Przeszła przez piekło wojny. Poznaj jej historię

Przeszła przez piekło wojny. Poznaj jej historię
(fot. Photoman29 / Shutterstock.com)
Logo źródła: WAM Reyes Monforte

W rodzinnym miasteczku nieustannie groziła jej śmierć z rąk nacjonalistów. Więziona, wielokrotnie zgwałcona i pobita. Ucieka. W bezpiecznej Hiszpanii jej życie miało zacząć się od nowa.

DEON.PL POLECA

Przeczytaj fragment "Ukrytej róży" - najnowszej powieści Reyes Monforte, hiszpańskiej bestsellerowej pisarki i dziennikarki. Książkę już możesz zamówić na stronie Wydawnictwa WAM. Z kodem DEONUR 30% taniej!

Pazo do Riba. Nazwa, którą Teresa zapisała na kawałku kratkowanego papieru przed pospiesznym wyjazdem Zehery z Villa de Alba, pojawiła się teraz wypisana czarnymi literami na białym tle tablicy drogowej. Stojąca na prawym poboczu szosy czekała na wszystkich, którzy ją mijali, żeby ich powitać w miasteczku. Od razu po wjeździe do Pazo do Riba milczący pasażerowie starej furgonetki Zorana przekonali się, że jest to miejscowość większa niż ta, z której uciekali: więcej sklepów, ludzi, ulic, więcej aut, świateł, wystaw sklepowych, usług publicznych, neonów, świateł drogowych, latarni, ławek, domów mieszkalnych i innych, wyższych budynków, więcej parków, przejść dla pieszych, psów, dzieci, starych ludzi, piekarni, policjantów, więcej asfaltu i mniej natury - przynajmniej na pierwszy rzut oka.

- Nic tu po nas - głos Zorana zabrzmiał sucho, niegrzecznie, nie było w nim ani krztyny życzliwości. - Nic tu nie zgubiliśmy.

- Nie tutaj zgubiliśmy to, co mieliśmy - odpowiedziała Zehera ze wzrokiem utkwionym w obrazy przesuwające się za oknem samochodu. - Powinieneś to wiedzieć lepiej niż ktokolwiek.

- Muszę z tobą porozmawiać - powiedział Zoran do kuzyna, zatrzymując samochód  i wyciągając kluczyki ze stacyjki, po czym pospiesznie wysiadł. Zehera nie zadała sobie trudu, żeby spróbować ustalić, o czym rozmawiają obaj mężczyźni, choć nietrudno byłoby nastawić uszu i zorientować się, jaką treść kryją ich szepty. Przypominało to sytuacje, kiedy leżała skulona w łóżku, a kuzyni wracali nad ranem pijani. Tak jak i wtedy, teraz również nie czyniła najmniejszych wysiłków, żeby rozszyfrować znaczenie przesadnie wyrazistych gestów dłoni, ramion i głów mężczyzn, którzy zdecydowali się zostawić ją samą w furgonetce - jedynie w towarzystwie dziecka, traktowanego przez nich jak osoba niewidzialna - bo chcieli porozmawiać o irytujących ich sprawach. Przeczuwała, że coś, czego nie próbowała sobie nawet wyobrazić, właśnie dobiega końca.

Po kilku minutach rozmowy i wypaleniu paru papierosów, których niedopałki wdeptywali ordynarnie w ziemię, obaj kuzyni ponownie wsiedli do samochodu. Nie padło ani jedno słowo wyjaśnienia. Aleksandar poprosił Zeherę o kartkę z zapisanym adresem, grzecznie spytał parę przechodniów o wskazówki, jak tam dojechać, po czym ruszyli w drogę. Kiedy furgonetka się zatrzymała, Aleksandar wysiadł, bez słowa otworzył drzwi Zeherze i wyciągnął z tylnego siedzenia auta torbę z ubraniami i wózek. Zoran siedział w tym czasie za kierownicą, nie wyłączając silnika. Zapalił kolejnego papierosa i wpatrywał się w asfalt przez brudną szybę. Ani razu nie odwrócił głowy, wiedząc zapewne, co będzie się działo.

- To tutaj. O tym miejscu mówiła ci Teresa. - Alek stanął przed nią ze spuszczoną głową, wpatrując się uporczywie w kawałek kratkowanego papieru, który trzymał w palcach. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy.

- Co się dzieje? - zapytała Zehera, próbując odszukać wzrokiem jego onieśmielone spojrzenie. Trzymała małą na rękach i miała świadomość, że pozostałe dwie torby wciąż niewyładowane z furgonetki stanowiły jakiś trop, pozwalający wyjaśnić dziwne zachowanie Aleksandra.

- Zoran odjeżdża...

- No i...? To dla wszystkich lepiej.

- I ja jadę z nim. - Ich oczy wreszcie się spotkały. Efekt przypominał zderzenie dwóch pociągów. - Zehera, to wszystko nie funkcjonuje. Od wyjazdu z Bośni ciągle jest gorzej i gorzej. Nie jesteśmy tacy sami jak kiedyś. Wszystko się zmieniło. Nie sądzę, żeby któremukolwiek z nas dobrze zrobiło dalsze bycie razem. Trzeba to zaakceptować. Przeżyliśmy wojnę i każde ma prawo odbudować swoje życie.

- I chcesz odbudowywać swoje z kuzynem... - podsumowała, nie bardzo wiedząc, skąd czerpie siły, żeby sięgać po ironię po tym, gdy dostała wiadomość, która powinna ją znokautować.

- Nie. Ale wiem, że z tobą i z tym dzieckiem też tego nigdy nie osiągnę.

- Nigdy jej nie mogłeś znieść. Nie rozumiem tylko, jak śmiesz właśnie ją nienawidzić, skoro to mnie zgwałcili, a nie tę małą.

- To niesprawiedliwe. Oboje przeszliśmy i wycierpieliśmy wiele. Dla mnie to też nie było łatwe.

- Nie mogę w to uwierzyć. Z czym mnie teraz zostawiasz? Mam być sama w tym miejscu, którego nie znam? Dla ciebie uciekłam z miasta, gdzie zaczynałam czuć się jakw domu, gdzie byli ludzie, którym ufałam i których kochałam, a teraz uciekasz jak tchórz?

- Na pewno masz rację. Jestem tchórzem, ale nie mogę nic na to poradzić.

- Ależ możesz! Możesz wejść tu ze mną i zacząć spełniać obietnice, które mi składałeś w Wiszegradzie i którepowtarzałeś, płacząc jak dziecko w nogach łóżka, w pokoju na izbie porodowej. Już nie pamiętasz? Obudź się, może nam się udać, przecież się kochamy!

- Nie, Zehera. To nie jest tak. Ja cię już nie kocham. Kiedy zerwiesz tę opaskę, którą sobie założyłaś na oczy, dojdziesz do tego samego wniosku. Sądzę, że lepiej ci będzie beze mnie, a to jest dobre miejsce, żeby zacząć od nowa. Jeśli wszystko się ułoży, będziesz nawet mogła wrócić do Villa de Alba, do przyjaciół...

- Tych, których musiałam zostawić, bo twój kuzyn, i kto wie, czy nie razem z tobą, zabił tę dziewczynę? Powiedz, tych przyjaciół masz na myśli?

- Masz w sobie zbyt wiele nienawiści i to ci nie pozwala dostrzec rzeczywistości.

- To nie jest nienawiść. To ból, wściekłość, bezsilność. Może masz rację, byłam ślepa. Powinnam zareagować wcześniej, spojrzeć w oczy prawdzie i zobaczyć, kim ty w gruncie rzeczy jesteś. Nie powinno mnie to zaskakiwać, ale sam widzisz...

Obojgu trudno było ciągnąć tę rozmowę. Zehera chciałaby, żeby Aleksandar znów poprosił ją o przebaczenie i żeby z nią został, ignorując klakson, który w tym momencie nacisnął Zoran. Kusiło ją, żeby go o to poprosić, żeby uklęknąć przed nim i błagać. Chciała się rozpłakać, upokorzyć wobec nieznanych ludzi przechodzących obok i nieświadomych dramatu, w który zmieniała się jej egzystencja, ale coś we wnętrzu jej na to nie pozwalało. Coś bardzo silnego zachęcało ją, żeby nie zachowała się tak tchórzliwie jak on. Pragnienia Aleksandra szły w innym kierunku: chciał uciec od niej, oddalić się jak najszybciej od tej kobiety i dziecka, przy pominającego mu nieustannie okrutną przeszłość, w którą wtrąciło go barbarzyństwo i głupota. Pragnął, żeby ta sytuacja już się skończyła i żeby mógł odzyskać dobre zdanie o sobie, które zostało gdzieś daleko. Bo Alek wstydził się za swoje postępowanie, czuł do siebie obrzydzenie, nie rozumiał, jak mógł stoczyć się tak nisko. To uczucie przerażenia i odrazy paliło go od środka. Nie miał też sił, żeby ciągnąć tę rozmowę, słuchać głosu, który tak kiedyś kochał. Czuł, że w jego żołądku otwiera się jakaś wielka dziura - musiał uciekać, nie zastanawiając się, czy robi słusznie, czy nie.

Znów rozległ się klakson. Zoran, chcąc zniknąć z tego miejsca, jeszcze bardziej się niecierpliwił niż jego kuzyn.

- Muszę iść. Mam nadzieję, że wszystko ci się ułoży i że uda ci się być szczęśliwą. Przysięgam ci, że to by mnie ucieszyło. Może któregoś dnia... - zdołał wyjąkać, podczas gdy Zehera odwróciła twarz ku małej. Teresa Alina, przytulona do matki, obserwowała rozgrywającą się scenę ze spokojem, którego jej spojrzeniu nigdy nie brakowało.

Milczenie było jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał Alek. W pierwszym momencie ucieszyło go to, ale po chwili ta cisza stała się potężnym ciosem w jego sumienie.

 

Kiedy przestała już słyszeć silnik furgonetki Zorana, wiedziała, że właśnie zerwała się jedyna nić, która łączyła ją z tym, co było kiedyś. Zamknęła oczy i potok łez, wstrzymywany aż do tej chwili, zalał jej skrzywioną w bolesnym grymasie twarz. Wiedziała, że jest na świecie sama: daleko od domu i kraju, tysiące kilometrów od bliskich, być może osierocona przez rodziców i rodzeństwo. I przede wszystkim w nieludzki sposób porzucona. Jedyny człowiek, któryjej pozostał, odrzucił ją, bo jakaś przeklęta bestia tej samej narodowości co on spustoszyła jego wnętrze.

Bez domu, bez przyjaciół, planów, marzeń, bez teraźniejszości i przyszłości. Bez niczego. Tylko z bólem przeszłości. Nigdy dotąd nie doznała takiego poczucia absolutnej pustki, które zawładnęło jej ciałem i umysłem. Nic. Nigdy w życiu nie czuła takiego egzystencjalnego zagrożenia tymi trzema literami; nawet wtedy, gdy ją gwałcono, upokarzano, poniżano, bito i wyzywano. Wtedy miała przynajmniej o kim myśleć, znała imię, które mogła szeptać, twarz będącą nadzieją, której potrafi ła się trzymać, gdy spotykały ją wszystkie możliwe okrucieństwa. Teraz nie miała nic i, paradoksalnie, ten ładunek pustki, opuszczenia, nicości i osamotnienia miał wagę ołowiu. Opanowało ją uczucie dziwnej jałowości, która skłaniała ją, by zadać sobie pytanie, czy naprawdę żyje, czy krew nadal krąży w jej żyłach, czy jej serce nadal bije.

Z torbą pełną ubrań w jednej ręce i z Teresą Aliną na drugiej Zehera ruszyła w kierunku wejścia do budynku. Właściwie domyślała się, że to robi, bo nie miała poczucia ruchu. Jej uszy, które najwyraźniej ogłuchły, nie słyszały codziennych odgłosów ulicy. Skóra nie poczuła nawet mżawki, która zaczynała nasączać jej ubranie i moczyła małą. Teresa Alina wciąż milczała, nie wydała z siebie ani jednego dźwięku, nie zaczęła płakać. Ktoś, kto by zobaczył w tym momencie Zeherę, uznałby, że porusza się w somnambulicznym transie. Czuła się po prostu absolutnie samotna. Porzucona. Nieobecna. Martwa, a może uśpiona. Otworzyła usta, kiedy stanęła przed białą ladą, za którą siedziała kobieta w średnim wieku.

- Julia. Przysyła mnie Teresa z Villa de Alba. Szukam Julii.

- Matko Boska, co się z tobą dzieje? Chodź, usiądź tu! - zawołała kobieta, odstawiając filiżankę parującej kawy i przypatrując się z niepokojem widmu, które właśnie weszło przez drzwi budynku. - Biedne maleństwo, zmokło. Natalia, Marisol! - krzyknęła, żeby zwrócić uwagę swoich współtowarzyszek. - Szybko, chodźcie mi pomóc! Ale skąd tyś się tu wzięła? - spytała, podstawiając Zeherze krzesło i biorąc małą na ręce, żeby osuszyć ją ręcznikiem.

- Z Bośni. Z wojny.

- Dziewczyno, co ty mówisz? Jak to przyjechałaś z...? Jesteś sama? Nikogo więcej z tobą nie ma? -  pytała kobieta, spoglądając w kierunku drzwi wejściowych. - Jak tu dotarłaś?

Kobieta zza lady zlustrowała ją od góry do dołu i próbowała zrozumieć jej nieoczekiwane pojawienie się. Przez cztery lata, które przepracowała w stowarzyszeniu, widziała wiele osób z problemami, wchodzących przez te same szklane drzwi. Wszyscy prosili o uwagę, błagali o jedzenie, pieniądze, pracę, ubranie, schronienie albo o miejsce, gdzie mogliby się przespać... Ale pojawienie się osoby, która wydawała się bezdomnym aniołem, dopiero co spadłym z nieba wraz z padającym deszczem, było czymś innym.

- No dobrze, w końcu to wszystko jedno, skąd wyruszyłaś i skąd się tu wzięłaś. Jesteś bezpieczna i tylko to się liczy. Kiedy się uspokoisz, trochę osuszysz, rozgrzejesz i coś zjesz, będziesz miała czas, żeby nam opowiedzieć. Zgoda?

- Julia? - zapytała Zehera, jakby nie usłyszała nic z tego, co powiedziała kobieta.

- Jest zajęta. Ale jak ją znam, pojawi się za minutę w tych samych drzwiach, przez które weszłyście wy dwie. (...)

 

Kiedy Julia przyszła tego dnia do lokalu stowarzyszenia, z wielkim zainteresowaniem przyjęła wiadomość o kobiecie, która się tam pojawiła, powtarzając jej imię.

- I mówisz, że przyjechała z Bośni? - spytała, pragnąc jak najszybciej poznać wszystkie szczegóły na temat dziewczyny siedzącej na kanapie w wygodnie urządzonej poczekalni. - Biedna kobieta, taka młoda, taka ładna, słaba, bezbronna. I z takim malutkim dzieckiem. Oglądałaś popołudniowe wiadomości? Atak w Sarajewie na tych ludzi, którzy stali w kolejce, żeby kupić chleb? Co za tragedia! Czułam się chora, patrząc na tę rzeźnię. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak cierpią ludzie w tym kraju. I powiedziała wam, że przysłała ją Teresa z Salamanki? - spytała po raz kolejny, przecierając okulary w ciemnej rogowej oprawie. - Muszę spytać Daniela, czy ma zapisane jakieś telefony do ludzi stamtąd. Byli tacy mili i wdzięczni. Na pewno musiał je gdzieś zanotować, on nigdy o niczym nie zapomina, nie to co ja.

***

Jak potoczyły się dalej losy Zehery?

Zamów "Ukrytą różę" na stronie naszej księgarni najtaniej - z kodem DEONUR otrzymasz 30% rabatu!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Przeszła przez piekło wojny. Poznaj jej historię
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.