Do powstania tej małej książeczki przyczyniły się listy, jakie pisałem w latach 1978-1980 do przyjaciół Katolickiego Centrum Informacyjnego w Monachium (Katholische Glaubensinformation in München). Jako duszpasterz starałem się w prowadzonej korespondencji budzić zainteresowanie sprawami religijnymi.
Mogę też powiedzieć, że za tymi krótkimi rozdziałami kryją się uczone, często trudne w czytaniu dzieła współczesnych teologów, dogmatyków i egzegetów. Moim pragnieniem było uczynienie współczesnej teologii bardziej przystępną dla przeciętnego człowieka, a tym samym przyczynienie się do przerzucenia pomostu nad swoistą próżnią, jaka zachodzi pomiędzy prowadzonymi przez naukowców badaniami teologicznymi i wiedzą katechizmową. Szczególnie zaś zależało mi na tym, by chrześcijańską Dobrą Nowinę ukazać jako uwalniające i zachęcające Słowo w zetknięciu z pozbawiającymi człowieczeństwa ideologiami i mrocznymi działaniami sekt.
Wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego,
Stworzyciela nieba i ziemi
W tych słowach wyznajemy naszą wiarę w Bożą wszechmoc. W jakim jednak znaczeniu Bóg jest szechmocny? Czy może ukryć coś tak, żeby nawet sam nie mógł tego nigdy odnaleźć? Czy w dwuwymiarowej geometrii może wykreślić czworoboczne koło albo okrągły trójkąt? Dlaczego wyznajemy, że Bóg jest wszechmocny?
Czy to twierdzenie wymyślili teologowie przy zielonym stoliku? A może powtarzamy zdanie jakiegoś dewota? Ci, którzy poprzedzili nas w wierze, w szczególny sposób doznali doświadczeń Boga i Jezusa. Byli pod wrażeniem działania Boga, które niejednokrotnie budziło w nich zdziwienie, a czasem nimi wstrząsało. Dlatego też czuli potrzebę mówienia o tym, co się im przytrafiło podczas spotkania z Bogiem, bowiem ludzie obdarowani takim przeżyciem nie mogą zwyczajnie przejść nad nim do porządku dziennego, tak jakby nic się nie wydarzyło. Przecież w ich życiu "coś" się stało! Stało się coś, co można przyrównać do spotkania Zmartwychwstałego z niewiastami i uczniami. O tym musieli mówić! W ten sposób formułowało się pierwotne chrześcijańskie wyznanie wiary: Pan rzeczywiście zmartwychwstał! (Łk 24, 34).
Przy takim doświadczeniu Boga nie myśli się o tym, jak formułować logicznie niepodważalne zdania. Chce się jedynie głosić innym wielkość, dobroć i wspaniałość Boga, ponieważ doznaje się radości, ponieważ samemu jest się tym spotkaniem poruszonym. Doświadczenie takie jest szczególnie imponujące, jeśli uszczęśliwia ono nie tylko jednostkę, ale również krąg przyjaciół, a nawet cały naród. Zazwyczaj nie teologowie czy filozofowie, lecz prości ludzie przekazują innym swą radość. Są to ludzie z sercem, którzy nie krzyczą fanatycznie, lecz są gotowi dzielić się z innymi własnymi doznaniami, a także - to rzecz ważna! - powiązać je z rzeczywistością życia. Izraelici widzieli, w jaki sposób Bóg wybawił cały ich naród z "wszechmocy" państwa egipskiego: On był potężniejszy! Przez długie lata odczuwali, jak przewyższające ich siłą sąsiednie narody rozbijały się o potężną opiekę Boga. Odkrywali, że On jest najpotężniejszy. Z tym poczuciem śpiewali: Czemu burzą się ludy... Powstają królowie ziemscy i książęta radzą społem przeciw Panu i Pomazańcowi Jego... Drwi z nich Ten, który mieszka w niebie, Pan im urąga (Ps 2 w tł. Cz. Miłosza).
Naród izraelski ze zdumieniem spoglądał na regularne powroty pór roku: na wzrastanie, dojrzewanie, przemijanie i ponowne wzrastanie. Przyglądał się też równomiernemu, uporządkowanemu i "wiecznemu" biegowi świateł niebieskich. To były ślady, z których pobożni Izraelici poznawali mądre działanie Boga, którego potężna moc wszystko ożywia, porządkuje i utrzymuje w ruchu. Radowali się swoim Wszechmocnym, gdyż rzeczywiście czuli się u Niego bezpiecznie. Dlatego śpiewali: Kto się w opiekę oddał Najwyższemu i w cieniu Wszechmocnego mieszka, powie do Pana: Ostojo moja i Twierdzo moja, Boże mój, Tobie ufam (Ps 91 w tł. Cz. Miłosza). Takie wyznanie dzisiaj wydaje się dla wielu, czasem i dla mnie, trochę przesadzone, niedorzeczne bądź nierealne. Czyż nie ma na świecie cierpienia, niesprawiedliwości, przemocy zła?
Niejeden pyta na przykład, jak mogę czuć się bezpiecznie w obliczu Bożej wszechmocy po tym, co stało się w Oświęcimiu? Stawiając takie pytania nie można zapominać, że ludzie cierpieli już przed Oświęcimiem! Przecież od najdawniejszych czasów musieli znosić niesamowite okropności, musieli cierpieć najbardziej wyrafinowane tortury i katusze. Właśnie naród izraelski - jak chyba żaden naród - cierpiał okupację najróżnorodniejszych mocarstw. Był przedmiotem nienawiści i najróżniejszych okrucieństw jeszcze na długo przed Oświęcimiem. Oczywiście nie jest to usprawiedliwienie dla współczesnego okrucieństwa. Istotne jest natomiast, mimo tylu cierpień, że ci nasi przodkowie w wierze nieustannie wysławiali chroniącą ich Bożą wszechmoc: Panie, Ostoją nam byłeś z pokolenia w pokolenie (Ps 90, 1 w tł. Cz. Miłosza).
Powyższa odpowiedź nie jest oczywiście żadnym logicznym uzasadnieniem. Jest odpowiedzią, która płynie wyłącznie z wiary. Czy istnieje jakaś inna, a zarazem lepsza? Wydaje się, że nie znajdziemy lepszej od tej, jaką podaje sam Bóg: Jam jest Alfa i Omega, mówi Pan, Bóg, który jest, który był i który przychodzi (Ap 1, 8), a ja Mu odpowiem: Obym zamieszkał w Twoim namiocie na wieki, obym się schronił pod opiekę Twoich skrzydeł (Ps 61, 5 w tł. Cz. Miłosza).
Wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi - wyznają wierzący w Chrystusa. Ale na jakiej podstawie? Trudno dzisiaj spotkać człowieka, który by nie słyszał o "prawybuchu"
jako przypuszczalnym prapoczątku świata. Radioteleskopy przenikają przez głębie wszechświata i poza znaną materią odkrywają antymaterię, rejestrują wybuchy i kurczenie się gwiazd w odległościach liczonych milionami lat świetlnych... Zdaniem wielu ewolucja wyjaśnia niemal wszystkie zagadki związane z powstaniem życia. Coraz to nowe tajemnice wyjawiają badania kuli
ziemskiej. Mamy już dziecko z "probówki".
Doskonałe narzędzia odkrywają wciąż nowe cząsteczki materii oraz niewyobrażalnie szeroki ocean gwiazd we wszechświecie. Tylko Boga nie udaje się dotąd odnaleźć przy pomocy tych precyzyjnych aparatów. Czyżby zagadkę o początku świata i początku życia można było rozwiązać bez Boga? Czy jeszcze mogę z czystym sumieniem uznawać Boga za Stwórcę "nieba i ziemi", jak to czyni Pismo Święte (Rdz 14,19)?
Co rozumiem przez to, że nazywam Boga Stworzycielem nieba i ziemi? Czy przypatruję się wszystkiemu, co zawiera się we wszechświecie - od pracząsteczek po gwiazdy-olbrzymy? Czy uznaję, że to wszystko niekoniecznie musiało istnieć? Nie ma bowiem takiego bytu na świecie, który by sam z siebie zaistniał i wszystko - cokolwiek tutaj spotykamy - drzewa, góry, gwiazdy, ludzi, miasta - tego wszystkiego kiedyś tutaj nie było i kiedyś nie będzie.
Skąd zatem początek wszystkiego? Z "prawybuchu"? Jeśli "coś" rzeczywiście wybuchło - a to jest rzeczywiście możliwe do przyjęcia - to "co" wybuchło? Przecież "nic" wybuchnąć nie może. W takim razie skąd pochodzi to "coś", co mogło wybuchnąć? Dochodzimy do punktu, którego wiedza przyrodnicza ani technika nie są w stanie przekroczyć.
Jeżeli w ogóle coś istnieje, to musi także posiadać praźródło swego bytu, a zatem musi istnieć jakaś rzeczywistość, która wszystkim znajdującym się na zewnątrz użyczyła istnienia. Jeżeli jednak jest ona rzeczywiście praźródłem istnienia, to nie tylko musi mieć sama w sobie istnienie, ale musi sama z siebie istnieć. Wynika z tego, że ten prabyt nie mógł nie istnieć. On musi istnieć, musi zawsze istnieć - musi być bez początku, bez końca, musi istnieć wiecznie. Właśnie owo praźródło bytu powołuje do istnienia wszystko inne, cokolwiek istnieje poza Nim, co kiedykolwiek było i co kiedykolwiek będzie! Prabyt wyprowadza, "stwarza" wszystko inne z niczego bez posługiwania się przy tym żadnymi narzędziami ani materiałem. Ten prabyt, tę jedyną i wieczną rzeczywistość nazywamy Bogiem.
Można przyjąć, że Bóg powołał do istnienia "pramaterię" (fale, cząsteczki, energię, itd.), nadał jej dynamikę i plan dalszego rozwoju. Wszystko zatem - pierwsza inicjatywa, sensowny plan, uporządkowana prawidłowość - pochodzi od Boga, a nie jest tylko czystym przypadkiem. W tym znaczeniu "niebo i ziemia" oznaczają absolutnie wszystko, co nie jest Bogiem - zarówno byty materialne jak i duchowe. One są stworzeniami, ponieważ swe istnienie zawdzięczają Bogu, i to nie tylko pierwszy impuls powołujący je do istnienia, ale także trwałe podtrzymywanie w tym istnieniu. W każdej chwili zatem całe stworzenie zależy od Boga (Ps 104, 28-30).
Bóg nie musiał dokonywać dzieła stworzenia. Całe stworzenie powołał do istnienia swą wolną decyzją, kierując się jedynie miłością. Nowy Testament świadczy, że Chrystus pośredniczył w tym dziele: Wszystko przez Niego się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało (J 1, 3). Oczywiście pośrednictwo Chrystus nie ogranicza się tylko do początku; ono trwa. W Liście do Kolosan czytamy: Wszystko w Nim ma istnienie (Kol 1,17). I jeszcze jeden znamienny wymiardzieła stworzenia przybliża ten sam list: Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone (Kol 1, 16).
Dzieło stworzenia zatem nie jest wynikiem przypadku. Nie zostało też "rzucone" i pozostawione ślepemu losowi. Dzieło to w swym początku, w swym trwaniu i w swym końcu podtrzymywane jest mocą dobroci Boga. On prowadzi je na powrót do siebie, by w Nim mogło otrzymać ostateczną doskonałość. Tak wyraża tę prawdę przyrodnik i teolog - Teilhard de Chardin: "Cały rozwój stworzenia biegnie nieustannie w kierunku punktu Omega, czyli ku Bogu, który jest jego Alfą, jego początkiem".
Zauważmy, że nauki przyrodnicze znają tylko słowo "teraz", które oznacza przemijanie stworzenia. Gdyby jednak to "teraz" trwało miliard lat, byłoby tylko stworzeniem i nie mogłoby powstać samo z siebie. Nauki przyrodnicze nie potrafią określić ani początku, ani końca. Tylko Bóg zna te dwa decydujące punkty i tylko On może nam tę tajemnicę odkryć. Dla naszej pociechy i dla naszego umocnienia daje nam poznać, że zarówno początek stworzenia, jak jego koniec są dziełem Jego miłości.
Skomentuj artykuł