W Kościele, mogło być bardziej po ludzku, a tym samym bardziej po Bożemu…

Wacław Oszajca SJ / Przegląd Powszechny 1/2010

To nie jest tak, że to dzięki nam Kościół istnieje, a przeciwnie, to dzięki temu, że istnieje Kościół, a więc świeccy, my istniejemy. Wacław Oszajca SJ dziennikarz i poeta opowiada o swoim życiu zakonnym i relacjach z innymi ludźmi.

Jak wyglądają relacje Księdza ze świeckimi i przełożonymi?

Nie narzekam, dobrze. Mam też nadzieję, że świeccy, co za pa­skudne słowo, i przełożeni, tu bez komentarza, mają podobne zda­nie na ten temat. Czasami, gdy słyszę, jak to w dzisiejszej Polsce nie tylko nie szanuje się duchownych, ale wprost się nas prześladuje, zaczynam się czuć nieswojo. Jeśli bowiem ktoś mi porządnie zalazł za skórę, to akurat nie świeccy, tylko dwu, trzech biskupów i paru prezbiterów.

Właśnie tam, gdzie ten i ów widzi jaskinię zła wszelkiego, np. media tzw. polskojęzyczne, ja się czuje jak ryba w wodzie. Wiem, że to moje zadowolenie łatwo podważyć, choćby takim cytatem z Biblii: „Biada wam, jeśli wszyscy ludzie chwalić was będą!”, ale się tym zbytnio, zarzutami oczywiście, nie Biblią, nie przejmuję. Dlatego, choć mnie to wścieka, staram się uważnie słuchać zarzu­tów, wierzę, że one też są słowem Bożym. Z tego powodu cenię sobie kontakty z niewierzącymi i agnostykami. Nikt lepiej od nich nie przypilnuje mojej wiary przed stoczeniem się w zabobon, nic też lepiej nie zabezpieczy mnie przed popadnięciem w pychę duchową (jak mówi Jan od Krzyża) niż pamięć o tych ateistach czy wyznawcach innych religii, którzy woleli wybrać śmierć, byleby tylko dochować wierności tym, których kochali, czy za których od­powiadali.

Wreszcie najważniejsze, o czym muszę koniecznie pamiętać. To nie jest tak, że to dzięki nam Kościół istnieje, a przeciwnie, to dzięki temu, że istnieje Kościół, a więc świeccy, my istniejemy. Każdy ochrzczony ma udział w kapłaństwie, bo jeden jest kapłan – Jezus Chrystus, a jeśli tak, to wszyscy jesteśmy duchownymi.

Przełożeni. Zawsze zżymam się, gdy słyszę, jak składający profesję mówi, że w prowincjale widzi samego Boga, ale też zawsze wtedy sobie przypominam, że najlepiej w życiu wyszło mi to, czego nie chciałem robić, a do czego mnie w taki czy inny sposób naga­niano. Lubię więc to napięcie, to iskrzenie, jakie zachodzi, gdy moja wolność zetknie się wolnością innych ludzi, a tym samym z wolno­ścią Boga. Oczywiście ciężko wytrzymać, gdy się, nie daj Boże, trafi na tępego przełożonego, który swój urząd czy posługę pojmuje jako możliwość robienia wszystkiego, co mu przyjdzie do głowy. Wte­dy, czasami, pozostaje jedno: wytrzymać i przetrzymać, no i umieć wybaczać, przełożonym również.


Jak Ksiądz przeżywa swoją męskość, potrzebę bycia ojcem, samotność?

Nie powiem, by mimo wszystko celibat był największym ciężarem, z jakim borykałem się w życiu. W 38 lat od święceń jedno wiem: że kobiety mężczyźnie nikt i nic nie zastąpi, i że do takiego zastępstwa nie powinniśmy dopuszczać. Zwłaszcza gdy ta zastępcza rola miałaby przypaść Maryi czy Chrystusowi. Długo nosiłem, a właściwie po dziś dzień noszę w sobie głód, który nigdy nie będzie zaspokojony, bo nie chodzi tylko o potrzeby natury cielesnej, seksualnej i psychicznej, ale o duchowe również. Zrozumiałem to późno, bo dopiero po śmierci mojej matki, gdy patrzyłem na ojca, jak usiłuje żyć dalej ze świadomością, że żyje w pustce. Wygląda więc na to, że dopiero zgoda na tę pustkę sprawia, że człowiek, proszę wybaczyć tę odrobinę ekshibicjonizmu, w większym stop­niu przestaje się zajmować i przejmować sobą, przez co staje się bardziej uważny i gotowy na przyjęcie innych ludzi, na mocniejsze włączenie się w dziejące się wydarzenia, co znaczy, że pozwala Bogu, by przychodził do człowieka tak, jak On sam tego pragnie, a nie tak, jak my tego pragniemy czy sobie wyobrażamy.

Braku ojcostwa w znaczeniu biologicznym również nie chcę ni­czym zastępować, zwłaszcza tzw. ojcostwem duchowym. Taki er­zac powoduje, że zaczynamy uprawiać tzw. kierownictwo duchowe i zamiast towarzyszyć naszym siostrom i braciom w ich usamo­dzielnianiu się, w ich dochodzeniu do większej wolności, zniewala­my ich uzależnieniem od nas: spowiedników, duchowych ojców czy też wspomnianych już kierowników, od naszych decyzji.

Nie wyobrażam też sobie życia w takim zakonie, a nawet Kościele, w którym przełożeni swój urząd chcieliby sprawować na wzór ojca rodziny. Co prawda, wielu tytułuje mnie ojcem, ale mam nadzieję, że oczekują oni ode mnie wszystkiego, ale nie tego, bym zastępował im rodzonego ojca, ani też nie oczekują, że będę jakimś nadczłowiekiem, na którym będą mogli polegać zawsze i wszędzie, i który nigdy ich nie zgorszy i nie skrzywdzi. Chcę więc być towarzyszem, stać obok, iść ramię w ramię, a jeszcze częściej krok z tyłu, czasami pół kroku z przodu, czasem, gdy trzeba, kark nadstawić.

Samotność? Mój Boże, lubię ją, daje mi ona możliwość poby­cia trochę sam na sam ze sobą. Mimo, a może właśnie dlatego że wiem, co we mnie siedzi i nie chcę o tym zapomnieć, właśnie dlatego lubię siebie. Ta miłość własna, jak mniemam, pomaga mi dopatrzeć się w innych ludziach tego, czego oni sami nie widzą, nazbyt przygnębieni swoją czasami prawdziwą, czasami wyduma­na grzesznością. Nie lubię natomiast osamotnienia, czyli poczucia odrzucenia, niechęci i pogardy ze strony innych ludzi. Nie lubię trwać w takim stanie, gdyż wiem, że przeważnie to ja sam skazuję się na osamotnienie. Po prostu, ludzie ode mnie uciekają, bo mają mnie powyżej uszu.

Co Księdzu przeszkadza w stereotypowym obrazie duchow­nego? W czym czuje się Ksiądz najbardziej niezrozumiany?

Wcale nie czuję się niezrozumiany. Przeciwnie, boleję nad tym, że muszę odsyłać z kwitkiem ludzi pragnących, bym pomógł im w zrozumieniu sytuacji, w jakiej się znaleźli. Czasami jednak chciałoby się, by ci, których skrzywdziłem, nie odpychali mnie, ale zrozumieli, że człowiek to coś więcej niż jego, tegoż człowieka, myśli, słowa, uczynki i przede wszystkim zaniedbania. Rozważając od jeszcze innej strony, jakoś najtrudniej mi zrozumieć, skąd się we mnie bierze taka oto wredność: najtrudniej jest lubić tych, którzy są świadkami mojej słabości. Czyli tych, którzy widzieli, czy też uczestniczyli w czymś, czego się wstydzę.

A ponieważ najczęściej u innych nie lubi się tego, czego się nie lubi u siebie, a do czego nie chcemy się przyznać przede wszyst­kim przed sobą samymi, więc nie lubię lizusostwa i arogancji. Aro­gancji wobec tzw. niżej stojących, a lizusostwa wobec stojących wyżej. Biskup to zawsze ekscelencja, a kleryk i siostra zakrystian­ka – zawsze popychadło. Wiem, owa arogancja nie jest jedynie wy­tworem zdeprawowanej duszy, ale i kościelnych struktur, niemniej chciałoby się, by między nami, czyli w Kościele, mogło być bardziej po ludzku, a tym samym bardziej po Bożemu.

WACŁAW OSZAJCA SJ, dziennikarz i poeta, wykładowca na PWT „Bobolanum” w Warszawie i na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

W Kościele, mogło być bardziej po ludzku, a tym samym bardziej po Bożemu…
Komentarze (24)
K
kORONERKA
24 stycznia 2010, 20:03
Oglądam okładkę książki "Siedem grzechów glównych" Dag Tessore,jeśli dobrze widzę nazwisko autora... Piękne drzewo z zawieszonymi tabliczkami wymieniającymi ich nazwy[grzechów][dostałam plakat do pewnej książki ,którą zamówiłam.Uderzyło mnie to ,że widzę drzewo z owocami,ale nie widzę korzeni.Co prawda poniżej widzę skrót MIC[medycyna] ,ale z czego wynikają :pycha,chciwość,nieczystość itd...? Jakie są korzenie grzechu? Grzech pierworodny.   Jakie są te korzenie,co to drzewo żywi? Głupota, kompleksy,ubóstwo? Spowiadam się z efektów czegoś co we mnie tkwi i wywołuje objawy. OCZEKIWAŁABYM JEDNAK OJCZE ABYŚ POTRAFIŁ MI W WYBRANEJ PRZEZ NAS METODZIE ODKRYĆ TE KORZENIE I PRZEPIŁOWAĆ JE WRAZ ZE MNĄ.cHCIALÓBY SIĘ,ŻEBY DUCHOWNI BYLI JAK WYTRAWNI LEKARZE MEDYCYNY-POTRAFILI TĘPIĆ ZŁO W JEGO ZARODKU!!!    PODOBA MI SIĘ TEN PORTAL, W ODRÓŻNIENIU OD INNYCH DAJE NIEOGRANICZONE MOŻLIWOŚCI WYPOWIEDZI W OKNIE DIALOGOWYM.i ZA TO DZIĘKUJĘ JEZUITOM- POTRAFICIE SŁUCHAĆ.
Grażyna Urbaniak
24 stycznia 2010, 18:40
Myślę, że najlepiej mieć miłosierdzie dla grzesznika a rygoryzm dla grzechu. Paradoksalnie - puste i zamknięte kościoły w Europie to skutek tego, że Kosciół odszedł od rygoryzmu.
Jurek
24 stycznia 2010, 18:24
I dlatego potrzebne są nam kobiety (nie mylić z feministkami). salome, i ja spróbuję odnaleźć w słowach Szewczyka troskę o kościół. Tylko czasami zastanawiam się jakie są granice dialogu, napominania. To co Szewczyk pisze przytaczając słowa Chrystusa: "cztery oczy, świadek, ekskomunika" Czy może nie jest wymogiem czasu trochę "cwaniactwa"? I nie namawiam wcale, żeby być elastycznym w swoich poglądach (ma być tak, tak - nie, nie) Zawsze jest zagrożenie, że sami wytyczymy sobie granicę między rygoryzmem, a miłosierdziem (daniem szansy na poprawę) Na ile potrafimy nie paktować z diabłem jak Chrystus, który był kuszony na Pustyni? Jak rozpoznać czy to już jest paktowanie, czy nie? Tak czy inaczej takie pytania powinnismy sobie stawiać.
Grażyna Urbaniak
24 stycznia 2010, 17:50
Jurku, na pewno kapłaństwo to miłość Serca Jezusowego. A każda miłość niesie pewne zobowiązania. W przypadku kapłanów jest to troska o szerzenie Królestwa Bożego na ziemi. Kościół jest apostolski i kapłani nie mogą poprzestać na samym kochaniu. I nie odbieram wypowiedzi szewczyka jako zachęty do reformy czy opuszczenia Kościoła. Znajduję w nich wielką troskę o Kościól.
SD
Szewczyk Dratewka
24 stycznia 2010, 17:37
Szewczyku Dratewka muszę się podzielić z Tobą słowem kapałana (ks. prof Zając), które padło dzisiaj na mszy u mnie w parafi: "Dokąd zmierza świat, którego budżet na zbrojenia równy jest budżetowi Afryki, gdzie 400.000 najlepszych inzynierów, projektantów pracuje na potrzeby przemysłu zbrojeniowego, gdzie za jeden wóz bojowy można kupić 100 traktorów, itd, itd" Dobrze powiedział ten ksiądz. I ja znam takich, którzy potrafią piętnować współczesne zło w polityce. Tyle, że robią to ogólnikowo, tak jakby decyzje w rządach i parlamentach podejmowałe się same, jakby za złymi decyzjami nie stali konkretni ludzie podający się za chrześcijan i uczęszczający na nabożeństwa. Księża, a zwłaszcza biskupi, mają obowiązek napominać z imienia decydentów władz centralnych, którzy odpowiadają za poważne publicznie znane sprzeniewierzenia się moralności - najpierw w cztery oczy, potem przy kilku świadkach, a następnie publicznie przed całym Kościołem. A jak nie pomoże - ekskomunikować, żeby wilki w owczych skórach więcej nie zbierały wyborczych głosów chrześcijańskich.
SD
Szewczyk Dratewka
24 stycznia 2010, 17:26
Uważam, że biskupi mają obowiązek pouczać o moralności polityków, a zwłaszcza tych, którzy podają się za chrześcijan, a gdy to nie pomaga - i politycy "chrześcijańscy" sieją lub tolerują zło w sferze publicznej - biskupi mają obowiązek ekskomunikować ich. W przeciwnym razie należałoby uznać, że Bolesław Śmiały słusznie kazał zabić św. Stanisława, który żadnym świętym by nie był, a tylko godnym pogardy buntownikiem przeciw świeckiej władzy królewskiego majestatu. Bez niezmienności i sumiennego przestrzegania dobrych zasad moralnych żadna społeczność nie może prawidłowo działać. Urozmaicone liturgie, obchody, jubileusze nie zastąpią moralności i wykonywania podstawowych obowiązków. Jak ludzie widzą, że fetuje się różne wysoko postawione szuje nawet na nabożeństwach, to czego to ich uczy? Czy nie tego, że można i po trupach, byleby do zwycięstwa? Niektórzy chcieliby zamienić chrześcijaństwo w jedną wielką automatyczną rozgrzeszalnię, gdzie nie trzeba za nic przepraszać, niczego nie trzeba żałować, ani się wyrzekać. Był wśród nas wielki człowiek i duchowny Bogusław Paleczny, który nie bał się władz i im nie nadskakiwał, a co więcej nie bał się publicznie i w oczy mówić różnym ważnym niegodziwcom, co o nich myślą przyzwoici ludzie. I co go spotkało? Czy zapraszano go do wszelkich massmediów, czy go fetowano? Czy został biskupem? Nie. Przedstawiano go, jako dziwaka, póki żył, a gdy odszedł w niewyjaśnionych okolicznościach, skazano go na zapomnienie. Biskupi nawet nie pofatygowali się na jego pogrzeb...
Grażyna Urbaniak
24 stycznia 2010, 17:22
Vibo, zadaniem Kościoła jest mieszanie się we wszystko, co dotyczy wiernych. A piętnowanie zła nie jest jednoznaczne z podburzaniem.
Jurek
24 stycznia 2010, 17:19
Szewczyku Dratewka muszę się podzielić z Tobą słowem kapałana (ks. prof Zając), które padło dzisiaj na mszy u mnie w parafi: "Dokąd zmierza świat, którego budżet na zbrojenia równy jest budżetowi Afryki, gdzie 400.000 najlepszych inzynierów, projektantów pracuje na potrzeby przemysłu zbrojeniowego, gdzie za jeden wóz bojowy można kupić 100 traktorów, itd, itd" Daje się więc słyszeć ten głos, na którego brak zwracasz w swoim poście. A może ja mam szczęście do takich kościołów? Z okazji roku kapłańskiego w moim kościele jest wystawiony duzy obraz św. Jana Marii Vianney'a z jego słowami: Kapłaństwo to miłość Serca Jezusowego. Takim kapłaństwem żył Vianney. O takich kapłanów módlmy się.
PT
Piotr Targoński
24 stycznia 2010, 16:56
robak50, Męczeństwo za wiarę w czasach pokoju ? W naszym kraju dobrym przykładem jest udział w różnych misjach do krajów, w których takiego pokoju i demokracji nie ma np. do Indii, gdzie nie tylko misjonarze, ale również zwykli wyznawcy Chrystusa umierają każdego dnia za swoją wiarę (nie wspominam już o Chinach, gdzie próba podjęcia się prowadzenia jakiejkolwiek misji jest w obecnej chwili bez sensu). Podburzanie społeczeństwa przeciwko aktualnej władzy (nieważne jakiej, chyba, że łamie ona prawa człowieka tak jak np. komunizm) i ogólnie rzec biorąc, mieszanie się w politykę nie jest napewno zadaniem Kościoła.
Krzysztof Pachocki
24 stycznia 2010, 15:38
Historie znam słabo, to fakt, bo uczyli mnie komusi a na religii tez nikt nie uczył historii Kościoła. Wiem tyle, że po edykcie mediolańskim w 313 roku gorliwi Chrześcijanie, którym nie groziło już męczeństwo, uciekali za św. Antonim gdzie pieprz rośnie od władzy i tak powstał ruch monastyczny. Czym dzisiaj jest męczeństwo za wiarę w czasach pokoju i demokracji, jeśli nie narażaniem się władzy, oportunistycznym hierarchom, i skostniałym strukturom?
Jurek
24 stycznia 2010, 15:26
robak50, no to popisałeś się znajomością histori. :D. Chodzi mi o to, żeby nie robić uogólnień. Chociaż miewało to miejsce to gdyby był to stały trend to KK przeminął by jak i te władze. Powiem tak. Róbmy swoje. Może czasem trzeba będzie przyjąć taką postawę jaką nakazuje Chrystus: "Słuchajcie ich, ale nie nasladujcie". Szewczyku Dratewka, z Twojej wypowiedzi kosciół jawi się jako zepsuta instytucja, którą trzeba albo natychmiast zreformowac, albo opuścić. A ja w tym naszym polski KK ciągle widzę Ciało Chrystusa, którego głową jest Chrystus. W tym kościele znajduję pełny przekaz Ewangelii Chrystusa i wzory do nasladowania. Jeszcze do czerwca trwa Rok Kapłński ogłoszony przez Papieża, któremu patronuje św. Jana Marii Vianney'a, proboszcza z Ars, wspaniały kapłan. Mówiąc co jest złe w Kościele nie zapominajmu o ogromnym depozycie dobra i łaski, który niesie Kościół. W przeciwnym wypadku będziemy wpisywć się w szatański plan zniszczenia Kościoła. (niemożliwy zresztą do zrealizowania)
Krzysztof Pachocki
24 stycznia 2010, 14:38
Jak świat światem KK zawsze trzymał z wladzą wyjąwszy paru męczenników.
Grażyna Urbaniak
24 stycznia 2010, 14:05
Co prawda, to prawda Szewczyku. A potem lament, że Kościół traci autorytet.
SD
Szewczyk Dratewka
24 stycznia 2010, 13:34
Jakub Apostoł pisał: "Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: ”Usiądź na zaszczytnym miejscu!”, do ubogiego zaś powiecie: ”Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!”, to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi?" Czuję niesmak, jak widzę, gdy w kościele na nabożeństwach pozdrawiani są i zajmują honorowe miejsca różni politycy, którzy popierają kompromis aborcyjny, w wyniku którego zabija się kilkaset dzieci rocznie, politycy którzy popierali napastnicze wojny w Iraku i Afganistanie, politycy, którzy pozwalają robić z internetu i prasy pornograficzne szambo, politycy, którzy pozwalają umierać chorym, by oszczędzić na leczeniu, politycy, którzy wyrzucają krocie na stadiony i opery, gdy brak pieniędzy na mieszkania, opiekę zdrowotną i oświatę, politycy, którzy bezwstydnie pobierają pensje wielokrotnie przekraczające płacę minimalną. Dlaczego jawnogrzesznicy odbierają honory na nabożeństwach, zamiast ekskomuniki. Co się dzieje z duchownymi którzy kadzą kreaturom, byle kreatura była wysoko postawiona? Jakże rzadko słyszę duchownych ganiących włodarzy świeckich. A czyż już nie ma takich biskupów, którzy w ślad za swoimi znamienitymi poprzednikami, potrafiliby wypomnieć publiczne ciężkie grzechy i zaniedbania konkretnym politykom? Jezus mówił: "Gdy brat twój zgrzeszy ”przeciw tobie”, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!"
Jurek
24 stycznia 2010, 11:56
J(...) Ciężka jest dola Kapłana i dobrze, że mamy Rok Kapłański, bo wiele modlitwy potrzeba... Dobrze, że na to zwróciłeś uwagę. Bo taka potrzeba jest dzisiaj chyba większa niz kiedykolwiek.
J
Jonasz
24 stycznia 2010, 09:42
Jurku, to że ojciec czuje się  atakowanym przez jakiegoś biskupa czy prezbitera to rzecz normalna; wszak jest bardziej rozpoznawalny niż wielu ekscelencji. Co do lizusostwa i gnębienia w kościele to kazdy, kto choć trochę obraca się w "okolicy kapłanów" wie że tak jest, podobnie zresztą jak w innych zespolonych służbach typu : wojsko , policja itp. W tym schemacie nie ty decydujesz o swoim losie lecz przełożony. Jak jest w miarę mądry to chwała Panu. Ale jacy są? Różni, na głupca który ma "pod sobą" kilka setek kapłanów też można trafić, niestety. Ciężka jest dola Kapłana i dobrze, że mamy Rok Kapłański, bo wiele modlitwy potrzeba...
~~
24 stycznia 2010, 09:24
smutne , ale też takie bardziej obgadywalskie 
K
kleryk
24 stycznia 2010, 08:51
Znam takiego ksiedza (ks.A.B.), ktory z zasady nie chcial znac imion klerykow, dla niego to byl kleryk... przez ty, kleryk mu mowil, a moze dalej tak mowi...widac jaki mial szacunek dla czlowieka... a faktycznie tym z gory to niejedno kadzidlo wykadzil. 
Krzysztof Pachocki
23 stycznia 2010, 14:41
Bardzo piękna, w swej szczerości, wypowiedź. Pamietam wspaniałe rekolekcje wielkopostne O. Oszajcy w zeszłym roku w Poznaniu. Pozdrawiam Ojca serdecznie.
23 stycznia 2010, 10:43
Zdecydowanie proszę nie sugerować się moimi recenzjami.
Jurek
23 stycznia 2010, 10:11
Pamiętam ojca Wacława kiedy bylismy razem na strajku okupacyjnym w 1981r w Politechnice Lubelskie i póżniej z okresu stanu wojennego. Wtedy był jeszcze księdzem diecezjalnym. I powiem szczerze wolałbym zapamiętać go takim z tamtego okresu. Powiem tak: nie w pełni się zgadzam z Jego oceną rzeczywistości, którą często prezentował (może jest to nadal, nie wiem) w dodatku GW. I nie dziwię się, że nie widzi, że w Polsce atakuje się duchowieństwo, a On sam czuje się atakowany przez biskupów i prezbiterów. I komentarz brata_robota, który swoje poglądy na temat koscioła bardzo wyraźnie prezentuje na tym forum jest aż nadto wymownym potwierdzeniem. Nie znam miejsca, gdzie po za kościołem mogłoby być bardziej po ludzku.
~~
23 stycznia 2010, 07:28
  Wreszcie najważniejsze, o czym muszę koniecznie pamiętać. To nie jest tak, że to dzięki nam Kościół istnieje, a przeciwnie, to dzięki temu, że istnieje Kościół, a więc świeccy, my istniejemy. Każdy ochrzczony ma udział w kapłaństwie, bo jeden jest kapłan – Jezus Chrystus, a jeśli tak, to wszyscy jesteśmy duchownymi." ~~ Kościół jest powszechny , ale też jest apostolski! W duchu jesteśmy Chrystusowi /tutaj duchownymi/, ale w powierzonej funkcji - różnimy się! To Świat próbuje wygładzić wszystko walcem , równiutko i bez różnic!
22 stycznia 2010, 23:25
Świetny materiał.
PT
Piotr Targoński
22 stycznia 2010, 23:22
Bardzo ciekawy artykuł. Podoba mi się u księdza Oszajcy zdrowe podejście (z dystansu) do różnych spraw i "luźna" forma wypowiedzi jaką się posługuje.