Nie wszyscy to pojmują, lecz jedynie ci, którym to jest dane

(fot. Sam Howzit / flickr.com / CC BY 2.0)
unnamed

Chciałam napisać coś mądrego, coś bardziej politycznego niż wypada. Bronić się rozumem. Potem chciałam dać wyraz mojego świadectwa, ale... wzorcowe napisał św. Paweł. Nie będę konkurować. Napiszę o moim spotkaniu z Bogiem. O relacji, która ma całkiem sporo z Księgi Rodzaju, przypominając walkę Jakuba, ciągle mamroczącymi wersetami 19, 11-12 z Ewangelii św. Mateusza.

Spotkaliśmy się w górach, czyli ja się miotałam, a On czekał. Miałam w ręku kartkę z najważniejszymi zdaniami, słowa miały objąć bardzo konkretnych ludzi. Została gdzieś tam pod kamieniem. Rozmowa przez telefon i w końcu spokój - "Przestań już, kochasz". Równowaga jaka przytrafia się bardzo rzadko z tym, co wokół. Bardzo długo bałam się przyjąć, że to co czuję ma nazwę "kocham", jest też zarezerwowane dla mnie. To przez dyskursy, to przez ślepą wymianę, a może już tylko monologi, coraz bardziej smutnych, żenujących zdań, które mają ukazać wyższość jednej racji nad drugą. Wszystko pięknie, tylko gdzie w tym jest człowiek? Wzniesienie się na poziom abstrakcji, statystyk, pojęć najskuteczniej przysłania dialog o człowieku. Tym z warzywniaka, z uczelni, mijanym na korytarzu w pracy.

Dla Pana Boga wszystko jest chwilą, nasze spotkanie rozwijało się niezależnie od krzywej ludzkiego czasu. Zawsze myślałam, że moje miejsce w kościele jest za filarem. Nie tylko w przenośni, dosłownie też. Mam taki filar, za którym sobie staję i który kiedyś uratował moje "przedomdlenie" w nomenklaturze medycznej. Jestem mu za to wdzięczna, akurat w ten sposób nie chciałam sobą rąbnąć o ziemię. Było takie szczególne przyjście do Kościoła i kiedy tak człowiek wie, że się w tym żadnym dyskursie nie mieści, gorzej, że do żadnego nie ma prawa, to czeka, aż go Coś przez tylne drzwi wywali z tej kaplicy. A Pan Bóg mnie przytulił. Jestem kochana - doświadczyłam świadomego wypełnienia każdej rany Bożym Miłosierdziem. To tam, takie malutkie, na samym dnie, to takie puste, co czasem tak podgryza, czego niczym nie można było wypełnić i to stało się pełne. Zostałam przytulona przez Boga, który widzi mnie całą. Wszystko, to ukrywane, nieraz przed samym sobą oraz to odkryte. I mnie przyjmuje. W końcu dzięki charyzmatykowi kieruje do mnie słowa: "Jesteś kompletna". Słyszę zdanie, które tak bardzo chcę odrzucić, że dopiero po paru dniach przypominam je sobie. W końcu przypominam sobie, to słowo "kompletna". Poważnie, Bogu nie zabrakło gliny.

Pochodzę z wierzącej rodziny, przeciętnej, spełniamy kryteria normy. Szanuję moich rodziców i kocham. Bardzo kochałam moich dziadków, którzy swą obecnością, miłością bardzo nas wspierali. Jestem katoliczką. Jestem lesbijką. Nikt nie wyrzucił mnie z domu, nie odprawiał nade mną egzorcyzmów (przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo). Nie siedzę jakoś specjalnie w szafie, mam cudownych przyjaciół (jeśli to ma jakieś znaczenie - heteroseksualnych, wierzących) i lubię mężczyzn, tylko się w nich nie zakochuję. Uczę się, porzuciłam praktyczne działania graficzne dla humanistyki. Szukam pracy i jestem głęboko przekonana, że nie przejdę przez życie w pojedynkę. A kiedy jestem mniej przekonana, to moja mama wyrównuje poziom głębokiego przekonania. Bo czy naprawdę jest w tym coś dziwnego, że chce się przejść przez życie z kimś, kto podziela nasze wartości i z kim się można razem zachwycać nad światem? Ludzi, którzy łakną miłości Boga jest wielu i wielu miłości Bóg łaknie. Różne są drogi do wspólnego spotkania, Pan już tam jest. Bardzo bym chciała, abyśmy nie utrudniali innym możliwości tych spotkań. Bogu nie zabrakło gliny, kiedy nas lepił, nie pomylił się. Nasze bycie tu jest potrzebne. Nim stworzył świat, już byłeś jego zamysłem. Twoje, moje jestestwo może być narzędziem czynienia dobra. Pozwól Bogu działać w Twoim życiu, nim zaczniesz zdanie... On już wie.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nie wszyscy to pojmują, lecz jedynie ci, którym to jest dane
Komentarze (2)
K
Katarzyna
23 kwietnia 2015, 20:06
cd. i co z tego że mogę wziąć ślub z innym mężczyzną-to i tak nic nie zmienia. Rozumię Autorkę,bo zawsze patrzyłam na człowieka jako całość, nie ważne czy to kobieta czy mężczyzna, głupi czy mądry, młodszy czy starszy-to człowiek, nie o fizyczność, płeć, chemię tu chodzi bo wiele jest "możliwości dopasowań", itd.-jednak te określenia nas kategorycznie nie definiują, bo nie jestem tylko kobietą, itd. Moja babcia mówiła do mnie"dziecko, nie ważne czy on jest ładny czy brzydki, mądry czy głupi, ważne, czy on jest dla ciebie". Nie chcę wierzyć, że muszę przejść przez życie z kimś innym, Dlaczego pewność mam co do Tego, jednego?czy Bóg tak chciał? bo ja chciałabym móc wybrać, tego który mnie tak bardzo kocha i tak do mnie pasuje-wg. innych. Podziwiam za wiarę i nadzieję-po prostu za odwagę życia, bo wiem że Bóg Nas kocha i czuję jego obecność, widze że cały świat jest "boży", jednak nie mogę się pogodzić z tym że tak każdego z nas ukształtował, że mogę wybrać inaczej -to gdzieś w środku czuję niezgodę, sprzeczność. Jesteśmy wolnymi ludzmi-zazdoszcze tym, którzy mogą i wybierają w  zgodzie ze sobą-są kompletni. Dziękuję za świadetwo, niech Pan będzie z Tobą
K
Katarzyna
23 kwietnia 2015, 19:47
Chyba dobrze rozumię, choć jestem w trochę innej sytuacji, i był czas, że też myslałam, że skoro nie zakochuję się w mężczyznach to…poznałam wiele takich kobiet, ale w końcu spotkałam też pewnego mężczyznę. Zawsze zastanawiałam się  dlaczego, skąd człowiek wie, że to ten/ta dobierając się w pary (choć powody bywają różne, nie koniecznie z „prawdziwej miłości”). Spotkałam mężczyznę i mimo, iż nigdy szczerze nie rozmawialiśmy o tym co do siebie czujemy, okoliczności i sytuacja sprawiły, że nie możemy być razem. Niby nie powinnam tego porównywać z Autorką, ale nie należe do osób bardzo „kochliwych”(i nie mam już 25lat) a po paru spotkaniach z tym człowiekiem, zrozumiałam, że wiem! bo…”taką pewność ma się tylko raz w życiu”.