Oczy dookoła głowy
„Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą” (Rz 12, 15) – tymi słowami Biblia wzywa nas do okazywania empatii względem drugiego człowieka. Choć sam termin nie należy do słownika teologii, to zjawisko, które się pod nim kryje, stanowi istotną część jej nauczania.
Warto zatem przyjrzeć się jej bliżej, poczynając od definicji, jaką nadała jej współczesna psychologia, poprzez znaczenie, jakie ma dla chrześcijanina, praktyczne wskazówki dotyczące jej rozwijania u dzieci po niebezpieczeństwa, które czyhają na nas, rodziców, na drodze do jej pełnego rozkwitu. Empatia, jako zdolność do rozpoznawania stanów emocjonalnych drugiej osoby oraz właściwego reagowania na nie, jest podstawą naszego funkcjonowania społecznego. W jej zalążek jest wyposażony każdy z nas, jednak dalszy jej rozwój zależy od doświadczenia życiowego. Zdobywamy je od pierwszych dni naszego życia, kiedy obserwujemy reakcje swoich rodziców. Dmuchanie w skaleczony paluszek, przytulenie malucha to nic innego jak solidaryzowanie się z nim w jego bólu. Podobnie jak inne umiejętności, które nabywamy i rozwijamy w ciągu naszego życia, również empatia nie istnieje sama dla siebie, ale ma służyć określonym celom: budowaniu pomostu pomiędzy nami a innymi ludźmi, rozwijaniu wrażliwości na drugiego człowieka, dostrzeżeniu go z całym bogactwem jego emocji, uczuć, potrzeb, obaw itd.
Empatia i chrześcijanin
Empatia kieruje nasz wzrok na bliźniego, ponieważ bez niego trudno nam żyć. To, że potrzebujemy innych ludzi, tak samo jak oni potrzebują nas, nie podlega dyskusji. Dzięki relacjom z innymi ludźmi poznajemy siebie, czujemy się bezpieczni, kochani, szczęśliwi, poznajemy świat z innej perspektywy, nie musimy liczyć tylko na własne siły i możliwości. Działalność Jezusa na ziemi – zarówno Jego nauczanie, jak i czyny – miała na celu m.in. uzmysłowienie ludziom tych zależności. Fakt, że Bóg jako miarę miłości człowieka do Niego przyjmuje miłość i troskę o drugiego człowieka, ukazuje wagę dobrych, głębokich relacji między ludźmi („Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” Mt 25, 40; „Jeśliby ktoś mówił: <<Miłuję Boga>>, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” 1 J 4, 20).
Dla chrześcijanina empatia jest zatem pierwszym etapem do okazywania troski o drugiego człowieka, wstępem do miłości bliźniego, jak również jej niezbędnym warunkiem. Jeśli przyjrzymy się bliżej pochodzeniu słowa empatia (gr. empátheia) to zauważymy, że u jego podstaw leży nie tylko współodczuwanie w znaczeniu dzisiejszej psychologii, ale również współcierpienie. Właśnie w chwilach trudnych obecność, pomoc drugiego człowieka mają dla nas szczególne znaczenie. W tym kontekście Wcielenie Boga możemy rozważać jako wyraz najczystszej, najdoskonalszej formy empatii Boga w stosunku do człowieka – udział Boga w cierpieniu człowieka.
Wszystko zaczyna się w domu
Rozpatrując wagę empatii i jej rolę, należy wziąć pod uwagę nie tylko dobro, które wynika dla nas z jej rozwoju, ale również zło, które może zaistnieć jako efekt jej niedoboru. Szczątkowy lub niewystarczający rozwój empatii oznacza brak wewnętrznych hamulców, brak oporu przed czynieniem krzywdy drugiemu człowiekowi. Jeżeli dziś odczuwamy kryzys empatii, to rzucając oskarżenia na media, reklamę, gry komputerowe czy społeczeństwo nastawione na rywalizację i konsumpcję, niewiele wskóramy. Czas zobaczyć belkę we własnym oku i uświadomić sobie, że to my tworzymy każde z nich, że to z naszych braków i zaniedbań wynikają konkretne zachowania naszych dzieci. Od czego w takim razie należałoby zacząć? Myślę, że od uświadomienia sobie odpowiedzialności, jaką ponosimy za kształtowanie postaw naszych dzieci i od wspomnianego na początku dmuchania w skaleczony paluszek. Jesteśmy dla naszych dzieci źródłem informacji, nasze reakcje są pierwszym i podstawowym wzorem zachowań społecznych, które dzieci w przyszłości zastosują. Nie zaprzeczajmy uczuciom dziecka, ale nazywajmy je. Uczmy je rozpoznawania własnych stanów emocjonalnych i adekwatnej reakcji emocjonalnej. Uważajmy jednak, aby nie wzmocnić typowego dla dziecka i uzasadnionego pod względem rozwojowym egocentryzmu.
Kierowanie uwagi dziecka na uczucia, potrzeby drugiego człowieka, a nie koncentrowanie się wyłącznie na własnym „ja”, to konieczny element rozwoju. Zbyt duże skoncentrowanie na emocjach dziecka, jego potrzebach i oczekiwaniach może prowadzić do wychowania człowieka, który w przyszłości nie dostrzeże niczego poza czubkiem własnego nosa.
„Niemodna” logika
Wiele razy zetknęłam się z zarzutem, że uwrażliwiając moje dzieci na potrzeby i uczucia innych, wychowuję ludzi niedostosowanych do naszych czasów, którzy „zginą”, nie poradzą sobie w życiu. Empatię w pewnych kręgach uważa się za cechę, która przeszkadza w osiągnięciu sukcesu. Rozpychanie się łokciami, pyszałkowatość, nieoglądanie się na innych to cechy, które zdaniem niektórych zagwarantują naszym dzieciom powodzenie w tzw. wyścigu szczurów. Jednak czy stępienie wrażliwości na innych, któremu z „pomocą” przychodzą niewątpliwie media i gry komputerowe, nie zaowocuje stępieniem wrażliwości na samego siebie, czy nie zagłuszy w nas głębszych potrzeb i tęsknot? Osobiście jestem przekonana, że tak się stanie. Niemodna logika Nowego Testamentu jest dla nas, chrześcijan, obowiązująca niezależnie od nacisków współczesnego świata. Przed nami stoi zadanie pokazania własnym życiem, jakie wartości budują jedność między ludźmi, wspólnotę, od której zależy w dużej mierze nasze szczęście osobiste. Zasady społeczne – wywodzące się w większości z chrześcijaństwa i wywalczone przez chrześcijan – obowiązują nas niezależnie od wyznania czy poglądów. A zatem do nas, rodziców, należy pokazanie, że zabierając zabawkę drugiemu dziecku w piaskownicy, robimy mu przykrość, że kiedy ktoś się smuci, należy go pocieszyć, a widząc czyjś upadek, nie należy się śmiać, tylko ruszyć z pomocą. Tak wyglądają pierwsze lekcje empatii.
Szczerość
W wychowaniu jest ważne, żebyśmy byli szczerzy. Nie chcemy wtajemniczać dzieci we własne problemy z obawy przed nadmiernym obciążeniem ich swoimi trudnościami. I dobrze. Jednak dziecko zasługuje na naszą szczerość, kiedy zauważy, że jest nam źle. Chce się upewnić, że to, co widzi, ma potwierdzenie w tym, co rzeczywiście czujemy, chce usłyszeć, że jesteśmy smutni. Tak uczy się zaufania do własnej oceny sytuacji. Mama i tata wiecznie zdrowi, uśmiechnięci, spokojni to iluzja, która wcześniej czy później przysporzy i nam, i naszym dzieciom wielu rozczarowań. Ponadto uchylenie przed dzieckiem drzwi do świata własnych przeżyć, zaproszenie go do swojej prywatności może jedynie zbliżyć nas do siebie, zachęcić do odwzajemnienia podobnej postawy, pokazać, że trudne emocje, problemy są również naszym udziałem, że są częścią naszego życia. Pamiętam swoje poglądy z początków macierzyństwa. Mając na uwadze niewinność, niezwykłą wrażliwość małego dziecka, unikałam bajek, w których istniałby choćby cień, ślad cierpienia, smutku, zazdrości, nienawiści itp. Z czasem zmieniłam zdanie i doceniłam ich wartość. Przekonałam się, że dzięki nim dziecko poznaje drugą stronę medalu, dowiaduje się, jakie naprawdę jest życie, jacy bywają ludzie, oswaja emocje, uczy się radzić sobie przy wsparciu i w obecności kochającego rodzica. Smucąc się razem z Kopciuszkiem w jego biedzie i radując się w jego szczęściu, dziecko uczy się właśnie empatii. Warto podkreślić również znaczenie, jakie dla kształtowania wrażliwości na drugiego człowieka ma okazywanie naszemu dziecku miłości bezwarunkowej, przez którą uczy się ono kochać samego siebie i poznaje swoją wartość. Miłość własna, która w pewnym sensie jest odbiciem miłości rodziców do nas, ma istotny wpływ na to, jak będziemy odnosić się do innych ludzi.
Empatia w wychowaniu
Nie zapominajmy, jak ważna w tym procesie jest nauka empatii. Od niej zależy wrażliwość na drugiego człowieka. Jednak bez równoczesnego kształtowania cech takich jak odwaga, otwartość, właściwie pojęta pewność siebie, bezinteresowność empatia nie wyjdzie poza obręb naszych słownych deklaracji i wewnętrznych odczuć. Żadna z cech nie kształtuje się w izolacji, wychowanie ma charakter kompleksowy. Samo współczucie dla osoby cierpiącej, którą obojętnie mijamy, nie ma większego znaczenia. Spotkałam się kiedyś z ciekawym stwierdzeniem, że za słabą kondycję świata, cierpienie, głód, wojny odpowiedzialni są nie tylko „ci źli”, którzy czynią zło, ale również „ci dobrzy”, którzy czynią niewiele. Biblia w tej kwestii jest jeszcze bardziej radykalna, mówiąc: „Kto zaś umie dobrze czynić, a nie czyni, grzeszy” (Jk 4, 17). Codzienność dostarcza nam wielu okazji do okazywania empatii w szkole, w domu, na przystanku autobusowym, w sklepie – trzeba mieć tylko oczy dookoła głowy.
Skomentuj artykuł