Konserwatyści już nie milczą

Konserwatyści już nie milczą
Poseł Jacek Żalek (fot. jacekzalek.pl)
Logo źródła: Przewodnik Katolicki Łukasz Kaźmierczak / "Przewodnik Katolicki"

Kiedy farmaceuta wybierał ten zawód, to zobowiązywał się służyć życiu i zdrowiu, a nie w nie godzić. Zatem konflikt jest tutaj oczywisty. Mamy bowiem do czynienia z ewidentnym przymusem prawnym - z Jackiem Żalkiem, posłem Platformy Obywatelskiej, o klauzuli sumienia i zbliżającej się wojnie ideologicznej.

Jacek Żalek: Nie, nie, wręcz przeciwnie. Moi wyborcy kojarzą mnie raczej z walką. Sami podsunęli mi nawet hasło wyborcze: "Serce do walki".

Aaa, już rozumiem, do czego pan zmierza. Zapewne chodzi o niedawną wypowiedź jednej z moich partyjnych koleżanek, której nie spodobała się nadmierna, jej zdaniem, aktywność tzw. frakcji konserwatywnej w PO.

DEON.PL POLECA

Tego typu ataki są jedynie wynikiem pewnej słabości intelektualnej osób wypowiadających takie słowa. Bo tak naprawdę, to nie rada parafialna uchwala sobie nagle klauzulę sumienia, ale jest to wymóg wynikający bezpośrednio z rezolucji Rady Europy. I to nie Katechizm Kościoła Katolickiego stanowi prawo do wolności sumienia tylko Konstytucja RP w art. 53. Podobne stanowisko zajął zresztą także Trybunał Konstytucyjny, który w 1997 r. jednoznacznie orzekł, że wolność od przymusu i wolność od zachowań niezgodnych z sumieniem jest w naszym porządku prawnym niepodważalną zasadą.

Zatem w czym problem?

Otóż przeciwnicy klauzuli sumienia nie rozumieją, że to wcale nie jest spór światopoglądowy, ale przede wszystkim batalia prawna o to, czy przestrzegamy konstytucji i zawartych w niej podstawowych praw, czy też uważamy, że dyktat ideologiczny może wykluczyć stosowanie prawa.

Ale w tej sprawie chodzi o coś więcej niż tylko o prawo do odmowy sprzedaży zwykłej aspiryny.

Gdyby chodziło tylko o leki, to nie byłoby żadnego problemu. Tymczasem prawo farmaceutyczne nakłada na aptekarzy obowiązek sprzedawania nie tylko leków, ale również wszystkich tzw. produktów medycznych, w tym również preparatów wczesnoporonnych, których jedynym przeznaczeniem jest zabicie poczętego dziecka. A to już kłóci się i z sumieniem, i z kodeksem etyki farmaceuty, i z etosem jego pracy. Bo kiedy farmaceuta wybierał ten zawód, to zobowiązywał się służyć życiu i zdrowiu, a nie w nie godzić. Zatem konflikt jest tutaj oczywisty. Mamy bowiem do czynienia z ewidentnym przymusem prawnym.

Nie mówię już nawet o tym, że wszelkie wczesnoporonne preparaty są tak naprawdę w ogóle niezgodne z prawem, ponieważ w rozumieniu naszego prawa dziecku przysługuje pełna ochrona prawna od momentu poczęcia.

Niezgodne z prawem, ale powszechnie dostępne w sprzedaży.

Niestety, firmy farmaceutyczne próbują omijać przepisy, manipulując nazewnictwem. Nie mówi się wprost o tabletce "dzień po" tylko np. o preparacie antyzagnieżdżeniowym. Ale de facto to na jedno wychodzi.

Aptekarz to tylko sklepikarz?

Nie zgadzam się z nimi. Aptekarz to wyspecjalizowany zawód medyczny i to zawód zaufania publicznego. Nie na darmo farmaceuta składa ślubowanie, w którym zobowiązuje się wykonywać swoje obowiązki, "mając zawsze na względzie dobro pacjenta". Spójrzmy zresztą na to z innej strony. Żeby nabyć preparaty wczesnoporonne, trzeba najpierw udać się po receptę do ginekologa. A ten może odmówić jej wypisania, powołując się na klauzulę sumienia. Farmaceuta takiego prawa już nie ma.

Idźmy dalej: jeżeli niektórzy aptekarze nie chcą dziś sprzedawać środków wczesnoporonnych, to postępują oczywiście niezgodnie z prawem. Zgodnie z kodeksem etycznym farmaceuty, zgodnie z konstytucją, ale niezgodnie z ustawą o farmaceutach.

Powiedziałbym raczej o stosowaniu "dzikiej" klauzuli sumienia. Część aptekarzy odmawia sprzedaży środków wczesnoporonnych, a kobieta, która chce je stosować, najczęściej nie docieka powodów tej odmowy, tylko po prostu biegnie do następnej apteki.

I dlatego pomysł klauzuli sumienia wychodzi naprzeciw oczekiwaniom aptekarzy, bo jest sposobem ucywilizowania tego procederu z poszanowaniem wolności farmaceutów. Zresztą, w ostateczności o wszystkim i tak zadecydują zasady popytu i podaży.

Jestem przekonany, że wolny rynek zweryfikuje obecną sytuację na korzyść osób stosujących klauzulę sumienia. Bo przedsiębiorca, który prowadzi aptekę, więcej zyska, zatrudniając co najmniej jednego pracownika, korzystającego z klauzuli sumienia, niż zarządzając, że u niego pracują tylko osoby niestosujące takiej klauzuli. Klienci są przecież bardzo zróżnicowani.

A jeżeli konsumenci zadecydują, że nie chcą takich "wrażliwych" farmaceutów?

Wtedy ci ostatni będą musieli zapewne zmienić profesję. To jest niestety cena, jaką płacimy za nasze przekonania. Ale ja takich obaw nie mam. W naszym kraju osoby wierzące, czy w ogóle deklarujące przywiązanie do tradycyjnych wartości moralnych, stanowią nadal zdecydowaną większość społeczeństwa. Dotyczy to także pacjentów. A zatem wierzący katolicy, którzy będą chodzili do apteki stosującej klauzulę sumienia, dadzą tak naprawdę wyraz temu, czy rzeczywiście są wierzący.

Co jednak z rynkową dostępnością leków i środków medycznych?

To kolejny chybiony kontrargument przeciwników klauzuli sumienia. Proszę zauważyć, że o dostępności wszystkich środków decydują i tak lekarze. Nie zapominajmy, że ginekologów jest dwa razy mniej niż aptek, a przecież część z nich korzysta z klauzuli sumienia.

A mimo to środki wczesnoporonne są powszechnie dostępne. Mówiliśmy o tym przed chwilą.

A jeżeli na dodatek weźmiemy pod uwagę, że zgodnie z przepisami w każdej aptece musi pracować co najmniej dwóch farmaceutów, to nawet jeżeli co drugi z nich będzie stosował klauzulę sumienia, to i tak na rynku pozostanie dwa razy więcej aptek niż gabinetów ginekologicznych. Zresztą rynek nie znosi pustki. Jeżeli dwie apteki nie będą zaspokajały potrzeb klientów, to szybko pojawi się ta trzecia.

Podobnie nieprawdziwy jest argument, że kobieta z małej miejscowości, w której jest tylko jedna apteka, nie będzie mogła nabyć takich środków. Bo przecież, żeby je otrzymać, musi i tak najpierw pojechać po receptę do ginekologa przyjmującego w większej miejscowości. I tam może zrealizować receptę.

Właśnie, konieczność zapewnienia pełnej oferty leków to jakiś mit. Sami farmaceuci przyznają, że wiele aptek nie sprzedaje nawet leków ratujących życie i zdrowie. Tak jest np. w przypadku insuliny, która ma określony, krótki termin przydatności. Ale gdyby wprowadzono wymóg, że każda apteka musi mieć insulinę "na stanie", to część z nich zapewne szybko by splajtowała. Tak więc już dziś niektóre leki dostępne są tylko w wybranych aptekach, z reguły tam, gdzie znajdziemy lekarzy danej specjalności. To najzupełniej normalne.

W zasadzie klauzula sumienia dotyczy wszystkich obywateli. To jest prawo konstytucyjne. I trzeba wyraźnie podkreślić, że z zasady owo korzystanie z konstytucyjnych uprawnień nie narusza niczyich praw. Jedyną grupą, która została pozbawiona tego prawa, są aptekarze. Nawet w wojsku żołnierz nie jest przymuszany do udziału w misji wojennej. To nie jest rozkaz typu: "Kowalski wystąp, jedziesz na misję". Nie, on zgłasza się na ochotnika.

Jasne, jak się nie ma rzeczowych argumentów, to można zawsze próbować kogoś obśmiać. Tylko że wbrew temu, co mówią przeciwnicy klauzuli sumienia, akurat wegetarianin nie ma przymusu sprzedaży mięsa. Jeżeli chce, to może w swoim sklepie handlować pietruszką i nikt go nie zmusi do prowadzenia stoiska z mięsem. Natomiast aptekarz nie może powiedzieć: będę sprzedawał tylko leki. Bo znajduje się w sytuacji przymusu ustawowego.

Absolutnie żadnej. Chyba że nazwiemy ją logiką totalitarną. Spróbujmy zresztą zastosować w praktyce ową logikę adwersarzy, zgodnie z którą musimy zrobić wszystko, czego oczekuje klient. Przykładowo, fryzjer męski będzie musiał strzyc również kobiety, by się nie narazić na zarzut dyskryminacji, a właściciel jedynego warzywniaka zostanie zmuszony do sprzedaży ryb i mięs, bo w przeciwnym wypadku może zostać oskarżony o dyskryminację mięsożerców i rybożerców. Oczami wyobraźni widzę taką sytuację: do sklepu wiejskiego przychodzi koneser dobrego wina i krzyczy: "Jak to, jestem koneserem dobrego wina i sobie nie życzę, żeby w moim sklepie, który jest jedynym we wsi, nie było dobrego wina!". Takie założenia prowadzą więc do absurdu.

No to teraz może trochę popolitykujmy. A w tle oczywiście cały czas klauzula sumienia.

Bardzo proszę. I od razu zaznaczam: politycy także mają pełne prawo powoływać się na klauzulę sumienia.

Akurat. A dyscyplina partyjna?

Dyscyplina nie zastąpi nikomu sumienia.

Piękne słowa, ale co na to partyjni karbowi?

Tak naprawdę dyscyplina partyjna występuje dziś nawet nie tyle na zasadzie narzucania czegoś z góry, ile ze względu na strach samych posłów. A to jest zupełnie coś innego. Część parlamentarzystów myśli sobie: jeżeli nie będę poprawny politycznie, to nie dostanę dobrego miejsca na liście wyborczej, albo w ogóle mnie wytną. No i potem głosują karnie i potulnie, zgodnie z klubową rekomendacją.
Proszę zresztą zwrócić uwagę, że niepokorni są zazwyczaj ci posłowie, którzy nie startowali z czołowych miejsc.

Już sprawdzam. No proszę: Jacek Żalek - 27. miejsce na liście wyborczej PO w okręgu białostockim.

Za to w poprzednich wyborach było trochę lepiej, bo miałem miejsce 15.

Szału nie ma. Ale tym razem o mały włos w ogóle nie byłoby Pana na liście kandydatów.

Tyle że powodem takiej sytuacji nie były moje konserwatywne poglądy, a pewne wewnątrzpartyjne rozgrywki personalne. Ale nie obraziłem się, uznałem raczej, że jeżeli moi wyborcy zadadzą sobie trud, żeby znaleźć mnie nawet na 27. miejscu, to warto dla nich mimo wszystko wystartować.

I dlatego właśnie nie mogę sobie pozwolić na działanie motywowane strachem. Skoro bowiem moi wyborcy mieli odwagę zagłosować na kandydata z miejsca, które nie daje absolutnie żadnych gwarancji sukcesu, to nie mogę teraz stchórzyć i głosować niezgodnie z własnym sumieniem. Bo tak naprawdę, dopiero z takim mandatem mogę działać na całego.

No dobrze, ale większość posłów zmuszana jest jednak pośrednio i bezpośrednio do łamania własnych sumień.

Mam tego świadomość. Jeden z najważniejszych postulatów podnoszonych dziś przez frakcję konserwatywną w Platformie dotyczy właśnie wyłączenia głosowań w sprawach światopoglądowych spod dyscypliny partyjnej. Tu chodzi o kwestię elementarną, związaną z dobrym obyczajem politycznym.

Być może była wtedy zarządzona dyscyplina. Nie pamiętam. A jeżeli nawet była, to nie miało to i tak większego znaczenia. W tej sprawie głosowałem zgodnie z własnymi przekonaniami.

Jesteśmy w przededniu wojny ideologicznej, wywoływanej przez środowisko, które nie ma tak naprawdę niczego innego do zaproponowania. Bo ani nie proponuje żadnych zmian modernizacyjnych, ani żadnych rozwiązań propaństwowych. Podnosi jedynie skrajnie zideologizowane postulaty, bo dzięki nim może zaistnieć w mediach i w ten sposób budować swoją pozycję. Ale to nie przypadek, że hasła nawołujące do ideologicznej wojny przybrały w ostatnim czasie tak bardzo na sile. I dobrze wiem, po co są one podnoszone.

To proste, druga strona zorientowała się, że rośnie pozycja polityczna i poparcie społeczne dla nieformalnego lidera konserwatystów, ministra Jarosława Gowina. Stąd ten ostry atak. Weźmy choćby kwestię owej klauzuli sumienia dla aptekarzy. W debacie publicznej prawie zupełnie nie wspominano o konieczności przestrzegania prawa konstytucyjnego i podstawowych wolności obywatelskich. Zamiast tego "Gazeta Wyborcza" rozpisywała się szeroko na temat rzekomej próby zablokowania przez środowisko Gowina sprzedaży środków antykoncepcyjnych w aptekach. W efekcie część społeczeństwa podniosła krzyk: "Co?! Oni chyba oszaleli!".

W Platformie istnieje również frakcja lewicowa. Jej zwolennicy poczuli się zagrożeni i przyłączyli się do ataków na konserwatystów. I niestety, trzeba uczciwie powiedzieć, że ofensywa lewicowych idei wśród części byłych i obecnych członków Platformy jest także wynikiem słabości oraz grzechu zaniechania samych konserwatystów. Parafrazując słowa Edmunda Burka - do triumfu głupoty - w tym przypadku zaczadzenia lewicowego - wystarczy milczenie dobrych ludzi.

Platforma Obywatelska od samego początku określała się jako ugrupowanie centrowe. A zatem u jej źródeł powinien tkwić taki naturalny, zdrowy konserwatyzm. Wierzę, że PO wróci jeszcze do tych swoich korzeni. Tym bardziej że konserwatyści od dawna już nie milczą.

Nie boję się także specjalnie o wynik ideowego starcia w Sejmie. Nie wyobrażam sobie na przykład, by w parlamencie istniała dziś jakakolwiek możliwość zbudowania większości pozwalającej na uchwalenie ustawy o związkach partnerskich. Wbrew pozorom bowiem większość posłów, tak jak zdecydowana większość społeczeństwa, jest przywiązana do tradycyjnych wartości obyczajowych i etycznych. Tylko boją się o tym głośno mówić.

***

Część środowiska farmaceutycznego sprzeciwia się zmuszaniu aptekarzy do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek ludzki w początkach jego istnienia. Chodzi przede wszystkim o środki i preparaty wczesnoporonne, które przeciwdziałają trwałemu zagnieżdżeniu się zarodka dziecka wewnątrz macicy. Do takich środków należą m.in. wkładka domaciczna i preparaty postkoitalne, czyli tzw. pigułka "dzień po". Podpisy pod deklarację sprzeciwu wobec braku w prawie klauzuli sumienia dla farmaceutów można składać na stronie www.sumienie-farm.pl.

 

Jacek Żalek (ur. 1973) - parlamentarzysta Platformy Obywatelskiej, poseł na Sejm VI i VII kadencji, wiceprzewodniczący Parlamentarnego Zespołu na rzecz Ochrony Życia i Rodziny, członek sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Komisji Ustawodawczej. Uhonorowany certyfikatem "Kandydat Przyjazny Życiu i Rodzinie". Inicjator projektu ustawy mającej wprowadzić klauzulę sumienia dla aptekarzy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Konserwatyści już nie milczą
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.