Całun. Kwestia wciąż otwarta

Całun. Kwestia wciąż otwarta
Logo źródła: Jedność Bruno Barberis, Massimo Boccaletti

Jak to się dzieje, że to sławne Płótno nieustannie przyciąga powszechną uwagę? Co przedstawia widniejący na Całunie obraz? Kim był owinięty nim Człowiek?

Autorzy tej pasjonującej książki przyjmują wobec Całunu postawę, jaką powinien mieć każdy, kto staje wobec tajemnicy. Powodują nimi ciekawość oraz pragnienie poszukiwania prawdy. W tym duchu przechodząc przez całą historię Świętego Płótna oraz ukazując, co na dzień dzisiejszy udało się odkryć z jego tajemnicy, starają się udzielić odpowiedzi na zadawane od stuleci pytania.

Publikację wzbogacają liczne zdjęcia oraz dodatek zawierający refleksje cenionych syndonologów na temat tego, jak spotkanie z Całunem zmieniło ich życie. Ponadto do książki została dołączona wkładka przedstawiająca wizerunek Człowieka z Całunu (negatyw i pozytyw) wraz z dokładnym opisem śladów, które świadczą o nadzwyczajnych dziejach Płótna.

Przeczytaj fragmenty książki:

DEON.PL POLECA


"Jeśli tylko mi zdrowie pozwoli i wystarczy sił, to ja również, mam nadzieję, przybędę do Turynu". Te pełne ufności słowa wypowiedział papież Benedykt XVI podczas audiencji 2 czerwca 2008 r. w obecności siedmiu tysięcy pielgrzymów z archidiecezji turyńskiej, z arcybiskupem kardynałem Severino Poletto na czele. Pielgrzymom zgromadzonym w olbrzymiej Auli Pawła VI papież przekazał entuzjastyczną wiadomość, która szybko rozeszła się za pośrednictwem mediów. Otóż od 10 kwietnia do 23 maja 2010 r., po dziesięciu latach, będzie miało miejsce w Turynie, pierwsze w XXI wieku, publiczne wystawienie Całunu. Dwa poprzednie [1998 i 2000] zgromadziły w katedrze w Turynie ponad cztery miliony pielgrzymów ze wszystkich stron świata, którzy oddali cześć odwiecznemu Płótnu. Kolejne trzy i pół miliona przyciągnęło słynne Wystawienie w roku 1978, po którym został on poddany szczegółowym badaniom naukowym. Oprócz tej zgromadzonej przy Płótnie rzeszy wiernych należy wspomnieć także o milionach telewidzów, którzy 23 listopada 1973 r. mogli po raz pierwszy zobaczyć Całun w telewizji za pomocą przekazu w wielu krajach Europy i Ameryki.

Wracając do zapowiedzianego przez papieża Wystawienia, oblicza się, że z uwagi na wielką popularność Całunu oraz rosnące zainteresowanie po Olimpiadzie w roku 2006 samym miastem Turyn liczba odwiedzających mogła osiągnąć nawet dwa miliony. Wobec tych wymownych liczb chrześcijanie i niechrześcijanie, wierzący i niewierzący mogą postawić sobie pytanie: "jak to możliwe", że to sławne Płótno nieustannie przyciąga powszechną uwagę? Jest to pytanie intrygujące, a dodatkowo zawiera w sobie jeszcze inne: co przedstawia widniejący na Całunie obraz? Kim był owinięty nim Człowiek?

Autorzy tego opracowania, zwracając się zarówno do tych, którzy zetknęli się już z Całunem, do tych, którzy tylko o nim słyszeli, jak i do tych, którzy słyszą o nim po raz pierwszy, próbują znaleźć odpowiedź na te dwa nurtujące od wieków pytania. Nie chodzi o udowodnienie z góry przyjętych założeń, lecz o próbę znalezienia szczerej i rzetelnej odpowiedzi. Autorzy pragną bowiem obiektywnie przybliżyć czytelnikowi kwestię wieku Całunu, która pomimo przeprowadzenia testów Węglem 14 nie została wcale zamknięta. Wręcz przeciwnie, jest wciąż otwarta, i taką pozostanie aż do momentu uzyskania obiektywnych i zgodnie podzielanych odpowiedzi naukowych na dwa postawione wcześniej pytania.

Autorzy przyjmują wobec tego wizerunku postawę, jaką powinien mieć każdy, kto staje wobec tajemnicy, jednej z wielu otaczających nasze życie. To ciekawość oraz pragnienie poszukiwania prawdy, a nie wprowadzanie podziałów.

Zarówno naukowcy, historycy, fzycy, chemicy czy lekarze sądowi, sceptycy czy wierzący, skrupulatni badacze, czy po prostu ci, co o Całunie słyszeli tylko pobieżnie, wspólnie zadają sobie to samo pytanie: "Prawdziwy czy fałszywy?". To z pozoru proste pytanie skłania do postawienia innego, trudniejszego: "Czy Całun Turyński jest autentyczny?’’ W tym znaczeniu autentyczny oznaczałoby nadprzyrodzony, czyli że nie można stworzyć takiego samego.

Ten, kto nie zgadza się z tak rozumianą autentycznością Całunu, niemal automatycznie staje po stronie tych, co uważają obraz za "fałszywy". Wielu chrześcijan z kolei bezkrytycznie uważa Całun za autentyczny tylko z powodu wyznawanej wiary. Podobnie też dla wielu ateistów [lub niechrześcijan] jest on fałszywy tylko dlatego, że nie są wyznawcami Chrystusa.

Nie ma wątpliwości, że to pytanie przeniknie serca i umysły wielu pielgrzymów przybywających na pierwsze Wystawienie w XXI wieku, po to by kontemplować jeden z najbardziej poruszających i najszczegółowiej badanych obrazów w historii. Odpowiedź mogą znaleźć sami, być może taką, która wywrze istotny wpływ na ich życie duchowe.

Mimo upływu wieków kwestie te dziś nurtują jeszcze bardziej, szczególnie w kontekście wielu naukowych dowodów uzyskanych w XX wieku w wyniku poszukiwań i badań nad Całunem. Można odnieść wrażenie, że coraz liczniejsze, zgodnie podzielane, teoretyczne i praktyczne wnioski skłaniają jeszcze bardziej do poszukiwania odpowiedzi na zagadkę pozostającą bez rozwiązania po dzień dzisiejszy. Poszukiwań nie ułatwia nam fakt, że "autentyczność" nie jest terminem jednoznacznym, ale przyjmuje, co najmniej trzy równie ważne znaczenia.

Po pierwsze, autentyczność może oznaczać, że «wizerunek i plamy odbite na Płótnie powstały w wyniku kontaktu z ciałem zmarłego w sposób "naturalny", czyli bez interwencji artysty lub wykorzystania technik czy materiałów do jego wytworzenia». Niezmiernie trwała, przecząca temu teza przyszła z daleka. Swymi korzeniami sięga końca XIV wieku, kiedy to Pierre d’Arcis, biskup Troyes, aby zabronić kanonikom z Lirey wystawiania Całunu przyciągającego wielkie tłumy (co wiązało się ze zbieraniem ofar), zagroził im ekskomuniką. Według biskupa bowiem nie jest to prawdziwy Całun Chrystusa, ale jego wyobrażenie - jak napisał wezwany do rozwiązania konfiktu antypapież Klemens XVII w bulli z 6 stycznia 1390 roku. Biskup twierdził, iż poprzez swojego poprzednika poznał nawet malarza Całunu, nie podał jednak żadnego imienia. Dzisiaj wiemy już, że tak nie było. Całun nie jest dziełem malarskim. Doszło też do takiej sytuacji, że próbowano przypisać rzekomy obraz malarski Leonardowi da Vinci, który jak wiadomo, urodził się 100 lat później. W historii Całunu zdarzały się nawet tego typu rzeczy.

Naprzeciw tym jakże starym opiniom mówiącym, że Całun jest "dziełem ludzkim", pojawiały się liczne przekonania, które można wyrazić greckim terminem acheiropoietos, oznaczającym, że Całun nie został wykonany przez człowieka. Również w bliższych nam czasach nie brakowało tych, co uważali Całun za malowidło. Ich głosy wydają się przebrzmiałe za sprawą jednoznacznych wyników badań naukowych. Pomijamy tu liczne (nieudane) próby odtworzenia w laboratorium podobnego "dzieła" przypominającego choć trochę oryginał.

Paul Vignon, uczony i malarz amator, o którym będziemy mieli okazję powiedzieć później, zauważył, że na żadnej części Płótna nie widać śladów pigmentu, które musiałyby być obecne w przypadku namalowanego i zwiniętego płótna. Odbicia nie posiadają jakiegokolwiek śladu konturu, stapiając się z tłem bez przerwania ciągłości. Wniosek? Całun pozostaje acheiropoietos (do momentu, kiedy znajdą się dowody, które by to podważały). W tym sensie można z pewnością określić go jako "autentyczny".

 

Drugie znaczenie autentyczności ma charakter historyczny. Wywodzi się ono ze stwierdzenia, że zarówno cztery kanoniczne i historyczne Ewangelie (są bez wątpienia historyczne), jak i tzw. apokryfy (księgi uznane za niehistoryczne, ponieważ zostały zredagowane o wiele później), opisując pasję Jezusa (postać niewątpliwie historyczną), mówią o Całunie, czyli płótnach pogrzebowych wykorzystanych do owinięcia Jego ciała po zdjęciu z krzyża. A zatem Całun z Turynu pozostawałby autentyczny, nawet jeśli byłoby to po prostu płótno pochodzące z pierwszego wieku po Chrystusie (choć niekoniecznie "tamto Płótno"), użyte do owinięcia ludzkiego ciała po śmierci (choć niekoniecznie ciała Chrystusa). Jak wiadomo, badania z wykorzystaniem Węgla 14 miałyby zdecydowanie wykluczyć ten rodzaj autentyczności, przypisując historyczne pochodzenie Płótna na okres między XIII a XIV wiekiem.

I ostatnie znaczenie słowa "autentyczność", to, które nasuwa nam się od pierwszej chwili rozważań nad Całunem: "Czy to jest to samo płótno pogrzebowe, w które 2000 tysiące lat temu owinięto ciało Chrystusa ukrzyżowanego i o którym mówią Ewangelie?". W tym przypadku, czy anonimowo określany przez nas Człowiek z Całunu (nie da się w pełni potwierdzić jego tożsamości) i Jezus Chrystus to ta sama osoba?

Do czasu, kiedy Płótno było jedynie przedmiotem kultu (czyli praktycznie do roku 1898, kiedy Secondo Pia swoimi fotografami zapoczątkował jedną z najbardziej pasjonujących przygód naukowych w historii), to powiązanie nie było zasadniczo kwestionowane, mimo że Kościół nigdy nie przyjął w tej kwestii ofcjalnego stanowiska. Jednak coraz powszechniejsze określanie go przedmiotem "świętym", mnożące się Wystawienia, reprodukcje obrazów, które go przedstawiają, mówią wiele o tym, "Kogo" miliony wiernych (także agnostycy) widzą w tym odbitym wizerunku.

Rok 1898 zapoczątkował nowy rozdział w historii Całunu. O tym momencie możemy mówić "przed" i "po", ponieważ wtedy aspekt pobożności i nauki zostały silnie ze sobą związane, chociaż ten pierwszy nie powinien zależeć od tego drugiego - naukowego. Całun, jak stwierdził kardynał Anastasio Ballestrero, prezentując wyniki badań Węglem 14, jest ikoną. Jego autentyczność (bądź też wielkie prawdopodobieństwo, że jest tym samym Płótnem, którym owinięte było ciało Chrystusa) może tylko umocnić wiarę i dać temu wizerunkowi potężną siłę, czyniąc z niego pierwszą i największą ze wszystkich ikon.

Dzieje się tak dlatego, że chociaż wiara nie jest zależna od obrazów, to dzięki nim się umacnia, a czasem nawet z nich się rodzi. Odwołując się do słów Ballestrera, możemy powiedzieć, że "wiemy wszyscy, iż obrazy z religijnego punktu widzenia mają bardzo dużą wartość oraz skuteczność, choć prawie zawsze są tylko wytworem ludzkim". W przypadku nieautentyczności Płótna "nadal byłby to wielki obraz stworzony przez człowieka, będący wyrazem jego wiary i wsparciem dla pobożności ludu chrześcijańskiego". Biblista Giuseppe Ghiberti komentuje to w ten sposób: "na pewnym zdjęciu (bardzo bliskim mojemu sercu, jak i zapewne temu, kto mi je podarował) osoba, którą widać, jest dla mnie ciągle żywa. Tak samo jest z Całunem. Dlatego też, chociaż wyniki badań mogą być dla nas interesujące, to nie mają one wpływu na samą pobożność, która od nich nie zależy".

Podsumowując, możemy tu przytoczyć słowa jednego z "ojców" syndonologii1, do którego doświadczeń i obserwacji w tym opracowaniu często się odnosimy, a mianowicie francuskiego chirurga Pierre’a Barbeta, który na temat autentyczności powiedział: "do badań wizerunku z Całunu podszedłem z pewnym sceptycyzmem - wspomina - i byłem gotów zanegować jego autentyczność, jeśli tylko nie dałaby się potwierdzić badaniami anatomicznymi. Jednak było zupełnie na odwrót, gdyż fakty stopniowo zaczynały stanowić pewną całość, złożoną z coraz bardziej przekonujących dowodów. Wyjaśnienie natury obrazów stało się tak naturalne i proste, że samo w sobie przemawiało za jego prawdziwością. I tak, jeśli początkowo odbicia wydawały się tylko niezwykłe, badania doświadczalne stopniowo wykazywały, że właśnie takimi były. Nic bowiem nie wskazywało na to, że są wytworem wyobraźni fałszerza. W ten sposób anatomia potwierdziła ich autentyczność przy pełnej zgodności z tekstami Ewangelii".

Jednak bez względu na rodzaj badań, jakie wykonamy, nigdy nie otrzymamy ostatecznej odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście chodzi o płótno pogrzebowe, którym owinięte było ciało Chrystusa po zdjęciu z krzyża. Alan Adler, zmarły dziesięć lat temu emerytowany profesor uniwersytetu w Connecticut, twierdził, że nauka nie jest w stanie dowieść autentyczności Całunu jako pogrzebowego płótna, którym owinięte było ciało Chrystusa, lecz tylko i wyłącznie jego nieautentyczność. Podczas gdy nie można potwierdzić tożsamości wizerunku na płótnie za pomocą żadnego eksperymentu laboratoryjnego, ewentualny dowód na to, że jest to dzieło malarskie, byłby wystarczający do wykazania jego nieprawdziwości.

W tym miejscu chcemy przywołać pytanie, zadane przez jednego z badaczy w październiku 1987 roku, które nadal jest aktualne: "W tak zlaicyzowanym świecie, w którym zatraciło się poczucie sacrum życia, gdzie w większości zatracił się sens sakralności i świętości śmierci, jakie znaczenie chce się jeszcze przypisać pogrzebowemu płótnu?... Dzisiaj, kiedy informacje coraz częściej przekazuje się za pomocą obrazów, Całun może naprawdę stanowić «mówiący» obraz o niebywałej i poruszającej sile wyrazu".

Prawdopodobna przyczyna śmierci? Asfiksja.

Na co umarł Człowiek z Całunu? Nie wchodząc w skomplikowane zagadnienia z zakresu medycyny sądowej, można przywołać trzy różne hipotezy dotyczące "związku etiologicznego" (bądź przyczynowo-skutkowego) między doznanymi urazami a skonaniem: asfksja i niewydolność sercowo-oddechowa, zapaść ortostatycz-na, zawał.

W pierwszym przypadku ukrzyżowany miałby te same trudności z oddychaniem, jakie ma człowiek cierpiący na ciężką astmę oskrzelową czy rozedmę płucną. "W zbyt długo rozszerzonych pęcherzykach płucnych - wyjaśnia bowiem ekspert - przepływ krwi w naczyniach włosowatych płuc staje się niemożliwy, czego konsekwencją jest niedotlenienie krwi i tkanek. Powoduje to przemęczenie mięśni, powstają ponadto kurcze mięśni przedramion oraz ramion, tułowia i kończyn dolnych tak, że całe ciało wchodzi w stan skurczu tężcowego".

Wraz z zatrzymaniem normalnego dotlenienia krwi zaczyna się asfksja. Wiadomo, że Chrystus umarł około 3 godziny po tym, jak został zawieszony na krzyżu, ale "jak to możliwe - pyta Barbet - że ukrzyżowani mogli przeżyć zwykle przez kilka godzin, nawet i całe dni?" Odpowiedź - według francuskiego chirurga - kryła się w następowaniu po sobie podciągania się i opadania, które wykonywał skazaniec, znajdując w ten sposób chwilową ulgę w oddychaniu, ale też niewypowiedziane cierpienie, pochodzące z parcia na przybite ręce i stopy.

 

Aby zobrazować potworność podciągania się i opadania, przywołamy techniczny opis tych ruchów, opisany przez wielkiego francuskiego chirurga: "Parcie na dłonie znacznie się ograniczało, kurcze zmniejszały się i na chwilę asfksja ustawała, by wznowił się proces oddychania. Potem następowało zmęczenie kończyn dolnych zmuszające skazańca do opuszczenia się, powodując przez to nowy atak asfksji. Ciało zginało się i prostowało, przez co po asfksji następował oddech i na odwrót". Ten bolesny proces kończył się wycieńczeniem organizmu i następowała śmierć. Barbet wskazał na Płótnie oznaki tej przeraźliwej dynamiki: "Mięśnie piersiowe większe są skurczone - pisze - cała klatka piersiowa jest uniesiona ku górze i mocno rozszerzona i przy pełnym wdechu przepona jest przemieszczona do tyłu w kierunku jamy brzusznej, a nad złożonymi rękami widać odstające podbrzusze, czyli brzuch dolny".

Także Le Bec, jego poprzednik ze St. Joseph w Paryżu, a potem Czech Hynek przyjęli tezę o asfksji. Te n ostatni był nawet świadkiem jej przebiegu, obserwując wykonanie kary aufbinden, praktykowanej w wojsku au-stro-węgierskim, gdzie odbywał służbę w czasie I wojny światowej. Sposób wykonania był inny: bez gwoździ, bez krzyża, jedynie pal lub drzewo, ale "związek etiologiczny" pomiędzy sytuacją skazańca a śmiercią był ten sam.

Żołnierz był bowiem po prostu przyczepiony za ręce z wyprostowanymi ramionami i stopami uniesionymi nad powierzchnię i śmierć przychodziła zwykle w przeciągu 10 minut przez uduszenie. Aby przyspieszyć kres, kaci stosowali środek pomocniczy, który swą koncepcją przypomina łamanie nóg przez Rzymian (crurifragium). Do nóg skazańca przywiązywali ciężarki, które uniemożliwiały mu wszelkie próby podciągnięcia ciała, choćby na chwilę, aby przywrócić oddech. Z kronik wiadomo, że praktyka aufbinden została powzięta i gorliwie stosowana przez nazistów z Dachau.

Według innych autorów natomiast powodem śmierci ukrzyżowanych był brak dopływu krwi do mózgu, hipoteza oparta na wystąpieniu zapaści tzw. "ortostatycznej".

Temat ten zgłębił austriacki radiolog Hermann Mödder, który na samym sobie i na kilku ochotnikach sprawdził efekty tego zawieszenia. To , co odkrył, to nie była niewydolność oddechowa, nie pojawienie się kurczów, ale oznaki utrudnionego powrotu krwi do serca. Stąd omdlenie, śmiertelna zapaść "ortostatyczna" w czasie ok. 6 minut na skutek niemożności powrotu do pozycji pierwotnej.

Hipoteza śmierci z powodu zawału, ostatnio bardziej popularna, w rzeczywistości jednak nie znajduje wielu zwolenników. Według Sebastiana Rodante’a zakładałaby wystąpienie już w Getsemani choroby niedokrwiennej serca (angina pectoris), która rozwijając się w czasie, doprowadziłaby je do uszkodzenia, a w końcu do martwicy. Będąc świadom zbliżających się udręk pasji, przejęty zdradą Judasza i ucieczką uczniów, Jezus w noc poprzedzającą egzekucję doznał silnej reakcji neu-rowegetatywnej (hematidrozy) i dlatego pocił się krwią. Przy tej reakcji, "trudno wyobrazić sobie, że Jego serce nie doznało bezpośrednio efektów wstrząsu neurowe-getatywnego na skutek wydarzeń w Getsemani. Można zatem mieć pewność, że kolejne traumy psychiczne, doznane na krzyżu, odbywały się już na osłabionym organizmie. Znajdował się on w fazie skrajnego wycieńczenia, a więc dodatkowe cierpienia mogły spowodować poważne uszkodzenia układu sercowo-naczyniowego, co wyjaśniałoby tak szybką śmierć". W tym ostatnim przypadku jednak badacz nie ogranicza się do ustalenia przyczyny śmierci tylko na podstawie wskazówek pochodzących z Płótna, ale odwołuje się także do początkowych faz pasji Chrystusa, których wyraźnych śladów na Całunie nie znajdujemy.

Podążając tym samym nurtem, Frederick Zugibe, polemizujący i antykonformistyczny badacz amerykański, który skrytykował Barbeta za wizję a priori dotyczącą hipotezy asfksji, zwraca uwagę na niektóre okoliczności, będące głównymi współczynnikami śmierci przez asfkcję. Wnioski te jednakże tylko po części zrodziły się z badania Płótna, w które był owinięty Człowiek z Całunu. Czy osoba w stanie wstrząsu traumatycznego i hipowolemicznego, pogrążona w takim lęku, że poci się krwią, bestialsko ubiczowana, cierpiąca na nerwoból nerwu trójdzielnego, wywołany przez nałożoną koronę cierniową, do tego doświadczająca upadków na ziemię na odcinku około pół mili (700 m) i dźwigająca 25-kilo-wą belkę na karku, a w końcu przybita do krzyża rękami i stopami, mogłaby być jeszcze w stanie podciągnąć się do góry z ciałem, napierając na wbite gwoździe? Odpowiedź brzmi oczywiście: nie.

Zugibe przypomina eksperymenty wykonane na ochotnikach pomiędzy 20 a 35 rokiem życia. Przymocowano ich do krzyża za pomocą specjalnych rękawic skonstruowanych tak, aby możliwy był przepływ krwi. Następnie obserwowano ich uważnie podczas występowania chwilowej asfksji. Zugibe podaje, że u wolontariuszy zdecydowanie nie nastąpiły trudności z oddychaniem, czy też kurcze. Żaden z nich nie próbował podczas badania podciągnąć się w górę, by ułatwić sobie oddychanie, a kiedy robili to na polecenie, kąt nadgarstka nie zmieniał się pod wpływem ruchu. Wniosek? Wyniki przeczą teorii śmierci przez asfksję. "W konsekwencji, śmierć Człowieka musiała nastąpić przez wstrząs traumatyczny i hipowolemiczny z powodu ograniczonej perfuzji wszystkich komórek i tkanek, przez co nastąpił kryzys w postaci niedotlenienia, początkowo odwracalny, później trwały".

"W trudzie, bólu, wstrząsie psychicznym i odwodnieniu - dodaje Baima Bollone - doszło do powstania mechanicznej asfksji z ukrzyżowania oraz w końcowej fazie do ischemii kardiologicznej, co jest bardzo możliwe u człowieka poddanego długotrwałym doświadczeniom, pozbawionego płynów". Taki stan medycyna określa jako inspissatio sanguinis, czyli syndrom hyperdensyj-ności i nadlepkości ubogiej w tlen krwi, w której ilość osocza zredukowała się z powodu odwodnienia. "Tego rodzaju stan ostrego niedokrwienia - dodaje badacz - usprawiedliwia bardzo silny ból, krzyk i śmierć taką, jak ta opisana w Ewangeliach".

Tak więc można podsumować, że śmierć ukrzyżowanego nastąpiła prawdopodobnie z powodu wielu współprzyczyn, wśród których podstawowymi są asfksja, odwodnienie i zapaść ortostatyczna.

Więcej w książce:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Całun. Kwestia wciąż otwarta
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.