Porozmawiajmy o nienawiści. Tak zwyczajnie, bez etykiet i barw klubowych

(fot Deposit Photos)
Filip Bęben SJ

Jestem zmęczony obecną sytuacją w Polsce. Pociąg o nazwie "nienawiść" jest rozpędzony do tego stopnia, że trudno mu wyhamować na jakiejkolwiek stacji. Mam wrażenie, że my jako społeczeństwo przestaliśmy racjonalnie myśleć, a daliśmy się wpędzić w operowanie na poziomie emocji. Stąd mamy to, co mamy. Co więcej, wielu osobom zarówno z jednej jak i drugiej strony może zależeć na utrzymaniu obecnej sytuacji, gdyż człowiekiem odciętym od racjonalnego myślenia łatwiej jest kierować.

"Nienawiść" odmieniana w ostatnim czasie przez wszystkie przypadki nie bierze się znikąd. Warto więc spojrzeć głębiej i spróbować zauważyć fundament, na którym opiera się obecna sytuacja. Ciężko jest także jakkolwiek skomentować obecną sytuację bez spotkania się z hejtem czy to z jednej, czy z drugiej strony. Doprowadziliśmy do tego, że słowa takie jak "LGBT", "homoseksualizm", "marsz" są jak miny rozsiane po polu - lepiej się do nich nie zbliżać, a ktokolwiek się ich dotknie powoduje wybuch. Dlatego najwygodniej będzie "odstawić" na potrzeby tego tekstu bombardujące nas zewsząd słowa. Jednych nazwę "zwolennicy", a drugich "przeciwnicy".

Głównym problemem, który jest jak oliwa dolewana do ognia to brak szacunku. Przede wszystkim do człowieka, ale także do jego uczuć, wyznawanych wartości, religii itp. Jezus uczy nas, aby nie działać na zasadzie "oko za oko", lecz aby nadstawiać drugi policzek. Trzeba jednak spróbować zrozumieć człowieka, który widząc tęczowe proporczyki z podobizną żeńskiego miejsca intymnego imitujące Najświętszy Sakrament, tęczowe aureole wokół Matki Bożej, "inscenizacje" Mszy Świętej podczas Marszów Równości itp. nie rozumie tego, a nawet boi się, ponieważ uderza to w jego wiarę, a co za tym idzie zaczyna odbierać to bardzo osobiście. Trudno mu się dziwić, że chce w jakikolwiek sposób bronić swoich granic.

Taką sytuację wykorzystają "przeciwnicy", którzy już czekają z naklejkami, w których niby "wszyscy wiemy, że chodzi o ideologię, a nie człowieka", chociaż z treści na nich zawartej to nie wynika. Czekają z kontrmanifestacjami, które niektórzy uczestnicy rozpoczynają od znaku krzyża i modlitwy, a za chwilę obrażają i biją tych, z którymi się nie zgadzają. Podsuwają oni formy "sprzeciwu", które w większości odbiegają od chrześcijańskiej miłości bliźniego, a powracają do wspomnianego już starotestamentowego "oko za oko".

DEON.PL POLECA

To, że wielu z nas nie brało bezpośrednio udziału w poniżaniu zwolenników czy przeciwników, nie zwalnia od podjęcia refleksji nad samym sobą. Warto zacząć od codzienności i języka jakim się posługujemy. Można powiedzieć, że z jednej strony "to tylko żart", "to tylko drobny happening", ale czy nie jest tak, że "odrobina kwasu całe ciasto zakwasza" (1 Kor 5, 6b)? Lawina zanim stanie się lawiną, najpierw jest niewielką ilością zsuwającego się śniegu, który nie jest w stanie nikomu zagrozić. Dopiero po jakimś czasie staje się śmiercionośna.

Czy to oznacza, że mamy biernie zgadzać się ze wszystkim, co dzieje się dookoła nas? W żadnym wypadku! Dyskutujmy, polemizujmy, spierajmy się. Róbmy to jednak za pomocą merytorycznych argumentów i spotkania się z drugim człowiekiem, jego punktem widzenia, historią życia i poglądami, a nie poprzez prowokacje, szyderstwa, wyzwiska, granie na emocjach, rzucanie jajkami i szeroko rozumianą przemoc.

Nienawiść jest o tyle niebezpieczna, że często zaczyna się od błahostki, a z czasem przeradza się w samonakręcającą się spiralę, która rozpędza się do niewyobrażalnych prędkości, a którą po pewnym czasie bardzo ciężko jest zatrzymać.

Nie dajmy sobie wmówić, że zwolenników i przeciwników, którzy nie grają fair jest więcej. Nie, bardzo często jest to margines, lecz niestety bardzo głośny i "medialny". Wierzę, że większość jednych i drugich stanowi grono osób, które po prostu chcą żyć w spokoju swoim życiem w wolności, z poszanowaniem ich godności.

Tekst pochodzi z bloga bumbens.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Porozmawiajmy o nienawiści. Tak zwyczajnie, bez etykiet i barw klubowych
Komentarze (8)
13 sierpnia 2019, 09:22
U nas w mikołowie jest fair ,wnuk burmistrza  znany,a jakże garbatonosy aszkanezyjczyk,który zapylał córkę górnika sztucznym narządem na prąd jeździ śmieciarką ,a rządzą popłuczyny rewulucji Lutra żonatego z zakonnicą-bez sensu 
WK
wiktor kowal
3 sierpnia 2019, 16:29
Chciałbym zobaczyć taką "dyskusję na argumenty" zacnego Autora z panią tworzącą "maryjocipki", albo z panem prowadzącym w paradzie drugiego pana na smyczy. Powodzenia. A co do  słowa <nienawiść> używanego tak chętnie przez "tęczowych",  to warto wspomnieć Urbana określajacego Msze Sw. sprawowane przez Ks. Popiełuszkę "seansami nienawiści".
K
Krzysztof
1 sierpnia 2019, 13:50
Z tą grą fair jest najciężej... Na Deonie który deklaruje otwartość, widzę jedynie teksty które interpretują Ewangelię w jedną stronę i krytykę drugiej strony. Widzę jakiś strach przed dyskusją. U jednego z najbardziej znanych Jezuitów, który oczywiście deklaruje otwartość, na mediach społecznościowych w tajemniczy sposób znikają moje słowa krytyki. I to mimo że przykładam się do nich z dużą uwagą, tak żeby były kulturalne i nieobraźliwe, poparte konkretną argumentacją.
WDR .
29 lipca 2019, 03:03
"Związek bardzo łatwo zauważyć. Temat wrzucił Jarosław Kaczyński..." Tak, oczywiście. Działacze LGBT w ogóle nie dotarli do polityków lewicy i PO itp. i żadne postępowe obietnice nie zostały złożone. Wszystko wymyślił sobie JK. I środowiska lbgt nie są dziś najbardziej wpływowe na zachodzie z milionami pieniędzy na wsparcie. Informacja jakoby np. szef Firefox musiał podać się do dymisji, bo popierał tradycyjne małżeństwa to wszystko wymysł JK. itd. itd.
29 lipca 2019, 00:59
Pierwsza Parada Równości została w Polsce przeprowadzona w Warszawie w roku 2001, więc to nie są jakieś nowe rzeczy. Do tej pory raczej dewastowana była słynna tęcza na Placy Zbawiciela w Warszawie. Więc lepiej się zastanowić, dlaczego doszło do przemocy akurat w roku 2019. Związek bardzo łatwo zauważyć. Temat wrzucił Jarosław Kaczyński, człowiek sprawujący rzeczywistą władzę w Polsce na jakimś parteitagu 9 marca 2019, gdyż z jakichś badań socjologicznych wyszło, że klasie rządzącej podbije to słupki sondażowe. Ponieważ większość wyborców nie bardzo wie co to jest "LGBT", "LGBT+" czy "ideologia LGBT", to połączył LGBT ze złowrogą "seksualizacją dzieci" i rządowe media zaczęły systematyczne szczucie. Później do tego szczucia dołączyli się hierachowie kościelni, którzy uznali, że pozwoli im to zatuszować skandal pedofilski w Kościele ujawniony filmem Siekielskiego. Tutaj wyróżnił się biskup Dec 15 lipca w Częstochowie i metropolita białostocki abp. Wojda, w liscie 7 lipca. W tym liście napisał "nie dla deprawacji najmłodszych" czyli dokładnie powtórzył za Jarosławem Kaczyńskim. Przy takim zbiorowym szczuciu rządowo-kościelnym nie należy się dziwić, że w końcu pojawili się łysole z pałami, raczej byłoby dziwne, gdyby się nie pojawili. Kto sieje wiatr, zbiera burze. Niby stare, ale jakże aktualne.
BB
Bronisław Bartusiak
28 lipca 2019, 21:22
@Asmo Chętnie podjąłbym z Panem polemikę  ale również czekam na odpowiedź Deonu  
KW
Kornel Wolny
28 lipca 2019, 18:47
Sprawdzam. Sprawdzam jak to jest z tą polemiką, rozmową, spieraniem się za pomocą argumentów. Trudno mi się nie zgodzić z pewnym tezami zawartymi w tekście, a jednak brak w nim chociażby pobieżnej analizy źródeł nienawiści. Przykład lawiny właściwie nic nie tłumaczy. Oczywiście nie ma co wracać do początku, czyli do Kaina, wystarczy cofnąć się do pierwszej połowy XX wieku. Kościół dał się oszukać faszyzmowi i nazizmowi, widząc w nich sojusznika w zwalczaniu liberalizmu. Było już za późno, gdy okazało się, że dla tych ideologii Kościół jest tym samym, co liberalizm. Zachód wyzwolił się szybko, właśnie za sprawą demokracji. U nas było gorzej. Wpadliśmy z deszczu pod rynnę, bo dopadł nas komunizm. Ponad pół wieku zagrożenia dla wiary nie mogło nie pozostawić śladu, nic więc dziwnego, że gdy wróciły idee liberalizmu i prawdziwej demokracji, poczucie zagrożenia nie zniknęło. Nawet jeśli owa rodząca się demokracja zgodził się Konkordat w takiej formie, jaką mamy dziś. To właśnie owo (fałszywe?) zagrożenie wywołuje nienawiść. Najpierw do wszelkich przejawów lewicowości i brak zemsty na komunistach, później do idei tolerancji UE, a wraz z nią do rzekomej zgnilizny moralnej i sekularyzacji. Do tego problemy aborcji. Gdy pojawili się uchodźcy było już łatwo, gdy środowiska LGBT zaczęły się dopominać swoich praw, nienawiść osiąga dzisiejsze apogeum, choć nie wiadomo czy to już koniec. Można mi zarzucić, że nie piętnuję tu liberalizmu, feminizmu ani homolobby. Otóż nie twierdzę, że po tej stronie nienawiści nie było i nie ma, była i jest, ale jako forma reakcji. Liberalna demokracja wyciągnęła rękę do Kościoła (to między innymi Konkordat i religia w szkołach), ale to nienawiści pewnych ośrodków ortodoksyjnych, w tym hierarchów, nie powstrzymało. Ciągle chcieli więcej i więcej, a najlepiej państwa wyznaniowego. Czy w takiej sytuacji może kogoś dziwić, że opór wobec takim tendencjom rodzi też nienawiść?
KW
Kornel Wolny
28 lipca 2019, 18:46
Sprawdzam. Sprawdzam jak to jest z tą polemiką, rozmową, spieraniem się za pomocą argumentów. Trudno mi się nie zgodzić z pewnym tezami zawartymi w tekście, a jednak brak w nim chociażby pobieżnej analizy źródeł nienawiści. Przykład lawiny właściwie nic nie tłumaczy. Oczywiście nie ma co wracać do początku, czyli do Kaina, wystarczy cofnąć się do pierwszej połowy XX wieku. Kościół dał się oszukać faszyzmowi i nazizmowi, widząc w nich sojusznika w zwalczaniu liberalizmu. Było już za późno, gdy okazało się, że dla tych ideologii Kościół jest tym samym, co liberalizm. Zachód wyzwolił się szybko, właśnie za sprawą demokracji. U nas było gorzej. Wpadliśmy z deszczu pod rynnę, bo dopadł nas komunizm. Ponad pół wieku zagrożenia dla wiary nie mogło nie pozostawić śladu, nic więc dziwnego, że gdy wróciły idee liberalizmu i prawdziwej demokracji, poczucie zagrożenia nie zniknęło. Nawet jeśli owa rodząca się demokracja zgodził się Konkordat w takiej formie, jaką mamy dziś. To właśnie owo (fałszywe?) zagrożenie wywołuje nienawiść. Najpierw do wszelkich przejawów lewicowości i brak zemsty na komunistach, później do idei tolerancji UE, a wraz z nią do rzekomej zgnilizny moralnej i sekularyzacji. Do tego problemy aborcji. Gdy pojawili się uchodźcy było już łatwo, gdy środowiska LGBT zaczęły się dopominać swoich praw, nienawiść osiąga dzisiejsze apogeum, choć nie wiadomo czy to już koniec. Można mi zarzucić, że nie piętnuję tu liberalizmu, feminizmu ani homolobby. Otóż nie twierdzę, że po tej stronie nienawiści nie było i nie ma, była i jest, ale jako forma reakcji. Liberalna demokracja wyciągnęła rękę do Kościoła (to między innymi Konkordat i religia w szkołach), ale to nienawiści pewnych ośrodków ortodoksyjnych, w tym hierarchów, nie powstrzymało. Ciągle chcieli więcej i więcej, a najlepiej państwa wyznaniowego. Czy w takiej sytuacji może kogoś dziwić, że opór wobec takim tendencjom rodzi też nienawiść?