Windą do piekła. Kiedy ślub nie jest dobrym pomysłem?

(fot. Andreas Rønningen / Unsplash)

Sezon ślubny trwa w najlepsze - w końcu czerwiec, a następnie sierpień i wrzesień to miesiące, w których nazwie znajduje się literka "r", a jak wiadomo - zaślubiny w takowym miesiącu mają moc zamiany życia państwa młodych w cud, miód i unoszenie się nad ziemią ze szczęścia.

Sęk w tym, że ani ta wyjątkowa litera, ani coś błękitnego, pożyczonego czy kosztującego miliony monet nie sprawi, że będziemy w małżeństwie szczęśliwi, jeśli zawieramy je z niewłaściwych powodów.

W jakich sytuacjach zatem lepiej jest trzymać się z dala od ślubnego kobierca?

DEON.PL POLECA

Kiedy małżeństwo ma umożliwić ucieczkę z domu

To chyba najgorsza z motywacji do zawarcia małżeństwa. Często młodzi ludzie, którzy wywodzą się z patologicznych lub przemocowych rodzin, próbują odciąć się od rodziny, zakładając własną "podstawową komórkę społeczną". Wydaje im się, że dzięki miłości uda im się wyleczyć traumę, jaką był pijący ojciec czy bijąca matka. Z moich (i nie tylko moich) doświadczeń w pracy z pacjentami wynika jednak, że w małżeństwach, które miały być ucieczką… zwykle powtarza się stare schematy. Traumy z dzieciństwa czy nawet zwykłe rodzinne konflikty można leczyć - ale robi się to przy pomocy terapii, a nie zawieranego w popłochu małżeństwa!

Kiedy chcemy to zrobić, bo "wszyscy inni są już zaobrączkowani"

Tak, wiemy - łatwo nam mówić, bo "hajtnęliśmy się" w wieku 23 (Angelika) i 27 lat (Kacper), otwierając wysyp ślubów wśród kuzynów i przyjaciół. Ale wierzcie nam, doskonale rozumiemy ludzi, którym doskwiera samotność i którzy marzą o pięknej miłości (i równie pięknym ślubie). Pragnienie założenia rodziny jest dla większości osób czymś zupełnie naturalnym, podobnie jak niechęć do życia w pojedynkę - ale desperacja zdecydowanie nie jest dobrym doradcą. Małżeństwo zawarte tylko dlatego, by nie być już singlem, to pierwszy krok do… samotnego życia z obrączką na palcu.

Kiedy przez ślub chcesz się odegrać na byłym lub wyleczyć złamane serce

Znamy taki przypadek. Pewna piękna dziewczyna była do szaleństwa zakochana w przystojnym mężczyźnie - jednak ich związek przypominał bardziej relację włoskich kochanków niż spokojną miłość Ligii i Marka z "Quo vadis". Po jednej z wielu kłótni ona postanowiła zakończyć ten związek, mimo gotujących się w niej uczuć - niedługo później z zemsty na byłym wyszła z mąż. On, gdy się o tym dowiedział, ożenił się. Więcej się już nie spotkali - ona dość młodo zmarła na raka (przed śmiercią zdążyła jednak odejść od swojego niekochanego męża), on zaś, dowiedziawszy się o tym, porzucił hulaszczy tryb życia (rozwodził się kilka razy, zdradzając wszystkie panie, z którymi próbował żyć) i wypłakiwał oczy pod krzaczkiem, pod którym niegdyś razem siadywali. Ona natomiast, jak się później okazało, do śmierci nosiła w portfelu jego zdjęcie. Romantyczne to i cholernie smutne. Nie wiadomo, czy udałoby im się założyć szczęśliwą rodzinę - być może nie. Ale ucieczka z jednego związku w małżeństwo z inną osobą zawsze kończy się źle - chwila satysfakcji nie jest przecież warta cierpienia przez całe życie. Wychodząc za mąż/żeniąc się na złość komuś, robi się na złość samemu sobie - a także mężowi czy żonie, którzy to w takiej sytuacji są traktowani przedmiotowo. Po zawodzie miłosnym trzeba się powoli "wylizać", przejść żałobę (bo rozstanie niekiedy boli tak, jak śmierć bliskiej osoby!), a dopiero później układać sobie życie na nowo.

Kiedy przed ślubem zakładasz, że on/ona się zmieni (a ty mu w tym pomożesz)

"Teraz pije, bo namawiają go koledzy, ale po ślubie będę go pilnować i przestanie", "Ona nie chce wychodzić z domu i nie lubi ludzi, ale pokażę jej, że to jest fajne", "Nie chce mieć dzieci, ale na pewno go/ją przekonam"… Takie twierdzenia wynikają z naiwności oraz potrzeby nadania swojemu życiu sensu - marzymy o tym, że dzięki nam ktoś się zmieni i - daj Boże! - będzie nam wdzięczny za pomoc, a w ramach "zapłaty" obdarzy dozgonną miłością. Często też spragnione miłości osoby chcą wierzyć w poślubną metamorfozę człowieka, z którym są w związku, bo boją się samotności oraz… podjęcia ewentualnej decyzji o odwołaniu ślubu.

Rzecz jednak w tym, że decydując się na małżeństwo, wybieram tę drugą osobę taką, jaką jest - przed ołtarzem mówię "tak" całej jej osobowości. Jasne, każdy ma wady - to normalne, jeśli chcielibyśmy, by nasza druga połówka pracowała nas sobą. Ślub zawierany z intencją zmiany ważnych elementów czyjejś natury jest jednak chybionym pomysłem. Takie nierealistyczne myślenie wzmacnia też popkultura - Ana z "50 shades of Grey" nauczyła Christiana kochać, a Bella odmieniła serce Bestii. W prawdziwym życiu takie związki są jedynie skazywaniem siebie na bezcelowe cierpienie - a takie nikogo jeszcze nie uszlachetniło.

Kiedy chcesz uratować wasz związek

Tak, w dobie bardzo długiego "chodzenia ze sobą" przed ślubem już nie tylko poczęcie dziecka jest powszechnie stosowanym sposobem na "naprawę" związku - bywa nim także samo zawarcie małżeństwa. Niektórym młodym osobom wydaje się, że fakt, że będą miały wspólne nazwisko, konto i garść pięknych wspomnień z dnia zaślubin, na nowo je do siebie zbliży i ponownie rozpali żar uczuć. Jednak ślub - choć jako sakrament ma moc umacniania i uświęcania miłości - nie jest zabiegiem magicznym. Jeśli czujecie, że to, co było między wami, się wypaliło - i nie jest to chwilowy kryzys lub przytłoczenie codziennością - z szacunku do tego, co kiedyś was łączyło oraz do siebie samych, nie myślcie o ślubie.

W Kościele od paru lat - dokładnie od 2016 roku, kiedy ukazał się wzbudzający kontrowersje dokument "Amoris laetitia" papieża Franciszka - toczy się dyskusja na temat możliwości udzielania Komunii rozwodnikom żyjącym w ponownych związkach. Teolodzy są w tej kwestii bardzo podzieleni - nie wiem, czy w ciągu najbliższej dekady uda się wypracować powszechnie akceptowane stanowisko. Sądzimy jednak, że tematem, przed którym Kościół nie może w tej sytuacji uciekać, jest odpowiednie przygotowanie młodych (albo i niemłodych) ludzi do małżeństwa. Jeżeli ludzie, którzy zamierzają się pobrać w kościele, będą naprawdę świadomi, z czym wiąże się chrześcijańskie małżeństwo, to zapewne zawieranych ślubów będzie mniej, ale małżeństwa takie będą trwalsze. Podczas nauk przedmałżeńskich powinno się mówić nie tylko o tym, co trzeba załatwić, aby wziąć ślub, ale także jak właściwie przygotować się duchowo i emocjonalnie do życia w małżeństwie oraz o tym, że są sytuacje (jak te wyżej wymienione), w których lepiej jest jednak ślubu nie brać.

Umiejętność powiedzenia "nie" w odpowiednim momencie czasem jest jedynym sposobem na uchronienie się przed bezmiarem cierpienia w przyszłości.

Tekst pochodzi z bloga katolwica.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Windą do piekła. Kiedy ślub nie jest dobrym pomysłem?
Komentarze (23)
BC
Bety Croix
20 czerwca 2018, 23:12
Zestawiła Pani w jednym rzędzie popkulturowego „Grey’a” ze starą baśnią „Piękna i Bestia”. Baśń ta niesie wspaniałe przesłanie, że piękno bywa czasem ukryte i mieści się głębiej niż nam się wydaje, a najważniejsze jest to co ukryte dla oczu. „Spojrzenie wskroś formy, która jest iluzją i dotarcie do tego kim jesteśmy, zmienia to, na co patrzymy…. Wyobraźmy sobie, że naszą osobistą bestią jest każdy człowiek, którego nie darzymy doskonałą miłością…..Jeśli będziesz ze sobą szczery, to prawdopodobnie znajdziesz tych bestii wokół siebie całkiem sporo...Co możesz zrobić? Jak przebaczyć komuś, kto wzbudza twoją złość lub wydaje się nawet odrobinę irytujący?.. Skoro Bella mogła to zrobić z odrażającym i pełnym gniewu potworem, to możesz to zrobić i ty ze swoją osobistą bestią... Bajki mogą być inspiracją do tego, co ty sam możesz zrobić w swoim umyśle... Bella Nie próbowała zmienić Bestii poprzez walkę, złość i projekcję własnych lęków na nią, ale zmieniła ją całkowicie poprzez miłość. To, co prawdziwe w Belli połączyło się z tym, co prawdziwe w Bestii i pozory musiały zniknąć...To samo możesz zrobić ty, a gwarantuję ci, że pokochasz. Nie będzie to pokochanie formy, czy postaci twojego brata, lecz prawdziwe pokochanie -  tego, kim twój brat jest naprawdę. A pokochawszy go, pokochasz i siebie. Dopóki bowiem widziałeś w swoim bracie bestię (kogoś wrogiego lub po prostu niespełniającego twoich oczekiwań), ty również byłeś bestią. /fragmenty interpretacji Rafała W. Kącik filmowy/
BC
Bety Croix
20 czerwca 2018, 22:54
Ten artykuł zaniepokoił mnie bardziej niż myślałam. Opisuje Pani niejedno prawdziwe życie. Do tego potrzeba dużo pokory, taktu i odpowiedzialności za słowo. Zaczynając od porażającego tytułu „Windą do piekła”. Czy można tak stygmatyzować czyjeś życie? Czy stanie Pani przed człowiekiem i powie mu „Twoje cierpienie jest bezcelowe i cię nie uszlachetni”? Z tekstu wyziera chyba nawet kpina. Cudzy ból, po wielkich stratach, kwituje Pani „wypłakał się pod krzaczkiem”. Różne „zawsze” warto zmienić na choćby „przeważnie”. Przykłady, które są omówione można przedstawić w formie przestrogi z wyraźnym akcentem na potrzebę „rozeznawania”, ale tekst jest napisany miejscami bez empatii i szacunku dla osób, które zmagają się z opisanymi problemami. Zbyt łatwo feruje Pani wyroki. Jest w tym pisaniu jakaś maniera poczucia wyższości. Życie człowieka jest niezwykle złożone, jest tajemnicą, a miłosierdzie Pana nieskończone, a Jego drogi niezbadane. Pan nas prowadzi i czuwa nad nami.
BC
Bety Croix
18 czerwca 2018, 21:28
Powyższy tekst interesujący. Ostatnie dwa artykuły zestawione ze sobą mają wg mnie taki przekaz: - „Ech! Te ludzie, takie bezmyślne, nie to co my”. Chętnie przeczytałabym artykuł Pani autorstwa na temat np.: „Wspaniałe małżeństwa, które znam. Co w nich najbardziej cenię.” Budowanie wypowiedzi na podstawie pozytywnych przykładów, to piękna umiejętność. PS. nie szarżowała bym z tym „..doskonałym rozumieniu ludzi, którym doskwiera samotność…..”
Zbigniew Ściubak
18 czerwca 2018, 21:03
Dziwny tekst. Oczywiście jak to zwykle bywa, wynikający z nieznajomości "materii życia", za to z zapalonego ideologizmu. Otóż NIE WIADOMO jak relacje między dwojegiem ludzi ułożą się PO ŚLUBIE. Tego nie da się przewidzieć ani sprawdzić, zwłaszcza, że nie wolno żyć wcześniej razem. Przytoczone jako "przeciwskazanie" małżeństwo z rozsądku (bo wszyscy tak robią) jest akurat bardzo dobrą podstawą do zawarcia związku małżeńskiego, bo miłosne uniesienia, które zdaje się faworyzować autorka, to sprawy przemijające tak czy inaczej i później trzeba się odnaleźć w rzeczywistości. Skoro jednak te wszystkie niebezpieczeństwa, sytuacje i uwarunkowania - które Autorka słusznie wymienia - czynią małżeństwo "windą do piekła" - i tu zgoda z Autorką - to co, jeśli okażą się faktyczną sytuacją PO ZAWARCIU ZWIĄZKU MAŁŻEŃSKIEGO? Separacja? Porażka na całe życie? Amoris Letitia?
TB
Tru Badur
18 czerwca 2018, 23:50
Wtedy pora wprowadzić w czyn drugą część przysięgi małżeńskiej, czyli: "Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci". 
KJ
k jar
19 czerwca 2018, 08:41
Jest wręcz odwrotnie - autorka wyraźnie sugeruje rozeznanie,a nie poleganie na uczuciach i potrzebach. W katolicyzmie rozeznanie polega na świadomym wyborze tego powołania,do którego nas wzywa Bóg,a nie tego,które sobie wyśnimy,bo uważamy je za lepsze (z jakichś względów) dla siebie. Przed ślubem sugeruje się przynajmniej roczne narzeczeństwo,które winno być SEPARACJĄ od relacji tak,aby być wolnym od nacisku emocji i potrzeb i móc zadecydować zgodnie z Wolą Bożą. Ludzie tego nie robią-polegają jedynie na własnym zdaniu,odczuciu i pragnieniach,co jest błędem-wchodzę w związek małżeński nie dla siebie,ale dla zbawienia dusz mi bliskich oraz dla Woli Bożej. Obrzęd zaślubin wyraźnie wskazuje: "co Bóg złączył,człowiek niech nie rozdziela",czyli kanoniczne badanie stanu związku małżenskiego odnosi się do stwierdzenia,czy małżeństwo zostało zawiązane z Woli Bożej czy ludzkiej.Jeśli z ludzkiej jest rozwiązywalne, bo nie realizuje powołania. Choćby się ludzie zaparli to owoców transcendentnych z tego nie będzie- ewentualnie jakieś przemijające radości. Wiele osób mówi,ze woli je niż Wolę Bożą,która może być trudna i bolesna - to jest problem współczesnego Kościoła to hedonistyczne podejście do powołania (nie tylko małżeńskiego,ale np. kapłańskiego też)
BC
Bety Croix
19 czerwca 2018, 10:53
Z dużym zainteresowaniem przeczytałam tę wypowiedź, jest dla mnie bardzo cenna. Jesteśmy grzesznikami i błądzimy, pewnie coraz bardziej ( hedonistyczne podejście wspomniane w powyżej). Czy dla takich par, które po "ludzkim ślubowaniu", uczestniczą w życiu Kościoła, korzystają z Sakramentu Spowiedzi, przyjmują Eucharystię, uczestniczą w rekolekcjach dla rodzin i pielgrzymkach, nie ma szans na owoce transcendetne w ich życiu? Czy jeżeli się nawrócą, pokochają i chcą być razem powinni ślubować kolejny raz? Czy nie ma potrzeby modlić się za takie małżeństwa, bo to nie przyniesie dobrych owoców? Pewnie czegoś nie zrozumiałam, a chciałabym sobie poukładać te sprawy w głowie i w sercu. Wdzięczna bedę choć za krótką odpowiedź.
TB
Tru Badur
19 czerwca 2018, 21:53
Kiedyś Faryzeusze ograniczali wolę Boga do wypełniania prawa. Kto wypełnia prawo, ten działa zgodnie z wolą Boga. Dopiero Pan Jezus im powiedział, że prawo jest dla człowieka a nie człowiek dla prawa (przy okazji łuskania kłosów w szabat przez apostołów). Współcześni Faryzeusze usiłują ograniczać wolę Boga do sakramentów. To poza sakramentami Bóg już nie może działać? Nie może poza sakramentami wypełniać swojej woli? Ktoś Mu zabronił?
KJ
k jar
23 czerwca 2018, 11:05
Ależ sakrament małżeństwa jest JEDYNYM sakramentem w Kościele,który udzielają sobie sami małżonkowie. To ich rozeznanie warunkuje,że Bóg ich do małżeństwa powołuje i do małżeństwa z konkretną osobą. Ci ludzie na podstawie tego rozeznania przychodzą do kościoła,aby publicznie o tym zaświadczyć. Cała Kościół modli się o to,aby oni dobrze rozeznali wzywając Ducha Świętego i na to wezwanie jest odpowiedź tych osób. Jeśli oni źle rozeznają, ich deklaracja nie ma  mocy wiążącej, bo "co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela", a nie co człowiek złączył, niech Bóg raczy połączyć, bo przecież nas kocha.Ludzie wymuszają na Bogu deklaracje zupełnie nie zdajac sobie sprawy,jakie konsekwencje to przynosi. Uważają,że Wolą Bożą można sterować, manipulować jak wolą człowieka.Że Boga można urabiać odwołujac się do Jego miłości względem człowieka.Jest to cyniczne i podłe.
KJ
k jar
23 czerwca 2018, 11:24
Temu problemowi poświęcone jest np. pisarstwo Grahama Greena.Polecam jego książki np.Sedno sprawy czy Koniec romansu.Sam pisarz miał z tym problem,gdy opuścił swoją żonę Vivien dla Katarzyny Walston. Życie w sakramentalnym małżeństwie może być trudnie,bo nieatrakcyjne. Może nie przynosić nam owoców, jakich chcielibyśmy lub jakich się spodziewamy po takiej relacji. Człowiek wie,że ta relacja jest ostateczna,ale jej nie akceptuje i czasem nawet nie potrafi powiedzieć dlaczego - w tym przejawia się grzeszność człowieka, ta skłonność do zła, którego nie chcemy. Ludzie wybierają związki niesakramentalne z różnych powodów,czasem po ludzku patrząc są to związki lepsze,szczęśliwsze i wiele ludzi chciałoby je sakralizować z tego tytułu,że wydają im się lepsze dla nich. Pytanie zasadnicze:co jest lepsze dla zbawienia świata i duszy własnej, co przynosi owoce transcendentne,a nie owoce dla harmonii tego świata i jego porządków.
KJ
k jar
23 czerwca 2018, 11:41
Inna kwestia to wybory bez rozeznania: dopiero w małzeństwie ludzie się zastanawiają,czy ich wybór był podyktowany własnymi pragnieniami czy Wolą Bożą. Takie roztrząsanie jest zgubne z samej istoty- nie podważa się wyborów, które nie mają podstaw do ich podważania. Myślenie,że może z inną hipotetyczną osobą powinna dana osoba się związać jest naigrywaniem się z rozsądku. Nawrócenie odbywa się wobec rzeczywistości,która jest,a nie która ewentualnie będzie. Nakierowujemy się na działanie Boga w tym życiu,które mamy zgodnie zresztą z 1Kor 7,10. Poza tym całe 1Kor 7,1-24 warte polecenia w tym aspekcie!
BC
Bety Croix
23 czerwca 2018, 20:36
Dziękuję
BC
Bety Croix
23 czerwca 2018, 20:44
To cenna dla mnie odpowiedź. Bardzo dziękuję.
TB
Tru Badur
26 czerwca 2018, 10:57
Dziękuję. 
TB
Tru Badur
26 czerwca 2018, 22:36
Pani Katarzyno Jarkiewicz, był czas napisać tylko "dziękuję". Teraz czasu jest więcej, więc moje pytania do pani komentarza: 1) "Co Bóg złączył...", ale kiedy złączył? Czy jest jakiś przedział czasowy, kiedy Bóg łączy a ludziom pozostaje tylko "rozeznawać", czy akurat ich?  2) Co w takim razie z wolną wolą w wyborze współmałżonka, skoro to Bóg zadecydował a ludziom pozostało "rozeznać"? Zwłaszcza, że sakrament małżeństwa, jak pani pisze, jest jedynym, którego udzielają sobie sami małżonkowie. 3) Czy przypadkiem w świetle tego, co pani pisze stwierdzenie nieważności małżeństwa nie jest łatwiejsze, niż rozwód cywilny? Bo przecież wystarczy w sądzie biskupim zeznać, że źle "rozeznaliśmy" i w związku z tym nasza "deklaracja nie ma mocy wiążącej", jak to pani napisała.  4) Pisze też pani we wcześniejszej wypowiedzi (do betycroix): "Nawrócenie odbywa się wobec rzeczywistości, która jest..." "Nakierowujemy się na działanie Boga w tym życiu, które mamy..." A jeśli stwierdzamy, że źle "rozeznaliśmy" i "deklaracja nie ma mocy wiążącej", nie złączył nas Bóg, tylko "własne pragnienia" (to też pani słowa), to pomimo tego, czyli wbrew woli Boga mamy nadal trwać w "rzeczywistości, która jest" i "w tym życiu, które mamy"? Przecież ono nie jest wówczas zgodne z wolą Bożą. Z góry dziękuję za odpowiedź. Mam nadzieję, że bez epitetów o cyniczności i podłości. Chyba, że nie radzi sobie pani z emocjami.
KJ
k jar
4 lipca 2018, 10:20
4) Temu zagadnieniu poświecona jest m.in. twórczość Grahama Greena (polecam jego książek). Dużo na ten temat pisał ks. Władysław Wicher. Przed Soborem był to główny powód debat na temat prawa małżeńskiego i kwestii stwierdzeń nieważności. Dominowało kantowskie ujęcie imperatywu moralnego: wyższość odpowiedzialności za zbawienie drugiego człowieka niż własne i nie przerzucanie grzechu własnego na barki innych -dojrzałość to wzięcie na siebie odpowiedzialności nie tylko za własne życie,ale innych:skoro źle rozeznałem,to muszę z tym żyć,uczciwie przyznać się do tego złego rozeznania i czynić wszystko,aby minimalizować złe skutki swoich działań.Stąd ludzie nie odchodzili od małżonków źle wybranych,zwłaszcza gdy były małe dzieci.Większość składała pozwy o stwierdzenie nieważności dopiero po ślubach dzieci,gdy te były już dorosłe i podejmowały własne powołanie.
KJ
k jar
4 lipca 2018, 10:26
3) I tak, i nie. Stwierdzenie nieważności małżeństwa odbywa się w szerokim badaniu zarówno stanu duszy,jak i drogi rozeznania i podjęcia decyzji.Większość osób ma mniejsze lub większe defekty w materii rozeznania,np.są uzależnieni,podatni na wpływy środowiska zewnętrznego,zależni finansowo od innych osób,mają ograniczenia emocjonalne lub rózne zaburzenia psychiczne (nerwice,depresje).Sądy cywilne nie badają tak dokładnie powodów rozpadu małzeństwa jak sądy kościelne,bo nie mają powodów. Kościołowi chodzi o zbawienie człowieka,a nie jego dobre samopoczucie na ziemi.
KJ
k jar
4 lipca 2018, 10:37
2) Co w takim razie z Matką Bożą-nie musiała wyrażać zgody,co do decyzji Boga na temat jej macierzyństwa? Bóg przedstawia nam propozycję nie do odrzucenia,którą niestety w większości jako ludzie odrzucamy. Propozycje Boga zwykle nie są atrakcyjne z ludzkiego punktu widzenia.Dużo kosztują i nie czynią nas spektakularnie szczęśliwymi. Zwykle po czasie stwierdzamy,że Bóg proponował nam najlepsze rozwiązania na życie i próbujemy jakoś doszlusować do Bożych planów. Jednym się udaje dzięki wysiłkom woli i przyjętej postawie, innym nie-też z różnych powodów. Najlepsze to dać się bezgranicznie prowadzić Bogu nawet wbrew sobie,nawet przełamujac własne opory - nie tyle wiemy o sobie,co Bóg. W tym wyraża sie nasza wolna wola,że jest nakierowana na Boga i związek z nim. W końcu jest on nieporównywalnie dłuższy niż nasze ziemskie bytowanie.
KJ
k jar
4 lipca 2018, 10:53
Rozeznanie odbywa się w czasie - człowiek dojrzewa do obcowania z Bogiem.Kiedy się żyje z nim np. 20 lat, to się już wie,jak działa Bóg.Od dzieciństwa ludzie modlą się o rozeznanie powłania, wybór drogi życia,małżonka,itd.To nie pozostaje bez odpowiedzi.Z osobistego doświadczenia wiem,że Bóg odpowiada natychmiast,bez zbędnej zwłoki. Trzeba uważać o co się Boga prosi,bo otrzymujemy dokładnie to czego się domagamy i musimy ponosić konsekwencje tych próśb. Jak ktoś prosi Boga o długie życie,to niech sie nie dziwi,że dobiega setki,a że w domu starców to już inna sprawa. Jeśli ktoś prosi o piękną żonę, to niech się nie dziwi,że dostaje zgryźliwą Miss Polski. Jeśli się prosi o czułego mężą,to trudno mieć pretensje do Boga,gdy dostajemy czułego niedojdę. Bóg łączy ludzi dla zbawienia duszy,a nie dla dobrego samopoczucia i ludzie to wiedzą. Ludzie nie mają problemu z duchowym rozeznaniem Woli Bożej,ale z trwaniem w łaczności z Bogiem.Uważają,że mają za trudne życie i chcą sie z tej łaczności z Bogiem wycofać.Jak bym sam rozeznał,byłoby lepiej,nie musiałbym się tak męczyć z życiem i sobą.
TB
Tru Badur
4 lipca 2018, 20:14
Stwierdzenie "wiem, jak Bóg działa", to....chmmm megalomania? Jak Bóg nie dostanie ścisłych instrukcji, to żona będzie "tylko piękna"? Złośliwy taki???
TB
Tru Badur
4 lipca 2018, 20:19
Zgadza się.
TB
Tru Badur
4 lipca 2018, 20:23
Tak było. I dobrze. A jak jest teraz?
MR
Maciej Roszkowski
18 czerwca 2018, 20:17
Świetne i bardzo dobrze komponuje się z sąsiednim wątkiem"'Co dalej po komunikacie Episkopatu?" Znam kilkoro takich którym poleciłbym ten tekst, tyloe że już za późno.