Opłateczek można...?

(fot. FotoKatolik / flickr.com)
PrzemekSz / artykuł nadesłany

Dziś podczas śniadania mieliśmy na plebanii gościa. Około pięćdziesięcioletni mężczyzna wszedł do naszego domu bez pukania, wykorzystując fakt, że drzwi były otwarte, stanął w progu kuchni odrobinkę speszony i pocierając nerwowo ręce, zapytał przepraszającym głosem: "Opłateczek można?" Doprawdy Lud Boży przygotowujący się do Świąt Narodzenia Pana jest bardziej barwny niż tęcza…

Są w Kościele ludzie, którzy od pierwszej niedzieli adwentu trwają na modlitwie w postawie oczekiwania na przyjście Pana. Dzień po dniu sięgają po Słowo Boże, otwierają serce na Boże światło, żeby być gotowymi na dzień, w którym Pan się objawi. Wielu z nich codziennie przychodzi na roraty. Oni też dość wcześnie myślą o spowiedzi, uczestniczą w rekolekcjach i wiedzą, kiedy po domach roznoszony jest opłatek. Z duszpasterskiego punktu widzenia ta część Ludu Bożego jest pierwszą falą adwentowych przygotowań, która przewala się przez życie duszpasterzy tak mniej więcej do połowy grudnia.

Potem daje o sobie znać inna, wcale niemała część Kościoła: dobrzy, ale zapracowani ludzie, którzy są święcie przekonani, że Bóg doskonale ich rozumie, gdy tłumaczą się przed Nim i przed Kościołem, jak trudno jest im znaleźć czas na modlitwę, Mszę świętą i zajęcie się życiem wewnętrznym. Żyją szybko i intensywnie i tak samo chcą przeżyć adwent i Boże Narodzenie. W konfesjonale najczęściej wypływa jakieś mgliste poczucie, że życie więcej znaczy niż ubranie i jedzenie, ale… i to "ale" jest cały czas zbyt silne, by jednak zrobić we własnym życiu trochę więcej konkretnej przestrzeni dla Boga i Jego spraw. To jest druga fala duszpasterskich przygotowań: szczelnie wypełnia kościół w III i IV niedzielę Adwentu; powróci przed Wielkanocą.

Najbardziej urocza jest jednak trzecia fala duszpasterska. Nie jest może największa, ale przychodzi z zaskoczenia. Nie brakuje bowiem w Ludzie Bożym osób, dla których Dzień Pański przychodzi jak złodziej w nocy, nawet jeśli w tym wypadku jego data: 25 grudnia wszystkim znana jest od dawna. Świadomość, że Pan przychodzi, spada na tych ludzi nagle, jak bóle na brzemienną. Czasem dzieje się to wtedy, gdy zaklejają kopertę z życzeniami i okazuje się, że nie ma opłatka. Czasem w zwykłej rodzinnej rozmowie na temat Wigilii, gdy dochodzi się do momentu: "…a potem pójdziemy na Pasterkę", dociera do świadomości konieczność spowiedzi… Nagle pojawiająca się myśl o Bogu i Jego sprawach, domaga się od tej części Ludu Bożego nagłego działania. Dlatego ta trzecia fala duszpasterska jest najbardziej gwałtowna: wdziera się w życie duszpasterzy drzwiami i oknami. Jest też trochę jak powódź, gdyż podobnie do wody, nie trzymającej się swojego zwykłego koryta, ludzie ci nie znają zwyczajnych dróg i ścieżek Ludu Bożego. Są niezwykle zadowoleni, gdy uda im się księdza złapać, i zupełnie nie rozumieją, jak można się denerwować na ludzi, którzy chcą się zbliżyć do Boga właśnie wtedy, gdy duchowny udaje się na obiad…

DEON.PL POLECA

Taki jest Lud Boży, bardziej różnobarwny niż tęcza. I niech Bogu za wszystko będą dzięki!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Opłateczek można...?
Komentarze (6)
M
Martyna-3
23 grudnia 2012, 12:37
Ma wypowiedź jak widać wprost nie odnosi się do sytuacji tego człowieka, ale bardziej odnosi się w luźniejszy sposób do poruszonych tu spraw w artykule, jak "mam prawo do... " oraz katalogowania ludzi.
M
Martyna-2
23 grudnia 2012, 12:33
Ciekawe, co by zrobił Jezus gdyby spotkał takiego człowieka? Albo co by wybrał... swój obiad czy grzesznika, który ma problem albo powraca do Boga. I jak reagował na przychodzące do Niego tłumy? Z tego co pamiętam... litował się nad nimi, a nie odprawiał z niczym. Życie kapłana i każdego z nas, to życie ofiarne... a nie wygodne, dogodne, jak sobie zaplanujemy i zachcemy. I nieraz trzeba z "prawa do" zrezygnować zaparwszy się siebie. Jezus nie skorzystał z bycia na równi z Bogiem, ale stał się Sługą. Przepraszam, ale ten artykuł mi się kojarzy... z "jak to dobrze że nie jestem jak ten - celnik, dziękuję Ci za to Panie".  Czasem... sytuacja się odwraca. Jeśli się człowiek pyszni wobec kogoś innego... może być postawionym w tej samej sytuacji i zobaczyć jak to jest przyjemnie, zwłaszcza jeśli się jest przecież" porządnym katolikiem" - nie tak jak inni. Zamiast krytykować, lepiej coś robić co buduje, coś co może zmienić. I jeszcze jedno: " On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi." On miał na pewno mnóstwo "praw do...". Na ile z nich skorzystał w imię miłości do nas? Takie są moje odczucia i wrażenia. Jeśli coś przekręciłam z nauki KK to nie celowo. Jeśli fałszywie pojmuję także postępowanie Boga i Jego samego w cząstce mi umożliwionej a przeze mnie wykorzystanej (bo nikt nie pojmie przecież Jego w całości), to proszę się nie sugerować moją wypowiedzią w niczym. Tylko że nie lubię jednego - oceniania, jaki to on jest taki, a ja taki. Chociaż to naturalna skłonność każdego i mnie, to nie należy chociaż jej ulegać w myślom i rozwijać jeszcze w mowie - publicznej. Bo my sami idealni też nie jesteśmy i wiele nam można zarzucić. I wiele Bóg nam by mógł rzeczy wytknąć. Tylko, że On jakoś inaczej nas widzi. I nawet gdy upomina, to nie tak jak robi to człowiek. Ale z miłością prawdziwą.
M
Martyna-1
23 grudnia 2012, 12:33
O ile fakt, że potrzebujący musi być gotowy na opcję czekania (obiad), o tyle czasem można obiad poświęcić jako ofiarę, post, przesunąc... z głodu nie umrze, a może dany grzesznik bardzo długo się zbierał na ten krok i wiele go to kosztowało. Więcej niż obiad. Nie podoba mi się też postawa "ja to należę do kategorii.... a on do...". Nie nam oceniać kogoś. A po reakcjach typu " speszony, nerwowo pocierając ręce" można chyba wywnioskować, że wcale łatwo mu nie było?  A skąd wiadomo do której  "kategorii" katolików należał? Nie wiemy co stoi za tym, jak się zachowywał. A raczej każde zachowanie coś jednak znaczy, o czymś mówi, z czegoś wynika. I raczej jak Ojciec syna Marnotrawnego zamiast krytykować i oceniać kogoś, lepiej się ucieszyć, że w ogóle przyszedł. Może miał pewne zawirowania i akurat tak wyszło. Dobrze, że w ogóle przyszedł. Zamiast zrażać, lepiej zachęcać. Najłatwiej jednak zaszufladkować i dokleić etykietkę, siebie postawiwszy wyżej. A może by tak się postawić w sytuacji tej osoby, nawet jeśli "mam prawo do..." ?
W
wanda
23 grudnia 2011, 14:53
Lekarze pełnią dyżury dzień i noc ........Czy ratowanie duszy jest mniej ważne od ratowania ciała?Pan Jezus mówi o tych,co przyszli w ostatniej chwili........
Z
Zocha
22 grudnia 2011, 19:21
Są niezwykle zadowoleni, gdy uda im się księdza złapać, i zupełnie nie rozumieją, jak można się denerwować na ludzi, którzy chcą się zbliżyć do Boga właśnie wtedy, gdy duchowny udaje się na obiad… Bo im sie wydaje, że duchowny to taki facet dla którego najważniejsze jest rozmawianie z bliźnimi o Bogu, a śniadanie może poczekać.
F
franek
22 grudnia 2011, 19:16
Jest jeszcze czwarta fala. Ona wcale nie dochodzi do plebanii. Chrystus nazywał ja owcami zagubionymi. I szukał tych owiec. Czy tzw kolęda jest pamiątką tego szukania?  I nie chodzi mi tu o odpowiedź, że w końcowym rachunku pasterzowi idzie o to, by te owce strzyc!