Przesycenie
Jeśli już zdarzy Ci się spotkać ludzi, którzy pokażą Ci Boga - zwłaszcza ludzi młodych - łatwo w pierwszym uniesieniu nawrócenia zacząć angażować się we wszelkie możliwe akcje. Tylko czy pewnego razu przez natłok cytatów z Pisma, krzykliwych nagłówków akcji, fragmentów z papieskich encyklik nie stracisz z oczu tego, co najważniejsze?
Jedziesz na rekolekcje i wracasz odmieniony. Zapraszasz na Facebooku nowych, wierzących znajomych, zauważasz FaceBóg, zaglądasz na DEON.pl - bo polecali, dostajesz breloczek "nie wstydzę się Jezusa" i angażujesz się w krucjatę, czytasz namiętnie blogi, kupujesz wszystkie płyty o. Błaszkiewicza, w samochodzie dudni Ci Luxtorpeda… Słowem - otaczasz się Bogiem ze wszystkich stron na co dzień.
Gdy już zmęczony natłokiem i analizowaniem informacji, doświadczając co chwila uniesienia po przeczytaniu czegoś mądrego, kładziesz się do łóżka przypominasz sobie o modlitwie - i tak na wstępie lectio divina, dziesiątek za swoją wspólnotę, modlitwa za adoptowanego kapłana, za dziecko poczęte, ah, no i modlitwa dla "nosicieli" szkaplerza… I tak dzień po dniu.
Niestety: "Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął" (J 4, 13)
Bo w końcu - przestajesz słuchać kazania, bo po powrocie z mszy przeczytasz sobie dużo ciekawszy, mocniejszy komentarz ulubionego zakonnika. Po co skupiać się na Ewangelii, przecież wybiorą mi jeden, najważniejszy cytat i wrzucą prosto na facebookową tablicę? Modlitwa już nie będzie wsłuchiwaniem się w Boży głos, bo jego nasłuchałeś się przez cały dzień…
Wszystkie akcje są świetne. Nowe, internetowe formy ewangelizacji - bardzo potrzebne. Tylko człowieku - z umiarem. Żebyś w natłoku Bożych słów i Bożych ludzi nie stracił z oczu samego Boga.
Skomentuj artykuł