Patriarcha na trudne czasy
Zmarły w połowie listopada patriarcha Pavle był dla Serbów kimś znacznie więcej niż tylko głową miejscowego Kościoła prawosławnego: był również ostatnią osobą publiczną, która swoim życiem łączyła wszystkie okresy dwudziestowiecznej historii tego narodu.
Patriarcha zmarł w szpitalu Wojskowej Akademii Medycznej w Belgradzie, w którym przebywał przez dwa ostatnie lata. Na wieść o jego śmierci cała Serbia na kilka dni pogrążyła się w ogólnonarodowej żałobie. Przed cerkwią katedralną św. Michała Archanioła ustawiła się długa kolejka rodaków chcących oddać zmarłemu ostatni pokłon. Atmosfera na ulicach przywodziła na myśl polską żałobę po Janie Pawle II; i na krakowskiej Franciszkańskiej, i na belgradzkiej ulicy Księcia Michała podobny był też żal związany z odejściem ostatniego autorytetu, który jednoczył prawie cały naród. W komentarzach prasowych podkreślano wdzięczność, że w najtrudniejszym okresie swojej historii Serbowie mieli wśród siebie postać cieszącą się powszechnym uznaniem nie tylko we własnym kraju. Kilka dni później na pogrzeb patriarchy, obok oficjeli z wielu krajów Europy, przyjechało z Serbii i sąsiednich państw ponad 600 tysięcy ludzi.
Mawiał, że gdy umrze, chciałby najpierw spotkać się z ciotką, która w dzieciństwie, po śmierci rodziców, przejęła nad nim opiekę i po raz pierwszy zaprowadziła do klasztoru. Było to zaraz po tym, jak skończył podstawówkę w slawońskiej wsi Kućanci, w której – jeszcze jako poddany Franciszka Józefa – urodził się w 1914 roku pod nazwiskiem Gojko Stojcević. Choć nie sądził wtedy, że cały swój los zwiąże z religią, odtąd już na zawsze przesiąkł atmosferą życia monastycznego, którą wiele lat później wniósł nawet do pałacu patriarszego. W 1930 roku był już pewien swojej przyszłości: zapisał się do seminarium duchowego w Sarajewie, a po jego ukończeniu – na studia teologiczne w Belgradzie. Chciał leczyć i duszę, i ciało, ale studia medyczne uniemożliwił mu wybuch wojny.
W 1948 roku został wyświęcony na hierodiakona i przybrał imię Pavle. Prawosławni dostojnicy uznali go za obiecującego teologa i w Boże Narodzenie 1955 roku wysłali na studia teologiczne do Aten. Po ich ukończeniu otrzymał święcenia biskupie i pod koniec 1957 roku został władyką raszko-prizreńskim. Stanął na czele diecezji obejmującej Kosowo, przez Serbów nazywane Kosowem i Metochią – „krainą klasztorów”. Jego rodacy już wtedy stanowili tam wyraźną mniejszość, ale żelazna ręka Tity skutecznie dławiła potencjalny konflikt z Albańczykami.
Jednak kiedy trzydzieści cztery lata później Pavle przyjmował godność serbskiego patriarchy, Jugosławia właśnie zaczynała się rozpadać, a hierarchów Cerkwi już od dawna dzieliły poglądy na temat zaangażowania w politykę i poparcia pomysłu „Wielkiej Serbii” Slobodana Miloševicia. Konserwatywna w sprawach politycznych młodsza część kleru upatrywała dla siebie szans w nacjonalizmie; choć sam Milošević był ateistą – i w dodatku byłym komunistą – sojusz z nową władzą mógł, jej zdaniem, przynieść serbskiemu prawosławiu same korzyści.
Albański nacjonalizm w Kosowie niepokoił Cerkiew od początku lat 80. – dziesięć lat później do listy zmartwień dopisała jeszcze chorwackie odrodzenie narodowe, Serbom kojarzące się z czasami II wojny światowej i państwem Ante Pavelicia. Prawosławnych hierarchów, w tym patriarchę Pavla, najbardziej krytykowano jednak na Zachodzie za ideologiczne zaangażowanie w Bośni, w której wielu księży czynnie popierało Radovana Karadżicia. Temu ostatniemu zależało na względach Cerkwi: poczucie przynależności do tej samej wspólnoty religijnej było dla bośniackich Serbów głównym spoiwem wspólnej tożsamości. Przyjaźń z biskupami miała również wzmocnić pozycję Karadżicia w stosunku do możnego patrona z Belgradu – przez cały okres trwania wojny w Bośni stosunek tamtejszych Serbów do Miloševicia wyznaczała bowiem w dużej mierze nieufność i obawa, że kiedy nadarzy się ku temu okazja, ten poświęci ich interesy dla utrzymania własnej władzy. Dla wielu duchownych Karadżić, który za Tity otwarcie mówił o swojej religijności i nie miał komunistycznej przeszłości, był dużo łatwiejszy do zaakceptowania niż Milošević. W serbskiej części Bośni nauczanie religii w szkołach było obowiązkowe, a Cerkiew cieszyła się wyjątkową estymą.
Faktem jest, że postawa nowego patriarchy mogła wtedy wydawać się niejednoznaczna: z jednej strony, już w listopadzie 1991 roku ogłosił publicznie, że jeśli narody, które tworzyły Jugosławię, chcą pójść własną drogą, powinny to uczynić „rozsądnie, spokojnie i w porozumieniu z innymi”. Równocześnie jednak wspierał ideę serbskiej solidarności narodowej i samostanowienia, co dla rodaków było sygnałem poparcia głównego postulatu Miloševicia: aby wszyscy Serbowie, którzy wyrażą taką wolę, mogli mieszkać w jednym państwie.
Zachód krytykował Cerkiew za oportunizm i uleganie naciskom nowej władzy. Szybko jednak okazało się, że linia podziału przebiega również wewnątrz kościelnej hierarchii. W Boże Narodzenie 1992 roku metropolita czarnogórski, biskup Amfilohija, spotkał się z serbskim dowódcą Željko Ražnatoviciem, zwanym „Arkanem”, którego paramilitarne oddziały dokonały wcześniej zbrodni na ludności muzułmańskiej w północno-wschodniej Bośni. Ale w tym samym roku patriarcha Pavle otwarcie oskarżył władze Serbii o „przymykanie oczu na zbrodnie” popełniane przez paramilitarne bojówki. Być może już wtedy liczył na zastąpienie Miloševicia na stanowisku prezydenta Jugosławii politykiem, niekomunistycznym, którego skłonna byłaby zaakceptować społeczność międzynarodowa. Wojny w Chorwacji i Bośni, a przede wszystkim coraz dotkliwiej odczuwane skutki sankcji nałożonych przez ONZ zbliżyły patriarchę do środowisk opozycyjnych: inteligencji i rodzącej się dopiero w Serbii klasy średniej.
Już wtedy „człowiekiem pokoju” nazwał patriarchę Pavla Lawrence Eagleburger, gdy jako sekretarz stanu USA spotkał się z nim w czasie jego wizyty za oceanem, której głównym (i osiągniętym) celem było nakłonienie tamtejszych serbskich wspólnot prawosławnych do powrotu na łono macierzystej Cerkwi. „Gdyby znalazł się jeszcze choć jeden taki człowiek jak Wasz Świątobliwość, nie byłoby już wojen, panowałby pokój”, powiedział Eagleburger.
To właśnie w następnych latach Pavle zaczął być nazywany „ojcem całego narodu”. Przychodził zarówno na manifestacje studentów demonstrujących przeciwko Miloševiciowi, co za złe miała mu władza, jak i na spotkania z przedstawicielami reżimu, czego nie chciała mu wybaczyć opozycja.
W drugiej połowie lat 90., już po podpisaniu porozumień z Dayton, doszło do wzmocnienia reżimu Miloševicia i radykalizacji nastrojów nacjonalistycznych, na co duży wpływ miała wielomilionowa rzesza uchodźców, którzy osiedlili się w tym kraju po ucieczce z Chorwacji i Bośni. Konflikt serbsko-albański w Kosowie osiągnął swoje apogeum w 1999 roku: w reakcji na prześladowania Albańczyków NATO podjęło wtedy decyzję o nalotach na Jugosławię. Antywojenne protesty połączyły Serbów niemal wszystkich denominacji politycznych i religijnych: patriarcha Pavle, katolicki arcybiskup Belgradu Perko, mufti Jusufspahić i rabin Jugosławii Aseil we wspólnym apelu potępili naloty.
Niezwykły miał styl życia: kiedy wybrano go na patriarchę z kosowskiego Prizren przywiózł ze sobą prostą, metalową pryczę, a w pałacu patriarchów zamieszkał w najmniejszym ze wszystkich pokoi: szerokim na dwa metry, w sam raz, aby zmieściło się w nim łóżko, a nad nim tylko półka, na której kładł książki, okulary i stawiał szklankę z wodą. Mieszkańcy Belgradu jeszcze długo będą pamiętać, że spotykali go czasem w autobusach komunikacji miejskiej lub na ulicy, kiedy z nieodłączną laską wracał do pałacu patriarszego… ze sklepu spożywczego. Bywało, że sam sobie gotował. „Ciału nie należy dawać więcej, niż mu trzeba, duszy nie należy dawać mniej”, mawiał.
Wybór nowego patriarchy w drugiej połowie stycznia będzie dla serbskiej Cerkwi – a wraz z nią dla dużej części społeczeństwa – kolejnym ważnym testem. Na pytanie, czy ta pierwsza gotowa jest w pełni zaakceptować demokrację oraz współistnieć na Bałkanach z innymi narodami i religiami, wciąż nie ma gotowej odpowiedzi. Funkcję tymczasowego zarządcy Cerkwi pełni od czasu śmierci patriarchy Pavla wspomniany wcześniej metropolita Amfilochij, znany z krytyki demokracji oraz poglądów o nienawistnym wręcz stosunku Zachodu do Serbii.
MARCIN ŻYŁA, redaktor miesięcznika „Znak”.
Skomentuj artykuł