Przed beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki

Wojciech Bąkowski / "Przegląd Powszechny" 06/2010

Od dramatycznej chwili porwania ks. Jerzego aż do podania wiadomości o jego śmierci, podczas czuwań i modlitw w kościele św. Stanisława Kostki dorastaliśmy do przekonania, że śmierć nie może mieć ostatniego słowa, szczególnie w tym przypadku. Życie i praca ks. Jerzego dla Chrystusa, który odniósł zwycięstwo nad śmiercią, również muszą być uwieńczone zwycięstwem.

Od ponad dwudziestu pięciu lat oczekiwaliśmy tego dnia, pragnęliśmy tego, czuliśmy, że dopiero wtedy we właściwy sposób zostanie ocenione i docenione życie i dzieło ks. Jerzego Popiełuszki. I oto teraz otrzymamy ten wielki dar. Ten, który mówił do nas i za nas, swoją niezłomność przypieczętował śmiercią męczeńską zostanie nazwany błogosławionym, i to w sposób uroczysty, z woli Najwyższego Pasterza Kościoła. Nasz duszpasterz i przyjaciel zostanie ogłoszony godnym odbierania czci przysługującej świętym – ludziom bohaterom wiary.

W takim czasie próbujemy znaleźć uzasadnienie dlaczego on, niepozorny, drobnego wzrostu ksiądz, który przeżył tylko 37 lat, tylko 12 lat kapłańskiej pracy, osiągnął najwyższy laur, najwyższą godność w kościele.

Czym jest świętość? Kardynał Stefan Wyszyński, Sługa Boży, w 1970 r. pisał: Zostać świętym to zdecydowanie, cierpliwie, wytrwale, z entuzjazmem iść za Chrystusem, stając się coraz bardziej człowiekiem – obrazem Boga.

Ksiądz Jerzy Popiełuszko przez całe swoje życie szedł za Chrystusem. Jego praca duszpasterska, kaznodziejska a także śmierć poniesiona z rąk tych, którzy nie wiedzą, co czynią, są tego dowodem. Napisano już i powiedziano wiele o jego życiu, pracy i śmierci, ale ci, którzy go znali i pamiętają, muszą sobie na nowo przypomnieć i przeżyć – w obliczu tego doniosłego aktu beatyfikacji – niejako na nowo jego osobę i dzieło, a także męczeńską śmierć będącą konsekwencją wyboru takiej drogi życiowej.

W ostatnich słowach wypowiedzianych w Bydgoszczy w dniu męczeństwa (19 X 1984 r.) zawartych w rozważaniach różańcowych znalazło się podsumowanie całego jego programu duszpasterskiego. Ta kulminacja, synteza jego nauczania to apel o zachowanie godności dziecka Bożego na każdy dzień, to zachęta do modlitwy o sprawiedliwość i miłość, o wierność prawdzie, o męstwo w walce o wartości chrześcijańskie, a przede wszystkim o wolność od lęku, zastraszenia, od żądzy odwetu i przemocy. To pamiętne przesłanie jest testamentem, jaki pozostawił nam i tym wszystkim, którzy wsłuchując się w głos Chrystusa, którego on głosił, chcieli przemieniać siebie i otaczający ich świat, przede wszystkim Polskę.

Ksiądz Jerzy przeczuwał wówczas, że czas jego służby kapłańskiej może się skończyć, a ci, których nauczał i prowadził do Boga, mogą oczekiwać jasnych wskazań co do dalszego postępowania w sytuacji braku jego osoby. Świat, w których wtedy żyliśmy, był na tyle nieprzyjazny, a przynajmniej nieczuły na prawdziwe wartości, że mógł nas niejako „zarazić” swoimi metodami. A to byłoby klęską dla tych, którzy pragnęli go zmienić.

Ksiądz Jerzy, formułując tak a nie inaczej swój program – przesłanie, pragnął ustrzec nas zarówno przed bierną rezygnacją z walki jak i przed postawą właściwą rewolucjonistom.

Od samego początku, od dramatycznej chwili porwania ks. Jerzego, aż do podania wiadomości o jego śmierci, podczas wszystkich czuwań i wspólnych modlitw w kościele św. Stanisława Kostki dorastaliśmy do przekonania, że śmierć nie może mieć ostatniego słowa, szczególnie w tym przypadku. Życie i praca ks. Jerzego dla Chrystusa, który odniósł zwycięstwo nad śmiercią, również muszą być uwieńczone zwycięstwem, tylko może przesuniętym w czasie na nieco później.

Świadkowie pracy duszpasterskiej Sługi Bożego ks. Jerzego mogliby mnożyć przykłady jego szczególnych działań duszpasterskich, barwnie opowiadać o różnych typowych i epizodycznych zachowaniach naszego nowego błogosławionego. Po latach refleksji należy jednak poszukiwać niejako wspólnego mianownika tych wszystkich jego działań, zachowań, takiego lub innego postępowania. Podstawą była potrzeba wprowadzania Boga w sprawy ludzkie. Papieskie hasło: Otwórzcie drzwi Chrystusowi ks. Jerzy realizował przez kapłańską obecność w różnych środowiskach w ateizowanej, zeświecczanej Polsce.

Sługa Boży podkreślał znaczenie ludzi świeckich, tym, którzy mu pomagali w pracy – np. studentom wprowadzającym go na strajk studencki – dziękował, nazywając ich swoimi współpracownikami. Twierdził, że bez nich sam nie dałby rady. Stawiał na ludzi, którzy byliby głęboko zakorzenieni w rzeczywistości doczesnej, konkretnych fachowców, ekspertów w swojej dziedzinie a jednocześnie myślących, czujących, działających po chrześcijańsku.

W ówczesnej Polsce, gdzie głoszono, że religia może być tylko sprawą prywatną (wcześniej głoszono, że religia obumrze), takie postępowanie, kształcenie studentów, robotników, oddziaływania na inteligencję nie mogło być niezauważalne.

Obok typowego nauczania – duszpasterstwo było dla ks. Jerzego obecnością i spotkaniem. Obecnością kapłana i obecnością Chrystusa wśród swojego ludu. Kapłan, spotykając się z powierzonymi swojej opiece, samą swoją obecnością wnosił Chrystusa. Ksiądz Jerzy to potrafił, mimo że dość szybko się z nim zaprzyjaźniano, a on proponował formę zwracania się bezpośrednio, po imieniu. Nie przeszkadzało to jednak, że ks. Jerzy czuł się jeszcze bardziej odpowiedzialny za takie przyjaźnie, za drugiego człowieka. Nigdy nie zapominał – mimo bezpośredniej formy – że jest kapłanem.

Ksiądz Jerzy poważnie traktował swoją pracę duszpasterską, był punktualny, miał niezwykłą umiejętność godzenia różnych, zdawałoby się pozostających w sprzeczności, obowiązków. Przez szacunek dla słuchających go wiernych starannie przygotowywał swoje kazania, nawet te coniedzielne, nie tylko te wygłaszane podczas Mszy św. za Ojczyznę.

Miał niezwykłą pamięć o różnych sprawach swoich przyjaciół i podopiecznych, także tych, które mogły wydawać się mało ważne. Gdy tylko mógł, starał się pomagać innym, każdemu, kto go o coś poprosił, a nawet więcej: sam proponował coś, co uważał za potrzebne komuś, niekiedy jeszcze przed sformułowaniem prośby.

Był absolutnie bezinteresowny we wszystkim, co czynił, dzielił się dosłownie wszystkim, co miał. W czasach powszechnego niedostatku, gdy podstawowe artykuły żywnościowe, obuwie było reglamentowane, on nic nie zostawiał dla siebie, wszystko oddając tym, którzy pozbawieni byli podstawowych dóbr koniecznych do życia, żywności, lekarstw. Szczególną pomocą otaczał aresztowanych, prześladowanych za przekonania, wyrzucanych z pracy i ich rodziny. Przez Księdza Jerzego przechodziła pomoc wysyłana przez zagranicznych dobroczyńców a także składana przez krajowych darczyńców. Modlitwą podczas Mszy św. za Ojczyznę byli objęci ci, którzy „dla niej cierpią”.

Szczytem bezinteresowności i odwagi było nieustępliwe trwanie w obliczu niebezpieczeństwa grożącego śmiercią. To, co wydarzyło się 19października 1984 r. było tylko finałem jego życia i wyborów. Nie chcę w ten sposób usprawiedliwiać sprawców ani – tym bardziej – ich czynu, ich okrucieństwa… Pragnę tylko zwrócić uwagę na motywację takiej postawy Sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki.

Jestem pewien, że płynęła ona ze słów naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Nikt nie ma większej miłości, jak oddać swoje życie za przyjaciół …

I dlatego z wdzięcznością wobec Boga i Kościoła przyjmiemy akt, który odbędzie się 6 czerwca 2010 r.

Wojciech Bąkowski, lekarz, były student Duszpasterstwa Ks. Jerzego Popiełuszki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Przed beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.