Web 2.0 w Kościele?
Czy można sobie wyobrazić Apostoła Narodów rozsyłającego swoje listy w formie e-maili? Można! Albo zawiadamiającego poprzez Skype'a, że niedługo przybędzie do Koryntu? Naturalnie! Uczniowie Chrystusa od samego początku ewangelizacji wykorzystywali ówczesne środki komunikowania i gdyby dysponowali Internetem, byliby zapewne z nim za pan brat. Dwa tysiące lat później głoszący Dobrą Nowinę sięgnęli po komputery i Sieć Web. Nowe rozwiązania dają obecnie coraz to większe możliwości; ale też wzrastają wymagania wobec ewangelizujących w Sieci.
Kiedy na przełomie roku 1989/1990 Tim Berners-Lee pracował w CERN nad ideą stron www, Jan Paweł II kończył pierwsze w historii papiestwa orędzie o misji Kościoła w erze komputerów. W grudniu 1990 roku uczony zamienił pomysły w czyn i udostępnił pierwszą w świecie stronę www ośrodka badawczego. Trzy lata później opracowana została prototypowa przeglądarka Mosaic, potem słynny Netscape. W grudniu 1996 roku Radio Watykańskie, jako pierwsza instytucja Stolicy Apostolskiej, uruchomiło witrynę na serwerze World Radio Network, a po 14 miesiącach Watykan wystąpił już w internetowej Sieci en bloc pod adresem z własną domeną *.va.
Tak rozpoczęła się przygoda Kościoła z komputerami i Internetem. Technika komputerowa i Sieć nie tyle stanęły u wrót Kościoła, co szybko zajęły ważną pozycję w jego wnętrzu. Jeśli chodzi o media, porównywalnie szybko włączono w służbę Ewangelii tylko radio - watykańską rozgłośnię uruchomił sam Marconi.
Ewangelizacja nie wprost
Od połowy lat 90. XX wieku internetowe strony o tematyce religijnej zaczęły się pojawiać jedna po drugiej. Sposób był dość prosty. Tekst napisany przez autora, np. o pielgrzymce papieskiej do Polski, trafiał do redaktora wtajemniczonego w arkana umieszczenia go na witrynie. Artykuł po poprawieniu go i okraszeniu fotografiami pojawiał się kilka godzin później w Internecie. By go tam umieścić, trzeba było także znać hasło umożliwiające opublikowanie tekstu pod określonym adresem. Od tej chwili reportaż mógł być czytany na całym świecie, w tym samym czasie, nawet przez miliony osób. Udostępnienie materiału tak szybko i tak wielu ludziom - to była rewolucja na miarę Gutenberga!
Z kolei dzięki poczcie elektronicznej wysłanie listu do dowolnego punktu na świecie stało się dziecinnie prostą czynnością. Do dziś e-maile, obok www, to najpopularniejsze usługi internetowe. Jeśli do tego dodać różnego typu specjalistyczne fora internetowe, gdzie wymieniane są informacje przez szeroki krąg osób - od hobbystów po uczonych - to mamy już trzy podstawowe usługi pierwszego etapu rozwoju internetowej Sieci.
Jak to wszystko odnieść do głoszenia Ewangelii wśród tych, którzy nie znają Dobrej Nowiny? Niedawno w jednej z dyskusji panelowych na temat zastosowań Internetu w Kościele usłyszałem, że wykorzystywanie poczty elektronicznej, stron www i forów internetowych to jeszcze nie ewangelizacja... Czyżby? Religijne witryny i fora odwiedzają głównie ludzie religijni - to prawda, ale nie tylko oni! Wielu poszukujących, a nawet niewierzących trafia na strony z nazwą Opoka czy Tygodnik. Dziwią się potem - Kościół w Internecie? Poczytam sobie... Czy to nie jest ewangelizacja? Według mnie - tak! Nie spełnia ona co prawda wszystkich wymogów klasycznej ewangelizacji, ale jest pewną formą głoszenia Dobrej Nowiny w specyficznym obszarze cyberprzestrzeni. W niej właśnie do różnych osób trafia ewangeliczne przesłanie i to w tak nietypowy sposób.
W Internecie można znaleźć nie tylko teksty Pisma Świętego czy dobrą publicystykę religijną, ale i posłuchać audycji studium biblijnego, obejrzeć komentarz wideo do modlitwy Ojcze nasz lub przeczytać homilię franciszkanów do niedzielnych czytań. W globalnej Sieci działa niejedno katolickie radio czy stacja telewizyjna. Oprócz tego można poprzez Internet zatelefonować np. do klauzurowego klasztoru z prośbą o modlitwę w danej intencji bądź kupić świeżo wydaną książkę Ojciec Eliasz Michaela O'Briena. Wszystko bez wychodzenia z domu. Sieć daje coraz większe pole do działania...
Zupełnie nowe możliwości dają innowacyjne mechanizmy wiki, blogi, RSS-y, podcasty i jeszcze... - stop! Zwykły czytelnik nie wytrzymuje już chyba kolejnych niezrozumiałych określeń. Może zatem prościej - nowość, zwana ogólnie Web 2.0, to nie tyle inny Internet, co nowe sposoby tworzenia i korzystania z jego zasobów. Rzecz we wspólnym redagowaniu stron www - użytkownicy witryn w nowej odsłonie Sieci stają się także ich redaktorami. Po tym krótkim wprowadzeniu powróćmy do ewangelizacji.
By zilustrować, jakimi dysponujemy dziś możliwościami, odwołam się do konkretnego przypadku. Natknąłem się ostatnio na forum chorych na... nieistotne zresztą na co - ważne, że niektórym z nich pozostało niewiele życia. Pomimo dobrych rad moderatorki serwisu, jej świetnych kontaktów i znajomości rzeczy, ich guzy nie przestają rosnąć. Założycielce forum lekarze dawali 2% szans na przeżycie operacji mózgu i w najlepszym razie poruszanie się na wózku inwalidzkim. Przetrzymała operację, co graniczyło z cudem; rehabilitacja przyniosła nad podziw dobre efekty. Funkcjonuje niemal normalnie i dziś na swoim internetowym forum dzieli się własnym doświadczeniem - i optymizmem. Dlaczego o tym piszę? Bo internetowa Sieć umożliwia docieranie ewangelizujących do takich i wielu innych środowisk, do osób potrzebujących pomocy fizycznej i duchowej, zagubionych czy poszukujących - w wielu wypadkach zamkniętych w czterech ścianach mieszkania, ale również aktywnych zawodowo, zwyczajnie żyjących w swoich środowiskach. Także do młodych, szukających mocnych wrażeń. Albo do stojących na krańcu wytrzymałości psychicznej ludzi biznesu. Ich obecność w Internecie stwarza szansę dotarcia do nich z Dobrą Nowiną.
Powróćmy na koniec raz jeszcze do możliwości technicznych, jakie daje Web 2.0. Dlaczego? By jeszcze lepiej zrozumieć, jak szerokie możliwości dane są w tej materii także Kościołowi. Mniej więcej do 2001 roku podział na właścicieli serwisu www i jego użytkowników był bardzo ostry, podobnie rzecz się miała z rolami redaktorów i czytelników. W Web. 2.0 witryny tworzone są przez samych użytkowników - są oni jednocześnie ich redaktorami i czytelnikami. Strona www generowana jest przez społeczność za pomocą nowych narzędzi internetowych - mechanizmów wiki, blogów czy interfejsów XML itd. Przykładami tego typu witryn są Nasza-klasa.pl czy Grono.net, a w wypadku stron o tematyce religijnej Fronda.pl bądź - w znacznym stopniu - Wiara.pl.
Umożliwienie czytelnikom pełnienia roli redaktorów ma swoje dobre i złe strony. Dobre - bo znacząco poszerza się krąg wolontariuszy - zwykle naprawdę kompetentnych i chcących się podzielić swoją wiedzą, opiniami oraz... czasem. Złe - bo jak w Sieci szybko odróżnić grafomana od rzetelnego znawcy zagadnienia, albo osobę podszywającą się pod księdza od prawdziwego duchownego? Zresztą nie tylko wirtualna przestrzeń zna tego typu problemy, a są one jednak rozwiązywalne. Nie kto inny, jak właśnie społeczność internetowa wychwytuje z czasem w Wikipedii nie tylko pojedyncze błędy, ale i całe artykuły podające fikcyjne fakty czy opisujące nieistniejące postaci. A co z identyfikacją księdza? Moderator danego forum może wprowadzić do grona użytkowników osobiście znanego mu duchownego i przedstawić go - wówczas nie będzie problemu, czy pomagający lub komentujący jest księdzem, czy nie.
Podsumujmy szanse, jakie daje Web 2.0. Specjaliści-informatycy przygotowują mechanizmy działania danego serwisu, a treściami wypełniają go użytkownicy. W wypadku witryn o treści religijnej, wkładając pewien wysiłek, jest możliwe takie moderowanie witryny, by żyjąc własnym życiem, jej nauczanie nadal pozostawało wewnątrz społeczności Kościoła. Web 2.0 z nowymi możliwościami jest przestrzenią, w której można i trzeba ewangelizować.
Wrócę w tym miejscu do wypowiedzi wspomnianego już raz panelisty. Według niego zakres wykorzystania przez Kościół Internetu w ewangelizacji jest niewystarczający, zbyt mało zaawansowany. I tu się z nim zgadzam! Nade wszystko nowatorstwo i szeroki dostęp do współredagowania witryn zaskoczyły Kościół - czyli nas wszystkich. My nie do końca wiemy, jak wykorzystać nowe możliwości przy jednoczesnym zachowywaniu wierności Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła. Zadaję sobie też pytanie, który z proboszczów (albo wyższych przełożonych) poważnie potraktowałby pracę wikariusza ewangelizującego w Internecie? W szkole tak, ale w Sieci? I jeszcze jedno - ciągle brak wystarczającej liczby kompetentnych i chętnych osób, w tym duchownych, do przemierzania nieskończonych przestrzeni wirtualnego świata i głoszenia w nim Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie.
Obecny sekretarz generalny Episkopatu Polski bp Stanisław Budzik o wirtualnej rzeczywistości i ewangelizacji przez Internet mówił, a następnie pisał już w 1997 roku - najpierw podczas swojego kolokwium habilitacyjnego na Wydziale Teologicznym ówczesnej Papieskiej Akademii Teologicznej, a potem w miesięczniku "Więź". Było to 12 lat temu. Dziś dysponujemy nowymi możliwościami - tylko robotników mało...
Skomentuj artykuł