Dla wielu kobiet pozytywne myślenie o sobie nadal jest "niekatolickie" i trudne do przyjęcia
Dla wielu kobiet prawda o znaczeniu pozytywnego myślenia o sobie nadal jest trudna do przyjęcia, wręcz obrazoburcza, bo „niekatolicka”. Być może wynika to z tego, że wyrosłyśmy w domach, w których zbyt często oceniano naszą kobiecą godność w porównaniu z męskim światem, a nie jako wartość samą w sobie - pisze s. Małgorzata Lekan OP w swojej książce "Boska ja".
Gdy spotykam inną kobietę, wszystkie moje zmysły uruchamiają się, by dostrzec kształt jej sylwetki, wzrost, rozmiar jej ubrań, styl czesania włosów, wyraz twarzy czy nawet rytm stawiania stóp. Dokładnie potrafię ocenić, gdzie „ona jest”, a gdzie już „jej nie ma”. Co ciekawe, szybko udaje mi się też wyczuć, jakie emocje w sobie nosi, w jakim jest nastroju i czy ten dzień jest dla niej przyjemny, czy raczej przytłaczający. Z tonu głosu i używanych przez nią słów mogę oszacować, jakie są jej wewnętrzne granice. A gdy uda nam się chwilę porozmawiać, dowiem się nieco o jej sposobie budowania relacji.
Granice są potrzebne, by mieć świadomość siebie i sprawczość
Ściśle określone granice są potrzebne, by coś – ja także! – mogło zaistnieć. Ale co to w praktyce oznacza? By doświadczać swojego istnienia, muszę znać najpierw moje cielesne granice. Gdy wiem, jaką przestrzeń zajmuję, wtedy mogę zadawać kolejne pytania dookreślające moją naturę w konkretnych jej przejawach: Jak się nazywam? Jakie mam cechy charakteru i talenty? Co lubię, a czego nie znoszę?, itp. Wszystko jednak zaczyna się od granic fizycznych, które wskazują na podstawowy fakt mojego istnienia i prawo do życia.
W przypadku człowieka – inaczej niż w świecie przedmiotów, które nie są siebie świadome – granice fizyczne określają materialną przestrzeń (ciało), w ramach której mieści się ludzkie JA, wewnętrzne centrum zarządzania i podmiotowości. To właśnie tam zamieszkuje świadomość, czyli wiedza o tym, kim jestem. Tam także rodzi się sprawczość, czyli umiejętność stawiania sobie celów i bycia konsekwentnym w ich realizacji. Wreszcie – tam znajduje się ośrodek podejmowania decyzji, wybierania pomiędzy różnymi opcjami w zależności od kierunku, w którym zmierzam. Świadomość, sprawczość i decyzyjność definiują moje postrzeganie siebie. Mogę wziąć za nie odpowiedzialność, bo to JA zarządzam tą wewnętrzną przestrzenią. […]
Zbyt często ocenia się wartość kobiet w porównaniu z męskim światem
Moje postrzeganie siebie jest kluczowe dla tego, co inni będą o mnie sądzić. Niestety dla wielu kobiet prawda o znaczeniu pozytywnego myślenia o sobie nadal jest trudna do przyjęcia, wręcz obrazoburcza, bo „niekatolicka”. Być może wynika to z tego, że wyrosłyśmy w domach, w których zbyt często oceniano naszą kobiecą godność w porównaniu z męskim światem, a nie jako wartość samą w sobie. Ta smutna praktyka całych pokoleń nie zmienia jednak faktu, że to mój stosunek do siebie samej w pierwszej kolejności wyznacza standardy odniesień innych do mnie. Świadomie bądź nie, każda z nas wysyła komunikat o tym, co myśli o sobie, czyli komunikat o swojej wartości.
Poczucie własnej wartości jest silnie związane jest z naszymi granicami. Jeśli myślę o sobie jako o kimś godnym uwagi, wyjątkowym (choć niestanowiącym centrum świata) i wartościowym przede wszystkim dlatego, że jestem człowiekiem, podobny sygnał będę wysyłać w świat. Mój sposób bycia będzie naturalnie komunikował potrzebę uszanowania moich granic: „Uwaga, zatrzymaj się! Masz do czynienia z partnerem!”. I bardzo dobrze! Bo każda z nas może wzbogacić świat tym, co jest nie do skopiowania czy podrobienia – szkoda nie dać temu zaistnieć!
Dbanie o granice dorosłej kobiety należy do niej samej
Zupełnie inaczej dzieje się, gdy nie doceniam siebie. Jeśli jakiś przedmiot nie ma wartości, nikt nie zwraca na niego uwagi – staje się dla wszystkich jakby niewidzialny, zbędny, a więc obojętny. Gdy zatem ja sama nie dostrzegam swojej wartości, a co za tym idzie – nie zaznaczam wyraźnie swoich granic, pozwalam innym zachowywać się podobnie. Oczekiwanie, że świat dostroi się do mnie lub w końcu odkryje moją wartość, jest nierealistyczne, bo dbanie o granice dorosłej kobiety należy przede wszystkim do niej samej. Owszem, na świecie są ludzie świadomi siebie, a do tego posiadający zdrową asertywność i moralność, którzy nie pozwolą sobie na przekraczanie czyichkolwiek granic. Zanim jednak wszyscy osiągniemy taki poziom dojrzałości, każda z nas powinna sama zatroszczyć się o własne granice: w tramwaju i przy kasie w sklepie, na przejściu dla pieszych i w urzędzie, w kolejce do fryzjera, a nawet w szatni przedszkolnej przy ubieraniu dziecka. Przestrzeń, którą zajmujesz jako kobieta, jest godna szacunku i kulturalnego traktowania – można wręcz powiedzieć i nie będzie w tym przesady: „To święta rzecz!”. […]
Kobieta i jej potrzeby nie są drugoplanowe
Niektóre normy społeczne i zachowania definiujące kobietę i jej potrzeby jako coś (w najlepszym wypadku) drugoplanowego to smutne pokłosie kultury patriarchalnej, którego wiele z nas w sobie doświadcza. Drugą stroną tych wrośniętych w nas przekonań jest to, że częstokroć – nie wiedząc, że można inaczej! – kobiety same zgadzają się na trwanie w różnorakich sytuacjach przemocowych, czyli de facto niegodnych dziecka Bożego. To wymaga nawrócenia! Od kogo? Najpierw ode mnie samej. „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? […] Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście” (1 Kor 3,16–17). Nie wolno nam przeoczyć, że każda świątynia ma swoje granice. W tej dookreślonej, świętej przestrzeni, którą jesteś, mieszka Bóg. Czy dostrzegasz swoje granice? Czy potrafisz je nazwać i jasno wytyczyć?
Wymaganie szacunku dla własnych granic – pierwszoplanowo tych fizycznych – jest czymś absolutnie podstawowym w relacjach międzyludzkich. A skoro już wiemy, że szacunek wobec innych zaczyna się od szacunku względem samej siebie, warto zacząć wyrażać go w nazywaniu własnych granic, docenianiu ich oraz asertywnym komunikowaniu, gdzie się znajdują. Osoba, która konkretnie i konsekwentnie, choć nie agresywnie, komunikuje siebie, nie tylko będzie traktowana z szacunkiem, którego się domaga, lecz także będzie pomagała innym w rozumieniu i szanowaniu ich własnych granic. A stąd już tylko krok dzieli nas od wzajemnego szacunku w stosunkach społecznych.
---
Tekst jest fragmentem książki "Boska ja" s. Małgorzaty Lekan OP, wydanej nakładem Wydawnictwa WAM. Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Skomentuj artykuł