Parytety i rysy na szklanym suficie

(fot. inlinguaManchester/flickr.com)
Ewa Piłat / "Dziennik Polski"

Gdy więcej kobiet znajdzie się w Sejmie, to niewykluczone, że sprawy dyskryminacji m.in. w wynagrodzeniach, zostaną rozwiązane. Uchwalona przez Sejm 3 grudnia tzw. ustawa parytetowa po raz kolejny wywołała dyskusję dotyczącą równego statusu płci.

Zwolennicy parytetów sięgnęli m.in. po argumenty świadczące o dyskryminacji kobiet na rynku pracy, która jest konsekwencją nielicznej kobiecej reprezentacji we władzach różnego szczebla. Ostatnie badanie wynagrodzeń portalu wynagrodzenia.pl dowodzi, że w Polsce mediana płac kobiet jest o 30 proc. niższa niż mediana płac mężczyzn (wynosi 3000 zł dla kobiet i 3900 zł dla mężczyzn). Im wyższe stanowiska, tym rozpiętość wynagrodzeń większa.

Tymczasem na świecie te różnice powoli się zmniejszają. W Unii Europejskiej płace kobiet są średnio o 17,8 proc. niższe niż zarobki mężczyzn (Eurostat). Z badań amerykańskich wynika natomiast (za angielskojęzycznym wydaniem Newsweeka z 23 września br.), że młode wykształcone singielki w wielkich miastach zarabiają o 8 proc. więcej niż ich rówieśnicy w tej samej sytuacji. Czy to może być zwiastun zmian na rynku pracy i wynagrodzeń także w naszym kraju?

- Polityka wyrównywania szans kobiet na rynku pracy ma w USA długą tradycję. Już w 1963 r. została przyjęta ustawa Equal Pay Act, w 1972 r. Equal Employment Opportunity Act, a w 1991 r. powstała Komisja ds. szklanego sufitu, która zdefiniowała to zjawisko jako niewidoczne bariery uniemożliwiające awansowanie kobietom i przedstawicielom grup mniejszościowych w strukturze pionowej firmy. Szklany sufit dotyczy stanowisk najwyższego szczebla - zarządów firm, gdzie kobiety stanowią zaledwie 2-7 proc. w zależności od kraju - wyjaśnia dr Ewa Lisowska ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, zajmująca się sytuacją kobiet na rynku pracy. - Dane prezentowane przez Newsweek wskazują na to, że nareszcie są widoczne efekty długoletnich zabiegów o to, aby kobiety uzyskiwały takie same płace za pracę tej samej wartości, żeby w ich postrzeganiu jako pracowników nie dominowało przeświadczenie o mniejszej dyspozycyjności i wydajności. Kobiety są lepiej wykształcone niż mężczyźni i widać to nie tylko w USA, ale także w innych krajach, w tym w Polsce. Nie ma więc powodów, żeby były traktowane jako gorsi pracownicy. W Anglii np., gdzie podobnie jak w USA obowiązuje ustawa o równych płacach, podjęto w ostatnich latach kroki w kierunku większego podwyższania płac w sektorze publicznym w branżach sfeminizowanych niż zmaskulinizowanych.

W Polsce wyższym wykształceniem legitymuje się 16 proc. kobiet i 13 proc. mężczyzn, ale im młodsze są to roczniki, tym przewaga kobiet jest większa. Wśród słuchaczy wyższych uczelni prawie 60 proc. stanowią studentki. Mimo to zaledwie jedna trzecia stanowisk kierowniczych jest obsadzana przez kobiety, a tylko 2 proc. najwyższych funkcji zajmują panie. Czy zachodnie trendy w wyrównywaniu szans na rynku pracy i płac dotrą do Polski? Sprzyjają temu wysokie kwalifikacje polskich kobiet.

- Nie wydaje mi się, żeby te zmiany szybko dotarły do Polski, bowiem brakuje woli politycznej do tego, aby wcielać w życie zasadę równego traktowania i dać dobry przykład, czyli w instytucjach rządowych, w sektorze publicznym wprowadzić odpowiednie rozwiązania mające na celu m.in. równe płace. Sektor prywatny można przekonać argumentami ekonomicznymi - docierać z wiedzą, że warto zatrudniać kobiety i korzystać z ich kwalifikacji i talentów, bowiem różnorodność zasobów pracy sprzyja kreatywności i innowacyjności, a tym samym wyższej wydajności. Więcej rozwiązań na rzecz łatwego łączenia obowiązków rodzinnych z zawodowymi z pewnością stanowi dobry krok w kierunku niwelowania stereotypowego postrzegania kobiet przez pracodawców jako głównych opiekunek dzieci - uważa dr Ewa Lisowska.

Wspomniane argumenty ekonomiczne są bardzo przekonujące. Kevin Daly z Goldman Sachs, policzył np., że gdyby wyrównać szanse kobiet na rynku pracy, PKB krajów strefy euro (najbardziej wyemancypowanego obszaru na świecie) wzrósłby o 7 proc. Mimo że kobiety wciąż zarabiają mniej, to ich sytuacja na rynku pracy staje się coraz korzystniejsza. Gospodarka bowiem zmienia się z industrialnej na usługową - opartą na wiedzy. Przestaje się liczyć wartość siły fizycznej.

- W tej nowej gospodarce to, co kobiece, jest wartościowane wyżej niż to, co męskie. Wymusza to nowe podejście do zasobów kadrowych firmy i większego zorientowania na człowieka - pracownika, klienta. Tym samym kobiety są potrzebne także na stanowiskach kierowniczych, czyli tam, gdzie zapadają decyzje o strategii marketingowej firmy. Szklany sufit jest już dzisiaj niewidoczny w przypadku stanowisk kierowniczych najniższego szczebla, ale wciąż jeszcze mamy z nim do czynienia w przypadku wyższych i najwyższych szczebli kierowania. Potrzeba przekroczenia "masy krytycznej", jeśli chodzi o udział kobiet w zarządach firm (co najmniej 25-30 proc.), aby ich wpływ na podejmowane decyzje był widoczny i odczuwalny. Dotyczy to zarówno biznesu, jak i polityki - komentuje dr Ewa Lisowska.

Zdaniem ekonomistki ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie zakończony 3 grudnia bój o to, aby na listach wyborczych zostały przyjęte kwoty, pokazuje jak trudno jest w Polsce wprowadzić standardy europejskie w zakresie wyrównywania szans kobiet. - Gdy więcej kobiet znajdzie się w Sejmie, to niewykluczone, że sprawy dyskryminacji, w tym w obszarze wynagrodzeń, zostaną rozwiązane i pozycja kobiet na rynku pracy stanie się równorzędna z pozycją mężczyzn, którzy też mają dzieci i obowiązki wynikające z opieki nad nimi - stwierdza dr Lisowska.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Parytety i rysy na szklanym suficie
Komentarze (3)
M
MiSto
11 grudnia 2010, 17:23
Skąd wiedziałem, że artykuł pisała kobieta?  "Wśród słuchaczy wyższych uczelni prawie 60 proc. stanowią studentki. Mimo to zaledwie jedna trzecia stanowisk kierowniczych jest obsadzana przez kobiety, a tylko 2 proc. najwyższych funkcji zajmują panie." Bo sie widocznie do tego nie nadają, a niekoniecznie są dyskryminowane... Czy dysryminacją jest to, że wsród wychowawców przedszkolnych jest bardzo mało mężczyzn? Nie, bo sie do tego słabiej nadają, tak samo jak kobiety do zarządzania. A myslałem że Deon to powazny serwis...
jazmig jazmig
8 grudnia 2010, 14:06
Niech kobiety pójdą pracować w kopalni przy wydobyciu węgla, to od razu poprawi się mediana ich zarobków i nie potrzeba do tego wpychania na siłę półidiotek, byle zachować parytet.
Piotr
8 grudnia 2010, 14:02
partrty są przede wszystki niedemokratyczne (ale też niepoważne, bo śmiać mi się chce jak sobie pomyslę że taka Partia Kobiet, jak będzie chciała wystartować w wyborach to na swych listach będzie musiała wystawić 35% mężczyzn...) a dyskryminacja w wynagrodzeniach to mit, bo już nikt nie powie że tam się liczy cały dochód jaki wychodzi po roku, tzn. że wlicza się chorobowe, urlopy też macieżyńskie etc. i potem wychodzi że kobiet mnej zarabiają, a to nie prawda bo porszę mi pokazać firmę gdzie mężczyzna i kobieta zajmujący dokładnie to samo stanowisko mają różne płace