Triumf obecności

Krzysztof Bronk / Radio Watykańskie / "Przewodnik Katolicki"

Jan Paweł II znów nas zaskoczył. Po sześciu latach ponownie mogliśmy przeżyć to, do czego przyzwyczaił nas w czasie swego pontyfikatu. To było wielkie spotkanie z Bogiem w jego osobie.

Klimat tych spotkań z papieżem trafnie oddał sam Benedykt XVI, który na wstępie beatyfikacyjnej homilii powrócił do atmosfery pogrzebu. „Już wtedy – mówił papież – większe od bólu żałoby było poczucie ogromnej łaski, która otaczała wówczas Rzym i cały świat, łaski, która była owocem całego życia mojego umiłowanego Poprzednika, a szczególnie jego świadectwa w cierpieniu. Już tamtego dnia czuliśmy unoszącą się woń świętości”.

Ale ta szczególna łaska była wyczuwalna dużo wcześniej. Ostatnio zwrócił na to uwagę kard. Georges Cottier OP, były teolog domu papieskiego. Na pewno nie należy on do egzaltowanych czcicieli papieża Polaka. Z racji swej funkcji musiał się wykazywać wielką powściągliwością. To jego bowiem zadaniem była krytyczna lektura wszystkich papieskich tekstów oraz współpraca w powstawaniu papieskiego nauczania. Papieża miał korygować, uteologiczniać, uściślać jego język. Dlatego tym ciekawsze są jego wspomnienia, którymi podzielił się w wywiadzie dla Radia Watykańskiego.

DEON.PL POLECA

Niemal 90-letniego już dziś dominikanina najbardziej zdumiewa fenomen Bożej obecności w Janie Pawle II. – Był to człowiek – opowiada szwajcarski teolog – który całkowicie angażował się w to, co robił, w pełni koncentrował się na kontakcie z osobą, z którą w danym momencie rozmawiał czy współpracował. A przy tym był zanurzony w Bożej obecności. Po prostu trwał w Bogu. I to było czuć. To do dziś zdumiewa mnie najbardziej – wyznał kard. Cottier.

Wydaje mi się, że te zwierzenia sędziwego już współpracownika Jana Pawła II wyjaśniają też istotę atmosfery niedzielnej beatyfikacji, kultu, który się oficjalnie rozpoczął, a także wszystkich innych spotkań z Janem Pawłem II. W tych spotkaniach jest Bóg. Jan Paweł II rzeczywiście był i nadal pozostaje w pewnym sensie namiestnikiem Chrystusa na ziemi. Na ile wynikało to z jego funkcji, a na ile było owocem osobistej świętości, trudno ocenić. Ważne, że jego oddziaływanie, mediacja Bożej obecności trwa nadal.

Świadkowie

Ważne światło rzucają na to również świadectwa ludzi, którzy z Janem Pawłem II żyli na co dzień. Beatyfikacja była jeszcze jedną szansą, by zabrali głos, by podzielili się swymi doświadczeniami. Oczywiście opowiadają je z pewnej perspektywy czasu. Są one więc wzbogacone refleksją i dlatego lepiej być może ujmują istotę rzeczy. W czasie sobotniego czuwania na Circo Massimo o życiu Jana Pawła II opowiadali m.in. Joaquin Navarro-Valls oraz kard. Stanisław Dziwisz. Obaj podkreślali, że świętość Jana Pawła II nie była dziełem przypadku. Były rzecznik prasowy przypomniał częste, cotygodniowe papieskie spowiedzi. Kard. Dziwisz mówił natomiast o częstej modlitwie, i to od czasów najdawniejszych, gdy Karol Wojtyła był jeszcze profesorem w seminarium. Czy zna ktoś dzisiaj księdza, który co tydzień klęka przed konfesjonałem? Ilu jest profesorów, którzy w przerwie między dwoma częściami wykładu „wyskakują” na Drogę Krzyżową? Kto dziś odważyłby się na taki styl życia, kto nie bałby się, że zostanie uznany za fanatyka? Lecz to przecież właśnie taka była droga Karola Wojtyła do świętości. Radykalna, a przy tym bardzo prosta. Dzięki temu Bóg go przemienił i na dobre w nim zamieszkał.

Aktywny święty

Niedzielna beatyfikacja pozwoliła już poznać, jakim świętym będzie Jan Paweł II. Wiadomo, święci świętym nierówni. Są święci do czytania, jak Paweł, Augustyn, Bernard czy Tomasz. Inni słyną z praktycznych rad w życiu codziennym, jak Ignacy Loyola czy Josemaría Escrivá. Są w końcu i tacy, którzy znani są ze swej czynnej obecności w życiu wierzących, by wspomnieć tylko św. Józefa, Antoniego czy Ojca Pio. Kim będzie Jan Paweł II?

Napisał bardzo dużo, ale jest autorem trudnym. W ostatnich dniach przed moimi oczami przewinęły się setki tysięcy jego czcicieli. Ani jednego nie przyłapałem na lekturze jego pism. Karol Wojtyła nie był też autorem aforyzmów, choć niektóre jego słowa dla wielu z nas stały się mottem na całe życie. Jan Paweł II jest jednak na pewno świętym aktywnym. Sądząc po setkach uzdrowień, tysiącach wymodlonych dzieci, niezliczonej ilości spraw beznadziejnych, w których zdążył już interweniować, można by pomyśleć, że w niebie miejsca nie zagrzał. Jan Paweł II już dziś jawi się jako wielki orędownik. Był nim także za życia, o czym w sobotę na czuwaniu przypomniał Navarro-Valls, kiedy ujawnił, że papieska modlitwa w dużej mierze składała się z przeglądania małych karteczek, na których wypisane były intencje, problemy i prośby zwyczajnych ludzi. Również i w tym był bardzo maryjny. Sam upodabniał się do Pośredniczki wszelkich łask.

Możemy mieć też nadzieję, że Jan Paweł II będzie skutecznym orędownikiem nie tylko w sprawach codziennych i osobistych, lecz także w odniesieniu do wielkich problemów, które i jemu leżały na sercu. Myślę tu o reformie posoborowego Kościoła, reewangelizacji cywilizacji zachodniej, a także o rodzinie. Nie zapomni też na pewno o Polsce. A swoją drogą, czy my, Polacy, doświadczyliśmy kiedykolwiek większych chwil chwały niż właśnie w niedzielę, kiedy pośród powiewających biało-czerwonych flag Bene-dykt XVI ogłaszał miastu i światu, że „władzą apostolską zezwala, by czcigodny sługa Boży Jan Paweł II, papież, od tej pory nazywany był błogosławionym”?

Beatyfikacja, a także towarzysząca jej debata, przypomniały nam również, że teraz czas na nas. Jesteśmy dłużnikami Jana Pawła II i musimy coś dla niego zrobić. Przede wszystkim wypełnić jego testament, żyjąc według jego przykładu i nauczania. Ale nie tylko. Naszym zadaniem jest również obrona dobrego imienia Jana Pawła II.

Tuż przed beatyfikacją można było zauważyć, również u niektórych hierarchów kościelnych, bardzo niepokojące rozdzielanie osobistej świętości Karola Wojtyły od jego papieskiej posługi. Jakby chciano dać do zrozumienia, że owszem Jan Paweł II był świątobliwy, ale papieżem był nie najlepszym. Oczywiście, ani to nie jest prawdziwe, ani katolickie. Bo świętość w tym przede wszystkim się przejawia, że człowiek dobrze czy wręcz heroicznie wypełnia swe życiowe powołanie. Ta beatyfikacja „z zastrzeżeniami” ukazuje jednak na faktyczny problem, jakim jest brak solidnego i uczciwego bilansu najnowszej historii Kościoła, a zwłaszcza tych lat, na które przypadał pontyfikat Jana Pawła II. W tym okresie w Kościele wydarzyło się również wiele zła. Mam tu na myśli nie tyle ujawniane dziś skandale obyczajowe, bo one są jednak czymś marginalnym, ile raczej wielką dechrystianizację cywilizacji zachodniej. To jest prawdziwa katastrofa, z której trudno będzie się pozbierać.

Potrzeba więc poważnego rachunku sumienia, nazwania błędów i winnych po imieniu. Na to jednak dziś nikt nie ma ochoty. Jest natomiast dość powszechne poczucie klęski. A wina automatycznie spada na Jana Pawła II, który staje się tu wygodnym kozłem ofiarnym. Jest to o tyle łatwiejsze, że Kościół uchodzi za instytucję scentralizowaną, a władza papieża za bezpośrednią i w zasadzie nieograniczoną. My natomiast od ubiegłej niedzieli wiemy, że Jan Paweł II był święty i to właśnie jako papież. I stąd nasze zadanie, aby w tę świętość nie tylko wierzyć, ale także ją dowieść wszystkim, którzy usiłują oczernić „nieobecnego”.

Jan Paweł II jest świętym aktywnym. Sądząc po setkach uzdrowień, tysiącach wymodlonych dzieci, niezliczonej ilości spraw beznadziejnych, w których zdążył już interweniować, można by pomyśleć, że w niebie miejsca nie zagrzał. Jan Paweł II już dziś jawi się jako wielki orędownik Tuż przed beatyfikacją można było zauważyć, również u niektórych hierarchów kościelnych, bardzo niepokojące rozdzielanie osobistej świętości Karola Wojtyły od jego papieskiej posługi. Jakby chciano dać do zrozumienia, że owszem Jan Paweł II był świątobliwy, ale papieżem był nie najlepszym.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Triumf obecności
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.