W obronie krzyża
Ta rocznica na razie jest cicha, choć wydarzenia, których dotyczy, zasługują na rozgłos i powszechną pamięć. W tych dniach mija 30 lat od walki o krzyże w szkole w Miętnem w województwie mazowieckim. Uczniowie z tej małej miejscowości wykazali się wówczas wielką odwagą i bezkompromisowością. A przecież naprzeciw nich stał aparat propagandy i resorty siłowe totalitarnego państwa.
Fenomenem polskiego Sierpnia były Msze św. odprawiane podczas strajków, krzyże i portrety papieża na bramach zakładów, kapłani wśród robotników, kolejki do spowiedzi. Potem, po zwycięstwie Solidarności, w sposób naturalny w miejscach publicznych pojawiły się krzyże.
Po wprowadzeniu stanu wojennego komuniści stopniowo zaczęli je usuwać.
My chcemy Boga
Gdy w grudniu 1983 r. uczniowie Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem zauważyli, że ze ścian szkolnych zniknęły krzyże, wystosowali petycję do dyrektora z żądaniem ich przywrócenia. Dyrektor zarządził apel i ogłosił, że w szkole nie będzie "ideologicznych emblematów, a miejsce krzyża jest w kościele". 600 zgromadzonych w holu uczniów odmówiło powrotu do klas. Stojąc w miejscu, tupaniem zagłuszyli głos dyrektora. Jak na komendę odwrócili się plecami i zaczęli śpiewać My chcemy Boga i Rotę. Dopiero obietnica negocjacji z przedstawicielami szkolnego samorządu sprawiła, że po kilku godzinach okupacji holu uczniowie rozeszli się do klas. Na rozmowy przyszło nie kilkoro uczniów z samorządu, a ponad 50 osób. Takiej gromady nie można zastraszyć, zmanipulować czy skorumpować. Ponieważ negocjacje nic nie dały, uczniowie w miejsce zdjętych krzyży przynieśli nowe, a gdy i te zniknęły, obawiając się ich profanacji, zażądali zwrotu. Tym, co zdumiewa do dziś, jest samoorganizacja, solidarność i mądrość uczniów. Choć można oczywiście wskazać liderów, w tym Jarka Maczkowskiego, Wiolettę Sosnowską, Mirkę Owsińską czy Tadka Lipińskiego, protest (jak zaznaczają uczestnicy strajku) był wspólną sprawą wszystkich. Decyzje podejmowano demokratycznie, a w żądaniach powoływano się na konstytucję. Nawet ci, którzy nie uchodzili za zbyt religijnych, włączyli się, bo to była ich wspólna walka. Uczniów poparło kilkoro nauczycieli (ok. 10 proc. kadry), list do dyrekcji z prośbą o powrót krzyży napisali księża. Szkolny protest od początku rozpracowywała Służba Bezpieczeństwa, był obserwowany przez władze partyjne gminy i województwa.
Strajk okupacyjny
Po zakończeniu ferii, 9 stycznia 1984 r., na porannym apelu dyrektor ponownie ogłosił, że krzyże nie wrócą do klas. Uczniowie zebrali się przed budynkiem i zaczęli śpiewać pieśni patriotyczne i religijne, po jakimś czasie jednak wrócili na lekcje. Następnego dnia w szkole pojawia się transparent z cytatem z Mickiewicza: "Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem". Od godz. 13.00 uczniowie znów podjęli protest. Czekając na przedstawicieli władz, modlili się głośno, śpiewali pieśni. Delegacja z Siedlec z wicewojewodą wprawdzie przyjechała, ale spotkała się tylko z radą pedagogiczną, ignorując uczniów. W końcu, po kolejnym dniu strajku, późną nocą zawarto porozumienie. Krzyże zostaną zwrócone uczniom, a ci przekażą je pobliskiemu kościołowi, natomiast jeden pozostanie w szkolnej czytelni. Następnego dnia uczniowie procesyjnie zanieśli krzyże (ok 4,5 km) do kościoła w Garwolinie. Ponieważ władze nie wywiązały się z obietnicy przywrócenia krzyża, wierni w diecezji zaczęli zbierać podpisy. Jednocześnie szkolne krzyże, zdeponowane w garwolińskiej świątyni, rozpoczęły peregrynację po innych parafiach. Jeszcze jedną próbę podejmują rodzice 19 lutego. Otóż, podczas wywiadówki zawiesili krzyże, ale i te dyrekcja zdjęła, podrzucając w nocy na schody mieszkania organisty. Następnego dnia księża Stanisław Bieńko, Michał Śliwowski i Sławomir Żarski odnieśli krzyże do szkoły i wręczyli uczniom, a ci zawiesili je w klasach. Gdy znów krzyże zdjęto, biskup przekazał im małe drewniane krzyżyki, które od tej pory uczniowie nosili na piersiach.
Pałka jako argument
7 marca uczniowie ogłaszają strajk okupacyjny. Zostają w szkole, odmawiają Różaniec, Apel Jasnogórski, przygotowują maty zapaśnicze do spania, z internatu przynoszą koce. Dowiadują się, że do Garwolina wyrusza oddział ZOMO. Wieczorem po godz. 21.00 do szkoły wkracza prokurator, ogłaszając, że szkoła zostaje rozwiązana, po czym nakazuje opuścić teren i grozi uczniom, którzy ukończyli 18 lat, wcieleniem do wojska. Uczniowie formują pochód i wyruszają, by schronić się w kościele w Garwolinie. Po drodze wyprzedza ich kolumna ZOMO na sygnale. Przed miastem blokuje drogę. Naprzeciwko nastoletnich uczniów wyrasta oddział w hełmach, maskach, z tarczami. Są psy, słychać walenie w tarcze wielkimi pałkami. W tym czasie w świątyni zaczynają bić dzwony. Od strony miasta przedarł się jeden z księży i próbuje negocjować. Dowódca plutonu ogłasza, że ci uczniowie, którzy są z Garwolina, pojedynczo, okazując legitymację, będą przepuszczeni. W odpowiedzi jeden z chłopaków podniósł krzyż do góry, krzycząc: "To jest moja legitymacja!". Dzieci jeszcze próbują obejść blokadę, uciekają po zamarzniętym polu, przewracają się, w końcu postanawiają wrócić do internatu. Rano, mimo podstawionych dla nich przez władze autokarów, udaje im się uciec i małymi grupami przedrzeć do kościoła. Korespondent zagranicznej telewizji utrwalił te scenę. Na filmie widać milicyjne budy przed kościołem, a w kościele tłum wiernych i rzeszę młodych ludzi z krzyżami, z gitarami. Modlitwa, łzy i poruszająca homilia księdza proboszcza.
Zwycięzcy
Władze rozwiązały szkołę, ogłoszono nowy nabór, a warunkiem przyjęcia było podpisanie przez uczniów i rodziców deklaracji, że w szkole krzyży nie będzie. Zdecydowana większość (85 proc.) odmówiła. Skazali się tym samym na poniewierkę, zmianę szkół, przerwę w edukacji. Wobec nauczycieli, którzy opowiedzieli się po stronie uczniów, posypały się groźby i represje ze strony SB i władz oświatowych.
Szkoła świeciła pustkami. W końcu władze musiały uznać swoją porażkę. 6 kwietnia 1984 r. podpisano porozumienie pomiędzy Episkopatem a rządem określające przywrócenie krzyża do szkół w Miętnem. Dzieci, już bez podpisywania lojalek, mogły wrócić do szkoły. To oni okazali się zwycięzcami.
Walczyli w tej samej wojnie, na froncie której, za kilka miesięcy, zginie ks. Jerzy Popiełuszko. Co sprawiło, że wytrwali?
Że nie dali się złamać? W konfrontacji z totalitarną władzą dzieci z prostych chłopskich rodzin zachowały się godniej niż niejeden profesor, znany dziennikarz, pisarz czy elektryk mający prezydenckie aspiracje. Dla uczniów z Miętnego walka o krzyż była też walką o wolność. Przecież podczas strajku, obok pieśni religijnych, śpiewano hymn i Rotę. - Gdybyśmy się zgodzili na usunięcie krzyża, to by znaczyło, że wyrzekamy się nie tylko wiary, ale Polski i wolności - wspomina po latach jeden z uczestników protestu. - Oddając krzyż, cóż by nam zostało?
Sprawa nadal aktualna
Uczniowie i nauczyciele z Miętnego zapłacili swoją cenę. Mimo porozumienia i powrotu krzyża wielu dosięgły szykany. Nauczyciele tracili pracę, przenoszono ich do innych placówek. Niektórych chłopców wcielono do wojska. Bohaterów z Miętnego nikt nigdy nie przeprosił. Jedna z najpiękniejszych kart okresu "Solidarności" nie stała się częścią naszej pamięci zbiorowej. Dopiero prezydent Lech Kaczyński uznał, że jako wspólnota mamy wobec nich dług, i odznaczył najbardziej zasłużoną nauczycielkę, Bogumiłę Szeląg. Gdy teraz, z okazji 30-lecia protestu zaprosiłem uczestników do telewizji, po programie zgłosił się do nich poseł Ryszard Czarnecki. Wzruszony tą historią dziękował i aby ich uhonorować, ufundował dziesięciu osobom wyjazd na kanonizację do Rzymu.
Strajk w Miętnem był najgłośniejszy, ale podobnych protestów było więcej, np. we Włoszczowej czy w Suwałkach. Po programie dostałem list z Krobi koło Leszna z opisem kilkunastomiesięcznych zmagań w obronie krzyża. Mieszkańcy, mimo oporu władz, wywalczyli zgodę na obecność krzyży w szkole. Na początku grudnia 1981 r. uroczyście zawiesili je w klasach, a potem, w stanie wojennym, potrafili obronić. To jedno z niewielu miejsc, skąd w najbardziej ponurym okresie walki z Kościołem nigdy nie pozwolono zdjąć krzyża. Walka z krzyżem i ataki na Kościół, niestety, nie ustały. Wystarczy przypomnieć krzyż z puszek po piwie i inne profanacje na Krakowskim Przedmieściu, bluźniercze instalacje pseudoartystów czy spór o krzyże w radomskiej Komendzie Policji. Znów słychać nawoływania, że miejsce krzyża jest w kościele, a zaangażowanie duchownych w sprawy społeczne ma być tylko działalnością charytatywną. Każdy głos kapłanów czy instytucji katolickich w obronie porządku społecznego i prawdy spotyka się z protestami, że kler miesza się do polityki. Chciałoby się zawołać: "Obrońcy krzyża z Miętnego, Krobi, Włoszczowej pilnie poszukiwani. Sprawa ciągle aktualna!".
Skomentuj artykuł