Jedną nogą na mistrzostwach
Po strzelonym golu przybijają "piątki" kulami, dzięki którym biegają. Chodź dzieli ich wszystko: charakter, wiek, wykonywana praca, łączy jedno - serce do futbolu. Piłkę kopią świetnie, mimo że jedną tylko nogą.
Zaczęło się ponad rok temu od filmu, który wspólnie oglądali studenci warszawskiej AWF. Jego bohaterami byli brazylijscy piłkarze po amputacjach. - Chciałem napisać o tym artykuł, ale jak zacząłem się wgłębiać w temat, postanowiłem stworzyć drużynę. Tym bardziej że o piłkarzach po amputacjach nikt u nas nie słyszał - wspomina Mateusz Widłak, pomysłodawca i inicjator Amp Futbol Polska. Dociekliwy student fizjoterapii zaczął od kontaktu z angielską federacją - europejską kolebką tej dyscypliny. - Ostrzegali mnie, że początki mogą być trudne, ale postanowiłem spróbować - przekonuje 26-latek. Mateusz założył stronę internetową. Wydrukował plakaty, które wywiesił w siedzibach instytucji pomagających osobom po amputacjach. Zostawił też ślad na Facebooku. Wierzył, że mu się uda. Przecież piłka nożna, mimo permanentnego braku sukcesów, to w Polsce wciąż sport nr 1. Miał rację. Na pierwsze zgrupowanie do stolicy dotarło 13 osób. Musieli się przełamać, bo większość z nich na co dzień nosi protezy, a tu wchodząc na boisko, publicznie mieli pokazać się bez nich. - Wytłumaczyliśmy sobie, że brak nogi to nie powód do wstydu, bo przecież tej nikt im nie odciął za to, że zrobili coś złego - tłumaczy. Przybył też trener Marek Dragosz. - Był jednym z czterech, którzy odpowiedzieli na moje zaproszenie. Tylko jednak jemu pasował termin. Zobaczył, jak to u nas wygląda i… jest z nami do dziś - mówi twórca Amp Futbol Polska. Trafił w dziesiątkę, bo okazało się, że trener Dragosz, pracując w Afryce z piłkarzami, widział treningi w tej dyscyplinie. - Dobry człowiek na odpowiednim miejscu - kwituje krótko.
Nieprzespana noc
Zgrupowania odbywają się przynajmniej raz w miesiącu. Systemem weekendowym. W sumie trzy treningi. Każdy po półtorej godziny. Rozciąganie z Grzegorzem Skrzeczką - fizjoterapeutą, kilka ćwiczeń taktycznych, technicznych z piłką i gierka. - Zazwyczaj w niedzielę kończymy pełnowymiarowym meczem - tłumaczy Widłak, który w drużynie pełni rolę menedżera. To on dwoi się i troi, by załatwić pieniądze na pobyt zawodników. - Wszyscy - zarówno sztab, jak i gracze - to pasjonaci. Robimy to za darmo, ale i tak potrzeba 4-5 tys. zł na nocleg, wyżywienie, bo chłopaki zjeżdżają się z całej Polski - uświadamia. W marcu dostają zaproszenie z Anglii. Mają grać z Irlandią, Niemcami i gospodarzami. Na wyprawę do Ligh Sports Village pod Manchesterem potrzeba już większych pieniędzy. Na wysokości zadania staje PZPN, który funduje koszulki z orzełkiem i 12 biletów lotniczych. Związek uznaje ich za reprezentację Polski. Pierwsza eliminacja, bo na treningi regularnie przyjeżdża już blisko 30 osób. Jadą najlepsi. - Dla chłopaków było to wielkie przeżycie, noc przed debiutem z Irlandią nie mogli spać - wspomina początki Widłak. Wygrali 2:1. Pierwszym strzelcem został Mateusz Kabała, stoper, o którym menedżer kadry mówi, że poza boiskiem to oaza spokoju, ale podczas gry potrafi skoczyć rywalowi do gardła i zdrowo zrugać kolegów, gdy gra się nie klei. Polacy rozgromili jeszcze 4:0 Niemców. Wygrali też powtórnie z Irlandczykami. Porażka z Anglikami spowodowała, że musieli zadowolić się drugim miejscem. Znakomitym.
Powrót
W Amp Futbol grają w 25 krajach; tam, gdzie konflikty zbrojne okaleczają ludzi oraz tam, gdzie futbol ma wielowiekowe tradycje. Kilku chłopców Marka Dragosza to byli piłkarze. Przed amputacjami nóg grali w okręgówce lub trzeciej lidze, jak choćby Paweł Kwaśniewski, który sukcesy osiągał też w pływaniu. Bramkostrzelny stoper Mateusz Kabała był z kolei u progu kariery, gdy zdarzył się wypadek. - Miał kilkanaście lat, jak przechodził z okręgówki do III ligi. Już podpisał umowę. W autobus PKS-u, którym jechał wbił się TIR. Przeżył, ale stracił nogę - opowiada jego historię Widłak. Gra w reprezentacji Amp Futbolu to też powrót do piłki dla kapitana drużyny, Przemysława Świercza. - Ostoja obrony i dobry duch drużyny. Głowa nigdy mu się nie "gotuje". Szalenie pozytywna postać - komplementuje go menedżer kadry. Swoją pozytywną energię Świercz przelewa też na obozach na dzieci, ucząc je pływać. Ewenementem piłkarskim jest pierwszy bramkarz - Jakub Popławski, który z powodzeniem gra na co dzień jako… skrzydłowy w Mazovii Mińsk Mazowiecki. Ma sprawne obie nogi, ale kikut zamiast lewej ręki. Wszystko jednak zgodnie z zasadami, które określają, że w polu grają zawodnicy po amputacji jednej z nóg, a na bramce jednej z rąk. Według zasad nie ma też spalonych, nie można stosować wślizgów, a wymiary boiska i bramek odpowiadają popularnym orlikom. Gra się w siedmiu i krócej. O 40 minut. Jak zapewnia jednak Mateusz Widłak, który próbował grać o kulach, to i tak straszny wysiłek. - Kilka razy zdarzyło się, że w ferworze walki kule się łamały - dodaje, podkreślając waleczność zawodników.
Kamikadze gra z Messim
- "Kamikadze" - tak nazwaliśmy Sebastiana Ziółkowskiego. Na pierwszym treningu zupełnie sobie nie radził, ciągle się przewracał. Baliśmy się, że na drugie zgrupowanie już nie przyjedzie - tłumaczy Mateusz Widłak, zaczynając opowieść o tych, co z piłką zetknęli się po raz pierwszy po amputacji. Przyjechał i robi to do dziś. Swoją walecznością wzbudza podziw, a ambicja doprowadziła go do naprawdę dobrej gry i zmiany ksywki na "Kałużny" (od walecznego byłego piłkarza pełnosprawnej kadry). - Nagrodą za jego pracę była piękna bramka, którą strzelił z dystansu w meczu z Niemcami - chwali 26-letniego… dekarza z Cekcyna. Każda kadra ma swoją gwiazdę. U Dragosza jest nią Bartek Łastowski. - Mówimy na niego "Messi", bo tak jak Argentyńczyk jest mały i niepozorny, ale szybki i świetny technicznie. Genialnie drybluje. On ma do nas najdalej, bo dojeżdża aż spod Szczecina - mówi o 15-letnim filarze napadu menedżer kadry. Tata postawił mu warunek: "możesz grać, jak się podciągniesz w nauce". Poskutkowało. Stopnie ma lepsze, a na zgrupowaniach zawsze jest pierwszy. Mianem gwiazdy można też ochrzcić Kamila Rośka. Jego rodzinny Nowy Sącz dumny jest nie tylko z bramki z Anglią, ale przede wszystkim z wicemistrzostwa świata w biathlonie i jego udziału na paraolimpiadzie.
"Teraz druga noga"
Kilkanaście dni temu grali kolejny turniej. Tym razem pierwszy raz w Polsce. W stolicy na północnej Pradze. Choć tym razem zajęli trzecie miejsce, zagrali lepiej niż w Manchesterze. - Irlandczyków rozbiliśmy 5:0, a w meczach z Anglikami (2:3) i silnymi Ukraińcami (1:3) dobre wyniki były o włos. Najważniejsze, że nie było kontuzji - mówi zadowolony pomysłodawca Amp Futbol Polska, jednoczesny organizator warszawskiego turnieju. Skąd ten błyskawiczny progres? - Zebrała się u nas fajna paczka chłopaków, którzy dobrze się ze sobą czują, do tego potrafią grać - przekonuje. O atmosferze niech świadczą choćby żarty pokazujące dystans zawodników do swojego kalectwa. - Nieraz się zdarzy na treningu, że podczas ćwiczeń ktoś krzyknie "teraz druga noga" albo jedną parę butów na dwóch zamawiają - daje przykłady. Imponujący progres w wynikach i jakości gry nie przeszedł bez echa w świecie. Istniejąca od roku kadra została zaproszona na trzecie oficjalne mistrzostwa świata w Kaliningradzie. Zagrają z 11 najlepszymi drużynami globu. Jako jedyni z Europy obok gospodarzy, Anglii i Turcji. - Doceniono nasz szybki rozwój i zaangażowanie, choć o to miejsce starało się kilkanaście innych krajów - Mateusz Widłak nie może uwierzyć w coś, co jeszcze w czerwcu rozpatrywał w kategoriach niespełnianych marzeń. Teraz na gwałt szuka 7 tys. zł, by po opłaceniu autokaru i ubezpieczenia z trzynastką wybrańców 6 października przemierzyć 320 km z Warszawy do Kaliningradu.
Skomentuj artykuł