Mężczyźni w Kościele mogą bać się tej książki, czuć, że zagraża ona ich pozycji, która została utrwalona przez lata. Może wiedzą, że jest głosem, który dawno powinien zostać wypowiedziany, ale zawsze brakowało odwagi, żeby to zrobić. Nadchodzi rewolucja, która przerwie wielkie przemilczenie.
Teoretycznie strach powinien ogarnąć też mnie, bo w Kościele zasiadam w ławce uprzywilejowanych. Jeśli bym chciał, mogę zostać lektorem i czytać z ambony, mogę być szafarzem i zanosić Komunię chorym, wciąż kawaler, więc teoretycznie nie ma przeszkód, żebym został klerykiem, a potem księdzem. Jestem w Kościele "tym lepszym", mogę więcej, "przecież nie bez przyczyny Jezus wybrał 12 mężczyzn".
Czy boję się tego, że kobiety idą po to, co tradycyjnie przysługuje w Kościele mężczyznom? Czy jestem przekonany, że moja pozycja jest zagrożona? Czy wystawię się na pośmiewisko, kiedy "słaba płeć" przyjdzie upomnieć się o swoje?
Książka, która może zmienić wiele
Kto zna Zuzannę Radzik ten wie, jak bardzo zależy jej na tym, żeby rozumienie roli kobiet w Kościele przeszło gruntową reformę. Może nawet więcej, rewolucję, która ma między innymi pokazać, jak bardzo długo zarówno ze świadomości, jak i z kościelnych naw mężczyźni w Kościele wypychali kobiety.
Z Zuzanną można się spierać i nie zgadzać ze stawianymi przez nią tezami, inaczej rozkładać punkty ciężkości, z drugiej strony można widzieć w jej pracy zwiastun rewolucji, która nadchodzi w Kościele. Niezależnie jednak od tego, po której stronie barykady stoimy (co jest zresztą smutne, że trudno uniknąć dzisiaj sfery, w której barykad nie ma), to trudno nie zobaczyć, że ma bardzo sensowne argumenty za tym, że dyskusja o roli kobiet w Kościele jest dzisiaj bardzo potrzebna.
Dowodem na to jest jej najnowsza książka "Emancypantki". Kiedyś, kiedy feminizm w Kościele budził moje obawy, pytania, które zadałem sobie na początku tekstu przeszyłyby mnie na wylot. Pewnie bym się bał ataku i kolejnego "mieszania" w tym, co pewne i z góry ustalone. Czytałem tekst z pamięcią tego, co było wówczas i wiem na pewno, że strach został zastąpiony przez poczucie konieczności radykalnej zmiany.
Zapomniane kobiety
W "Emancypantkach" spotkałem się z kobietami Kościoła, którym Zuzanna dała głos. Jest Febe, którą św. Paweł nazywa "diakonem" i "protektorem", także Junia, której imię stało się przyczyną sporów biblistów. Dość powiedzieć, że choć bardzo wiele dowodów przemawia za tym, że była apostołką, to w nowotestamentowej wersji (Rz 16, 7) występuje jako mężczyzna. Maria i Salome, Maria Magdalena, która wyrasta poza tekst natchniony i ponownie spotykamy ją na kartach w "Ewangelii Marii Magdaleny". Jest Tekla, apostołka, dziewica i męczennica, także Egeria, Martana diakonisa, Felicyta, Perpetua.
Zuzanna śledzi ich losy, pokazuje, jak znikają w mrokach dziejów, potem znów się pojawiają, wyciąga na wierzch historie zapomniane i pyta, czy jesteśmy w stanie faktycznie dotrzeć do tego, jakie były.
"Maria z Magdali, Junia, Febe, Pryska, Egeria, Paula, Melania, Eustochium i wiele innych, których imiona znamy, oraz te, o których nigdy nie słyszeliśmy. Jakie były? Subwersywne, pogodzone czy zadowolone? Nie dowiemy się, co myślały lub czuły, bo nie zachowały się nieomal żadne ich listy ani teksty. Właściwie niemożliwe jest dowiedzieć się, kim były naprawdę.
<<Nie możemy z pewnością twierdzić, że we wczesnochrześcijańskich tekstach słyszymy głosy prawdziwych kobiet - ostrzega nas Elizabeth A. Clark - bo zostały spreparowane przez męskich autorów>>. O jakich kobietach więc czytamy, jeśli nie o prawdziwych? Czasem o rzeczywistych, ale widzianych oczami mężczyzny, ujętych tak jak było to retorycznie potrzebne.
Najczęściej opisywane są przez mężczyzn i dla mężczyzn, bo przecież niewiele kobiet umiało wtedy czytać i pisać. Nawet jeśli przemówią swoim głosem, jak Perpetua, to i tak męski narrator będzie miał ostatnie słowo. Czasem okaże się, że ich bracia i przyjaciele opowiedzieli nam biografie zmyślone, na przykład chcąc mądrością i pobożnością portretowanych kobiet zawstydzić mężczyzn" - szczerze pisze autorka we wstępie książki.
Rewolucja na obcasach?
Obraz Kościoła, jaki rysuje Zuzanna, to miejsce, gdzie ewangeliczna wolność kobiet musiała nieustannie walczyć z tradycją, historią i kulturowymi uwarunkowaniami, które kazały im "znać swoje miejsce".
To nie ideowy manifest wiodący na barykady walki z mężczyznami w Kościele, ale mocny głos wołający o sprawiedliwość. Może zmienić wiele i rozpocząć rewolucję. Ale nie taką, w czasie której zapłoną stosy. Rozpocznie rozmowę, której brakuje, o temacie, który jest, ale jak gdyby w ogóle go nie było.
Dlaczego potrzebujemy tej książki? Jeszcze raz oddaję głos Zuzannie:
"Zuzanna i starcy! - mówili, kojarząc moje rzadko nadawane kiedyś w Polsce imię z bohaterką Księgi Daniela (Dn 13). Świeccy mężczyźni (jakoś nigdy kobiety), ale zwłaszcza lepiej znający Biblię księża uśmiechali się wtedy dwuznacznie, choć dla nastolatki skojarzenie z Zuzanną podglądaną w kąpieli przez mężczyzn było wystarczająco krępujące i bez tego. Dlaczego jednak nikt nie kojarzył mnie z inną biblijną imienniczką i nie zakrzyknął, popisując się znajomością Pisma Świętego: Ach, jak Zuzanna, która wraz z innymi kobietami poszła za Jezusem (por. Łk 8,3)?
Jasne, tej starotestamentalnej Zuzannie Biblia poświęca dużo więcej wersetów, lecz czy tylko dlatego jest ona lepiej znana? Zuzanna w kąpieli jest taka nieproblematyczna, ukazana na wielu płótnach i możemy ją bezwstydnie podglądać, niemal jak owi starcy. Taka jest przecież rola kobiety w naszej kulturze: być oglądaną, bierną, ewentualnie uratowaną (tu w roli "księcia wybawiciela" Daniel). Gorzej z tą drugą Zuzanną. Co to znaczy, że właśnie ona wraz z Marią Magdaleną, Joanną, żoną Chuzy, i innymi kobietami były przy Jezusie i uczniach, gdy wędrował, nauczając, a nawet <<im usługiwały ze swego mienia">> (Łk 8,3)? Przecież nie można mieszać dziewczynie (na przykład nastoletniej mnie) w głowie, że jakieś kobiety robiły coś ważnego wśród uczniów Jezusa. Nie daj Bóg twierdzić, że były uczennicami.
Może sama nie znajdzie wzmianek w Nowym Testamencie, a kaznodzieja nie wyeksponuje tego wątku, gdy raz na trzy lata wspomni o Zuzannie z Ewangelii w czytaniu na 11. niedzielę czasu zwykłego w roku C. Podobnie zresztą rzecz się ma z innymi kobietami Nowego Testamentu. Nigdy w niedzielnych czytaniach nie usłyszymy zakończenia Listu do Rzymian, kiedy święty Paweł pozdrawia dziesięć kobiet, między innymi diakona (sic! tekst grecki stosuje formę męską!) Febe, apostołkę Junię i liderki młodego Kościoła Lidię i Pryskę. Przepadają niezauważone te miejsca, gdzie czytamy, że włóczyły się z uczniami, utrzymywały w swoich domach wspólnoty kościelne, nauczały… Koniec świata! Tylko czy chrześcijaństwo nie miało być końcem świata takiego, jaki dotąd istniał"?
"Emancypantki. Kobiety, które zbudowały Kościół" do 9 września możecie zamówić w przedsprzedaży z 25% rabatem >>
Skomentuj artykuł