Znów początek u Czartoryskich
Wtorek, godz. 15, do budynku Fundacji xx Czartoryskich wkraczają nowe władze. Wypraszają pracowników, pieczętują dokumenty. Zdezorientowane sekretarki dzwonią do członków zarządu. Poprzedniego, podobno już odwołanego. Ale nikt nie przedstawił żadnych dokumentów. Dzień później w budynku pojawia się podobno Antoni Potocki, członek poprzedniego zarządu odpowiedzialny za remont.
Nowe władze proszą go o opuszczenie budynku, a gdy odmawia, stwierdzając, że nie dostał na piśmie żadnej informacji o końcu kadencji poprzedniego zarządu, zostaje wezwana straż muzealna! Potocki w odpowiedzi wzywa policję.
- W miniony poniedziałek poprzednia rada jednogłośnie przyjęła nasze sprawozdanie z działalności. "Za" był także fundator. Nie spodziewaliśmy się odwołań - mówi Maria Osterwa-Czekaj, dotychczasowa wiceprezes fundacji.
Tak kończy się rozdział pełnej zwrotów akcji historii o pewnej kolekcji, nieustępliwym dyrektorze muzeum i zarządzie, który "chciał za dużo"... I znów mamy nowy początek.
***
"Dama z gronostajem" Leonarda da Vinci, najcenniejszy obraz znajdujący się w polskich zbiorach, wyruszył w świat. Dziś jest w Madrycie, potem odwiedza Berlin i Londyn. Ale to jeszcze nic, bo we wspólnie opowiadanej historii Muzeum Narodowego w Krakowie i Fundacji xx Czartoryskich dziś nie portret Cecylii Gallerani jest najważniejszy. Po burzliwych kłótniach i plotkach o zerwaniu znów ma być spokojnie.
W oświadczeniu podpisanym przez fundatora i prezydenta Rady Fundacji Książąt Czartoryskich księcia Adama Karola Czartoryskiego czytamy, że nowo powołana Rada Fundacji, po zapoznaniu się z aktualnym stanem instytucji, podjęła uchwałę o odwołaniu wszystkich członków zarządu, w tym prezesa Adama Zamoyskiego. Nowym prezesem została Olga Jaros z Muzeum Narodowego w Krakowie. - Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie wiedziałam o tym, że nadchodzą takie zmiany, ale ich inicjatorem był sam fundator, czyli książę Adam Karol Czartoryski. Zapytał, czy pomożemy mu jako muzeum w prowadzeniu fundacji. Odpowiedziałam, że jesteśmy gotowi, zważywszy, że przez 60 lat opiekowaliśmy się zbiorami fundacji z najwyższą starannością - mówiła Zofia Gołubiew, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie.
Zmiany przebiegły szybko. W poniedziałek upłynęła kadencja poprzedniej Rady Fundacji, a nowa postanowiła odwołać zarząd. Poza przewodniczącą Olgą Jaros znaleźli się w nim także Leszek Bednarz, wicedyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie ds. technicznych, Janusz Czop, główny konserwator Muzeum Narodowego w Krakowie, oraz prawnik Andrzej Drozd.
Zofia Gołubiew zaznacza, że na razie niczego nie przesądza i czeka na kolejne sygnały ze strony fundatora. Mówi, że muzeum może pomóc nie tylko w merytorycznej opiece nad obiektami z kolekcji Czartoryskich, lecz także np. w prowadzeniu remontu siedziby Muzeum xx Czartoryskich.
Jak podkreślono w komunikacie, zmiany mają służyć "polepszeniu funkcjonowania Fundacji Książąt Czartoryskich i zapewnieniu prawidłowej współpracy z Muzeum Narodowym w Krakowie, które sprawuje opiekę nad zbiorami Muzeum i Biblioteki Książąt Czartoryskich oraz z Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego".
O problemach w stosunkach Zarządu Fundacji Książąt Czartoryskich i Muzeum Narodowego w Krakowie plotkowano od dawna. Głośno było o tym przy okazji sporu o podróże należącego do fundacji obrazu Leonarda da Vinci "Dama z gronostajem", którym opiekuje się Muzeum Narodowe w Krakowie. Kolejne pisma, odwołania do ministra, zatrzymanie obrazu w Warszawie, spory z konserwatorami - wszystko odbywało się w aurze skandalu.
Ale historia ta swój początek ma dużo wcześniej...
***
Muzeum Książąt Czartoryskich to najstarsze w Polsce muzeum, które założyła w 1801 r. w Puławach księżna Izabella z Flemmingów Czartoryska, wielka polska patriotka, wygłaszając przy tym podobno sentencję: "Ojczyzno, nie mogłam Ciebie bronić, niechaj Cię przynajmniej uwiecznię". To w skrócie oddaje sens powstania tego - stworzonego z myślą o narodzie - muzeum, gdzie oglądać można było m.in. chorągwie z wojen krzyżackich, trofea bitewne Stefana Batorego i Jana III Sobieskiego czy pamiątki po księciu Józefie Poniatowskim.
Po powstaniu listopadowym księżna wywiozła zbiory do rezydencji w Sieniawie, skąd trafiły do Paryża. Wnuk twórczyni cennej kolekcji, Władysław, chciał wypełnić wolę babki. Po kilku latach zabiegów w końcu zbiory trafiły do Krakowa. Przywożąc je pod Wawel w 1874 roku, rodzina Czartoryskich zawarła z miastem umowę, że będzie nieprzerwanie udostępniać swoje zbiory muzealne, archiwalne i biblioteczne, zwane "zakładem naukowym", w darowanych im na ten cel budynkach, czyli dawnym miejskim Arsenale. Z czasem Czartoryscy kupili jeszcze sąsiedni klasztorek i trzy kamienice, przebudowując je na pałac. W tych właśnie budynkach w 1876 r. powstało Muzeum xx Czartoryskich, które miało "służyć narodowi". Od tej pory historia tej kolekcji jest związana z Krakowem, gdzie prezentowana miała być jako "nierozerwalna całość". Muzeum i bibliotekę do 1939 roku utrzymywała Ordynacja Sieniawska.
Po przejściach II wojny światowej, gdy nastąpiła utrata niektórych dzieł, w tym "Portretu młodzieńca" Rafaela Santi, kolekcja znalazła się w zarządzie państwa i w 1950 r. włączona została - jako oddział - do Muzeum Narodowego w Krakowie. Ale władza ludowa nie przejęła zbiorów, stała się tylko ich "kuratorem".
I to był początek problemów, choć niewielu je widziało. Nazwijmy go "początkiem z władzą ludową w tle i muzealnikami, którzy za wszelką cenę bronili pamiątek narodowych". Bo to, że nie upaństwowiono zbiorów, to także zasługa wieloletnich pracowników Muzeum xx Czartoryskich.
***
Jak podnoszą historycy sztuki i muzealnicy, państwo płaciło za utrzymanie kolekcji, inwentaryzacje zbiorów, ich konserwację i remonty budynków należących do Czartoryskich. Według wyliczeń przygotowanych przez Muzeum Narodowe w Krakowie, chodzić może o sumy sięgające 185 mln zł, przy obecnej wartości pieniądza.
Choć Adam Karol ks. Czartoryski, spokrewniony z hiszpańskim domem panującym, przyznał, że nie wierzył w odzyskanie rodowej kolekcji, państwo chciało się zabezpieczyć. Jeszcze w 1986 r. prof. Zdzisław Żygulski, wieloletni pracownik muzeum, proponował, by władze polskie przejęły zbiory za odszkodowaniem. Zainteresował się tym Andrzej Ciechanowiecki, kolekcjoner i znawca dawnej sztuki, który pośredniczył w Londynie przy rozmowach z Adamem Karolem Czartoryskim. Umowę sporządził prof. Stanisław Nahlik, prawnik, znawca ochrony dóbr kultury. Ustalono, że może chodzić o kwotę ok. 5-6 mln dolarów. Tyle państwo polskie miało zapłacić Czartoryskim w zamian za przekazanie zbiorów, które zostałyby włączone do Muzeum Narodowego. Kwotę - dodajmy - wręcz śmieszną, biorąc pod uwagę wartość kolekcji. Tak się jednak nie stało, bo jeden z ministerialnych urzędników zaproponował wypłatę w... węglu.
A potem przyszły przemiany ustrojowe. I tu też jest nowy początek tej historii. Nazwijmy go "początkiem ery własności prywatnej"...
***
W 1991 r. Adamowi Karolowi Czartoryskiemu, jako spadkobiercy, zbiory zostały zwrócone. Utworzył on prywatną fundację, której przekazał na własność kolekcję i budynki muzealne. Ministrem kultury był wtedy zresztą wieloletni kustosz tych zbiorów, Marek Rostworowski. Państwo reprezentowane przez Muzeum Narodowe wzięło na siebie obowiązek utrzymania Muzeum i Biblioteki Czartoryskich.
W statucie fundacji zapisano, że jej majątek w Krakowie i Sieniawie jest jako "historyczna, nierozerwalna całość" niezbywalny. Przedmioty, które były w muzeum jako depozyty Czartoryskich, książę oddał też w depozyt fundacji. Prezesem zarządu miał być "każdoczesny dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie". W preambule stwierdzono nawet, że Muzeum i Biblioteka Czartoryskich są "instytucją kultury narodowej", której działanie "gwarantowane jest przez państwo polskie".
Przez kilka lat wydawało się, że model współpracy stworzony między Muzeum Narodowym w Krakowie i prywatnym właścicielem wychodzi sztuce na dobre. Ale w 1997 r. Adam Karol Czartoryski wycofał - za wiedzą fundacji - część depozytów z kolekcji i... sprzedał.
Tadeusz Chruścicki, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, rozpoczął - w imieniu fundacji jako jej prezes - akcję kupowania najcenniejszych depozytów z kolekcji. Pieniądze pochodziły z sum, które przynosiły podróże zagraniczne "Damy...". Umowę sfinalizowano w 2001 roku. Adam Karol odsprzedał wówczas fundacji ponad 2 tys. przedmiotów za kilka milionów złotych, choć przyznać trzeba, że często były to sumy poniżej wartości rynkowej obiektów. Za bezcenną staurotekę, relikwiarz Drzewa Krzyża Świętego w stylu bizantyjskim, jeden z kilkunastu takich na świecie, oddaną w depozyt Zamkowi Wawelskiemu, zgodził się wziąć... 1 tys. zł. To kilkaset razy mniej niż wartość rynkowa tego obiektu.
I znów początek, tym razem z pieniądzem, a nie wartościami artystycznymi, w roli głównej...
***
W 2003 r. zarząd podjął uchwałę o zmianie statutu fundacji - usunięto zapis, że prezesem ma być "każdoczesny dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie". Sąd zarejestrował zmiany, Zofia Gołubiew przestała być prezesem.
A Adam Karol Czartoryski zaproponował na jej miejsce swego kuzyna, Adama Zamoyskiego, który na tym stanowisku zasiadał do minionego wtorku. - Istotą rozdzielenia funkcji prezesa fundacji i dyrektora MNK były paradoksalne sytuacje podpisywania pism dotyczących obu instytucji dwukrotnie przez tę samą osobę piastującą dwie funkcje - tłumaczyła Maria Osterwa-Czekaj.
Wkrótce obiekty, które trafiły do kolekcji muzeum po 1939 roku, mogły zostać sprzedane. Mówiła o tym kolejna zmiana w statucie. Mogły to być zarówno depozyty, dary, jak i przedmioty, które fundacja wcześniej wykupiła. - To bez strat dla kolekcji. Nie chodzi o cenne dzieła sztuki, a o przedmioty, które zalegają w magazynach, nie są wystawiane - tłumaczył Adam Zamoyski.
Jednak muzealnicy i historycy sztuki byli oburzeni. Joanna Daranowska-Łukaszewska przypominała, że kraj stracił tak wiele zabytków, że "cenna może być filiżanka, bo to świadectwo historii". - To często przedmioty, które przekazywane były narodowi, a nie rodzinie czy fundacji - tłumaczy.
Tak było choćby ze słynnym "Pejzażem z miłosiernym Samarytaninem", który - jak pisze Jerzy Bukowski - kupił Jan Piotr Norblin, malarz ściągnięty na dwór Czartoryskich, w 1774 roku na aukcji w Paryżu i przekazał do "służących narodowi" zbiorów puławskich. A pamiątki ze Skarbca Królewskiego - jak przeczytać możemy w "Tekach" Ambrożego Grabowskiego - "wykradała" księżna Izabella z wawelskiego wzgórza, by ratować je przed Austriakami.
Potem przyszedł czas na kolejne zmiany w funkcjonowaniu fundacji. O zarejestrowaniu przez sąd nowego statutu zarząd poinformowany został na zebraniu 10 kwietnia 2008 r. Z art. 6 tego dokumentu zniknęło określenie zbiorów Muzeum i Biblioteki Książąt Czartoryskich "jako historycznej, nierozerwalnej całości". W praktyce oznacza to, że przedmioty znajdujące się w kolekcji w przyszłości mogłyby zostać podzielone.
Co więcej, zmieniono także art. 13 statutu, który reguluje skład Rady Fundacji. Zapewnia on 6 miejsc przedstawicielom "Fundatora", czyli Adama Karola Czartoryskiego, natomiast niezbyt jasno określa przepisy wskazujące sposób powołania pozostałych członków rady. Przedstawiciele, którzy mają być wybierani z grupy osób związanych "ze środowiskiem historii i kultury Polski", mogą zajmować od 1 do 5 miejsc w radzie. Taki zapis oznacza, że już powołanie jednej osoby ze strony społecznej wystarczy, by spełnić warunki statutu, dając jednocześnie absolutną większość rodzinie fundatora. W nowej radzie zresztą jest tylko jeden przedstawiciel "strony społecznej" - prof. Jan Ostrowski, dyrektor Wawelu, wykładowca historii sztuki na UJ.
I znów mamy początek... kłopotów!
***
Spory budzą także wyjazdy zagraniczne "Damy z gronostajem". W latach 1992-2010 (w tym kilkuletni okres karencji na zagraniczne eskapady, jaki z inicjatywy ówczesnej prezes Zofii Gołubiew uchwalił zarząd fundacji) portret Cecylii Gallerani odbył 6 podróży. Od Węgier, przez Japonię, Włochy, Szwecję po Stany Zjednoczone. - Tyle nie wyjeżdża żadne inne dzieło sztuki tej klasy. A takie wyprawy to ogromne ryzyko uszkodzenia czy zniszczenia. Nie chodzi nawet o temperaturę czy wilgotność, które zapewnia komora mikroklimatyczna. Ryzykiem są drgania, które wpływają na drewno. Ich skutki mogą uwidocznić się po pewnym czasie. Poza tym nie możemy wykluczyć czynnika ludzkiego, czyli błędu człowieka - tłumaczy prof. Grażyna Korpal, dziekan Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki krakowskiej ASP, która kilkakrotnie wypowiadała się przeciw wyjazdowi.
A każda wyprawa to pieniądze - fundacja zarabia nawet kilkaset tysięcy euro. Przykładowo - za wyjazd do USA dama przyniosła milion dolarów. Ale zarząd Fundacji xx Czartoryskich zaznaczał, że wyjazdy przede wszystkim przynoszą portretowi autorstwa Leonarda sławę na świecie. Spory o wyjazdy przekroczyły polskie granice. Brytyjski oddział organizacji ArtWatch, monitorującej to, co dzieje się na świecie z dziełami sztuki, wyjazd "Damy..." do Londynu nazwał wręcz "szaleństwem".
To był początek końca obecnego zarządu...
***
Fundacja xx Czartoryskich przeszła do ofensywy. Zaczęła marzyć o pokazaniu kolekcji w różnych miejscach. Choćby w krakowskim Forcie św. Benedykta, gdzie odtworzona byłaby ekspozycja ze słynnej Świątyni Sybilli, a nawet w... samych Puławach. To ma być zapowiedź "aksamitnego rozstania" z Muzeum Narodowym w Krakowie i utworzenia samodzielnej placówki. Według planów fundacji, w których opracowywaniu uczestniczył m.in. prof. Andrzej Rottermund, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, powstać miałoby oddzielne muzeum, współprowadzone przez MKiDN i fundację. Tak działa np. Muzeum Piłsudskiego w Sulejówku. W wypadku Muzeum xx Czartoryskich rada i zarząd mogłyby stanowić rodzaj rady nadzorczej. Decyzje podejmowałby dyrektor mianowany przez ministra. Ale - jak mówi jedna ze współpracowniczek poprzedniego zarządu - "chcieli za dużo, więc musiało się skończyć odwołaniem"...
Projekt budził wątpliwości. Znów podniosły się głosy krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Historyków Sztuki i Stałej Konferencji Dyrektorów Muzeów Krakowskich, że to "dzielenie kolekcji". Ale zaczęły się szerzyć plotki, że fundator, Adam Karol ks. Czartoryski, przestał ufać zarządowi fundacji. W kuluarach powtarza się, że czuł się "pominięty" i "niedoinformowany", jeśli chodzi o sprawy zbiorów. Podobno konflikt zaognił się, gdy ujawniono, że bizantyjska stauroteka, którą książę podarował Wawelowi, wcześniej została wykupiona przez Fundację xx Czartoryskich. Gdy sprawa wyszła na jaw, a zarząd zaczął ją komentować, książę przyjął to "ze zdumieniem". Podobnie było ze słynnym memorandum w sprawie "Damy...", które gwarantowało, że obraz przez 10 lat nie będzie podróżował i zyska konserwatorską monografię. Poprzedni zarząd podnosi, że fundator podpisał dokument bez upoważnienia władz fundacji.
I zafundował nam nowy początek... Teraz fundacja pójdzie pod rękę z Muzeum Narodowym w Krakowie. Czy wreszcie czeka nas happy end? Czas pokaże, choć pamiętać trzeba o tym, że to może być początek kłopotów: statut wciąż nie daje "stronie społecznej" żadnych gwarancji, a rada - w której dziś większość ma fundator - może zmienić zarząd w każdej chwili.
Źródło: Znów początek u Czartoryskich
Skomentuj artykuł