Stare baśnie?

Logo źródła: Sygnały troski Nela Niewadzi-Bargiełowska / "Sygnały troski" - styczeń 2011

"powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz"

Ten cytat zaczerpnięty z poezji Zbigniewa Herberta wskazuje na jedną z najpiękniejszych funkcji edukacyjnych baśni klasycznej. Od wieków zadaniem baśni, bajek i legend było kształtowanie ideałów dobra i sprawiedliwości. Łącząc w sobie elementy świata realnego i fikcyjnego, baśnie wprowadzały nas w sposób poetycki w wizję kreowaną przez ich autorów. Dzięki nim lepiej rozumiano świat, reguły, które nim rządzą, i uczono się pokonywać zagrożenia. Baśnie budziły nadzieję i pocieszały tych, którzy borykali się z przeciwnościami losu.

Znany teoretyk Bruno Bettelheim napisał, że idealna baśń powinna ukazywać pewien problem egzystencjalny w sposób prosty i przyswajalny dla dziecka. Jej zadaniem ma być wspieranie dzieci w rozwoju osobowości, pomaganie im w trudnym procesie dojrzewania do dorosłości i dostarczenie im wiedzy na temat kultury, w której żyjemy. Poprzez stałość motywów takich jak walka dobra ze złem, zwycięstwo miłości i sprawiedliwości powinna wychowywać ku dobru. Częstym motywem baśni jest wędrówka oraz obecność mędrca mającego wiedzę i moc służące ludziom, który jest moralnym drogowskazem dla pozostałych bohaterów. Ta definicja Bettelheima nadaje kierunek funkcji, jaką powinny pełnić baśnie w naszym życiu.

Czy tak rzeczywiście jest? Czy może, jak twierdzą niektórzy twórcy „przemysłu bajkowego”, baśń klasyczna przestaje być wartościowa i ciekawa dla współczesnego odbiorcy? Czy trzeba ją udziwniać i modelować na potrzeby współczesnego świata? I czy te potrzeby faktycznie aż tak się zmieniają? Moim zdaniem pytanie o baśń jest pytaniem o coś więcej. Jest to pytanie o model człowieczeństwa, jaki chcemy kreować. Nikt nie neguje tego, że wartości przekazywane przez bajki mają wpływ na kształtowanie się obrazu świata u dzieci. Współcześni twórcy, dając upust swoim fantazjom, też do czegoś przecież dążą? Warto zastanowić się nad tym, czy u podłoża modelowania starych sprawdzonych wzorów nie leży także coś innego. I niewątpliwie nie jest to tylko komercja, lecz również próba przekazania wzorów „nowego świata”.

Ci, którzy zarzucają klasycznej bajce nudę i przesłodzoną naiwność, zazwyczaj tworzą baśnie przesycone okropieństwami i obrzydliwościami. Jednocześnie budują makabryczną, nieprawidłową wizję świata. Pozwalają sobie myśleć, że ich postaci są panami życia i śmierci mogącymi wszystko wyszydzić, doprowadzić przemoc do absurdu, świetnie się przy tym bawiąc. Ale czy taka dziwna „lekkość bytu” może służyć rozwojowi cech ludzkich u dziecka? Ból, płacz, smutek są przecież czymś wartościowym.

Dorastać to poznawać różnice między radością a cierpieniem, między strachem, złością a szczęściem, radością. Razem z bohaterami ulubionych bajek łatwiej przechodzi się przez najtrudniejsze doświadczenia. Odnoszę wrażenie, jakby większość bajek eliminowała smutek i cierpienie, zastępując je jakimiś złagodzonymi formami, by ochronić dzieci przed ich przeżywaniem. Ale przecież nie jest możliwe, aby w życiu, zwłaszcza dorosłym, mogło tak być. Jeżeli nie nauczymy naszych dzieci czegoś w określonym wieku – zarówno w sferze emocjonalnej, jak i intelektualnej – to niewielkie są szanse na to, że da się to odrobić później. Przyglądając się niepokojącym zjawiskom we współczesnym „przemyśle bajkowym”, zastanawiam się: „Czy granice dobra i zła w bajce mogą być płynne? Czy ten bałagan służy człowiekowi?”. Utrata granic, jednoznaczności i przyporządkowania pewnych kanonów może jedynie sprawić, że nasze dzieci będą się czuły zagubione i zdezorientowane w takim nieładzie. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że zostaną one ukształtowane w zupełnie inny sposób, niż chcielibyśmy.

Pierre Péju we wstępie do książki „Dziewczynka w baśniowym lesie”, będącej analizą znaczenia baśni, napisał: „Współczesność przyniosła zburzenie porządku opartego na tradycji i sprawiła, że odwieczna rola baśni stała się zbyt staroświecka”. Pozwolę sobie nie zgodzić się zupełnie zwłaszcza z drugą częścią tej wypowiedzi. O ile porządek oparty na tradycji jest zakłócany przez określone środowiska, to rola baśni pozostaje niezmienna. Od nas zależy, czy będziemy umiejętnie tę rolę wykorzystywać w wychowaniu naszych dzieci.

Dzieci uwielbiają stare, klasyczne baśnie, dopóki nikt im tego nie zakłóci, a i wtedy wybierają te znane i cenione. Przykładem mogą być baśnie Andersena, które cieszą niezmiennie dziecięcego odbiorcę – i na szczęście nie zanosi się, aby w przyszłości miało być inaczej. Istnieje taka teoria, że androgyniczność (androgyniczny – mający jednocześnie cechy obu płci) świata wymusza na współczesnych twórcach bajek tworzenie postaci uniseksowych, że bajki klasyczne wychowują do ról, które zupełnie się zdewaluowały. Po zapoznaniu się z taką opinią chciałabym zadać jej twórcom pytanie: „Czy to nie współcześni bajkopisarze przykładają rękę do budowania androgynicznej wizji człowieka i świata?

Czy w czasach, gdy różnice płciowe uległy zachwianiu, potrzeba ich określania i przypominania nie jest większa niż zwykle?”. Kto lepiej przekaże kanony ról społecznych i płciowości małemu dziecku jak nie dobrze skonstruowana baśń? Język baśni jest najlepiej dopasowany do możliwości zrozumienia dziecka w tej dziedzinie. Posłużę się tu cytatem z klasyka: „Dla niewinnych uszu dziecka to, co nieczyste, pozostaje niezrozumiałe” (Andersen). Jeśli burzy się kolejność edukacji i już od przedszkola wprowadza się do życia dzieci elementy erotyki, to w dużym stopniu zakłóca się u nich prawidłowy rozwój świadomości płciowej i dojrzałości do bycia mężczyzną i kobietą. Baśnie klasyczne w cudowny i prosty sposób pokazują, jak ważna jest konieczność oddzielenia ról kobiecych i męskich.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Stare baśnie?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.