Kronikarka upadku Wielkiej Utopii

Logo źródła: Dziennik Polski Leszek Wołosiuk / "Dziennik Polski"

Swietłana Aleksandrowna Aleksijewicz (ur. 1948) jest najbardziej znaną Białorusinką, pisarką piszącą po rosyjsku - a że protestuje wobec niegodziwości naszych czasów, jej książki nie ukazują się ostatnio w kraju ojczystym. Takiej literatury nie spotkałem.

Zwykli ludzie z byłego ZSRR opowiadają o sobie i swych nie zawsze bohaterskich postawach i wątpliwościach wobec heroicznych wyzwań, przed jakimi nieustannie stawiało ich imperium - o wojnach, więzieniach, łagrach, czystkach, terrorze, głodzie, wypędzeniach, rozliczeniach, pięciolatkach, zrywach... Hasło "zwykły człowiek" działa wbrew kanonom literatury - jednak kiedy walą się posągi bożyszcz Wielkiej Utopii, opartej, jak każda utopia, na słowach, wyznanie szarego człowieka nabiera mocy.

Swietłana zbiera te wyznania - zapisuje świadectwa zwykłych ludzi o uczestnictwie w konstrukcji czegoś, czego zbudować się nie dało. Własne zdanie, w którym więcej pytań niż odpowiedzi - wyraża we wstępach do kronik, czasem w epilogach, rzadko w "ciągu narracyjnym". Jest jak taśma magnetofonowa - rejestruje. Nie filmuje - żadnego tła, wizji, ubarwień. Zapisuje głosy ludzkie - zestawia je w monologi i chóry, opowieści, listy, notatki.

Tak zapewne powstawały mity - święte księgi ludzkości. Może białoruska, pisząca po rosyjsku pisarka (gdyby pisała po białorusku, któżby ją tłumaczył na tyle języków?) odkryła tajną i bolesną sztukę ich tworzenia? Nie uprawia prozy artystycznej - jest raczej współczesnym aojdą (wędrownym śpiewakiem), niekiedy histrionem (mimem) upadku imperium, a skomoruchy mają w Rosji i Białorusi status "mędrców bożych".

DEON.PL POLECA

Uważa się za uczennicę Alesia Adamowicza. Adamowicz (1927-1994), legenda dziennikarstwa i literatury białoruskiej - jako prezes Związku Literatów Białorusi i redaktor pisma "Nieman" stworzył w latach 70. gatunek "wspólnego pisania": pod jego egidą dziennikarze spisywali relacje świadków jakiegoś wydarzenia, aby mogły one potem dać wyobrażenie o opisywanym zjawisku tak jak je zapamiętali jego uczestnicy. W ten sposób powstawał nie tom historyczny, nie "artystycznie przetworzona" literatura - lecz świetnie zredagowany, spisany i odtworzony "pejzaż socjologiczny", np. taki obraz oblężenia Leningradu w czasie II wojny, jakim go zapamiętali ówcześni leningradczycy, spisali dziennikarze, a zredagował Adamowicz. Tak powstała w 1984 "Błokadnaja kniga" (w przekładzie Anny Wrzosek ma tytuł "W oblężonym Leningradzie", Bellona, 2011) - rzecz o 900-dniowym okrążeniu miasta od września 1941 do stycznia 1944, kiedy z wycieńczenia zginęło 600 tysięcy mieszkańców.

W spisywaniu wyznań leningradczyków uczestniczyła także Swietłana - i tak ocenia te narracje:

"Ten sposób powstawania dzieła Aleś nazywał powieścią zbiorową, powieścią-oratorium, powieścią-świadectwem, prozą epicko-chóralną. Choć książki były pisane nie tylko przez niego, powstawały we współpracy z innymi, to chwała za wprowadzenie tego gatunku do literatury należą się jemu. Wtedy pomyślałam o swoim cyklu o człowieku, którego w świecie nazywa się homo sovieticus. Mali ludzie Wielkiej Utopii - tak wolę ich zwać. Chodzi o historię prywatną, domową, o losy jednostek w życiu ZSRS".

Z pomocą Gorbaczowa - jedno z pierwszych dzieci pierestrojki

Debiutowała w 1985 r. książką "U wojny - nie żenskoje lico". Były problemy z jej publikacją, autorka uchodziła za nieprawomyślną - w 1983 r. złożoną do druku rzecz o industrializacji i rozpadzie społeczności wiejskiej na polecenie białoruskiego KC rozsypano w drukarni. Spisane przez nią wyznania kobiet o ich udziale w wojnie przeleżały się w wydawnictwach dwa lata - ale Adamowicz rękopis zawiózł do Moskwy, gdzie zaczynała się pierestrojka. Tam wydrukowało go pismo "Okt'jabr", a gdy odzew czytelników dotarł do sekretarza generalnego KPZR Michaiła Gorbaczowa - w przemówieniu na 40-lecie zwycięstwa nad faszyzmem (1985) użył terminu: "U wojny - nie żenskoje lico". Książka wyszła w milionowych nakładach.

W świecie, z zapartym tchem patrzącym na pierwsze jaskółki pierestrojki, tę rozpisaną na głosy kobiet z frontu opowieść przełożono na wiele języków - jej sceniczną adaptację grano w Teatrze na Tagance oraz w Paryżu, Sofii, Berlinie. W polskim tłumaczeniu Jerzego Czecha ukazała się ostatnio w wydawnictwie Czarne jako "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety". W 2010 r. w II edycji Konkursu na reportaż im. Ryszarda Kapuścińskiego Aleksijewicz otrzymała za nią nagrodę.

Wypowiedzi setek kobiet uczestniczek II wojny, zwanej w ZSRR Wojną Ojczyźnianą, pogrupowała w czternaście opowieści - Zinajda Wasiljewna Korżina, lekarka, a w czasie wojny sanitariuszka, mówi w jednej z nich, zatytułowanej "Te oczy pamiętam do dziś":

"Bój pod Budapesztem. Zima. Dźwigałam rannego sierżanta, dowódcę obsługi karabinu maszynowego. Miałam na sobie spodnie, waciak, a na głowie czapkę uszankę. Dźwigam i widzę, że śnieg jakiś taki czarny. Pomyślałam, że to lej, dobrze. Zsuwamy się w ten dół, a tam ktoś żywy - słyszę, że żyje, i zgrzyt żelaza. Odwracam się - to faszysta, ranny w nogi, leży i mierzy do mnie z automatu. Ale kiedy dźwigałam rannego, włosy mi wyszły spod czapki, torba sanitarna przez plecy i czerwony krzyż. Kiedy ujrzał moją twarz i zobaczył, że dziewczyna: »U-u-uf!« Pierwsze napięcie opadło, odsunął automat.
I tak tkwimy we troje w jednym dole: nasz ranny, ja i ten Niemiec. Lej mały, nasze nogi razem. Niemiec ma ogromne oczy, i patrzy na mnie: co zrobię? Automat odsunął od razu. Nasz ranny nie pojmuje w czym rzecz, chwyta za pistolet, a tamten nic, patrzy na mnie. Te oczy pamiętam do dziś... Opatruję swojego rannego, a Niemiec we krwi, ocieka, nogę ma całkiem strzaskaną. Chwila, i umrze. I, nie skończywszy z naszym, rozrywam temu Niemcowi odzież, opatruję go, nakładam opaskę. Niemiec mówi: »Gut... Gut...«. Przewiązałam naszego, pomyślałam, że jak przyjedzie furmanka, trzeba wytaszczyć ich obu. Kiedy podjechała, wrzuciłam Niemca razem z naszymi rannymi i powiozłam...".

Następna jej pozycja, "Ostatni świadkowie", z podtytułem "Sto opowiadań niedziecięcych" (1985) - ukazuje wojnę oczyma dzieci. W Polsce rzecz wyjdzie w wydawnictwie Czarne. Dzieło tworzy sto relacji tych, którzy w czasie wojny byli dziećmi.

Jedna z nich, pt. "Widziałem...", zaczyna się jak wszystkie, od danych narratora: Jura Karpowicz - 8 lat. Dziś kierowca. Mieszka we wsi Zariecznyj, rajon Jesilsk, obwód Turgajsk:
"Widziałem, jak gnano przez naszą wieś kolumnę jeńców wojennych. Tam, gdzie się zatrzymywali, pozostały drzewa z ogryzioną korą. A do tych, co pochylili się ku ziemi, żeby zerwać garść zielonej trawy, strzelano. To było wiosną.

Widziałem, jak nocą podstawiono na wykolejenie eszelon niemiecki, a rankiem położono na szynach wszystkich, którzy pracowali na kolei i skierowano tam parowóz...
Widziałem, jak zaprzęgano do bryczki ludzi z żółtymi pętlami na szyi w miejsce chomąt i powożono nimi. Jak ich rozstrzeliwano z tymi żółtymi pętlami na szyi i krzyczano: Jude!...".
Widziałem, jak matkom bagnetami wytrącano z rąk dzieci i wrzucano w ogień...
Widziałem, jak płakał kot. Siedział na zgliszczach spalonego domu, i tylko ogon został biały, był cały czarny. Chciał się umyć i nie mógł, wydawało się, że sierść na nim szeleściła, jak suchy liść.
I dlatego nie zawsze rozumiemy nasze dzieci, a one nie rozumieją nas. Jesteśmy - innymi ludźmi. Zapomnę - żyję, jak wszyscy. A kiedy czasem coś przyśni się nocą i przypomnę sobie - chce się wyć...".

Zapis kobiecych i dziecięcych relacji krytyka okrzyknęła "odkryciem prozy wojennej". Wcześniej prawdy o wojnie w ZSRR nie było - kiedy próbowano o niej pisać, uniemożliwił to osławiony referat Andrieja Żdanowa.

Żdanow, wcześniej organizator terroru i czystek stalinowskich w Leningradzie, poddał krytyce wiersze Anny Achmatowej i opowiadania satyryczne Michaiła Zoszczenki - publikację stenogramu tej "krytyki" w "Prawdzie" (z 21 września 1946) uważa się za proklamację realizmu socjalistycznego w ZSRR i w krajach uzależnionych. Wprawdzie po śmierci Stalina socrealizm stracił impet, ale o wojnie wciąż pisano z patosem - co autorka tych relacji ocenia:
"Pierestrojka zerwała z mitem bohaterów, którzy ulegali wielkim porywom i zabijali w imię idei. Kobiety ukazały bezwzględność wojny, a dzieci jej bezmyślność".

Ładunek 200

Potem znalazła się na wojnie współczesnej, w Afganistanie, gdzie Armia Radziecka walczyła w latach 1979-1989. Po powrocie szukała "afgańców", jak się w krajach byłego ZSRR mówi o tych, co mieli nieszczęście znaleźć się w "ograniczonym kontyngencie wojsk sowieckich pomagających bratniemu narodowi afgańskiemu". Efektem były ich wrażenia w książce z 1991 "Ołowiane żołnierzyki". Polski tytuł nie oddaje podwójnej treści rosyjskiego archetypu: Cinkowyje malcziki (Cynkowi chłopcy), gdyż z Afganistanu przywożono poległych w trumnach z blachy ocynkowanej, zwanych cinkowyje jaszcziki (skrzynie cynkowe).

"To książka o przestępczej wojnie, którą przez dziesięć lat ukrywano przed narodem - stwierdziła w jednym z wywiadów autorka. W grudniu 1979 r. do Afganistanu wysłano 40. Armię ZSRR - nie byli to zaprawieni w działaniach wojennych »specjaliści«, lecz 19-20-letni »chłopcy z poboru«, odbywający służbę wojskową.

W afgańską awanturę wdały się też mniej lub bardziej otwarcie (pieniądze, broń, szkolenie partyzantów) - USA, świat arabski, kraje azjatyckie i Europa Zachodnia. To z tamtych lat wzięli się mudżahedini, partyzanci afgańscy, wspomagani przez przybyszów ze świata arabskiego - a potem fanatycy islamscy, talibowie. Ci ostatni w końcu XX w., dekadę po wojnie sowiecko-afgańskiej, odsunęli mudżahedinów i zaprowadzili terror islamistyczny".

Pojawienie się "Ołowianych żołnierzyków" było w rozpadającym się ZSRR jak wybuch bomby - środowiska partyjne i wojskowe nie mogły darować Swietłanie kolejnego odarcia wojny z heroizmu. Kiedy w Mińsku zorganizowano sąd nad nią i jej książką - udokumentowała i tę rozprawę i zamieszcza we wciąż wznawianych wydaniach jako część dzieła: "Sąd nad »Ołowianymi żołnierzykami« (opowieść w dokumentach)". Z "dokumentów", więc ze skarg powodowych, mów oskarżycielskich i obrończych, apeli środowisk twórczych, listów do sądu, i z samego wyroku wreszcie - wyziera język sowiecki. Opowieść o książce, o burzy, jaką wywołała, o początkach demokracji w posowieckiej republice - ilustruje los pisarza w krajach byłego ZSRR: do dziś nie mówi się publicznie w Rosji, że "czarne tulipany" (wojskowe samoloty) wciąż przywożą "ładunek 200" (zwłoki poległych w trumnach z blachy ocynkowanej), tym razem z Kaukazu.

Oto jedna z czterdziestu pięciu relacji "afgańców":
"Wybuch. Fontanna światła. I tyle. Potem noc. Mrok. Otwieram jedno oko i toczę nim po ścianie. Gdzie jestem? W szpitalu. Sprawdzam: ręce na miejscu? Na miejscu. Niżej. Macam siebie palcami. Coś szybko się kończę. Jakiś krótki jestem. Jasne, że nie mam obu nóg.
Histeria. Parszywe myśli, że śmierć byłaby lepsza, niż ta sala. Niechby w drzazgi, w nicość. Nie widziałbym siebie. I inni nie widzieliby. A tu nagle - stop! Niczego nie pamiętam.
Zapomniałem, co było wcześniej. Najcięższa kontuzja. Całe życie zapomniałem. Otworzyłem paszport i przeczytałem swoje nazwisko. Gdzie się urodziłem. Trzydzieści lat. Żonaty. Dwoje dzieci. Małe.
Teraz trzeba sobie przypomnieć twarze. Twarzy nie pamiętam.
Pierwsza przyjechała mama.
- Jestem twoją mamą - mówi.
Opowiadała o dzieciństwie, szkole. Nawet drobiazgi, jakie miałem palto w ósmej klasie. Jakie stopnie. Że najbardziej lubiłem zupę grochową. Słuchałem jej i jakbym siebie widział z boku.
- Siadaj na wózek. Podwiozę. Żona przyjechała - woła pielęgniarka.
Stoi koło sali jakaś piękna kobieta. Spojrzałem, niech sobie stoi.
- Gdzie żona? - pytam.
To była moja żona. Opowiadała o naszej miłości. Jak się poznaliśmy. Jak ją pierwszy raz pocałowałem. O ślubie. Jak rodziły się dzieci. Słuchałem i nie pamiętałem. Zapamiętywałem. Kiedy chciałem cokolwiek wspomnieć, zaczynały się silne bóle głowy.
Synów pamiętałem ze zdjęć. Przyjechali jacyś inni. Moi i nie moi. Jasny stał się ciemny. Mały został dużym. Popatrzyłem na siebie w lusterku: podobni!
- Po co ja tam byłem? - pytam. Lekarze mówią, że pamięć może wrócić. Wtedy będę miał dwa życia. To, które mi opowiedzieli. I to, które było...".
Kapitan, pilot śmigłowca.

Fala samobójstw

W 1993 r. ukazało się "Urzeczeni śmiercią" - dzieło zawierające wyznania o samobójstwach, jakie nastąpiły po rozpadzie ZSRR (u nas wydał je Świat Książki, 2002).

"To rzecz o tych, którzy skończyli z sobą, lub próbowali skończyć, bo nie mogli się pogodzić z końcem idei socjalistycznej, o tych, którzy utożsamili się z nią na śmierć i życie, o tych wreszcie, którzy nie znaleźli dość sił, aby pogodzić się z nowym światem, nową historią i nową ojczyzną" - powiada o "Urzeczonych śmiercią" Swietłana, a spisała wrażenia 17 samobójców (jeśli ich odratowano, najczęściej są to relacje ich bliskich).

Oto fragmenty jednej z nich z "Opowieści człowieka, który wojował w dziewięćdziesiątym pierwszym tam, dokąd można kupić bilet w każdej kasie Aerofłotu" - żołnierza-najemnika, Pawła Stukalskiego, wspomina kolega, Oleg Bażko:
"Ilu zabiłem? Naiwne pytanie. Dwudziestu, może więcej. Liczyłem, przestałem. Mój zawód - walczyć. Zabijać. Za to mi płacą. Nie dla szmalu to robię. Dla ryzyka. Ta ostrość życia, kiedy nie ty strzelasz, a do ciebie strzelają! Dzika, instynktowna radość, gdy kończy się bój, a ja żyję. (po chwili) Z Górnego Karabachu wrócił znajomy i pyta: - Co słychać? - Wróciłem z Afganu. - Afganiec? Jedź z nami... Kupiłem bilet w kasie Aerofłotu. Jak do kurortu. Jedni jechali opalać się, inni wojować. (po chwili) Zabijanie to też profesja. Robię to lepiej, niż cokolwiek innego. W ciągu tygodnia każdego małolata wyuczę na bojownika albo, jak piszą w gazetach, na speca oddziału samoobrony. Wczoraj siedział na traktorze, orał, jutro będzie strzelać. I spróbuj go potem znowu posadzić na traktor. (po chwili) O czym nie wolno myśleć? Żeś umarł. Pomyślisz - zwariujesz. Tam śmierć jest inna.

Tam ona matką, dziewczyną. Faceci krzyczą: - Mamo, mamusiu!... I przychodzi. Zgniłozęby potwór! (po chwili) Ech, Paszka! Taka sentymentalna historia. (po chwili) Słońce. Góry. Wracamy do wsi. Dwie dziewczyny zbierają morele. Jak krzyczały... Cóż, człowiekowi z karabinem wszystko się należy... (po dłuższej chwili) Wróciliśmy. Przylecieliśmy tym samym rejsem Aerofłotu. Nikt nie rozróżniał nas w tłumie opalonych, zadowolonych ludzi. Na lotnisku kupiliśmy po bukiecie róż. (po chwili) - Jestem jak małolat przed pierwszym razem, drżę, kiedy się rozbiera, podnieca mnie jej zapach - mówi Paszka, kiedy taksówką pędzimy do domu. (po chwili) Dom był pusty, jak porzucony okop. Uciekła do innego. Położył się na kanapie i strzelił sobie w usta. (po chwili) Przeszliśmy razem Afgan, Karabach. Gwałciliśmy obce kobiety, cudze żony, zabijaliśmy. Taka jest wojna - to męski świat. A tu? Żona go rzuciła - i kula w łeb?! (po chwili) Ech, Paszka! Taka sentymentalna historia".

Krzyk Czarnobyla

Z opowieści "czarnobylców":
"Do nóg się pokłonię, pokornie poproszę, niech pani odnajdźcie nam Annę Suszko. Mieszkała w naszej wsi, wieś Kożuszki. Nazywa się - Anna Suszko. Wymienię wszystkie przymioty, a pani niech wydrukuje. Miała garb, niemal od dziecka. Mieszkała sama. Sześćdziesiąt lat. W czasie przesiedlenia zabrali samochodem »Pogotowia Ratunkowego« i wywieźli ją w nieznanym kierunku. Nie nauczyła się pisać, to i nie dostaliśmy od niej żadnego listu. Samotnych i chorych zsyłali do przytułków. Schowali ich tam. Nikt nie zna adresu. Niech pani wydrukuje.
Współczuliśmy jej całą wsią. Pielęgnowali jak dziecko. Ten drew narąbał, ów mleka przyniósł, inny znowu posiedział wieczorem w chacie, ktoś piec wybudował. Dwa lata tułaliśmy się po obcych kątach, ale wróciliśmy do chat rodzinnych. I niech pani przekaże, że jej chata cała. Dach jest, okna. A co rozwalono i rozgrabiono, wspólnie naprawimy. Niech pani da nam tylko adres, gdzie ona mieszka i cierpi, pojedziem i zabierzem. Przywieziem znowu. Żeby nie zmarła z tęsknoty. Do nóg się pokłonię, niewinna dusza męczy się w obcym świecie...
I jeszcze jeden przymiot, zapomniałam. Kiedy ją coś zaboli, śpiewa pieśń. Bez słów. Tylko głos. Nie może rozmawiać. Kiedy ją boli, ciągnie: a-a-a... Żali się".

Marija Wołczok, sąsiadka

Powyższy "Monolog o pieśni bez słów" to jedna z opowieści, jakie Swietłana zabrała od "czarnobylców" i wydała w "Cziernobylskiej modlitwie" (w polskim przekładzie "Krzyk Czarnobyla", Świat Książki 2000). Dzieło poruszyło świat, Swietłana otrzymała za nie wiele nagród w różnych krajach. Tę opowiastkę przytaczam (także) dlatego, że zauroczyła i Hannę Krall, i Ryszarda Kapuścińskiego, mistrzów gatunku.

Osobny głos Swietłany w tym dramacie-modlitwie nazywa się "Wywiad autorki z sobą o historii przypuszczalnej". Oto fragmenty:
"Czarnobyl jest tajemnicą, którą przyjdzie nam jeszcze odkrywać. To zadanie na XXI wiek" - sądzi. I uważa się za świadka tej tragedii: "Jak wszyscy w Białorusi, o której wcześniej świat nie słyszał, a o której teraz powiada się, że to laboratorium czarnobylskie, a Białorusini - czarnobylski naród...".

Trzy lata pytała robotników elektrowni, uczonych, byłych działaczy partyjnych, medyków, żołnierzy, przesiedleńców, miejscowych. Ludzi różnych pokoleń, profesji, wykształcenia, temperamentu. Wierzących i ateistów. Wieśniaków i intelektualistów.

"Ci ludzie jako pierwsi zobaczyli to, co podejrzewamy - mówi autorka. "Nieraz wydawało mi się, że zapisuję przyszłość... Stąd podtytuł: kronika przyszłości".
Umieć odczytać i zapisać przyszłość po Czarnobylu i na czarnobylskiej ziemi?! To zadanie dla wróżki - albo dla laureata Nagrody Nobla...

Kroniki miłości, śmierci i...

Szósta księga epopei kronikarskiej ma być o miłości w ZSRR - i mieć tytuł "Cudowny jeleń odwiecznych łowów" (to wątek z powieści Aleksandra Grina "Biegnąca po falach").

"Żyliśmy pod ciśnieniem kultury rosyjskiej, wielkości państwa, idei męskiej, wojennej, opartej na kulcie siły. Kiedy zawaliło się imperium, runął świat męskich wartości i otworzyła się kobieca karta dziejów. To, co formuje się w nowym, obywatelskim społeczeństwie, jest bliższe kobietom" - mówiła w 2000 roku Swietłana o rosyjsko-sowieckich "myśliwskich" relacjach między mężczyzną i kobietą. "Kobieta w ZSRS miała do czynienia z mężczyzną w traumie: wracał albo z wojny, albo z więzienia, albo jako ofiara kataklizmu. Kobiety były silniejsze od mężczyzn. Musiały".

Na swoim blogu "Głosy z kraju Utopii", pisząc o pięciu wydanych książkach, rozważa:
"Wszystko to prawda okrutna, ale czy cała prawda o człowieku? Tak zrodził się pomysł książki »Cudowny jeleń odwiecznych łowów (sto opowiadań o miłości)«. O tym, jak w Rosji człowiek chce być szczęśliwy, marzy, ale nie udaje się mu... Jak wyobraża sobie Dom? Szczęście? Miłość? I na koniec: co jest sensem życia? Kim jesteśmy? Człowiek się zmienia. Świat się zmienia. Ciąg dalszy kroniki trwa...".
Od ponad dziesięciu lat Swietłana drukuje w różnych czasopismach któreś ze "stu opowiadań o miłości". Zapowiedziała, że bohaterami dziesięciu z nich będą geje, lesbijki i transwestyci...

A po opowieściach o miłości stworzy ostatnie dzieło siedmioksięgu - o biblijnym tytule: "Odblask wieczoru", "zapis rozmów z tymi, co gasnącym wzrokiem patrzą na ZSRR".

A potem może napisze "książkę o książkach", czyli jak powstawała jej siedmioczęściowa epopeja o "zwykłych ludziach Wielkiej Utopii". A będzie o czym pisać. O zainteresowaniu w świecie byłym ZSRR, i dziś Rosją - czego dowodem jej dzieła wydawane w najpotężniejszych (lub mających się za takie) krajach świata: Chinach, Japonii, Indiach, Niemczech, Francji, Anglii, USA. O niuansach tych przekładów, np. że w Chinach wydano wszystko, co napisała, oprócz... "Urzeczonych śmiercią" - z czego miałoby wynikać, że w Państwie Środka samobójcza śmierć zawiedzionych nie przyczyni się do upadku mocarstwa. Albo o tym, że według relacji z jej książek, i z jej udziałem - Hidya Kamakura z Nippon Hōsō Kyōkai (japońskiej telewizji publicznej) nakręcił wieloodcinkowy dokument o rozpadzie ZSRR: "Rosja. Historia zwykłego człowieka".

***

Przekłady książek Swietłany Aleksijewicz opublikowano we wszystkich państwach stanowiących kiedyś republiki ZSRR, w wielu krajach europejskich oraz w Chinach, Japonii, Wietnamie, USA, Kanadzie, w krajach arabskich, w Indiach, w Australii, w RPA.

Jest laureatką prestiżowych nagród, m.in.: szwedzkiego PEN-klubu "za odwagę i godność w literaturze", rosyjskiej Nagrody Niezależnej "Tryumf", Targów Książki w Lipsku "za europejskie porozumienie" i "za najlepszą książkę polityczną", Nagrody Krytyków w USA, nagród imienia Ericha Marii Remarque'a, Friedricha Eberta...

To jedna z trzech znanych postaci literatury faktu z naszej części Europy - obok Ryszarda Kapuścińskiego i Hanny Krall. Stanowią oni "wielką trójkę" piszących: o "Nieznanym Trzecim Świecie", o "Świecie, Którego Już Nie Ma" i o "Odchodzącym Świecie Zwykłych Ludzi Wielkiej Utopii". I każde z nich zasługiwało (od 7 lutego 2007 nie żyje Ryszard Kapuściński) lub zasługuje na Nobla.

Leszek Wołosiuk: Tłumacz, autor polskich przekładów książek Swietłany Aleksijewicz "Krzyk Czarnobyla" (Politeja, Warszawa 2000), "Urzeczeni śmiercią" (Świat Książki, Warszawa 2002) i "Ołowiane żołnierzyki" (Kolegium Europy Wschodniej, Wrocław 2008).

Źródło: Kronikarka upadku Wielkiej Utopii

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kronikarka upadku Wielkiej Utopii
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.