To chciał wam powiedzieć przed śmiercią

(fot. Damian Kramski)
Joanna Podsadecka

Kiedy choroba postępowała, dzięki pytaniom setek internautów, nadal czuł się potrzebny. Znamy jego odpowiedzi.

Ta książka miała się zaczynać inaczej. Jan chciał we wstępie opowiedzieć o różnych poziomach czułości, które ją budują. Nie zdążył. Zdecydowałam, że Go w tym nie zastąpię.

Ostatnie dwa miesiące życia

Mieliśmy taki pomysł, by w naszą rozmowę wpleść pytania od internautów, na które gdzie indziej nie uzyskali odpowiedzi. Na portalu Deon.pl ogłosiliśmy akcję: "Wszystko, co chcielibyście wiedzieć od księdza, ale baliście się zapytać". Janowi odpowiadało, że jej nazwa koresponduje z tytułem filmu Woody’ego Allena ("Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać"), wyrażając bezgraniczną otwartość.

Ostatnie dwa miesiące życia Jana spędziłam w Sopocie, gdzie przebywał pod opieką troskliwej rodziny. Przez kilka pierwszych tygodni nagrywaliśmy materiał do książki. Na kilka kolejnych zostałam, bo nie potrafiłam wyjechać, widząc, że Przyjaciel z dnia na dzień traci siły. Nie mogłam zrobić wiele. Jedynie znaleźć do rozmowy temat, który Go zainspiruje albo rozbawi, włączyć utwór, którego do tej pory nie znał, przeczytać coś ciekawego, zrobić wędzonego pstrąga ze szpinakiem, fetą i orzechami czy zupę z prawdziwków. Być.

"Poświęce Pani/Panu tyle czasu, ile trzeba".

Przeczytałam Janowi setki listów. Na część odpisaliśmy mailowo (gdy problemy były bardzo złożone, a opisane historie naszpikowane szczegółami), na inne odpowiedź znajdzie się w tej książce. Jest sporo takich, z którymi nie wiem co zrobić, bo zareagował na nie tak: "Serdecznie zapraszam do mnie. Poświęcę Pani / Panu tyle czasu, ile trzeba. Proszę tylko wcześniej zadzwonić, by sprawdzić, czy w danym momencie będę".

Internauci wielokrotnie nas zaskakiwali: a to zastanawiając się, czy opęta ich szatan, w związku z tym, że słuchali muzyki satanistycznej w języku angielskim, którego - co podkreślali - nie rozumieją, a to proponując, że zrobią swojemu ulubionemu księdzu najlepszego steka, jakiego potrafią.

Jan - w tym trudnym dla siebie czasie, kiedy choroba coraz mocniej dawała o sobie znać, w związku z czym już nie mógł być tak aktywny jak wcześniej - dzięki pytaniom i prośbom wyrażanym w listach, nadal mógł czuć się potrzebny, "być dla". Ta książka jest Jego dowodem miłości do Państwa.

W ostatnim czasie Jego żarty były specyficzne. Na pytanie, czy chce się przekręcić (na łóżku), odpowiadał: "Nie, jeszcze się nie chcę przekręcić. Jeszcze długo nie". Kiedy tata pomagał Mu wysiąść z samochodu, zauważał: "Gdy prosi: »wyciągnij już nogi« - brzmi to dosyć dwuznacznie". O ojcu zresztą lubił opowiadać publicznie. Nie dziwi mnie to. Cudowniejszego chyba nie mógł sobie wymarzyć.

Wiosną i latem zeszłego roku pracowaliśmy z Janem nad jego wcześniejszą książką - "Grunt pod nogami". Nie tylko w Sopocie, ale i w Pucku -w hospicjum, które zbudował z miłości do tych, którzy straszliwie cierpią. Słyszałam młodą kobietę mówiącą: "Tu jest jak w domu. Nie chcę stąd wychodzić!". Ona już wiedziała, dlaczego akurat ten ośrodek dostaje nagrody dla najlepszego w kraju.
Zrobił dla nas tak wiele, zróbmy teraz coś dla Niego - nie zapomnijmy o Puckim Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Jan żył na pełnej petardzie, wciąż o nim myśląc.

Łapczywe chwytanie dobrych chwil

Pamiętam momenty, gdy spodziewał się wznowy. Ale też radość, że znów Mu przywiozłam marynowane rydze. I ten lokal na Kaszubach, do którego mnie zabrał na najlepszego tatara z łososia, jakiego w życiu jadłam... Przede wszystkim jednak pamiętam to Jego łapczywe chwytanie dobrych chwil, uważność, poczucie humoru i porażającą wrażliwość na cudzą krzywdę. Gdy tylko mógł, cerował cudze popsute światy.

Pokochały Go miliony Polaków. Każdy pewnie z innego powodu. Miał dar mówienia o trudnych sprawach prostym językiem. Był odważny. Narzucał takie tempo, że trudno Mu było dotrzymać kroku. Wiedział, że ma mało czasu. Na wszystko, co osiągnął, zapracował sam. Miał pod górkę. Nie tylko ze względów zdrowotnych. Hierarchowie Kościoła, który kochał, niczego Mu nie ułatwiali.

Człowiek międzyświatowy

Był taki dzień (wtedy już wiedziałam, że choroba Jana postępuje), kiedy wyszłam na plażę, nad którą wisiały czarne chmury, i zaczęłam się z Panem Bogiem targować o Niego. Nagle chmury się rozproszyły, niebo stało się niebieskie, pojawiła się na nim tęcza. Nie wiem, co znaczyła w tamtym momencie i czy znaczyła w ogóle, ale przechowuję ten obraz w pamięci. "Mistyki należy szukać w prozie dnia codziennego. Pan Bóg jest bardzo delikatny, trzeba Go czytać uważnie" - twierdził Jan. Po Jego śmierci jeden z moich kolegów nazwał Go człowiekiem międzyświatowym. Kto wie, czy to sformułowanie najtrafniej nie opisuje przestrzeni, po której poruszał się Jan.

Nie znam takich słów, które wyraziłyby moją wdzięczność za to, że był. W niewiele rzeczy wierzę tak mocno jak w to, że jest teraz bardzo szczęśliwy. I że już nigdy nie będzie miał pod górkę.

Joanna Podsadecka

(tekst stanowi wstęp do książki Dasz radę. Ostatnia rozmowa)

Jeśli doświadczyłeś od ks. Jana czegoś dobrego - poprzez książki, internetowe wpisy, filmy, wywiady, rozmowy - nie zatrzymuj tego dla siebie. Opowiedz o tym. Niech dobro się mnoży! Zostaw swój wpis na dacierade.pl

Gdy tylko Dasz radę pojawi się w naszym magazynie, trzy osoby spośród internautów, którzy do 11.09 zostawią swój wpis na dacierade.pl, otrzymają od nas książkę.

Dlaczego warto zamówić książkę u nas?

  • Zamawiając u nas, otrzymasz książkę najszybciej (wysyłka startuje 27 września, oficjalna premiera nastąpi 10 października. Wysyłki zrealizujemy zgodnie z kolejnością zamówień - im wcześniej zamówisz, tym szybciej dostaniesz)
  • Z kodem DRDEON -25%

"Dasz radę" możesz zamówić tylko w internetowej księgarni Wydawnictwa WAM 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To chciał wam powiedzieć przed śmiercią
Komentarze (1)
no_name (PiotreN)
1 września 2016, 23:09
Zawsze lubiłem u księdza Jana ten błyskotliwy dowcip z jednoczesnym dystansem do własnej choroby/ osoby. :-) Kilka dni temu poznałem w szpitalu pewnego młodego Człowieka (widuję go codziennie). Ma na imię Jacek, jest żonaty i ma jedną córkę. Choruje na złośliwy nowotwór mózgu (przerzuty do wielu innych organów). Będąc przy nim opowiadam mu o różnych rzeczach. On ma zamkniete oczy, nigdy nic nie mówi (widać też, że cierpi), ma zręby świadomości. Przed wyjściem jeszcze kreślę znak krzyża na jego czole i mówię: "Dobranoc panie Jacku". I za plecami słyszę jego ciche "Dobranoc". Kochani bardzo proszę o modlitwę za tego Jacka J. w intencji... sam nie wiem jakiej... [url]https://www.youtube.com/watch?v=de0H_WqxZIQ[/url]