i umiejętności wykorzysta, by moje życie stało się także błogosławieństwem dla innych.

Zatem nie ma w moim życiu sytuacji bez wyjścia, jeśli opieram się na nadziei, jaka płynie z tego, że jestem Jego dzieckiem, jestem dzieckiem Abrahama w wierze. Tej nadziei muszę się trzymać, nawet wtedy, gdy wszystko zawodzi. A ogromne trudności, jakie mogą przyjść, będą zapewne okazją, aby dokonała się Jego moc.

Aby przysłowie: "nie ma tego złego…", właśnie spełniło się dla mojego i innych dobra... Nie lękam się zatem życia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nie ma tego złego...
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.